Rozdział 3: Dziennik.
Zostaw ✩ i komentarz.
Sergio Carlos Navarro
Stałem pośrodku placu, a słońce rozciągające się nade mną nieprzyjemnie parzyło mnie w ramiona. Dalej byłem zupełnie sam, z dala od moich dziewczynek. Nie wiem, ile czasu spędziłem w tym pierdolonym czyśćcu, ale miałem już dość tego miejsca i tej cholernej tęsknoty, która targała moim sercem. Nie miałem nawet pojęcia, gdzie dokładnie się znajduję, a czas umilała mi tylko pojawiająca się od czasu do czasu Adeline.
– Sergio! – zawołała, więc odwróciłem głowę w stronę głosu, dobiegającego z drugiej części podwórka.
Byłem już na tyle świadomy, aby wiedzieć, że to wszystko nie istniało naprawdę. Lecz pomimo ogromnej tęsknoty cieszyłem się, że jestem tu właśnie z nią – moją małą księżniczką, którą po tylu latach znowu mogłem mieć tak blisko siebie.
Usiadłem na kocu i spojrzałem na wszystko, co leżało wokół nas.
– Głodny? – zapytała z uśmiechem, a następnie wyciągnęła zza siebie dwa pudełka lodów. Położyła przede mną czekoladowe, dodając słodko: – twoje ulubione.
Chwyciłem pudełko wraz z łyżeczką, którą wbiłem w sam środek lodów.
– Pamiętałaś – zauważyłem.
– Ty też. Za każdym razem, gdy wracałeś do domu, miałeś ze sobą moje ulubione, truskawkowe lody. – Uśmiechnęła się uroczo, a ja odwazjemniłem jej entuzjazm.
– Dziś kolejny dzień, kiedy tu jestem. Nie zrozum mnie źle, bardzo się z tego cieszę, ale...
– Chcesz już wrócić? – Posmutniała.
– Mam żonę i córkę, one na mnie czekają, maluchu.
– Wiem – odpowiedziała, wkładając porcję lodów do ust. – Patrzę na was i staram się nad wami czuwać, ale czasami jest to bardzo ciężkie.
– Zaraz, zaraz...
– Wrócisz do nich – przerwała mi. – Ale najpierw musisz coś zrozumieć. Właśnie dlatego tu jesteś. Ze mną.
– Co muszę zrozumieć? – zapytałem, marszcząc brwi.
– Pobawimy się w berka? – Poderwała się nagle z miejsca.
– Co muszę zrozumieć, księżniczko? – powtórzyłem.
– Berek! – Dotknęła mojego ramienia i uciekła w popłochu.
Podniosłem się z koca i ruszyłem za nią truchtem, aby specjalnie jej nie dogonić.
✩✩✩
Aurora Adeline Navarro
Chwilę po trzeciej w nocy wyszłam na korytarz i przeszłam do sypialni rodziców. Wczoraj, gdy wujkowie na chwilę spuścili mnie z oczu, schowałam tam swój zestaw noży. Brakowało mi tylko broni palnej, ponieważ przed pójściem spać kazali mi zdać swoją. Doskonale wiedziałam, że tata trzymał swoje walthery w schowku ukrytym w podłodze garderoby. Weszłam do niej i wyciągnęłam z szuflady przepaski mamy. Dzięki odpowiedniej regulacji nie zsunęły mi się z ud i ramion. Umieściłam za nimi swoje noże, a następnie sięgnęłam po broń, chowając ją w kabury.
Ojciec zawsze powtarzał, żeby brać dwa pistolety, na wypadek gdybym nie miała czasu na przeładowanie broni, jeśli skończy się w niej amunicja.
Gdy byłam gotowa do wyjścia, zarzuciłam plecak na ramiona i odłożyłam telefon na szafkę obok mojego łóżka. Postanowiłam go nie zabierać, aby Irańczycy nie byli w stanie mnie zlokalizować po sygnale, jeśli wujkowie odkryją moje zniknięcie.
Chwyciłam Odyna pod pachę, zgarniając także jego piłkę z podłogi.
– Słuchaj maluchu. Musisz być posłuszny, okej? – Podrapałam go między uszami. – Nie prześlizgnę się do pokoju z monitoringiem, a wartownicy kończą zmianę dopiero za trzy godziny.
Na szczęście znałam martwy punkt, gdzie nie uchwycą mnie oczy kamer. Jeden, jedyny błąd, którego moi rodzice nie zauważyli. Musiałam tylko odwrócić uwagę wartowników i właśnie do tego potrzebny był mi Odyn.
Postawiłam szczeniaka na ziemi i pokazałam mu piłkę. Ucieszył się i zaczął radośnie podskakiwać. Wtedy wyjrzałam zza rogu willi. Rzuciłam piłkę z całej siły, a pies ruszył za nią. Miał tylko odwrócić uwagę strażników. O tej porze nie spodziewali się jakiegokolwiek ruchu za murami posiadłości. Na moje szczęście odbiła się od trawnika i poturlała w stronę warsztatu taty. To właśnie był mój moment na ucieczkę.
Ruszyłam ile sił w nogach, wbiegając na ścieżkę prowadzącą do sali treningowej mojej mamy. Wspięłam się na drzewo, a następnie dach warsztatu i przeskoczyłam przez duży betonowy mur rozciągający się dookoła posiadłości. Potem po ciemku biegłam najszybciej, jak byłam w stanie w stronę głównej drogi.
Zauważyłam samochód Masona, który miał zapalone światła postojowe, a chwilę później usiadłam na miejscu pasażera.
– Pięć minut przed czasem – skomentował z uznaniem.
– Jedź – rozkazałam, podnosząc ton głosu. – Za dziesięć minut odkryją moje zniknięcie.
Szybko zareagował na moje polecenie.
– Miałaś być niewidoczna.
– I byłam, ale ty chyba nie zdajesz sobie sprawy jak działa nasz kartel. Zwłaszcza, gdy znaleźliśmy się w takiej sytuacji.
– Więc mi to wytłumacz.
– Nie jestem głupia. – Zmarszczyłam brwi. – Nie podam ci na tacy przepisu na to, jak działamy, abyś z łatwością obmyślił plan i możliwość przedostania się za mury posiadłości.
– Nie dlatego zapytałem.
– Tak, jasne – mruknęłam. – Biorę sobie do serca rady mojej mamy. Możemy być partnerami, ale obowiązuje nas zasada ograniczonego zaufania. Jesteś Harrisem i masz swoje za uszami.
– Nie różnimy się od siebie, Auroro – odpowiedział, przerzucając na chwilę wzrok na mnie. – Też masz swoje za uszami.
– Wiem. – Zacisnęłam mocno wargi i odwróciłam głowę w drugą stronę.
– Nie musisz się od razu obrażać.
Przewróciłam oczami.
– Nie obrażam. Przyznałam ci rację.
Wpatrywałam się w krajobraz Fuerteventury. W nocy wyspa wyglądała równie pięknie, co za dnia. Miała swój urok.
Po jakimś czasie skoncentrowałam wzrok na zegarze umieszczonym w kokpicie. Właśnie minęło dziesięć minut. Zapewne już wujek Scott został poinformowany, że coś jest nie tak. Strażnicy zdawali sobie sprawę, że widok Odyna podążającego za piłką w nocy, to moja sprawka. W końcu nikt się nim teraz nie zajmował poza mną. A oboje powinniśmy teraz leżeć obok siebie w łóżku.
Gdy ponownie spojrzałam na kokpit, zegar wskazywał czwartą siedem, a wujo zapewne wszedł do mojego pokoju i odkrył moje zniknięcie.
– Ciągle zerkasz na zegarek – zauważył Mason. – Jeśli masz telefon, wyrzuć go przez okno.
– Nie mam telefonu.
– Nadajnik w karku?
– Pozbyłam się go, gdy uciekłam z Nicolasem.
– Czyli nie namierzą nas, gdy...
– Znowu robisz ze mnie głupią – wypomniałam mu. – Poza tym skąd wiesz o moim nadajniku?! – uniosłam się.
– Spokojnie... Wiem o nim, ponieważ doskonale znam twojego tatę. Nadajnik posiadała także twoja mama i on.
– Obserwujesz nas od dawna prawda?
– Obserwuję twoją mamę od momentu, gdy twoi rodzice myśleli, że mnie zabili. Właśnie wtedy wszystko zaczęło się wyciszać, a ja pojąłem, że zakochała się w Sergio.
– I co? Wybrała słusznie? – rzuciłam z szerokim uśmiechem, chcąc dać mu pstryczka w nos.
– Owszem. Wybrała słusznie.
Zbił mnie z tropu swoją odpowiedzią. Przecież Harrisowie od zawsze uważali siebie za Bogów tego świata. Z pozoru byli najlepsi i najpiękniejsi, ale tak naprawdę pod swoim pięknem ukrywali obrzydliwe wnętrze.
– Dlaczego tak uważasz?
– Jesteśmy na miejscu. – Mason zatrzymał samochód i od razu z niego wysiadł, unikając mojego pytania. Zrobiłam to samo, po czym ruszyłam tuż za nim.
– Dlaczego? – powtórzyłam.
– Daj już spokój, młoda.
– Nazwij mnie tak jeszcze raz, a przysięgam, że wbiję ci nóż w udo – wycedziłam, jednocześnie patrząc na budynek opuszczonej katedry. To właśnie było miejsce, w którym nas więziono.
– Nie lubisz tego? – Ułożył usta w pół uśmiechu, który zauważyłam, gdy dorównałam mu kroku.
– Nie znoszę. Czuję się, jakbyś traktował mnie, jak gówniarę – zwróciłam mu uwagę.
– A, dzieciaku? – Uniósł brew, patrząc na mnie z tą głupią, cwaniacką miną, której nie znosiłam. – Twoja mama nie miała nic przeciwko.
– Moja mama cię kochała i wybaczyłaby ci wszystko, co byś zrobił.
– Nie byłbym tego taki pewny. – Pchnął drzwi do rozpadającego się budynku, a potem ostrożnie zajrzał do środka, włączając swoją latarkę. Ja również włączyłam swoją.
– Gdyby nie była opuszczona, nie zaproponowałbyś mi przyjazdu tutaj. Chyba, że...
– Spokojnie – przeciągnął to słowo. – Nie prowadzę cię na pewną śmierć.
– Skąd mogę to wiedzieć? Przecież to stara katedra. Nie ma tu kamer, więc skąd wiesz, że ta suka stąd wyjechała?
– Mylisz się – zaprzeczył. – Stella zamontowała w niej monitoring. Podpiąłem się pod system kamer, a następnie zmieniłem hasło dostępu.
Zdziwiłam się, że potrafił takie rzeczy, ale jednocześnie ucieszył mnie tą wiadomością. Dało mi to małe poczucie bezpieczeństwa, bo nawet jeśli zdawałam sobie sprawę z tego, że Stella dawno opuściła wyspę, chciałam być ostrożna.
– Przeszukam górę, a ty dół – zakomunikował.
Rozdzieliliśmy się. Mason ruszył po jakichś schodach, a ja spojrzałam przed siebie. Szybkim krokiem ruszyłam do przodu w głąb katedry. Zatrzymałam się przed ołtarzem i spojrzałam na wielki obraz Stwórcy umieszczony w centralnym miejscu.
– Nienawidzę cię – warknęłam. – Nienawidzę cię, bo jako jedyny ze wszystkich Bogów na świecie jesteś najbardziej chciwy i mściwy. Gdzie twoje miłosierdzie, hm? Gdzie jesteś, gdy ludziom dzieje się krzywda? – Postawiłam kilka kroków do przodu, wchodząc na ołtarz. – Od zawsze taki byłeś. Sprowadziłeś na świat plagi, potop, deszcz ognia i siarki na Sodomę i Gomorę. Chciałeś wymordować całą ludzkość, a ludzie i tak cię wychwalają. Ale wiesz co? – Wyciągnęłam palec wskazujący. – Ja nie będę – wycedziłam. – Nie będę cię wychwalać, bo wiem jaki jesteś naprawdę i żadna biblia oraz pierdolenie o twojej boskiej potędze tego nie zmieni. Wiesz kto jest potężny? Moi rodzice. – Zaczęłam się wycofywać, wciąż wpatrując się w obraz Boga. – Jeszcze ci to udowodnią – syknęłam i przystanęłam, kiedy moje plecy dotknęły stołu eucharystii.
Dopiero wtedy do mnie dotarło, że moje oczy były mokre od łez. Przetarłam je, a następnie przebiegłam przez długość katedry. Zeszłam do podziemi, a następnie pchnęłam drzwi do pierwszego pomieszczenia. Nic w nim nie zastałam, więc przeszłam do kolejnego, równie pustego, co poprzednie.
Zastanawiałam się, czy Stella naprawdę miała tyle czasu, aby zabrać ze sobą wszystko? Każde z pomieszczeń okazało się puste, nawet ostatnie, z którego wyszłam, kopiąc jakiś przedmiot.
Zmarszczyłam brwi i nakierowałam światło latarki na podłogę. Odnalazłam na niej notes w skórzanym obiciu. Kucnęłam, otworzyłam go i na szybko przejrzałam jego zawartość. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy zrozumiałam, że notes był tak naprawdę dziennikiem Stelli. Schowałam go do plecaka i ruszyłam dalej.
Pchnęłam ostatnie drzwi i znalazłam się w sali, w której torturowano moją mamę. Ze wszystkich pomieszczeń, to było największe. Postawiłam kilka niepewnych kroków, a następnie ujrzałam pod stopami zaschniętą plamę z krwi.
Wtedy znowu to poczułam. Wpatrywałam się w podłogę, dynamicznie oddychając, lecz po chwili omiotłam wzrokiem pomieszczenie. Pod jedną ze ścian stał rząd szafek, a naprzeciwko nich stół, na którym tamtego dnia leżały noże Marco.
Kontroluj to. Dasz radę, pomyślałam.
Lecz spojrzawszy po raz kolejny na plamę z krwi, zrozumiałam, że nie dam, kurwa, rady. Nie, jeśli będę próbowała stłumić to uczucie w sobie. Chwyciłam za krzesło, na którym wtedy siedział mój tata i z krzykiem rzuciłam nim o ścianę. Następnie przewróciłam metalowy stolik Hiszpana i kopnęłam w pieprzone drzwi tej jebanej sali tortur.
To wszystko było moją winą. Moją pieprzoną winą, bo zaufałam głupiemu sercu, które skazało moich rodziców na cierpienie. Nie tylko Bóg był zły. Nie tylko on był winien wszystkich krzywd.
Krzyczałam i płakałam tak głośno, jak mocno rozdarte na kawałki było moje serce. Pociągnęłam za drzwiczki od szafek. Tak przewróciłam meble na podłogę, roztrzaskując je w drobny mak.
Opadłam na kolana pośrodku zaschniętej, czerwonej plamy i schowałam twarz w dłoniach. Wciąż nie przestałam płakać. Nie potrafiłam i nawet nie chciałam. Musiałam czuć ten ból. To właśnie on był moją karą za to, co zrobiłam.
– Przepraszam – załkałam. – Tak bardzo was przepraszam.
– Hej, hej, hej. – Obok mnie szybko pojawił się Mason. Kucnął i położył dłoń na moim ramieniu, starając się przyjrzeć mojej twarzy. – W porządku?
– Nic nie jest w porządku, Mason.
Wtedy sam rozejrzał się po podłodze, a następnie spuścił głowę, kręcąc nią.
– Przepraszam – powiedział spokojnie, a następnie złapał moje policzki i starł z nich łzy. – To ja powinienem przeszukać dół.
– Nienawidzę siebie – oznajmiłam. – Nienawidzę tego, że jestem, że zostaje ze sobą sam na sam. Nienawidzę swojej obecności.
– Przemawia przez ciebie gniew, spowodowany smutkiem, ale...
– Nie. – Pokręciłam głową i odrzuciłam jego dłonie. – Nawet nie próbuj mnie pocieszać.
– Nie chciałem cię pocieszać – zaprzeczył. – Chciałem tylko powiedzieć ci, że wiem, co czujesz.
– Tak? – Spojrzałam na niego zmęczonym wzrokiem.
– Tak, mł... Auroro. – Odgarnął moje, przyklejone do policzków, mokre kosmyki włosów za ucho. – Nienawiść do kogoś jest łatwa. Ale nienawiść i poczucie winy do samego siebie, jest cholernie ciężko znieść, bo wtedy nie możesz uciec. Nie schowasz się przed samą sobą.
– To sprawia, że się duszę.
– Wiem. – Pokiwał głową. – Wiem, bo czułem to samo.
– I minęło? – Przetarłam mokre oczy i spojrzałam na niego z poczuciem winy.
– Nie, ale nauczyłem się z tym żyć. Z czasem jest po prostu łatwiej.
Pociągnęłam nosem i wzięłam głęboki wdech. Wstałam z kolan i skupiłam się na tym, po co tu przyszliśmy.
– Znalazłeś coś? – zapytałam.
– Nie, a ty?
– Też nie. To chyba ślepy trop. Powinniśmy wracać do domu.
– Oczywiście.
Skinął głową, a następnie wspólnie ruszyliśmy do wyjścia. Ostatni raz przerzuciłam wzrok na ołtarz i zmarszczyłam brwi. Nie żałowałam swoich słów, ale równocześnie liczyłam na to, że Bóg nie będzie chciał się za nie zemścić.
– Zatrzymaj się kilometr przed wjazdem na drogę prowadzącą do willi. Na pewno już mnie szukają w okolicy – poprosiłam, gdy zatrzymaliśmy się przed jego samochodem.
Mason szybko zdjął swoją oversizową bluzę i wyciągnął ją w moją stronę.
– Trzymaj.
– Utopię się w niej.
– Właśnie o to chodzi – rzekł, gdy wsiedliśmy do samochodu. – Załóż kaptur na głowę.
– A ty? Mój tata cię poznał, gdy...
– Czy możesz chociaż raz nie dyskutować i zrobić to, o co cię proszę, Auroro? – w jego głosie wyczułam zdenerwowanie. Zanim ruszył, mocno zacisnął dłonie na kierownicy i poczekał, aż się ubiorę. – Dziękuję.
Dopiero teraz odpalił silnik i odjechał spod katedry. Panowała między nami głucha cisza. Nie wiem, o czym myślał Harris, ale ja zastanawiałam się, czy w dzienniku, który znalazłam, odkryję jakąś wskazówkę. Wystarczyła mi niewielka poszlaka i coś, co pomoże mi i wujkowi Diego ruszyć z miejsca.
– Patrz w przód i gestykuluj jakbyś ze mną rozmawiała. – Mason nagle wyrwał mnie z zamyślenia.
– Co się dzieje? – zapytałam.
– Stanęliśmy na światłach. Po mojej stronie stoi wóz z twoimi ludźmi.
– Odwróć głowę i spójrz w moją stronę – poprosiłam.
– Tak zrobiłem.
– Nie możesz po prostu ruszyć z miejsca?
– Na czerwonym świetle? – burknął. – Od razu zrozumieją, że coś jest nie tak. Muszą sami nas minąć. Inaczej zacznie się pościg.
– Skąd wiesz, może nie...
– Znam Toma i Coltona. Wiem, jak działają, kiedy dojdzie do porwania i mają przeszukać teren. Są ostrożni.
– Czy ty naprawdę znasz wszystkich, którzy należą do nas?
– Połowę. – Ruszył, a więc spuściłam głowę, aby przypadkiem nasi żołnierze nie dostrzegli mnie w lusterku. Nie wiem, czy Mason zrobił to samo, ale jeśli nie, to był prawdziwym idiotą. – Już – poinformował. – Pojechali.
– Czy ty nas naprawdę śledziłeś przez całe życie? Przestaję czuć się bezpiecznie, kiedy myślę o tym, że znasz naszych ludzi i wiesz jak działają, to...
– Kiedyś to byli moi ludzie – wypalił nagle.
– Co? – Zmarszczyłam brwi.
– Myślałem, że mama ci powiedziała.
– Czemu ty tego nie zrobiłeś na samym początku?
– Bo nie wiedziałem, ile wiesz. – Spojrzał prosto w moje oczy, a następnie westchnął ociężale. – Nie będę ci streszczał mojej rodzinnej historii. Powiem tylko, że miałem stanąć na czele mafii, lecz mój tytuł został mi odebrany przez Stellę i jej męża. Po ich śmierci...
– Zostałeś przywódcą? – przerwałem mu.
– Tak, ale znacznie wcześniej wkurzyłem się. Miałem dość ich panowania. Dość tego, że niszczyli wszystko, co mój dziadek, a potem ojciec zdołali wypracować. A potem również tego, że zabili siostrę mojego przyjaciela.
– Adeline... – szepnęłam. – Przyjaźniłeś się z moim ojcem.
– Tak. – Skinął głową, zaciskając wargi. – Poza Diego, był moim najlepszym przyjacielem.
– Zaraz, zaraz... Przyjaźniłeś się z moim wujkiem?
– Mhm – mruknął. – Kontynuując. Wkurzyłem się na tyle, że utworzyłem własny oddział tu, na wyspie, korzystając ze wspólnych zasobów i pieniędzy. Następnie kilka kolejnych w innych państwach. A potem pozwoliłem twojej mamie na to, aby przejęła po mnie wszystko.
– Pozwoliłeś? – Zdziwiłam się. – Przecież nie wie, że żyjesz...
– Zostawiłem list.
– List?
– Tak, list – odpowiedział, po czym zatrzymał samochód.
Rozejrzałam się na boki. Słońce już wschodziło nad wyspą, więc z łatwością dostrzegłam, gdzie się znaleźliśmy. Szybko ściągnęłam bluzę Masona z siebie, po czym mu ją podałam.
– Dziękuję za dziś. – Chwyciłam plecak i szybko wyszłam z auta.
– Nie ma za co, młoda.
Energicznie ruszyłam ręką w stronę paska okalającego moje udo, na co Harris szybko dodał:
– Tylko żartowałem. – Zaśmiał się, unosząc ręce do góry. – Do zobaczenia, Auroro.
– Do zobaczenia – rzuciłam i zamknęłam za sobą drzwi.
Mężczyzna odjechał, a ja spokojnie ruszyłam w kierunku domu. Uśmiechałam się od ucha do ucha, na myśl o tym, co znajduje się w moim plecaku. Odzyskałam część wiary w to, że dzięki zapiskom w dzienniku Stelli ruszymy do przodu. Jednocześnie obiecałam sobie, że nie zrobię nic bez mojej mamy. Poczekam, aż się wybudzi, a potem... Może uda się ją przekonać do wspólnej zemsty. To ja powinnam zabić Nicka.
– Aurora! – usłyszałam wartowników, a następnie zobaczyłam, jak jeden z nich podnosi krótkofalówkę.
Teraz dopiero się zacznie.
Zdążyłam dojść do bramy, gdy ujrzałam jak z domu wybiegają wujkowie. Weszłam na teren mojej posiadłości i spotkałam się z nimi w połowie drogi.
– Zanim zaczniecie...
– Gdzie byłaś? – syknął wujek Scott, na co przewróciłam oczami. – Noże, kabury z waltherami ojca... Co zamierzałaś zrobić?! – Wzdrygnęłam się, kiedy po raz pierwszy w swoim życiu podniósł na mnie głos.
– Nic, naprawdę.
– Wiesz, jak się o ciebie martwiłem?! Wymykasz się z domu, wracasz po dwóch godzinach i próbujesz mnie okłamać. Gdzie byłaś?!
– Wujku...
– Wujku? – powtórzył. – Jesteś dla mnie wszystkim, rozumiesz?! – Złapał mnie mocno za ramiona. – Jedynym szczęściem jaki mam w życiu. Jak mogłaś mnie tak przestraszyć po raz kolejny?!
– Scott, wystarczy. – Diego odsunął go ode mnie, a następnie intensywnie spojrzał w jego tęczówki. – Ochłoń. Zajmę się nią. – Złapał mnie za biceps i lekko pociągnął do siebie. – Idziemy, Auroro.
– Posłuchaj, ja...
– Cii... – Przyłożył palec wskazujący do ust. – Powiesz mi to zaraz. – Zaprowadził mnie do pokoju, a następnie wskazał palcem na łóżko. – Siadaj.
– Wujku, posłuchaj...
– Auroro, usiądź.
Wykonałam jego prośbę, a wtedy on chwycił pufę, która stała przy mojej toaletce i usiadł naprzeciwko mnie.
– Mieliśmy być partnerami – zaczął. – A partnerzy się nie okłamują, więc chcę wiedzieć, gdzie byłaś i po co tam byłaś.
– W starej katedrze. Tej na południu wyspy. To właśnie tam w podziemiach nas przetrzymywano. Chciałam znaleźć jakąś wskazówkę. W końcu Stella tak szybko zmyła się z Fuerteventury, że nie mogła wszystkiego ze sobą zabrać.
– I? – zapytał, unosząc brew.
– Przeszukałam to miejsce i jedyne, co znalazłam, to jej dziennik. – Pochyliłam się do plecaka i wyciągnęłam z niego notes, który zaraz podałam mężczyźnie. – Przejrzałam go na szybko, ale dziś chciałabym go dokładnie przeczytać.
Wujo przewertował kilka kartek, a następnie oddał mi dziennik.
– W porządku. Ty zdobyłaś notes, więc ty przejrzysz go pierwsza – odpowiedział ze spokojem. – Ostatnie pytanie. Z kim tam byłaś?
– Sama – odparłam nieco nerwowo. – Byłam tam sama.
– Czuję męskie perfumy. Na dodatek wydaje mi się, jakbym znał ten zapach, więc chcę wiedzieć, z kim tam byłaś. Nie oszukuj mnie.
– Naprawdę byłam tam sama – rzekłam. – Przed wyjściem popsikałam się perfumami taty. Lubię mieć jakąś cząstkę niego blisko siebie, więc... – Spuściłam głowę. – Na pewno mnie rozumiesz.
– Jasne, że tak. – Złapał moją dłoń i kciukiem pomasował wierzchnią część ręki. – Prześpij się, a gdy wstaniesz, odwiedzimy mamę – poinformował, po czym wstał z pufy. – Jeszcze jedno. Następnym razem, gdy będziesz chciała ruszyć za jakimś tropem, poinformuj mnie o tym. Gdybyś dziś to zrobiła, nie musiałbym postawić na nogi całego kartelu.
– Obiecuję.
– Pamiętaj, że działamy razem. Dobrze, że próbujesz złapać jakiś trop, gdy my utknęliśmy w martwym punkcie, ale do cholery, Auroro, nie możesz mi o tym nie mówić. Jasne?
– Jak słońce, wujku.
– A teraz odpocznij. – Pochylił się nade mną i złożył bezpieczny pocałunek na moim czole. – Przyjdę do ciebie za osiem godzin.
– Oczywiście. – Uśmiechnęłam się i odprowadziłam go wzrokiem.
Wychodząc, wpuścił Odyna, który od razu wskoczył na moje łóżko. Położył się obok mnie. Otworzyłam dziennik i zanurzyłam się w literach.
Muszę coś znaleźć.
Nieszczęśliwi ludzie dzielą się na dwa gatunki: ci, którzy potrafią znaleźć w sobie siłę, by działać i ci, którzy nie potrafią szukać.
~ Konrad Puchalski, Miłosna Alchemia
KLAUDIA KUPIEC
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top