Setna Królowa
Autor: Emily R. King.
Wydawnictwo: Young.
Fabuła:
Chciał wojowniczej królowej. Dostał rewolucjonistkę.
Osiemnastoletnia Kalinda jest sierotą wychowaną w zakonie, której przeznaczono życie w samotności i modlitwie. Dziewczyna cierpi na częste gorączki, przez co nie nadaje się nawet na służącą, nie mówiąc o kurtyzanie czy żonie..
Los Kalindy odmienia wizyta potężnego tyrana Radży Tarka. Nagle dziewczyna musi opuścić zakon i wyruszyć na pustynną wyprawę, która zaprowadzi ją prosto do haremu. Jako setna żona będzie walczyć o pozycję królowej z pozostałymi dziewięćdziesięcioma dziewięcioma żonami i licznym kurtyzanami. Jedyną pociechę odnajdzie w osobie strażnika Devena.
W obliczu niebezpiecznego turnieju na śmierć i życie oraz uczucia, które żywi do młodego kapitana, Kalinda ma tylko jedną nadzieję na ucieczkę. Musi obudzić w sobie tajemną i zakazaną moc.
Uczucia po przeczytaniu:
No i proszę! Jak na zawołanie! Chyba sama sobie to wykrakałam przedostatnią recenzją, mówiąc w niej o "ładnie opakowanych bredniach". Nie mówię, że ta książka taka jest 😂 No kurcze, ciężko mi mówić o niej, bo nie wiem jak ją ocenić.
Okładka piękna! A do zestawu był jeszcze taki śliczny tatuaż, jaki posiadała główna bohaterka z liczba 100! 😍
Ale może zacznę po kolei. W tej opowieści poznajemy młodą dziewczynę, która jest sierotą, przez co wychowują ją siostry zakonne. Dziewczyna od dziecka zmaga się z tajemniczą chorobą, a mianowicie niespodziewanymi napadami gorączki.
Przez nią jest daleko w tyle za rówieśniczkami, w posługiwaniu się bronią i w walce. Kalinda mimo wszystko nie przejmuje się tym, ponieważ zamierza wstąpić do sióstr i zostać jedną z nich, żyjąc tam w spokoju do końca swoich dni. Jednak, gdy do jej klasztoru przyjeżdża tajemniczy benefaktor - który może powołać każdą wybraną dziewczynę, do służby polegającej ma zostaniu służąca, kurtyzaną lub żoną. Jak się okazuje nasza Kalinda ma to szczęście w nieszczęściu, że zostaje wybrana, na żonę i to nie byle kogo, a samego Radży Tarka - najwyższego władcy - i nie byle jaką żoną a setną.
Mimo iż taka wizja życia daleko odstaje od wizji życia Kali, to dziewczyna wiernie oddaje się swojemu przeznaczeniu. Jednak nie wszystko jest takie proste jak mogło by się wydawać, ponieważ zanim zostanie ona żoną radży, musi najpierw obronić swój tron i stanąć do walki na śmierć i życie z innymi żonami oraz kurtyzanami, które chcą zyskać jej pozycje.
Podoba mi się historia oraz jej przebieg, w miarę gładki, szybki i wciągający. Świat przedstawiony w tej histori, jest okrutny dla kobiet żyjących tam - tak jak mówiłam recenzując "Buntowniczke z pustyni" bo tam też poruszyłam temat kobiet traktowanych kobiet traktowanych przedmiotowo - jednak nie był on szczegółowo opisany jak tu.
Tutaj nasza główna bohaterka trafia do miejsca, w którym ma zostać setną żoną, co samo w sobie dla mnie jest straszne. Mieć męża, który ma dziewięćdziesiąt dziewięć żon to dla mnie rzecz niewyobrażalna, że nie wspomnę też o wielu kurtuzanach, które mieszkają w tym pałacu. Książka opiera się cała na klimatach wciągniętych z świata ala "Wspaniałe stulecie", więc jeśli ktoś lubi ten serial, książka też powinna do niego przemówić.
Sama jestem raczej niezależna i gdy czytałam te opowieść z przykrością i żalem, patrzyłam na Kalinde, każdą żonę i kurtyzane, którym przyszło żyć w takim świecie. W świecie gdzie kobieta nie ma głosu, wyboru, wolnej woli, to woli mężczyzn musi się podporządkować. Nie raz miałam ochotę wejść do tej książki i nakrzyczeć na Radże, generałów czy innych mężczyzn, którzy traktowali kobiety, jak gorsze sobie. I w tych właśnie miejscach podziwiałam Kalinde i wiele innych kobiet, za to jak potrafiły milczeć w miejscu gdzie ja chciałam krzyczeć i rozgrywały to o wiele mądrzej, prowadząc intrygi tuż pod ich nosem. Co było dobrą częścią tej książki, przebiegłość, której się nauczyły żyjąc tam i spryt dzięki któremu tam przetrwały.
Muszę też przyznać, że z początku nie podobało mi się religijne podejście Kalindy, ale z biegiem histori, przyzwyczaiłam się do tego i zrozumiałam, że ta religia i wiara były częścią jej, a to, czyniło ją silniejszą i przede wszystkim, wyróżnia ją w jakiś sposób na tle innych bohaterek książkowych. I mimo że dostrzegam to trochę później, zrozumiałam że dzięki temu zyskała cechy, których nie miały większość żon: dobroduszność, silna wola, łaska i przebaczenie. Kalinda nie bała się odpuścić i przebaczyć, podczas gdy inni sięgali po miecz, ponieważ nie widzieli innego wyjścia.
Mile zaskoczyła mnie też relacja między innymi żonami Radży, a Kalindą. Gdy dowiedziałam się, że zostanie setną królową, pomyślałam sobie "no to powodzenia życzę z innymi żonami" wyobrażałam sobie jadke, kłótnie i Bóg wie co jeszcze, a mimo wszystko okazało się, że one nie były dla niej zagrożeniem (oczywiście były małe wyjątki). Mimo to były one dla siebie na tyle miłe i uprzejmie, że zrozumiałam, że pozory mylą, a niebezpieczeństwa trzeba szukać gdzie indziej.
Więc skoro jest tu tyle pochwał to co poszło nie tak? Otóż oto odpowiedź: wątek miłosny. Tak, wątek miłosny. I przeszkadzał mi na tyle, że zniszczył on efekt "wow" i "oh ah eh" nad tą książką, która niewątpliwie, była by uznana przeze mnie za świetną, gdyby nie ten wątek. Kupując tą książkę, słyszałam już parę recenzji na ten temat, ale pomyślałam, że może to przesada. Jak historia miłosna, może popsuć efekt książki? Myliłam się. Niestety ewidentnie coś tu nie wyszło.
A mianowicie Kalinda, jadąc stawić czoła swojemu przeznaczeniu, spotyka strażnika, w którym zakochuje się praktycznie od razu i z wzajemnością. Więc co mi tu nie pasuje? Przecież to brzmi jak świetna historia miłosna. I może by tak było, gdyby nie to wrażenie, że przegapiłam moment tego ich "zakochania". To było takie nagle od "cześć" do "kocham cię". Takie odniosłam wrażenie. Nie potrafiłam polubić ich relacji, ponieważ wydawała mi się ona pisana na siłę, taka trochę nijaka. No po prostu, nie poczułam amorów.
Nie wiem czy to był zamierzony efekt, przez autorkę. Przecież mogła poprowadzić ich relacje jako przyjacielską, a później mogło się coś tam między nimi rozwijać. Nie wiem. Lub mogła stwarzać pozory tej "przyjaźni" podczas, gdy oboje byli by sobą zainteresowani, ale nie.
Ostatnio czułam się tak czytając pierwszą część "Dworu cieni i róż" Sarah J Maas, gdy śledziłam relacje między Feyrą, a Tamlinem. Tam też coś nie odpaliło, ale dało mi to do myślenia. Świat jak i historia, tu i tam zostały przedstawione naprawdę ciekawie, tylko wątki miłosne nie wypaliły. Ale jak się okazało w przypadku "Dworu..." tak miało być. My mieliśmy nie polubić Tamlina, to był całkowicie świadomie przeprowadzony zabieg przez autorkę. Kto czytał ten wie o czym mówię. Jego imię zaczyna się na "R" 😂
Czy i w tym przypadku jest to świadomie przeprowadzany zabieg? Ciężko mi powiedzieć. Liczę na to, że ta historia naprawdę się rozwinie, ponieważ jest to dobra historia z potencjałem mam nadzieję, że w kolejnych częściach autorka rozwinie tą relacje i nie będzie to takie suche i przede wszystkim "z nikąd".
Ocena:
Nadal ciężko mi zdecydować o ostatecznej opini na temat tej książki ponieważ moje uczucia są mieszane. Dostajemy dobrych bohaterów, dobrą historie, dobrze wykreowany świat, religie zbudowane od zera oraz wątki fantasy. Jedyny błąd to ten wątek miłosny, który ciągnie się przez całą książkę.
Czy przeczytam następna część?
Myślę, że tak. Opowieść pochłonęła mnie na tyle, że chce dowiedzieć się jak potoczą się dalsze losy tej histori i jaki będą miały wpływ ma naszych bohaterów. Uważam te książkę za ciekawą, niekoniecznie obowiązkową lekturę do przeczytania, ale historie która ma w sobie duży potencjał. Jeżeli przymkniecie oczy na wątek miłosny (chociaż może wam się spodoba, kto wie), to nie wątpię że sama historia zaciekawi was równie mocno co mnie. Teraz pozostaje już tylko czekać na kolejną część, która utwierdzi mnie w 100% w odczuciach do tej książki, bo na razie są mieszane. Naprawdę liczę, że będą to pozytywne uczucia i jednak nie zawiode się na książkach tej autorki.
- Cassy 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top