"Doki Doki Literature Club"

     A proszę cię bardzo, chętnie to zrobię! 

     Spojlery będą napisane pogrubioną czcionką.

     Zacznijmy od tego, czym tak właściwie jest Doki Doki Literature Club. A jest to visual novel, gdzie wcielasz się w chłopaka, dokładniej w mangozjeba, który za namową przyjaciółki z dzieciństwa o imieniu Sayori postanawia dołączyć do Klubu Literatury. Tam poznaje pozostałe trzy dziewczęta, czyli Natsuki, Yuri oraz, oczywiście, Monikę, która jest przewdoniczącą.

     Już niedługo później dane jest nam napisać nasz pierwszy wiersz. Polega to na tym, iż wybieramy sobie dwadzieścia słów, a gra tworzy wiersz, którego, co ciekawe, nie widzimy. Widzimy natomiast wiersze pozostałych dziewcząt, co więcej — omawiamy je wraz z nimi.

     Brzmi nudno, nieprawdaż?

     Dlaczego więc wszyscy wystawiają tej grze 10/10?

     Tak, jest nudno. Ale przez dwie pierwsze godziny gry. Późniejsze cztery to prawdziwa miazga. I tu zaczynają się spojlery.

     Tak właściwie prawdziwa gra zaczyna się dosłownie przed festiwalem, na który się tak bardzo przygotowywaliśmy. Idziemy do domu Sayori, aby zobaczyć, co się z nią dzieje, a tam... Nie, fani spojlerów, nie dowiecie się.

     I chcę się skupić jedynie na fabule od tego momentu. Bo jestem niemal pewna, że te dwie pierwsze godziny to była zmyłka, która służyła też temu, abyśmy lepiej poznali dziewczyny i wybrali naszą ulubioną.

     #TeamNatsuki.

     #JustNatsuki.

     Cholernie podobały mi się te wszystkie zakłócenia, zmiana muzyki, ten nastrój, problemy dziewczyn, które niby mało nam zdradzały, ale jednocześnie mogliśmy się wszystkiego domyślać. Na przykład chyba wszyscy wiemy, że w domu Natsuki nie jest za kolorowo, zaś Yuri... W sumie nie zawiniła, to kto inny nią kierował.

     Tak właściwie ja od samego początku nie lubiłam Moniki. Była zbyt sztuczna. Oraz sprawiała wrażenie takiej strasznie fałszywej, jeśli chodzi o ludzi. No, w sumie za wiele się nie pomyliłam.

     Dlatego niezbyt się zdziwiłam, gdy się okazało, że to ona kontrolowała całą grę. Że to ona za tym wszystkim stała.

     Ale przyznajcie, że to dość ciekawy zabieg, nieprawdaż?

     Świetnym pomysłem były też te duże, białe napisy, którymi sterowała właśnie Monika. Raz się śmiałam, gdy je widziałam, lecz niekiedy zaczynałam czuć to napięcie.

     A to, że nie mogliśmy wybrać ani Yuri, ani Natsuki podczas jednej sytuacji? Świetne. I te oczy Yuri... Ach!

     Cudowne też było to, jak musieliśmy kliknąć Just Monika jakieś kilka, a może nawet kilkanaście razy. W tym momencie zaczęłam się denerwować, bo wiedziałam, że zaraz coś się stanie, być może coś wyskoczy, więc byłam spięta jak nie wiem. Więc wielki plus.

     Kolejnym plusem jest to, że w pewnym momencie z gry nie da się wyjść. Znaczy, da się, ale nie da się zapisać gry.

     Chociaż później, podczas rozmowy z Moniką, faktycznie nie dało się wyjść z tego, co pamiętam. I wiecie, co tam było? Jak się chciało wyjść, pokazywał się napis Ja się nigdzie nie wybieram. To dopiero było creepy.

     Ale ta gra najbardziej zyskała w moich oczach chyba dlatego, że była dziwna. Że trzeba [lub można] było robić nietypowe rzeczy, jeśli chodzi o gry. Usunięcie postaci z folderu? Dopisanie yandere? A jeśli się chciało mieć dobre zakończenie, prowadzić trzy gry naraz?

     No kto o tym normalnie myśli? Nauczyliśmy się, że w grze nie ma haczyków. Że nikt nie zwraca się do nas, prawdziwych nas, tymi ludźmi przed komputerami. Więc to była super lekcja na to, aby na wszystko zwracać uwagę.

     Super było też to, Monika potrafiła powiedzieć nam, jak mamy na imię, jeśli ktoś nagrywał grę, potrafiła pozdrowić widzów i powiedzieć, że się wstydzi kamery i wiele innych. To jest dobra lekcja dla tych, którzy nie mają żadnych zabezpieczeń i na wszystko klikają okej bez dokładnego zbadania, o co w ogóle chodzi.

     Wiecie co? Recenzja tego tytułu jest trudna. Mogę powiedzieć tylko tyle [bo jednak gra zaczyna wydawać się ciekawsza po spojlerach których niektórzy tutaj unikają], — ciekawa fabuła jest, muzyka też niczego sobie, a pomysł był fenomenalny, nie wspominając o ślicznej grafice. I wyszło świetnie, bowiem chyba nikt po skończeniu tej gry o niej nie zapomniał chwilę później.

     Więc to będzie jedna z gorszych recenzji. Trudno. Proszę tylko, żebyście mi zaufali na słowo, że w Doki Doki Literature Club warto zagrać. Przeboleć dwie pierwsze godziny i rozkoszować się czymś nowym.

      Grę możecie pobrać na Steamie za darmo. Podobno gdzie indziej też jest dostępna, ale więcej na ten temat nie powiem, bo się zbytnio nie interesowałam.

     A do osób, co grały w Doki Doki Literature Club? Jak odczucia? Która z dziewczyn była Waszą ulubioną?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top