Rozdział 7: Dałam ci wszystko, a ty tak łatwo to oddałeś.
Myślałam, że czas powrotu do normalności okażę się dla mnie trudny. Że jeśli spojrzę na mój bitewny zestaw, poczuję strach, obrzydzenie i niechęć, a tymczasem jedyne co czuję to chęć urwania łba tej suce. Zapewne triumfowała, wierząc w to, że jest na wygranej pozycji, jednak nie rozważyła jednego. Tego, że jesteśmy o wiele bardziej cierpliwi niż ona i posiadamy armię, władającą z ukrycia całym światem. Mieliśmy wszystkich w garści i ją również zamierzałam dopaść.
Jedyne, co oplatało moje serce niedolą, to fakt, że mój mąż walczy o życie. Nawet jeśli jego stan się poprawiał, szło to bardzo wolno. Nie wiedziałam, ile pozostanie mi trwać w tej tęsknocie. Dzień, dwa, tydzień, kilka miesięcy? Właśnie w takich momentach zdawałam sobie sprawę, że jedyne co może popsuć plan, to bezsilność. Że nie mogę nic zrobić, aby mój mąż pojawił się teraz w drzwiach naszej posiadłości, by wziąć w objęcia mnie i naszą córką. Przez to chyba nie czułam się do końca bezpiecznie.
Nie czułam się tak, bo nie miałam jego.
Spojrzałam na etui z nożami, katanę i zestaw broni palnej, którą zawsze zabierałam na zlecenia. Potem rozłożyłam glocka na części i przeszłam do czyszczenia pistoletu.
– Wcześnie wstałaś – usłyszałam za sobą, więc odwróciłam głowę ponad ramieniem.
– Cześć Diego – rzuciłam i wróciłam spojrzeniem przed siebie. – Aurora...
– ...jest w szkole – dokończył.
– Jutro się tam wstawię. Przez ucieczkę zawaliła semestr, więc dużo będzie ją kosztować, aby skończyć szkołę.
Przyjaciel stanął u mojego boku, po czym wyciągnął w moją stronę jakiś notes. Wzięłam go do rąk, rzucając mu pytające spojrzenie, a on, nie mówiąc nic, złapał część elementów broni w dłoń i przejął moją pałeczkę.
– To dziennik Stelli? – zapytałam.
– Tak. Aurora dała mi go rano. Powiedziała, że zaznaczyła ci wszystkie najważniejsze informacje.
– Dzięki.
Otworzyłam go na pierwszej stronie, a wtedy Diego zapytał:
– Jesteś pewna, że możesz już do tego wrócić? Dopiero, co wyszłaś ze szpitala.
Podniosłam wzrok znad notesu.
– Diego. Jeśli będę bezczynnie siedzieć w czterech ścianach, to mi nie pomoże. Sergio jest w szpitalu, ja tutaj... Zwariuję, jeśli nie zajmę czymś swoich myśli. A planowanie zemsty jest do tego idealne.
– Pamiętaj, że masz mnie zawsze obok.
– Nas masz obok – poprawiła go moja przyjaciółka, która pojawiła się wraz ze Scottem w pokoju dziennym.
– Hej. – Zamknęłam dziennik i niemal biegiem ruszyłam w jej kierunku. Przytuliłam ją mocno, bo to w końcu moja Billie była jedyną osobą, która trwała przy mnie tyle lat. Moja najprawdziwsza i odwieczna miłość. – Tęskniłam za tobą.
– Nie widziałaś mnie raptem przez noc.
– Ale mogłam zatęsknić, prawda? – Odgarnęłam jej kosmyki włosów za ucho, odsłaniając piegowatą twarz, a potem cmoknęłam jej usta. – To będzie ciężki dzień. Ja tutaj, bez Sergio...
– Wiem... – okazała mi zrozumienie. – Wiem, co czujesz, skarbie, ale pamiętasz, co kiedyś ci powiedziałam?
– Tylko w najciemniejszą noc, najpiękniej widać gwiazdy?
– I? – Przekręciła głowę w bok, przegryzając policzki.
– Nawet jeśli trwa burza, mam pamiętać, że nad ciemnymi chmurami zawsze świeci słońce?
– No jakoś tak to było. – Zaśmiała się. – Co robicie?
– Miałam w planach przeczyścić broń i naostrzyć noże, ale chyba przejrzę to. – Uniosłam notes Stelli.
– Nie przeszkadzaj sobie. Myślę, że ja wraz ze Diego i Scottem świetnie sobie poradzimy z twoim zestawem bitewnym.
– Dzięki. – Cmoknęłam ją w policzek i minęłam, kierując się w stronę biblioteki.
Usiadłam wygodnie na kanapie i otworzyłam dziennik. Ufałam córce. W końcu od wczoraj byłyśmy partnerkami, dlatego faktycznie przejrzałam tylko zaznaczone fragmenty. To jak Stella budowała swój plan od początku, potem przeszła do konkretów, by na końcu wspomnieć o swojej kryjówce. Przeglądanie tego wszystkiego zajęło mi dobre trzy godziny.
Nigdzie nie było napisane wprost o tym, gdzie dokładnie ukryją się w Bułgarii, jednak płatni zabójcy zawsze czytają między wierszami.
Nie mogłam doczekać się momentu, aż stanę na wzgórzu przy pomniku i będę rozkoszować się swoim zwycięstwem. Potem udam się na spacer po kolorowych uliczkach miasta, kupię najlepsze wino od tutejszych mieszkańców i zasiądę na stadionie rzymskim, aby triumfować.
Piękna, niespełniona wizja, pomyślałam.
Wyciągnęłam telefon i weszłam w przeglądarkę.
Te parę słów z łatwością wskazały mi lokalizację tej starej szmaty. Wystarczyło, że wpisałam ,,stadion rzymski w Bułgarii" i od razu wyskoczyła mi miejscowość, w której przebywała. Plovdiv. Zerknęłam na mapę i okazało się, że miasto znajdowało się bardzo blisko stolicy, w której dokonałam zlecenia na Dimitrija i Aleksandyra. Wówczas myślałam, że nikt o mnie nie wie, a ta suka już wtedy mogła mnie obserwować.
Pomyślałam o Aurorze. Tak... na pewno wiedziała, kim jestem, zważywszy na to, że córka wspominała Sergio, że Nicolas kręcił się przy niej od roku, zanim dowiedzieliśmy się, kim naprawdę jest.
Ze swoim odkryciem chciałam poczekać na Rori. W końcu byłyśmy partnerkami, więc to właśnie z nią chciałam ułożyć plan. W głowie już miałam kilka scenariuszy. Byłam ciekawa, który z nich się sprawdzi, jeśli poznamy resztę faktów. Tak naprawdę nie wiedzieliśmy nic. Stella mogła zauważyć, że dziennik zniknął, a skoro miała w nim zapisane wszystko od początku do końca, mogła dawno się ulotnić z Bułgarii.
Kolejnym pytaniem, które nasunęło się do głowy to, czy przebywa tam sama, z Nickiem, a może także z Juanem i Marco. A bardzo chciałabym, aby znaleźli się tam wszyscy, którzy byli na mojej własnej liście egzekucyjnej.
Szkoda tylko, że Sergio tego nie widzi, pomyślałam, spuszczając głowę.
Czas do przyjazdu Aurory dłużył mi się w nieskończoność. Scott uparł się, że w moim stanie jeszcze nie powinnam prowadzić, bo spowoduje wypadek, a kiedy dodał do tego wzmiankę o Aurorze, odpuściłam. Nie mogłam pozwolić, aby przez moją brawurę, stała się krzywda mojej córeczce.
Gdy przeszła przez drzwi frontowe, nie widziałam w niej takiej energii, jak kiedyś. Nie przywitała mnie w ten sam entuzjastyczny sposób, a jedynie podeszła do mnie z rękoma splecionymi z tyłu i spuszczoną głową.
– Cześć – rzekła tonem niewiele głośniejszym od szeptu i uniosła głowę.
Wyciągnęłam w jej kierunku dłonie, dając jej znak, by mnie przytuliła. Wciąż przecież była moją córeczką. Zrobiła to niepewnie, a ja zamieniłam nasz uścisk w taki, jak przed kilkoma miesiącami. Mocny, bezpieczny i przepełniony troską.
– Jak w szkole?
Zadarła głowę, a ja odsunęłam kosmyki jej włosów na bok.
– Dyrektor ma luz, ale nauczyciele są wkurzeni. Starałam się ich przekonać i ostatecznie udało mi się wybłagać kilka zaliczeń.
– Jutro pojadę do szkoły i wszystko naprawię.
– Mamo... – szepnęła, przeciągając. – Nie musisz tego robić. Powinnam wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i sama to załatwić.
– Jesteś moją córeczką – przypomniałam.
– I partnerką jednocześnie, a wasza... krzywda... sprawiła, że musiałam dorosnąć, więc proszę, pozwól mi to załatwić samej. To ostatnie dwa miesiące. Zepnę się, zaliczę wszystko i skończę szkołę.
– W porządku. Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej...
Aurora skinęła głową.
– W takim razie, wspólniczko, zapraszam do biura. Dzięki dziennikowi Stelli coś znalazłam. Dziękuję, że zaznaczyłaś mi ważne fragmenty, ale jeden z nich okazał się naprawdę trafny.
Podałam jej otwarty dziennik.
– Opis tego, co Stella będzie robić? Szczerze nie wierzyłam, że to się przyda, ale koniec końców, to zaznaczyłam.
– Płatni zabójcy – wskazałam na siebie dłonią – nie czekają, aż poda się im coś na tacy. My drążymy, węszymy i czytamy między wierszami. Każde słowo bądź opis ma znaczenie. Przeczytaj to jeszcze raz. Na głos.
– Nie mogłam doczekać się momentu, aż stanę na wzgórzu przy pomniku i będę rozkoszować się swoim zwycięstwem. Potem udam się na spacer po kolorowych uliczkach miasta, kupię najlepsze wino od tutejszych mieszkańców i zasiądę na stadionie rzymskim, aby triumfować. – Spojrzała na mnie. – I co?
– To.
Obróciłam ekran telefonu w kierunku Aurory z otwartą przeglądarką. Widok z Google nieco rozjaśnił jej, co miałam na myśli. Zamieniła się ze mną. Oddała mi dziennik i wzięła ode mnie telefon, siadając przy biurku.
– Mamo, jesteś... – Podniosła wzrok znad ekranu, kończąc: – Niezwykła. Nie wpadłam na to, bo wydawało mi się to bez sensu. Bo niby co mnie obchodzi, że ta suka będzie sobie piła gdzieś tam wino, a tymczasem cały czas miałam podaną na tacy jej lokalizację.
– Jest jeszcze jedna rzecz. Plovdiv jest blisko stolicy Bułgarii. Miałam tam zlecenie.
– Tak – przytaknęła. – Na tego pedofila i jego konkurenta, pamiętam.
– Już wówczas Stella mogła mnie śledzić – dodałam.
– I zapewne to robiła. Nick wtedy dużo o was wypytywał, a ja sprzedawałam mu te same bajki, co Cynthii. – Wykrzywiła twarz w grymas pogardy, a potem szybko rozprostowała mięśnie. – Trzeba przekazać to Vladimirowi.
– Więc zrób to – poprosiłam, chcąc dać jej trochę swobody. Ani na chwilę nie chciałam dać jej do zrozumienia, że ta misja należy tylko do mnie.
– Naprawdę? Mogę ja?
– Tak. Czekałam, aż wrócisz, byś mogła to zrobić.
– Mamo... – Rozczuliła się, po czym wyciągnęła swój telefon.
Poinformowała tropiciela o odkryciu i ku mojemu zdziwieniu, zrobiła coś, co mi zaimponowało. Zadzwoniła do irańskiego oddziału hakerskiego, prosząc ich o pomoc. Zaimponowała mi tym, jak szybko się uczyła. Po raz kolejny zrozumiałam, że ta zdolna bestyjka obserwowała nas od lat.
Odłożyła telefon, a wtedy ja postanowiłam zapytać ją o rzecz, która spędzała mi sen z powiek, od kiedy się wybudziłam. Aurora chyba wyczuła, co się święci. Wskazywała na to jej mina.
– Kto wyprowadził nas z katedry?
– Ja – rzuciła szybko.
– Ty? A skąd wiedziałaś, gdzie jesteśmy oraz gdzie jest wyjście? Pamiętam, że w Turcji Stella złapała naszą trójkę.
– Jeden z jej ludzi mi powiedział.
– Jeden z jej ludzi? – powtórzyłam, po czym parsknęłam. – Czemu ktoś od niej miałby ci to zdradzić?
Wzruszyła ramionami.
– Więc zapytam wprost. Czy to Mason Harris wyprowadził nas z katedry? Nie kłam – zaznaczyłam surowo. – Pamiętam to jak przez mgłę, ale wiem, co widziałam. Tata mnie niósł, ty szłaś obok, a on wyprowadzał nas z katedry. Prawda?
– Nie – odpowiedziała bez zająknięcia, na co zmarszczyłam brwi. Nawet nie drgnęła, gdy to powiedziała, więc faktycznie mówiła prawdę. Zawsze wiedziałam, gdy kłamała. – Kim jest Mason Harris?
Starałam się przypomnieć, czy kiedyś napomknęłam jego imię, gdy opowiadałam jej o naszej historii. Doszłam do wniosku, że nie, więc rozluźniłam się i rzekłam:
– Nikim ważnym. Nie warto wspominać, kogoś, kto jest martwy.
– Mamo – zabrzmiała poważnie. – To nie ja znalazłam wyjście z katedry, tylko tata. Wydostałam się z celi i udało mi się was uwolnić, resztę zrobił on, do momentu, gdy nie został postrzelony. Jak wyszliśmy na zewnątrz, rozpoznał, że jesteśmy niedaleko Costa Calmy. Nawet nie wiem, jakim cudem nie spowodowałam wypadku, wioząc was do szpitala. Więc naprawdę nie wiem, o jakim Masonie mówisz.
– W porządku. Wierzę ci. Przecież byś mnie nie okłamała.
– Tak... Przecież bym cię nie okłamała – powtórzyła.
– Zbieraj się. Czeka cię trening. – Wyszłam z biura, a Aurora ruszyła za mną. – Gdy cię nie było, poprosiłam wujka o zmianę warty u taty. Legion wrócił do domu, a skoro mamy dopaść Stellę, Juana i Marco, to...
– I Nicka – przerwała mi.
– Tak. Nicka też – przytaknęłam. – Warto, żebyś trenowała z kimś z wyższej ligi. A oni nie będą cię oszczędzać.
– Liczę na to – odpowiedziała, rzucając mi przelotny uśmiech.
Weszliśmy do warsztatu, w którym wszyscy na nas czekali. Byli ustawieni równo w rzędzie i trzymali noże. Kątem oka zauważyłam, jak Aurora przełyka ślinę.
– Zmierzysz się najpierw z Kate. Co minutę, dochodzić będzie kolejna osoba. Może się okazać, że na końcu zmierzysz się z nimi wszystkimi, a ja, oczekuję, że wygrasz.
– Ze wszystkimi? Przecież to awykonalne! – burknęła z pretensją.
– Wiesz, z jakimi ludźmi walczymy się na co dzień? Nie są to potulne baranki. Stella i rodzina de Oro Pulito również są niebezpieczni, co byłaś w stanie zauważyć i przeżyć na własnej skórze. Masz minutę na obmyślenie planu.
– A dostanę chociaż nóż? Tak jak oni?
– Nie... Każdemu z nich masz go odebrać i powalić na ziemię. Właśnie to twoje zadanie, Auroro. Nie będą cię oszczędzać i mają moje przyzwolenie na to, że mogą cię zranić.
– Mamo!
– Nie buntuj się. To dla twojego dobra. Masz minutę. A was – przerzuciłam spojrzenie na grupę – poproszę ze sobą.
Wyszliśmy przed warsztat.
– Mam nadzieję, że zrozumieliście, że nie do końca mówiłam prawdę? – szepnęłam, a oni skinęli głową. – Każdy z was może ją zranić tylko raz i to delikatnie. Podkreślam, delikatnie.
– Drasnąć?
– Dokładnie tak, Sam. Macie ją tylko drasnąć. Niech nie myśli, że jest łatwo.
Wróciliśmy do sali.
– Obmyśliłaś plan? – zapytałam.
– Tak. Mam idealny plan ucieczki – odpowiedziała z frustracją.
– Nie, Auroro. My jesteśmy mordercami. Polujemy na ludzi, a nie przed nimi uciekamy – podkreśliłam wagę sytuacji. To jak? Gotowa?
– Lepiej nie będzie. – Wzruszyła ramionami, ustawiając się w pewnej pozycji.
Legion na nią ruszył, a ja obserwowałam każdy upadek mojego dziecka, wsłuchiwałam się w każde przekleństwo i przyśpieszony oddech. Pod koniec upadała kondycyjnie, a na domiar wszystkiego nie udało jej się powalić żadnego z moich ludzi.
– Wystarczy – rozkazałam po intensywnych piętnastu minutach, w których moje dziecko wyzionęło ducha. Sweterek Aurory wyglądał, jakby wyszarpał go pies, choć spodnie wcale nie wyglądały lepiej.
Córka usiadła pod ścianą i przyciągnęła kolana do klatki piersiowej. Głośno oddychała, wpatrując się we mnie. Być może nawet nienawidziła mnie za trening, który zorganizowałam.
– Przepraszam za te przekleństwa – rzuciła, gdy legion opuścił warsztat.
– Nie gniewam się. Jutro poćwiczysz tylko z Monicą.
– I Samem – wtrąciła. – Chcę jakiegoś mężczyznę. Muszę szybko się uczyć. Nie mogę być taka słaba.
– Nie jesteś.
– Jestem, mamo. Widziałaś, co przed chwilą się wydarzyło – bąknęła i szybko podniosła się z podłogi. – Jest siedemnasta – zauważyła, zerkając na telefon. – Pójdę ogarnąć materiał do szkoły.
– W porządku.
Zapewne potrzebowała też po prostu pobyć sama, więc postanowiłam dać jej chwilę spokoju. W tym czasie zamierzałam odwiedzić Sergio w szpitalu i posiedzieć z nim do wieczora. Musiałam go zobaczyć i chyba również potrzebowałam pobyć sama. Do przyjazdu córki ze szkoły, Ramirezowie i Scott ciągle mnie pilnowali i niemal nie spuszczali na krok.
Zeszłam do garażu podziemnego. Skoro miałam tam jechać sama, chciałam sprawdzić, jak będę czuć się za kółkiem. W końcu motoryzacja była moim konikiem. Wyjechałam czarnym laferrari z garażu, a mój telefon niemal od razu zadzwonił.
Włączyłam tryb głośnomówiący.
– Tak, Billie?
– Czy ty jesteś poważna? Sama?
– Daj już spokój – rzuciłam i zerwałam połączenie, po czym wyłączyłam telefon.
Sama.
Potrzebowałam być sam na sam z nim.
Siedząc obok szpitalnego łóżka mojego męża, wciąż z nim rozmawiałam. Mówiłam te same rzeczy: że nie może mnie zostawić, że sobie bez niego nie poradzę, że jestem rozbita i że go kocham. A potem po prostu trzymałam jego dłoń i patrzyłam na niego, jakbym czekała, aż on się obudzi.
Jednak było zbyt wcześnie i wiedziałam, że nie nastąpi to szybko.
Zawsze mówiłaś, że patrzenie na wodę cię uspokaja, przypomniało mi się, że kiedyś tak powiedział. A miał w tym sto procent racji.
✩✩✩
Mason Harris
Cały dzień obserwowałem ją jak psychopata. Łaknąłem jej piękna. Pragnąłem patrzeć na nią w każdej chwili. Nawet, teraz gdy słońce zachodziło nad wyspą, a ona stała skąpana w promieniach słonecznych, patrząc na wodę. Zawsze lubiła tu przychodzić. Nie bez powodu dwadzieścia lat temu kupiła sobie dom na plaży. Tu czuła się dobrze. Tu było jej miejsce i tylko tu czuła spokój. Teraz czas się dla niej zatrzymał, a ból nie istniał.
Oparłem się ramieniem o drzewo, stojąc na klifie i po prostu ją podziwiałem. Przełożyłem stopy, depcząc jakąś gałąź, a wtedy Alison odwróciła się w moją stronę.
– Kurwa – szepnąłem, w porę się chowając.
Oparłem czoło o pień, a mój oddech przyspieszył.
Nie była głupia. Na pewno zauważyła, że to samo auto pojawia się w pobliżu, że jedzie za nią, trzymając się w niewielkiej odległości, a teraz na pewno zdała sobie sprawę z tego, że była śledzona.
Mimo to zerknąłem w jej kierunku. Znowu stała zwrócona w kierunku wody. Czułem cholerne przyciąganie. Starałem się nie ruszyć z miejsca, ale pieprzona pokusa usłyszenia jej głosu zdominowała moją duszę.
Wtedy zrobiła coś, co pozwoliło mi na zbliżenie się. Cofnęła się niemal pod samo zbocze, wciąż patrząc w kierunku wody. Podszedłem bliżej, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Uważnie stawiałem kroki, aby nie nadepnąć żadnej suchej gałęzi. Stałem na samym krańcu i patrzyłem na nią z góry, będąc zaledwie pięć metrów od niej.
Odwróciła się.
Kurwa mać. Odwróciła się.
Wzięła mnie pieprzonym podstępem, a ja nie wiedziałem, co mam robić.
Patrzyłem na nią, a ona patrzyła na mnie.
Serce wyskakiwało mi z piersi, a kiedy się odezwała, zatrzymałem oddech w płucach.
– Tak czułam, że ktoś mnie obserwuję i znowu widzę ciebie.
Nie odpowiedziałem.
Tym razem to ja się odwróciłem. Dostałem to, czego chciałem. Usłyszałem jej głos, więc jak pierdolony tchórz mogłem stąd spierdolić.
– Zaczekaj! – Zatrzymała mnie, więc odwróciłem głowę ponad ramieniem. – Wciąż mi uciekasz, a chciałabym ci w końcu podziękować. Zejdziesz do mnie? W innym przypadku znowu będziesz uciekać, a ja próbowała cię złapać. Po co nam to?
Zaśmiała się.
Kurwa moja Alison się zaśmiała. Przymknąłem na chwilę oczy, rozkoszując się tym dźwiękiem, a potem ponownie się odwróciłem, stawiając krok w przeciwnym kierunku.
– Proszę.
Kurwa.
– Nie zrobię żadnych gwałtownych ruchów. Nie skrzywdzę cię.
Teraz to ja miałem ochotę się roześmiać, ale jedyne, na co sobie pozwoliłem to uśmiech skryty za czarną maską.
– Obiecuję – dodała.
To nie jest dobry pomysł.
To nie jest, kurwa, dobry pomysł.
Więc dlaczego uległem? Dlaczego zeskoczyłem z pierdolonego, niewielkiego klifu, stając z nią twarzą w twarz? Tak blisko siebie nie byliśmy od prawie dwudziestu lat. Znowu zamknąłem oczy, wciągając jej uzależniający zapach, a gdy je otworzyłem, jej dłoń znalazła się blisko mojej twarzy. Złapałem rękę Alison w nadgarstku, kręcąc ostrzegawczo głową.
Kurwa znów mogłem czuć pod palcami jej miękką skórę.
– Czego tak bardzo się boisz?
Cisza.
– Nawet nie starasz się odpowiedzieć. Obserwujesz mnie nie dlatego, że chcesz mnie skrzywdzić. Chronisz mnie. – Uderzyła mnie dłonią w tors. Kurwa, nie spodziewałem się tego, że zrobi to z taką siłą. – Chronisz, a nie pozwalasz się...
Ściągnąłem pieprzoną maskę, a ona ucichła.
Dostrzegłem łzę zbierającą się w kąciku jej oka. Właśnie dlatego nie chciałem się ujawniać. Dlatego tak długo nie chciałem jej ulec. Ani w Ottawie, ani Turcji, w których pierwszy raz zobaczyła mnie na własne oczy jako tajemniczą postać. Nie chciałem ponownie być jej zawodem.
– Nie. – Jej ton głosu był niewiele głośniejszy od szeptu. – Wiedziałam, że mi się nie przewidziało, ale jak...
Przełknęła głośno ślinę, a po jej policzku potoczyła się łza.
– Zabiłam cię – wyznała. – Zabiłam cię razem z Sergio za te wszystkie przykre rzeczy, które nam zrobiłeś. Jak... Dlaczego ty...
Wzięła szarpany oddech.
– Nawet jeśli będę chciał ci to wytłumaczyć, zapewne mnie nie wysłuchasz – odezwałem się w końcu, dostrzegając, jak każdy mięsień na jej ciele się spina.
– Masz rację. – Pokiwała szybko głową i starła łzę z policzka. – Nie potrzebuję cię. Idź sobie chronić kogoś innego. Dla mnie nadal pozostajesz martwy, Mason.
Odwróciła się i postawiła krok w przód. Teraz ona chciała mi uciec, a ja nie mogłem na to pozwolić. Złapałem jej nadgarstek, przyciągając bliżej siebie.
– Alison...
Strzeliła mi w twarz.
– Co chcesz mi powiedzieć? Jakie kolejne kłamstwa wydobędą się z twoich ust? Że zawsze mnie kochałeś i dlatego starałeś się mnie chronić?
– Chociażby...
– Nigdy mnie nie kochałeś! – krzyknęła z żalem, a kolejne łzy mimowolnie pojawiły się na jej policzkach. – Po prostu uwielbiałeś to, jak ja bardzo cię kochałam. – Wzięła szarpany oddech, ponownie uderzając mnie dłonią w tors. – Dałam ci wszystko! A ty tak łatwo to oddałeś...
Szarpnęła ręką, wyrywając się z mojego uścisku.
– Dla mnie pozostajesz martwy – wycedziła, cofając się i nie zrywając kontaktu wzrokowego do momentu, aż odsunęła się na bezpieczną dla siebie odległość. A potem znowu mnie zostawiła.
Odeszła.
Każdy, komu ufamy, na kogo, jak nam się wydaje, możemy liczyć, kiedyś nas rozczaruje. Pozostawieni sami sobie ludzie kłamią, mają tajemnice, zmieniają się i znikają, niektórzy za inną maską lub osobowością, inni w gęstej porannej mgle nad klifem.
~ Lauren Oliver, Delirium
KLAUDIA KUPIEC
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top