➸ 03
I cannot explain the things I feel for you
But girl, you know it's true
Stay with me, fulfill my dreams
And I'll be all you'll need...*
~*~
Ostatni klient opuścił kawiarnię parę minut po 19.00. Blake po mimo narastającego zmęczenia zamiatała z dokładnością podłogę i starała się powstrzymać pokusę położenia się na niej. Noc spędzona na płakaniu w poduszkę teraz się na niej odbijała. Pani Watson widząc jak się męczy podeszła do niej i wyjęła z jej drobnych rąk zmiotkę.
- Musisz odpocząć, słońce. Idź już, poradzę sobie sama - Powiedziała, ale dziewczyna była nieugięta. Zabrała z powrotem zmiotkę i wróciła do wykonywanej przez siebie czynności.
- Nic mi nie będzie - Odpowiedziała. Nie chciała wracać za szybko, bo prawdopodobieństwo, że zastanie blondyna pod drzwiami było dosyć duże. Nie chciała ryzykować, bo nie była gotowa jeszcze spojrzeć mu w oczy. Rozdrapane rany na jej sercu po każdej kłótni pogłębiały się i krwawiły coraz mocniej. Czasami za mocno.
- Blake, przecież widzę, że ledwo trzymasz się na nogach - Starsza kobieta założyła dłonie na biodra - Zmykaj, ale już. I nie chce cię tu jutro widzieć. Musisz odpocząć - dodała
- Wszystko w porządku, naprawdę - Zapewniła swoją pracodawczynię i chcąc w stu procentach przekonać do swojej racji wymusiła u siebie najbardziej naturalny uśmiech, na jaki było ją stać - Skończę to, co zaczęłam i sobie pójdę - dodała
- Jesteś strasznie uparta, słońce - Stwierdziła pani Watson - Mówił ci to ktoś już kiedyś? - dodała. Blake pokręciła przecząco głową, a jej usta znowu wykrzywiły się w lekkim uśmiechu, tym razem był on w zupełności prawdziwy. Nucąc pod nosem swoją ulubioną piosenkę, która płynęła z radia stojącego na ladzie uporała się z zamiataniem szybciej niż myślała. Zmiotkę odstawiła do schowka i przebrała się w swoje normalne rzeczy.
- Blake! - Podczas naciągania na swoje drobne ciało koszulki i rozplątywania włosów usłyszała swoje imię, które padło z ust Pani Watson. Rozplątała ostatni pukiel swoich ciemnych włosów i wystawiła głowę zza ściany.
- Coś się stało? - Zapytała spoglądając na kobietę.
- Nie coś, ale ktoś - Odpowiedziała, a zza jej pleców wyłoniła się jej dobrze zbudowana i znana sylwetka Luke'a. W dłoni trzymał ogromny bukiet czerwonych róż, a wyraz twarzy wskazywał na coś mocniejszego niż zdenerwowanie. Strach, przerażenie? - Zostawię was samych, ale chce cię tu widzieć jutro, Luke. W przeciwieństwie do Blake, której ma tu nie być, ciebie chce zobaczyć - Pani Watson zniknęła na zapleczu zostawiając te dwójkę samej sobie.
- Co tu robisz? Mało ci? Czego chcesz? - Dziewczyna skrzyżowała dłonie na piersi i resztkami sił powstrzymała się od rozpłakania się. Blondyn wzbudzał w niej zbyt dużo sprzecznych emocji. Miłość, nienawiść, strach i czasami nawet wstręt.
- Blake... - Zaczął
- Nie! - Krzyknęła - Nawet nie próbuj przepraszać, bo oboje wiemy, jak to się skończy! Nie wytrzymasz nawet dnia bez alkoholu! Jedyne, co potrafisz i co w miarę dobrze ci wychodzi to robienie mi nadziei, że w końcu coś się zmieni! - Wrzeszczała mając gdzieś, że pewnie słychać ją na całą ulicę.
- Ja... ja nie chciałem - Zaczął opuszczając wzrok na swoje buty - Proszę, daj mi to wyjaśnić - dodał
- Po co? Przecież, to nie ma sensu. Ostatnio nic już nie ma. Jutro znowu wrócisz pijany i tylko diabli wiedzą, czy właśnie jutro się przez to nie rozstaniemy - Zaczęła - Mam tego dość. Mam dość cierpienia, łez i poranków bez ciebie, bo szlajasz się po mieście zalany w trzy dupy. Mam tego dość! - Pierwsza łza spłynęła w dół po jej policzku. Nienawidziła okazywać przy nim swoich słabości, ale też nienawidziła tuszować wszystkich swoich uczuć. Była tylko człowiekiem. Zbyt szybko ufała ludziom, zbyt szybko wybaczała i zbyt szybko zapomniała o krzywdach, jakie los zdążył jej już wyrządzić.
- Mam dość tego, że jestem skończonym idiotą. Mam dosyć tego, że za każdym cholernym razem wystawiam nasz związek na próbę. Mam dość tego, że przeze mnie płaczesz. Mam dość - Mówił powoli i nadzwyczajnie cicho. Nie miał odwagi spojrzeć jej w oczy.
- Zmień to. Zmieńmy to - Zaczęła cicho - To nie może się tak skończyć - dodała powoli podchodząc do niego. Z każdym kolejnym krokiem, jaki ją do niego przybliżał była coraz bliżej przebaczenia mu wszystkich wyrządzonych krzywd.
- Przepraszam - Zadarł głowę, a w jego oczach zaświeciły łzy - Przepraszam - powtórzył padając przed nią na kolana - Przepraszam...
- Luke, wstań. N-nie rób mi tego - Załkała, a kaskada łez zaczęła spadać kropelka po kropelce na podłogowe kafelki - Wstań, proszę - dodała. Niepewnie podniósł się z podłogi i objął ją w talii. Powoli układali puzzle, które rozsypały się zeszłego wieczoru.
- Zmienię się obiecuje, w końcu z tym skończę - Powiedział całując jej skroń.
- Nie obiecuj, po prostu skończ - Załkała cicho jednocześnie mocząc jego koszulkę.
➸➸➸
Co sądzicie?
* - Michael Jackson, You Rock my World
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top