sixteen
- O osiemnastej cztery - odpowiedziała Laura.
- To mamy jeszcze z cztery godzinki - rzekł czarnowłosy.
Tylko - pomyślałem.
- Macie jakiś pomysł, dokąd możemy pójść ?
- Patrzcie, przystało już padać ! - ucieszył się George.
Spojrzeliśmy w kierunku okna, konkretnie na widok znajdujący się za nim. Blondyn miał rację, już nie padało.
- To może w takim razie pójdziemy na spacer do jakiegoś parku ? - zaproponowałem.
- Właściwie, czemu nie ! - rzekł Blake.
- Ja bardzo chętnie - powiedziała Laura, zwracając się do mnie. Uśmiechnęła się mnie słodko, aż zaparło mi dech w piersiach. Po chwili ocknąłem się i odwzajemniłem gest.
- No to ruszajmy ! - krzyknął George.
Skierowaliśmy się do wyjścia z centra handlowego. Przy drzwiach zapytaliśmy pewne starsze małżeństwo o drogę. Polecili nam jeden park. Wyszukałem trasę do celu na telefonie. Było do niego pół godziny drogi, ale nie chcieliśmy jechać komunikacją miejską. Postanowiliśmy przejść ten dystans pieszo. Po kilku minutach wesołej rozmowy, Blake i George złapali się za ręce i machali nimi. Bardzo przypominali przedszkolaków. Właściwie często się tak zachowują, bardzo często... Ja też zawsze się z nimi wygłupiam, ale dzisiaj cała moja uwaga skupiona jest na Laurze. Nie myślę o niczym innym, oprócz niej.
Popatrzyłem na dziewczynę. Przyglądała się chłopakom, śmiejąc się, według mnie przeuroczo. Następnie zerknęła na mnie, ale prawie od razu odwróciła wzrok, ponieważ zauważyła, że się jej przyglądam.
Zbliżyłem się do niej. Później powoli wyciągnąłem moją rękę i dotknąłem nią jej dłoni. Brązowowłosa spojrzała na mnie odruchowo i lekko się zarumieniła. Spojrzałem znowu na jej dłoń i zamknąłem ją w delikatnym uścisku mych palców. Następnie znów popatrzyłem na Laurę. Jej policzki były jeszcze bardziej różowe niż wcześniej.
Moje usta ułożyły się w uśmiech, w którym przekazałem jej ciepło, troskę i rozmarzenie. Moje lekko przymknięte oczy nie odrywały wzroku od jej ślicznych, niebieskich tęczówek. Poczułem w środku, gdzieś w moim sercu, że ona jest w tym momencie szczęśliwa, tak jak ja. Czy tak było naprawdę ?
Trzymaliśmy się za ręce przez całą drogę. Całe szczęście tym razem Blake i George powstrzymali się od komentarzy. Gdy doszliśmy do bramy, będącej wejściem do parku, zatrzymaliśmy się. Nie wiedziałem, jak mam się zachować, więc rozluźniłem trochę uścisk mojej dłoni, trzymającej rękę Laury, która po chwili zamiast puścić mnie, mocniej uścisnęła moje palce.
Spojrzałem w jej oczy. Ona patrzyła w moje. W tym błękicie widziałem ogromne szczęście oraz miłość, ale też odrobinę smutku. Nagle mój wzrok też posmutniał. Każda myśl o tym, że prawdopodobnie już nigdy jej nie zobaczę, powodowała, że do moich oczu napływały łzy, które tak bardzo starałem się ukryć.
Weszliśmy do parku i rozejrzeliśmy się wokół siebie. Przez sam środek biegła wybrukowana dróżka. Po prawej, jak i lewej stronie rosło wiele pięknych drzew liściastych. W oddali zauważyłem niewielkie jeziorko, od którego tafli odbijały się promienie słoneczne. Gdzieniegdzie można było zauważyć kolorowe kwiaty.
Szedliśmy wzdłuż dróżki. Śmialiśmy się z słabych sucharów George'a. Gdy doszliśmy do niewielkiego jeziora, zauważyliśmy urocze kaczuszki. Niestety nie mieliśmy przy sobie żadnego pieczywa. Mimo tego podziwialiśmy zauroczeni te śliczne zwierzątka.
Później okrążaliśmy akwen. Laura szła blisko wody, patrząc na słońce odbijające się w tafli wody. Przed nią maszerowali brunet i blondyn, rozmawiający o czymś. Ja trzymałem się z tyłu i obserwowałem dziewczynę.
Moi zagadani przyjaciele nagle się zatrzymali. Najwyraźniej Laura się tego nie spodziewała, ponieważ wpadła na Blake'a. Straciła równowagę, a ja zwróciłem uwagę na to, że była niebezpiecznie blisko wody. Podbiegłem do niej na pełnym sprincie. Brązowowłosa dodatkowo poślizgnęła się na wilgotnej trawie. Ruszyłem jej na ratunek. Gdy już miała wpaść do wody, ja rzuciłem się w jej stronę. Objąłem jej plecy mocno. Niefortunnie nie udało nam się uniknąć zmoczenia. Oboje przewróciliśmy się do jeziora.
Poczułem, że jestem prawie całkiem zanurzony. Jednak sekundę później zorientowałem się, że jest tu bardzo płytko, a wody jest najwyżej po moje kolana. Mimo tego całe moje nogi i tors były mokre. Wylądowałem na dziewczynie, więc szybko podparłem się rękami, aby mogła wynurzyć się z wody. Leżała na plecach, ale na szczęście wręcz od razu jej głową znalazła się na powierzchni. Położyła dłonie za sobą. Siedziała z wyprostowanymi nogami, na których leżałem. Zawstydzony pospiesznie wstałem i podałem rękę Laurze. Wyszliśmy z wody i usiedliśmy na ziemi. Moi przyjaciele byli już obok nas.
- Musimy pójść gdzieś, gdzie będziecie mogli się wysuszyć - rzekł Blake.
- Wysuszyć ? - zapytał George. - Przecież nie mają nawet ubrań na zmianę. Zresztą, gdzie chciałbyś to zrobić ?
- A masz inny pomysł ?
- Halo, jesteśmy w parku !
- Faktycznie nie ma w pobliżu takiego miejsca...
Podczas gdy chłopcy gadali, ja skupiłem się na Laurze. Zobaczyłem, że zaczyna się trząść, zresztą tak, jak ja.
- Zimno ci ? - spytałem.
- Nie, to znaczy... tylko trochę.
Wpadłem na pomysł. Zdjąłem plecak z moich pleców. Całe szczęście nie zmoczył się. To dzięki temu, że nie zanurzyłem się cały w wodzie. Wyjąłem z niego moją jasnoniebieską bluzę bez żadnego nadruku czy kaptura. Następnie podałem ją koleżance. Ona spojrzała na ubranie, a potem na mnie.
- Nie, ty ją ubierz Reece.
- No coś ty, trzymaj - rzekłem podsuwając jej bliżej suchy materiał.
Po kilku sekundach wymiany spojrzeń, Laura westchnęła.
- W porządku.
Wzięła ode mnie bluzę. Przez chwilę zawiesiła na niej wzrok, a później zwróciła się do mnie.
- Czy mógłbyś, no wiesz, odwrócić się ?
Zakłopotany od razu wykonałem czynność mówiąc "Ttak, oczywiście". Moi przyjaciele także się odwrócili. Po chwili usłyszałem krótkie "Juuż !".
Odwróciłem się w kierunku dziewczyny i spojrzałem na nią. Ubranie było na nią o wiele za duże. Szczerze wyglądała w nim, jak w worku po ziemniakach, ale takim ładnym worku po ziemniakach. Rękawy zakrywały jej drobne dłonie. Całość zaś przypominała krótką sukienkę. Dziewczyna wyglądała jak mała, zagubiona istotka. Była po prostu przeurocza.
Podeszłem do niej powolnym krokiem. Zatrzymałem się około pół metra przed nią. Nieśpiesznie wyciągnąłem moją rękę, unosząc ją do jej twarzy. Chwyciłem mokry kosmyk jej brązowych włosów i poprawiłem, zakładając jej go za ucho. Wilgotne policzki Laury przebrały nieco bardziej różowy odcień, a błękitne oczy zerknęły gdzieś na bok, jednak po krótkiej chwili znów wpatrywały się w moje zielone tęczówki.
- Szesnasta dwadzieścia dwa - rzekł George wyrywając nas z "transu". Mrugnęliśmy parę razy powiekami i odwróciliśmy się do Smitha oraz Richardsona.
- Pora się zbierać - powiedziała smutnym głosem Laura po kilku sekundach.
- Odprowadzimy cię na dworzec - rzekł Blake.
- Na peron - dodałem.
Laura popatrzyła na każdego z nas z wdzięcznością. Na końcu zawiesiła wzrok na mnie.
- Dziękuję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top