Rozdział 8: Mam nadzieję, że zachowasz się honorowo.

Swoją sypialnię opuściłam chwilę po siódmej. Nie byłam w dobrym humorze. W zasadzie nie miałam go wcale. Jednak idąc korytarzem w stronę schodów, przywdziałam na twarz maskę. Nikt nie mógł po mnie poznać, że coś jest nie tak. Dosyć miałam użalania się nad sobą i tego, że każdy się nade mną pastwił, jakbym co najmniej była ze szkła. I choć rozpadłam się na kawałki w dniu, w którym dowiedziałam się, że mój mąż walczy o życie, nie chciałam dłużej okazywać słabości.

W kuchni zastałam Arely, która wkładała brudne naczynia do zmywarki. Podeszłam do niej i położyłam dłoń na jej ramieniu, a ona się wzdrygnęła.

– Przepraszam – rzekłam, gładząc miejsce dotyku. – Nie chciałam cię przestraszyć.

– Nie szkodzi. Nie słyszałam, jak pani wchodzi.

– Arely. Prosiłam, żebyś mówiła mi po imieniu – odpowiedziałam z pogodnym uśmiechem, po czym położyłam kubek pod dyszą ekspresu i załączyłam program białej kawy. – Aurora już wstała?

– Pojechała ze Scottem do szkoły.

– Tak wcześnie?

– Mówiła, że ma jakieś dodatkowe zaliczenia. A ty jak się czujesz?

– Jest znośnie. – Uśmiechnęłam się dość sztucznie, co gosposia zdecydowanie zauważyła.

Złapałam za ucho kubka i upiłam łyk kawy, po czym podziękowałam jej za informację. Jednocześnie czułam, że między mną a Aurorą wytworzył się dystans. Okłamała mnie z Masonem. Nie mówiła o swoich planach, obowiązkach, założeniach. Nie była tak czuła jak kiedyś. Jakbyśmy przestały być mamą i córką, a zostały jedynie partnerkami.

Kierując się w stronę wyjścia, zobaczyłam Odyna stojącego pod drzwiami.

– Już tęsknisz za Aurorą? – zapytałam, po czym otworzyłam mu drzwi.

Wyszliśmy na zewnątrz. Witając się z kilkoma z naszych ludzi, poszłam do skrzynki na listy. Jak zawsze wyciągnęłam z niej kilka ulotek, zaproszeń na bankiety i coś, co...

Zmarszczyłam brwi.

– Co, do kurwy... – Otworzyłam czarną kopertę i wyciągnęłam z niej kolejne zaproszenie. – Partyjka pokera? Dziś o 19:00 w Vertex&Casino Club – przeczytałam i, zerkając w dolny prawy róg, ujrzałam podpis „M." – Chyba sobie żartuje – skomentowałam i wrzuciłam zaproszenie Masona do kosza przy wejściu.

Idiota. Co on sobie myślał? Że po dwudziestu latach nagle stanie przede mną, jak zmartwychwstały Jezus i wszystko będzie dobrze? Że zapomnę o wszystkim, co zrobił? Przez tyle lat pozwalał nam myśleć, że naprawdę go zajebaliśmy.

Bo zrobiliśmy to. Na własne oczy widziałam, jak uchodzi z niego życie. Nie da się tego przeżyć. Nie kiedy odetną ci język, ręce, wbiją dwukrotnie nóż w plecy i oddadzą siedem strzał na korpus.

Jednak nie zamierzałam się nad tym zastanawiać. Ten człowiek już dawno przestał być moim interesem.

Przez resztę dnia skupiłam się na pracy, którą powinien wykonać Sergio. Teraz ja musiałam o to zadbać. Z małą pomocą Diego uporałam się z zamówieniami, wysyłkami i kontrolą towaru. Przejrzeliśmy też raporty i na całe szczęście nie wykryliśmy niezgodności. Na ten czas nie brakowało mi dodatkowych zmartwień.

Gdy uporałam się z pracą, postanowiłam poćwiczyć w swojej sali treningowej. Przebrałam się w swój skórzany kombinezon i oplotłam przepaskę na udzie. Umieściłam w niej czerwone noże i po kilku minutach pociągnęłam za drzwi warsztatu.

W środku ujrzałam Aurorę w obecności Sama i Monicy. Zmarszczyłam brwi, gdy skrzyżowałam spojrzenie z córką. Nawet nie przyszła się ze mną przywitać, kiedy wróciła do domu. Znowu poczułam złość. Nie dość, że mnie okłamała, to jeszcze wciąż mnie unikała, jakbym była jej wrogiem.

– Zostawcie nas same – rozkazałam do swoich ludzi.

– Trenujemy – bąknęła Aurora.

– Potrenujesz ze mną.

Naprawdę byłam wkurzona i po raz pierwszy pragnęłam dać mojemu dziecku prawdziwą nauczkę. Moi ludzie opuścili salę, a córka poprosiła:

– Nie oszczędzaj mnie.

– Nie zamierzam.

Ruszyła na mnie, jednak każdy z jej ruchów był do przewidzenia. Moją agresję spowodowała cała ta sytuacja. Sergio, który jest w szpitalu, powrót do życia pierdolonego Masona Harrisa i fakt, że jedyna osoba, która była dla mnie teraz ważna, okłamała mnie i traktowała jak wroga.

Miałam prawo do złości. Pozwoliłam sobie na okazanie jej w najbrutalniejszy dla mojej córki sposób.

Obaliłam ją na ziemię, zakneblowałam ręce i złapałam jej szyję, pytając:

– Kto wyprowadził nas z katedry?

– Ja! – krzyknęła.

– Zapytam jeszcze raz. – Ścisnęłam jej gardło na tyle, by trudniej było jej złapać powietrze, ale nie na tyle, aby zrobić jej krzywdę. – Kto wyprowadził nas z katedry? – Gdy nie otrzymałam odpowiedzi, zwiększyłam nacisk. – Odpowiedz!

– Przecież już wiesz – odpowiedziała zduszonym głosem. – Dowiedziałaś się. Inaczej nie próbowałabyś ze mnie tego wydusić.

Puściłam jej szyję, a Aurora mocno zaczerpnęła powietrza.

– Jak mogłaś mnie okłamać? – zapytałam z żalem, schodząc z niej.

– Mason mówił, że prawda cię zaboli. Wciąż powtarzał, że powinien pozostać dla ciebie martwy.

– A potem sam się ujawnił – przerwałam jej.

– Pierdolony chuj. Zdradził mnie. To ze mnie zrobił tą złą – skomentowała Rori, łapiąc się za głowę. – Mamo. Ja... Zrobiłam tak wiele złego, że nie chciałam, abyś dłużej cierpiała. Nie chciałam sprowadzić kolejnych problemów.

Byłam tak strasznie wściekła, że po raz pierwszy miałam ochotę rzec do swojego dziecka, by przestała pierdolić. Jednak nie mogłam tego zrobić, bo pomimo tego, że byłyśmy wspólniczkami, nadal byłyśmy również rodziną. To było tak kurewsko trudne. Z jednej strony musiałam traktować ją jak partnerkę, ale przecież wciąż była moją córeczką.

Moją małą, niewinną Aurorą, której nie mogłam skrzywdzić.

Ta cała sytuacja nie dość, że zmieniła nas wszystkich, to jeszcze mocno od siebie oddaliła.

– Okłamałaś mnie ostatni raz, rozumiesz? Jeśli dowiem się jeszcze o jednej takiej akcji, sprawę zemsty przeprowadzę sama.

– W porządku – rzekła ze skruchą.

– Nie w porządku. – Pokręciłam głową, podchodząc do niej. Wyciągnęłam palec wskazujący w jej kierunku i przybrałam na twarz surową maskę. – Nie zapominaj o tym, że jesteśmy rodziną i kierujemy się pewnymi wartościami, a przede wszystkim jesteśmy dla siebie najważniejsi. Schowaj uraz i zacznij mnie traktować jak wcześniej, bo do cholery jasnej, skarbie, mamy teraz tylko siebie. Tak samo jak ciebie, mnie również boli to, co się wydarzyło. Też brakuje mi twojego ojca i też jest mi ciężko...

Przerwał mi dzwoniący telefon. To była Madison, która chwilę po tym, jak odkryła, że Aurora poleciała z Nickiem na Teneryfę, została przez nas – niemal na siłę – odesłana do domu. W tamtym czasie nie mogłam mieć na głowie poszukiwań córki, a także rozstrojonej emocjonalnie bliźniaczki.

Z tego, co wiem, Isaac miał jej wciskać ściemę tak długo, jak to możliwe. Westchnęłam głośno i odrzuciłam połączenie. Napisałam szybką wiadomość do Wooda z informacją, że dzwoniła Madison i prośbą, aby to załatwił. W końcu to on jej miał pilnować. To była teraz jego sprawa i problem.

– Wracając – spojrzałam na córkę – nietrudno jest mi się domyślić, że masz kontakt z Masonem.

– Ale... jak... – przerwała mi.

Łatwo, pomyślałam. Skoro podrzucił mi zaproszenie do kasyna, Aurorze również mógł podrzucać tego typu listy, gdy byłam w śpiączce. Naprawdę nie trudno było mi to pojąć, gdy przyznała się do wszystkiego.

– Jak się z tobą kontaktuje? – zapytałam i od razu zmarszczyłam złowrogo brwi. – Tylko nie ściemniaj – ostrzegłam.

– Mamy swoje numery telefonu.

– Zablokuj go.

– Ale...

– Zrób to natychmiast! – uniosłam głos, za co zaraz skarciłam się w myślach. Westchnęłam i zamknęłam na moment oczy, by uspokoić emocje. – To Harris. To Mason – zaznaczyłam. – Co jeśli ma kontakt ze Stellą? Co jeśli nas zdradzi tak, jak przed laty tatę? Zrobił to, pomimo że się przyjaźnili.

– Pomógł mi was uratować. Nie zostawił nawet taty, gdy go postrzelono i padł obok samochodu. Być może kiedyś był zły, ale teraz...

– Auroro! – krzyknęłam, przerywając jej. – Mason wciąż jest zły. Harrisowie się nie zmieniają.

– Mamo...

– Nie będziemy spoufalać się z wrogiem taty. Zablokuj ten numer – poprosiłam, lecz gdy Rori nie wykonała żadnego ruchu, krzyknęłam: – Natychmiast!

Wyciągnęła pospiesznie telefon i na moich oczach spełniła rozkaz.

– Dziękuję.

– W porządku – zapewniła. – Znasz go lepiej ode mnie.

– Mason jest jak karaluch, skarbie. Nawet jeśli go zgnieciesz i tak do ciebie przypełznie. To egoista, oszust i manipulant.

I w tym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że on nie odpuści. Zbliżył się do mojej córki, zapewne dlatego, że była z nas wszystkich najsłabszym ogniwem. Będzie chciał wykorzystać jej naiwne serce. A ja nie miałam pewności, że nie współpracuje ze Stellą.

Poprosiłam Monicę i Sama, by wrócili do sali treningowej do Aurory. Sama musiałam poukładać myśli. Teraz nie tylko miałam na głowie tę starą sukę. Musiałam pozbyć się Masona. Zabić go, zanim on postanowi zabić nas.

Kierując się w stronę wejścia do domu, spojrzałam na kosz przy drzwiach. Wyciągnęłam z niego zaproszenie do kasyna, które mi podrzucił. Potem natychmiast zwołałam zebranie. Skoro był w stanie przecisnąć się przez wartowników i podrzucić mi list do skrzynki, trzeba było uczulić moich ludzi.

Od teraz zmiana warty miała następować na wieżyczkach, w których badali teren. Mieli nawet na moment nie spuszczać wzroku z otoczenia. Rozkazałam, by byli bardziej uważni. Jednak nie wspomniałam dlaczego, bo uważałam, że za trzy godziny sama zlikwiduję zagrożenie.

Weszłam do łazienki i stanęłam naga przed dużym lustrem. Położyłam palce na pierwszej bliźnie, którą podarował mi Marco. Cała reszta blizn były pamiątkami, bo każda z nich była wspomnieniem udanego zlecenia. Te zadane przez niego, były ucieleśnieniem mojej zranionej duszy. Przypominały mi o tym, co się stało. O Sergio, który cierpiał, patrząc, jak mnie torturowano i który teraz walczył o życie.

Nawet nie poczułam, kiedy łza popłynęła mi po policzku. Zwróciłam na nią uwagę dopiero, gdy przeniosłam spojrzenie na swoją twarz. Przetarłam szybko policzek i weszłam pod prysznic.

Zimna woda pomogła mi poukładać myśli. Plan był prosty. Musiałam tylko dobrze wyglądać, świetnie grać, a potem, gdy Mason pomyśli, że moje serduszko zabiło dla niego szybciej, wbić mu nóż w jego własne.

Uśmiechnęłam się na tę myśl.

Po kilku godzinach sama zdałam sobie sprawę, że świetnie wyglądam. Założyłam długą suknię z rozcięciem na boku. Pas ze sztyletami zapięłam na udzie, a pistolet schowałam w kopertówkę. Włosy pokręciłam w delikatne fale i użyłam swoich ulubionych perfum.

Wsiadłam do windy i zjechałam do garażu podziemnego z nadzieją, że nikt z bliskich mi osób mnie nie zauważy. Nie chciałam silić się na kłamstwo, gdybym napotkała na swojej drodze Scotta, Aurorę, bądź Diego, choć ten dawno powinien być w domu z rodziną.

Kilkanaście minut później przekroczyłam próg kasyna. Obok mnie od razu pojawił się jakiś mężczyzna, mówiąc:

– Pani Navarro. Zapraszam za mną.

Minęliśmy stoliki innych graczy. Nie wymieniłam z nikim spojrzeń, choć doskonale wiedziałam, że widok tak wpływowej kobiety jak ja, zastanawiał mieszkańców Costa Calmy. Nigdy wcześniej też się tu nie zapuszczałam, więc dla tych, co mnie tu znali, byłam niemałym zaskoczeniem.

Mężczyzna otworzył przede mną drzwi i wpuścił mnie do środka, gdzie po drugiej stronie stołu czekał Harris.

– To ktoś od ciebie? – zapytałam, wskazując palcem na drzwi, które zamknął za mną koleś.

– Powiedzmy.

– Powiedzmy... – powtórzyłam. – Mason Harris. Człowiek pełen tajemnic.

– Przyszłaś – zmienił temat.

– Nie miałam takiego zamiaru, ale mam propozycję. – Grałam. – Przegrany spełnia jedno życzenie. Mam nadzieję, że zachowasz się honorowo.

Zwłaszcza gdy podam mu glocka i poproszę, by oddał strzał w swoją skroń.

Uśmiechnęłam się na myśl, w której mózg Masona mógłby znaleźć się na stole przede mną.

– Czemu miałbym się tak nie zachować?

– Z prostej przyczyny. Nigdy nie byłeś honorowym człowiekiem, Masonie Harrisie. – Usiadłam po drugiej stronie stołu, kładąc torebkę na kolanach. – Nie zaskoczysz mnie, jeśli tym razem również okażesz się egoistą.

On jedynie ułożył usta w półuśmiechu.

– Z góry zakładasz, że wygrasz.

– Bo wygram. Rozdaj karty.

I starałam się. Bardzo starałam się wygrać, jednak nie tak bardzo, jak starałam się zachować pozory. To nie był tylko poker. To była gra i zabawa Masonem Harrisem. Musiałam zrobić wszystko, by stracił czujność, bo na pewno starał się ją zachować. Nie wierzyłam, że mi ufał. Nie miał do tego podstaw, wiedząc, jak bardzo go nienawidzę.

– Nieźle ci idzie – zagłuszył ciszę i rozmowę naszych spojrzeń, tuż przed końcem partyjki. Wiedziałam, że wygram, bo miałam dobre karty.

– Miałam dobrego nauczyciela.

– Racja, lecz czy tak dobrego, jak ja? – powiedział i skończył grę pokerem królewskim.

Zacisnęłam mocno szczękę i czułam, jak na mojej twarzy maluję się grymas. Byłam wściekła. To ja miałam wygrać. Przecież tak dobrze mi szło.

Mason wstał i ruszył w moim kierunku. Jedną dłoń oparł na stole, zaś drugą na oparciu mojego krzesła, pochylając się nade mną.

– Mam nadzieję, że zachowasz się honorowo – dopiekł mi, cytując mnie tonem głosu niewiele głośniejszym od szeptu.

– Czemu miałabym się nie zachować? – zapytałam, wciąż starając się grać. Dłonią wolno sięgnęłam w stronę paska z nożami, a gdy usłyszałam, jak Mason prycha, energicznie wyciągnęłam broń i wymierzyłam cios w jego brzuch.

Zablokował go. Złapał moją rękę w nadgarstku, wytrącając z dłoni nóż.

– Pięknie wyglądasz – skomentował łagodnie. – Chyba nie chcesz tego zniszczyć.

Między nami wywiązała się prawdziwa bójka. Ja próbowałam go zabić, a on starał się nie zginąć. Szło mu marnie, a zrozumiał to, gdy pomimo tego, że rzucił mnie na stół. Górował nade mną, więc ostrożnie sięgnęłam do torebki i wyciągnąwszy pistolet, przyłożyłam mu go do głowy.

– Strzel – powiedział ze stoickim spokojem. – A wtedy nigdy się nie dowiesz, jak to się stało, że żyję, dlaczego cały czas cię chroniłem, czemu wam pomogłem i...

– Nie chcę tego wiedzieć.

– Więc strzel, a wtedy nie powiem ci, czego dowiedziałem się na temat Stelli. Ta wiedza mogłaby ci pomóc. Myślisz, że nie wiem, że chcesz się zemścić?

– Kłamiesz. Nic nie wiesz – zarzuciłam mu, cedząc te słowa.

– Jeśli tak uważasz, to po prostu pociągnij za spust. – Wbił we mnie głębokie spojrzenie, jakby chciał znaleźć we mnie dobro, ale przecież po nim nie został już nawet marny cień. – Mógłbym ci pomóc ją dopaść, ale przecież mi nie ufasz.

– Pomóc dopaść? – prychnęłam. – To ostatnie, w co uwierzę.

– Nadal nie strzeliłaś – zauważył. – Wcale nie chcesz tego zrobić, prawda?

Chciałam, więc dlaczego mimo to, po jego słowach opuściłam broń. Jak bardzo musiałam być zdesperowana w obecnej sytuacji, by mu odpuścić i łudzić się, że faktycznie będzie w stanie pomóc nam w zemście?

Przecież nadal widziałam w nim pozostałość po Masonie, którego znałam przed laty.

Wyprostowałam się i odłożyłam pistolet na blat stołu.

– Masz rację, nie ufam ci.

– Wiem – odpowiedział, układając usta w tym zjebanym półuśmiechu, okazującym mi drwinę. – Ale jeśli jesteś honorową osobą, spełnisz moje życzenie.

– A jakie jest twoje życzenie? – zapytałam z ciekawości.

– Spędź ze mną tydzień.

Chyba sobie, kurwa, żartuje, pomyślałam.


Przeciwności, z którymi musimy się zmierzyć, często sprawiają, że stajemy się silniejsi. To, co dziś wydaje się stratą, jutro może okazać się zyskiem.
~ Nick Vujicic


KLAUDIA KUPIEC

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top