5. Too young to fall in love
1981 r.
Jeffrey
W zawrotnym tempie przemierzałem ulice Los Angeles i modliłem się, żebym tylko nie trafił na żaden korek ani radiowóz. Przeklinałem się w duchu za to, że nie wyjechałem wcześniej. Jak tak dalej pójdzie, to spóźnię się na swój pierwszy koncert i być może zaprzepaszczę tym samym szansę na jakikolwiek występ w najbliższym czasie. W końcu gdzie ja znajdę kolejnego Paula Andrewsa, który przyjmie początkującego gitarzystę bez własnego instrumentu ani pieniędzy na niego?
Tyle czasu spędziłem zawzięcie wertując strony kolejnych wydań The Recycler i dzwoniąc do ludzi, którzy zamieszczali tam ogłoszenia. Zazwyczaj nie przynosiło to żadnych efektów, ewentualnie udało mi się zagrać jedną, czy dwie próby. W sumie nawet specjalnie nie liczyłem na to, że ktoś mnie przyjmie, ale musiałem próbować. Nic innego mi nie pozostało.
Po jakimś czasie trafiłem właśnie na Paula, wokalistę Naughty Women. Ku mojemu zdziwieniu zgodził się, bym dołączył do jego zespołu i nawet pożyczył mi swoją gitarę. Widocznie musiał być zdesperowany tak bardzo jak ja. Jego kapela zdecydowanie nie była szczytem moich marzeń, jednak w tym momencie nie mogłem liczyć na nic lepszego.
Dotarłem na miejsce. Wysiadłem z auta tuż obok opuszczonego magazynu, znajdującego się niedaleko centrum miasta. Przed budynkiem zauważyłem sporą grupkę ludzi, mniej więcej w moim wieku. Na moje nieszczęście, prawie wszyscy wyglądali na miłośników punk rocka. Nie to, żebym miał coś przeciwko takiej muzyce, bo sam słuchałem takich zespołów jak The Damned, The Heartbreakers, czy miejscowego X. Po prostu ja w moich dżinsach i luźnej koszuli zupełnie do nich nie pasowałem i szczerze wątpiłem, że reszta dostosuje się do panujących tu warunków. Bez tego nie było mowy, żeby nas szanowali.
Wyciągnąłem z samochodu gitarę i ruszyłem do budynku, cały czas czując na sobie złowrogie spojrzenia grupki stojącej przed wejściem. Wewnątrz magazyn nie wyróżniał się niczym szczególnym - ot zwykłe, słabo oświetlone pomieszczenie, w którym widoczność dodatkowo zmniejszał dym. Nie tylko papierosowy. Sprzęt był już ustawiony, więc z pewnością reszta zespołu czekała tylko na mnie. Rozejrzałem się dookoła, ale nigdzie nie mogłem ich dostrzec.
Po chwili usłyszałem, że ktoś mnie woła. Przez dłuższą chwilę próbowałem zlokalizować skąd dochodził głos, ponieważ nieco zagłuszyły go krzyki roznoszące się po całym budynku. Nagle zobaczyłem, że zbliża się do mnie jakaś dziewczyna. Miała mocno natapirowane włosy, różową szminkę i lateksowe spodnie. Sam nie wiedziałem dlaczego, ale już na pierwszy rzut oka coś mi w niej nie pasowało. Podeszła bliżej i gdy spojrzałem na jej twarz, stanąłem jak wryty. To nie była żadna dziewczyna, tylko Paul! Szatyn skinął głową w stronę pozostałych, dając mi tym samym do zrozumienia, żebyśmy do nich podeszli. Tony i Greg wyglądali podobnie do wokalisty, co jeszcze bardziej mnie załamało. Tonę lakieru do włosów i pełny makijaż mogłem przetrawić, ale kurwa, oni mieli na nogach dziesięciocentymetrowe szpilki!
— To ma być jakiś żart? — spytałem, bez uprzedniego przywitania się.
— To ma być nasz image — odparł z dumą Tony.
— Zapomniałem ci powiedzieć — dodał Paul i uśmiechnął się przepraszająco.
— A co, może miałem kupić sobie obcasy? — Prychnąłem.
Szatyn puścił to mimo uszu i zbliżył się do mnie. Z kieszeni wyjął niewielki przedmiot, który okazał się być szminką. Nim zdążyłem zareagować, przystawił mi ją do ust.
— Co ty...
— Przestań gadać, bo będzie krzywo - ostrzegł mnie.
Że co, kurwa? Krzywo? Ledwo powstrzymałem się przed odepchnięciem go. W tym momencie zły makijaż był moim najmniejszym problemem. Teraz już rozumiałem, dlaczego wzięli do zespołu muzyka bez instrumentu i grosza przy duszy.
Powinienem zwyczajnie ich olać i stamtąd wyjść, lecz mimo wszystko nie chciałem tego robić. To miał być przecież mój debiut na hollywoodzkiej scenie, nie wspominając o tym, że bycie w zespole to coś, do czego dążyłem od dawna. To pragnienie miało swój początek już wtedy, gdy jako dwunastolatek nauczyłem się jak prawidłowo uderzać w bębny. Los Angeles dawało mi szansę na dokonanie tego, więc musiałem odłożyć spalenie się ze wstydu na później. Nie po to przebyłem tak długą drogę, żeby powstrzymała mnie jakaś szminka do ust.
Perkusista zaproponował jeszcze, bym nałożył sobie róż, czymkolwiek jest to cholerstwo, ale stanowczo odmówiłem. Weszliśmy na niewielki podest, który pełnił rolę sceny. Greg usiadł za perkusją, Tony podłączył bas, a Paul wziął do ręki mikrofon. Ja natomiast wyciągnąłem gitarę z futerału i zawiesiłem ją nisko. Dopiero wtedy dopadł mnie stres. Wcześniej nawet o nim nie pomyślałem.
Wokalista odliczył do trzech i zaczęliśmy grać. Dłonie mi drżały, ale na szczęście Naughty Women mieli utwory zbudowane prawie w całości na power chordach, więc nie sprawiało to aż takiego kłopotu. Zresztą i tak wszystko niemiłosiernie trzeszczało. Większym problemem było raczej to, że nie spodobaliśmy się publiczności, która zaczęła nas opluwać, gdy wykonywaliśmy drugą piosenkę. Dzielnie to znosiliśmy, do momentu gdy szklana butelka przeleciała nad głową Tony'ego. Zrezygnowaliśmy z dalszego grania.
To również okazało się nie najlepszym wyjściem. Naraz niemal wszyscy obecni w pomieszczeniu zaczęli się bić. Zdezorientowany spojrzałem na pozostałych członków zespołu. Ich miny wskazywały na to, że również nie wiedzą co robić w tej sytuacji. W moją stronę poleciało krzesło, ale zdążyłem zrobić unik. Jakiś chłopak wszedł na podest i rozwalił bęben basowy butem. Na scenę wbiegało coraz więcej ludzi. Nagle ktoś wyłączył światło. Nie widziałem co się wokół mnie działo, słyszałem tylko przekleństwa, głośne krzyki i tłuczone szkło. Podniosłem statyw od mikrofonu i zacząłem nim machać, żeby odpędzić od siebie skorych do bójki punkowców. No, a później zrobiłem to, co uważałem za słuszne - zabrałem gitarę i uciekłem tylnym wyjściem.
***
Dojechałem na miejsce solidnie wkurwiony. Nie dość, że koncert był co najmniej beznadziejny, to jeszcze po drodze utknąłem w korku. Co jeszcze mnie dzisiaj spotka? Wysiadłem z auta, zatrzaskując drzwi trochę mocniej niż powinienem. Zrezygnowany skierowałem się prosto do mieszkania. Złapałem za klamkę, ale odgłosy kłótni dochodzące zza cienkiej ściany, powstrzymały mnie przed wejściem do środka.
— Nie mogłeś z tym poczekać? — spytała Diane podniesionym głosem.
— Nie rozumiesz, kurwa, że muszę oddać tą kasę dzisiaj?
— Ale nie musiałeś jej sprzedawać, Tommy!
— Przecież i tak cały czas stała pusta! — oburzył się.
Usłyszałem kroki. Cholera, teraz wyjdzie na to, że podsłuchuję. Byłem pewien, że chłopak Diane zaraz wystrzeli z domu niczym torpeda więc odsunąłem się, by nie dostać drzwiami w głowę. Miałem rację. Już po kilku sekundach na korytarzu pojawił się Tom. Spojrzał na mnie spod byka i poszedł w swoją stronę. Wszedłem do mieszkania. W salonie zastałem Diane siedzącą na kanapie. Dziewczyna schowała twarz w dłoniach.
— Cześć — przywitałem się.
Nawet nie drgnęła.
— Hej. — Pociągnęła nosem.
Nie znosiłem mieszać się w nieswoje sprawy, ale cholera, nie mogłem stać i patrzeć jak płakała.
— Co się stało?
— Tom sprzedał lodówkę - odparła, nerwowo się śmiejąc.
Przez myśl mi nawet nie przeszło, że żartowała, bo była zbyt zdenerwowana, ale musiałem sam to sprawdzić. Gdy wszedłem do kuchni okazało się, że miała rację. Chyba nic mnie już dzisiaj nie zdziwi...
— Co mu strzeliło do głowy? - spytałem, wróciwszy do pokoju. Ten cały Tom z każdym dniem denerwował mnie coraz bardziej.
— A jak myślisz? Przećpał większość tego, co miał sprzedać i zabrakło mu kasy, żeby spłacić długi.
Chciałem ją jakoś pocieszyć, ale nie do końca wiedziałem jak. Usiadłem obok i pogładziłem ją po ramieniu.
— Diane... — zacząłem — nie żebym był wścibski, ale dlaczego ty go jeszcze stąd nie wyrzuciłaś?
— To nie takie proste, wiesz...
— No właśnie nie wiem. Kompletnie nie rozumiem czemu go utrzymujesz i dajesz sobą pomiatać.
— Byłeś kiedyś zakochany? — spytała znienacka.
Zdziwiłem się. Skąd ta nagła zmiana tematu?
— Nie sądzę — powiedziałem — ale chyba nie o tym rozmawialiśmy.
— Właśnie, że o tym. Kocham go. Znasz już odpowiedź na swoje pytanie.
— Nawet jeżeli on cały czas cię rani?
— Na tym chyba polega miłość, Jeff. Albo przynajmniej tak sobie usprawiedliwiam to, że jestem głupia.
— Nie rozumiem jak mogłaś się w nim zakochać — pokręciłem głową.
— Często jest tak, że kochamy kogoś, kogo nie powinniśmy — wyjaśniła.
Zastanowiłem się nad jej słowami. Po dłuższej chwili doszedłem do wniosku, że było w tym trochę prawdy, ale tak czy inaczej – mnie to nie dotyczyło. Za młody byłem na zakochiwanie się.
W pewnym momencie ni stąd ni zowąd pomyślałem o Jill. Jakiś miesiąc temu wysłałem pocztówkę do niej i do Billa. Nie dostałem żadnej odpowiedzi. Prawdę powiedziawszy nie spodziewałem się, że rudy odpisze, ale Jillian? To do niej niepodobne.
Nagle usłyszałem perlisty śmiech Diane, która zdążyła już zabrać dłonie z twarzy. Nie miałem pojęcia o co jej chodziło.
— Ładna szminka — pochwaliła.
— Kurwa mać. — Przetarłem usta wierzchem dłoni i ujrzałem na niej ciemnoczerwony ślad.
— Pasuje ci.
— Dzięki — wycedziłem.
— Podkreśla twoją urodę.
— Przestań się nabijać, wystarczy mi już upokorzeń na dziś. — Spojrzałem na nią z ukosa.
— A właśnie, jak koncert?
— Nawet mi nie przypominaj. — Westchnąłem ciężko. — Nie dość, że ci kolesie z mojego zespołu ubrali się jak transwestyci, to potem jeszcze dosłownie wszyscy zaczęli się bić. Miałem szczęście, że udało mi się wynieść gitarę.
Diane coś jeszcze powiedziała, ale niezbyt się na tym skupiłem, bo odniosłem dziwne wrażenie, że zapomniałem o czymś ważnym. Tylko co co mogło być? Nie miałem zielonego pojęcia.
— Halo, tu ziemia do Jeffa. — Pomachała mi ręką przed oczami. — Gdzie masz tą gitarę?
I wtedy po raz kolejny doszło do mnie jakim byłem idiotą. Podbiegłem do okna.
— Ja pierdolę. — Uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło. — Samochodu nie ma.
Diane spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
— Zostawiłem ją tam.
Nie musiałem mówić nic więcej. To było jasne, że skoro Tom zabrał auto, sprzeda gitarę. Czemu ja jej do cholery nie wziąłem ze sobą? Przystawiłem czoło do chłodnej szyby i zacząłem się zastanawiać co dalej, bo po tym wszystkim nie mogłem pokazać się reszcie zespołu na oczy.
W końcu stwierdziłem, że gra w Naughty Women i tak nie miała najmniejszego sensu, a pozostali nawet nie wiedzieli gdzie mnie szukać. Może będą mnie dręczyły wyrzuty sumienia, ale hej, czego oni się spodziewali, pożyczając gitarę dopiero co poznanemu chłopakowi? Poza tym, przecież ja nawet nie planowałem jej stracić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top