Rozdział 15: Musisz sobie wybaczyć.

Kilka tygodni później.

Aurora od jakiegoś czasu przebywała w Hiszpanii pod opieką Scotta. Przeszła już zmianę wizerunku. Z mojej małej kobietki, z długimi, gęstymi włosami, stała się kimś zupełnie innym. Teraz miała krótkie, rude włosy, masę piegów na twarzy, a jej buzia nie była przykryta nawet znikomą ilością makijażu, co nie było w jej stylu. Jednak ona zdawała się mieć to w nosie. Choć udawała pilną uczennicę, tak naprawdę była w stu procentach skupiona na zemście.

Codziennie rozmawiałyśmy ze sobą w wolnej chwili, bo jak to na mnie przystało, nie zniosłabym braku wiedzy na temat tego, czy moja córka jest bezpieczna.

– I jak? – zapytała, stając w głębi pokoju. Wcześniej ustawiła telefon na małym stoliku. – Wyglądam dobrze?

– Wyglądasz jak nie ty, kochanie – odpowiedziałam, patrząc na Aurorę. Miała na głowie opaskę i ubrana była zupełnie inaczej, niż do tej pory. W pasie przewiązała koszulę flanelową, a na nos wcisnęła okulary zerówki.

– Więc wyglądam dobrze – stwierdziła.

– Pamiętasz plan? – Musiałam się upewnić.

– Wchodzę do budynku, staję przy szafkach i w odpowiednim momencie wpadam na tę sukę. Potem grzecznie przepraszam Andreę, zbieram jej rzeczy, a następnie staram się nawiązać z nią nić porozumienia.

– W dużym skrócie tak. – Skinęłam głową.

– Mamo... Nie musisz się martwić. Wujek cały czas będzie obok.

– Nawet teraz jestem! – usłyszałam Scotta, choć nie widziałam go podczas prowadzenia wideorozmowy.

– Wiesz, że zawsze będę się o ciebie martwić, jesteś mo...

– Przynudzasz – przerwała mi, uśmiechając się zadziornie.

– Ach, tak? – Uniosłam brew w żartobliwym geście. – Poczekaj, aż wrócisz do domu. Wtedy matka da ci...

– Wtedy ja ci dam. Nicolasa i Andreę na tacy – dokończyła. – Jesteśmy w stałym kontakcie.

– Pamiętaj, by...

– Poinformować cię na dwa dni przed planowanym porwaniem, żebyś była w stanie wysłać kilkoro naszych ludzi. Pamiętam, mamo. Wałkowałyśmy ten temat od tygodni.

– Po prostu się martwię i zawsze będę. Nie ważne ile razy powtórzysz mi, abym tego nie robiła.

– Wiem, bo kochamy się jak stąd na Księżyc, ale wiesz, co jeszcze? – Chwyciła telefon w dłonie i przybliżyła twarz do kamery. – Jesteśmy, kurwa, Navarro. Nic nas nie złamie.

– Aurora, sło... – Gdy chciałam dać jej reprymendę, rozłączyła się. Tak po prostu. Bez żadnego słowa więcej.

Przeniosłam swoje spojrzenie na Masona stojącego w progu. Zwróciłam na niego uwagę, bo nabijał się ze mnie tak głośno, że nie sposób byłoby go nie zauważyć.

– Co cię tak bawi? – zapytałam, gromiąc go spojrzeniem.

– Ty, Ali. Jesteś taka nadopiekuńcza.

– To troska – wypomniałam mu.

– Aurora sobie poradzi – przypomniał mi.

– Oczywiście, że sobie poradzi, do cholery. Jest moją córką. Ale to nie oznacza, że będę siedzieć spokojnie i bujać w obłokach.

– Jesteś sfrustrowana – stwierdził.

Wstałam z fotela i, zaciskając komórkę w dłoni, zerwałam się w jego kierunku. Teraz nigdzie nie ruszałam się bez telefonu. Zawsze miałam go przy sobie na wypadek, gdybym musiała wezwać wsparcie dla córki.

– Owszem, jestem – przytaknęłam. – I tylko czyjaś śmierć może dać mi ukojenie, a tak się składa, że to ty jesteś najbliżej.

Harris ułożył usta w półuśmiech, a kiedy go minęłam, oświadczył:

– Dziś chcę pojechać do rodziny. Za długo tu siedzę. Stęskniłem się za chłopcami.

– Dziś? – Zdziwiłam się. – Akurat teraz, kiedy Aurora jest w Hiszpanii, chcesz mi zniknąć z oczu? Nie wydaje ci się to podejrzane?

– Wiedziałem, że pomyślisz, że chcę cię zdradzić. Dlatego przyniosłem to. – Wystawił w moją stronę otwartą dłoń, na której leżały...

– Pluskwy – rzekłam. – Chcesz, żebym cię podsłuchiwała?

– Eva bywa bardzo zazdrosna, a ja nie chcę słuchać jej jazgotu, więc nie wezmę cię ze sobą. Dzięki temu będziesz w stanie mnie podsłuchiwać.

– Diego z tobą pojedzie...

– W porządku – zgodził się bez ogródek. – Choć nie uważam, że będzie z tego powodu zadowolony.

– Nie próbuj mną...

– Czemu we wszystkim widzisz manipulację? – przerwał mi. – Ja tylko stwierdziłem fakt. Diego mnie nienawidzi, Ali.

– I słusznie.

Mason postawił krok w moim kierunku, znacznie niwelując przestrzeń między nami, przez co automatycznie się odsunęłam.

– Przestań, do cholery – poprosił zdenerwowany, po czym układając dłoń na moich plecach, przysunął mnie do siebie. – Przestań się ode mnie odsuwać i traktować mnie jak wroga. Przez ostatni czas dosadnie pokazałem ci, że jestem po twojej stronie.

– To niczego nie zmienia. Między nami – dodałam.

Kącik ust Masona lekko drgnął, a dłoń powędrowała w kierunku mojego policzka. Tym razem się nie odsunęłam. Odważnie patrzyłam w jego oczy, a on tonął w moim spojrzeniu, wkładając mi do ucha słuchawkę.

– Działa?

Skinęłam głową, a Mason bez słowa opuścił moją sypialnię.

Usiadłam na fotelu i pochyliłam się w przód, chowając twarz w dłoniach. Mason miał rację. Przez ostatni czas zdradził nam tyle szczegółów, że nie powinnam nazywać go wrogiem. Jednak wciąż doszukiwałam się w nim spisku ze strony Stelli. Na dodatek Sergio wciąż przebywał w szpitalu, moja córka była na misji w innym państwie, a ja... Znów zostałam sama.

I przez ten czas marzyłam, żeby w końcu móc wtulić się w bezpieczne ramiona mojego męża. Zapewne objąłby mnie, wplótł palce w nasadę moich włosów, a potem powiedział, że wszystko będzie dobrze. Następnie zająłby się wszystkim, przysięgając mi, że kiedy Stella wraz z de Oro Pulito trafią w jego ręce, będzie torturował ich tak długo, że sami zaczną błagać o szybką śmierć.

Po prostu wszystko stałoby się prostsze, bo odzyskałabym siłę, jaką był mój mąż.

– Ali... – usłyszałam w słuchawce Masona. – Chyba do tej pory ci tego nie powiedziałem, ale przepraszam. Po prostu przepraszam za wszystko, co ci zrobiłem, że tak bardzo cię skrzywdziłem.

– To nie ma żadnego znaczenia – szepnęłam sama do siebie.

– Musisz wiedzieć, że gdybym mógł rozkochać cię w sobie jeszcze raz, zrobiłbym to zupełnie inaczej. Nie odkładaj słuchawki. – Jakby czytał w moich myślach. Wypowiedział tę prośbę w momencie, gdy kierowałam palce w stronę ucha. – Chcę, żebyś wiedziała, że jestem dumny z tego kim się stałaś i co stworzyłaś. I choć zawsze powtarzam, że w życiu nie powinno się niczego żałować, tej jednej rzeczy żałuję bardzo, że wszystkie moje kłamstwa i manipulacje sprawiły, że cię straciłem.

– Zamknij się – szepnęłam ponownie, opadając na oparcie fotela. Ręce położyłam na podłokietnika i patrzyłam w przestrzeń.

– Po prostu cię...

Nie usłyszałam. Nie chciałam wiedzieć, co miał mi do powiedzenia Mason. Szybko wyciągnęłam słuchawkę z ucha i rzuciłam ją na ziemię. Siedziałam w bezruchu w fotelu, a łzy wolno spływały mi po policzkach.

– Tak bardzo chciałabym cię przytulić, kochanie – powiedziałam, wspominając Sergio.

Po jakimś czasie otarłam łzy i, nie wkładając słuchawki z powrotem, poprosiłam Diego, by pojechał za Masonem. Jakiś czas temu zdradził nam, gdzie mieszka, więc namierzenie go, nie stanowiło problemu.

Sama pojechałam do szpitala, by zrobić to, o czym tak długo marzyłam.

Wdrapałam się na szpitalne łóżko i położyłam obok Sergio, uważając by nie przycisnąć żadnego kabla, bądź, co gorsza, rurki z tlenem. Następnie przytuliłam się do niego i choć ten uścisk nie był odwzajemniony, zatraciłam się w nim bez pamięci.

Wszystko po to, by wieczorem znowu wrócić do pustego domu.

✩✩✩

Sergio Carlos Navarro

Ugrzązłem we własnym piekle. Siedziałem tu za długo, lecz nie byłem w stanie znaleźć drogi powrotnej do domu. Po głowie krążył mi od czasu do czasu śmiech mojej żony i córki. Co jakiś czas, gdy zamykałem oczy, mogłem je zobaczyć.

To wszystko.

Dniami i nocami tęskniłem za tym, by móc być z nimi fizycznie, po tym jak wszystko zrozumiałem. Pomogła mi w tym Ade, która niezmiennie, każdego dnia przy mnie trwała. Nie umarłem. Wciąż żyłem i walczyłem o to, by wrócić. Nie wiedziałem, w jakim stanie jest moje ciało, ale głowa odzyskała świadomość.

Codziennie przeżywałem inny scenariusz. Moja podświadomość łapała się wspomnień i kierowała mnie w jakąś stronę. Ta pieprzona zagadka mnie frustrowała, lecz cieszyłem się, że byłem tu razem z moją księżniczką.

Dziś siedziałem na huśtawce. Patrzyłem w jasne niebo i rozmyślałem o mojej rodzinie, czując, jak tęsknota coraz mocniej zaciska się na moim sercu.

– O czym myślisz? – Obok mnie niczym duch pojawiła się Adeline. Cóż... przecież właściwie nim była. Właśnie na to ją skazałem. Na przebywanie w tym pierdolonym czyśćcu razem ze mną. – O nich?

– Tęsknie za nimi, Ade.

– Chciałbyś już do nich wrócić? – zapytała smutna. – I mnie zostawić?

– Oczywiście, że nie, kwiatuszku. – Ująłem policzki siostry w dłonie i głęboko spojrzałem w jej oczy. – Tęsknię za tobą każdego dnia, noszę cię w sercu i towarzyszysz mi w każdej sekundzie mojego życia.

– Ale? – Posmutniała. – Jest jakieś ale, prawda?

– Za nimi również tęsknię. Co, jeśli moje dziewczyny mnie potrzebują, a ja jestem tu i nie mogę im pomóc? Nawet nie wiem, ile jeszcze tu będę.

– Będziesz tu tak długo, aż tego nie zrozumiesz, braciszku.

– Ale czego? Wciąż to powtarzasz, a ja nie jestem w stanie tego pojąć.

– I przez to nienawidzisz siebie jeszcze bardziej? – zapytała ściszonym głosem.

– Zawsze będę siebie nienawidzić. Zrobiłem ci krzywdę, a teraz...

– Nie prawda! – krzyknęła nagle, co sprawiło, że puściłem jej twarz. – Ty nic nie rozumiesz! Wciąż nie rozumiesz!

Byłem zaskoczony jej reakcją. Normalnie sam zacząłbym wrzeszczeć, ale przecież to była moja Ade. Złapałem ją pod pachami i posadziłem na kolanach, po czym mocno przytuliłem do siebie.

– Nie złość się na mnie – poprosiłem.

– Więc nie mów o sobie tak brzydko – zwróciła mi uwagę.

– Muszę. Zasługuję na to, za to, co ci zrobiłem.

– Nie! – krzyknęła ponownie, próbując się wyrwać z moich objęć. – To nie ty! Przestań tak o sobie mówić!

– Ale, Ade...

– Nie! Musisz przestać!

Puściłem ją, gdyż dalsza szamotanina z ośmiolatką nie miała sensu. Pozwoliłem jej się uspokoić. Kiedy zniknęła histeria, Adeline znowu na mnie spojrzała.

– Nie wrócisz do nich, dopóki tego nie zrozumiesz.

I nagle pojąłem, o co jej chodziło. Spojrzałem na nią zszokowany, a ona już wiedziała, że mam świadomość, co niezmiennie od paru miesięcy próbowała mi przekazać.

– Nie, Ade... Ja na to nie zasługuję...

– Mylisz się, Sergio. – Pokręciła główką. – Musisz w końcu to zrobić. Kochałeś mnie...

– Kocham – poprawiłem ją. – Nadal cię kocham.

– Oddałbyś za mnie życie, gdybyś mógł. – Złapała mnie za rękę, a potem pociągnęła, przez co automatycznie wstałem z huśtawki. – Wróćmy do tamtego dnia, byś mógł zrobić to, na co zasługujesz.

– Ade... proszę...

Jak klatka filmu, zmieniła się perspektywa. Pieprzona podświadomość płatała mi figle, gdy nagle otoczenie zmieniło się w kamienne mury posiadłości Harrisów.

– Jesteś na to gotowy – stwierdziła siostra, trzymając mnie za rękę. – Teraz wszystko zacznie się od nowa.

– Nie chcę...

– Musisz, braciszku. – Spojrzała na mnie słodkimi oczętami. – W normalnym świecie zemsta wygląda inaczej. Ktoś doniesie szefowi na pracownika, który go wkurza albo przebija mu opony w aucie. W naszym zaś, zemsta wygląda zupełnie inaczej. Musisz zrozumieć, że to nie było twoją winą.

Kucnąłem przed nią.

– Ade, posłuchaj...

– Nie, Sergio. To ty posłuchaj. – Złapała mnie małymi rączkami za policzki, dokładnie w ten sam sposób, w który ja często łapałem ją, kiedy chciałem podkreślić wagę swoich słów. – Wyrwałeś mnie od matki i tylko Bóg jeden świadkiem, co mogłoby mnie tam czekać. Podarowałeś mi najpiękniejsze czternaście lat życia, więc teraz nadszedł czas, żebyś przestał czuć do siebie żal. – Przejechała dłonią po mojej głowie. Mówiła tak pięknie... zupełnie jakby nie miała ośmiu lat, ale przecież od zawsze była mądrą dziewczynką, którą na własne życzenie zamieniłem w ducha.

Nagle wstałem. Pojawił się ze mną jakiś gość, który pchnął mnie za ramię. Odwróciłem głowę ponad ramieniem, w ostatniej chwili łapiąc Ade za nadgarstek i rozpoznałem mężczyznę idącego za mną z kilkoma innymi. To ten sam, który prowadził mnie w dniu, kiedy moja siostra zginęła na moich oczach. Zapamiętałem każdą z tych twarzy i obiecałem sobie, że wszystkich zajebię, co też później uczyniłem. Nastała ciemność, zapewne przez opaskę, jaką założyli mi tamtego dnia na oczy.

– Będę przy tobie, braciszku – usłyszałem od małej. – Oni mnie nie widzą.

Nic sobie nie robiłem z tych słów, bo moje serce napierdalało jak oszalałe. Za parę minut miałem zobaczyć mój obraz katorgi. Traumę, jaka tkwi w mojej psychice przez połowę życia i jest powodem tego, kim się stałem. Zimnym, niewybaczającym skurwysynem, który prędzej zajebałby kogoś, wcześniej go torturując, niż kimś, kto posiadał dobre intencje.

Na tym nieszczęściu zbudowałem prawdziwego zabójcę. Można by rzec, że nawet potomka samego diabła. I skoro do tej pory tak bardzo winię za to wszystko siebie, to dlaczego miałbym sobie wybaczyć? Mogłem kazać się pierdolić Stelli i Johnowi oraz pozwolić im zabrać sobie całą moją armię i wszystko, co posiadałem, bo przecież od zawsze najważniejsza była Ade. A ja do końca usilnie myślałem, że uda mi się ochronić ją i swoje imperium.

Gdybym tylko wybrał to, co kocham bardziej – siostrę, a nie to, czym się zachłysnąłem – władzą, to Adeline wciąż byłaby ze mną.

Poczułem kopnięcie w zgięcia kolana, więc momentalnie upadłem na ziemię. Ktoś pociągnął mnie tak, bym klęczał, a ja już wiedziałem, co nastanie. Zamknąłem oczy, w momencie ściągnięcia opaski. Nie chciałem tego widzieć. Nie po raz kolejny.

– Otwórz oczy, braciszku – usłyszałem, więc powoli wykonałem prośbę siostry.

I momentalnie tego pożałowałem. Choć ośmioletnia Adeline wciąż trzymała mnie za rękę, patrzyłem na krzesło, na którym siedziała jej czternastoletnia wersja. Wtedy wypuściłem z oka pierwszą łzę. Jej usta były sine, a dolna warga wraz z brodą pokryte zaschniętą krwią przez torturę na jaką ją skazali. Pamiętam, jak dostałem telefon z informacją, że skoro nie chciała rozmawiać z Harrisami, nie porozmawia już nigdy z nikim, bo odcięto jej język.

– Adeline – szepnąłem w momencie, w którym pojawił się obok niej John i Stella. Oboje położyli na niej swoje chciwe ręce. Kobieta na prawym ramieniu, zaś mężczyzna na lewym. Targająca mną złość i rozpacz wyrwała z moich ust: – Nie dotykajcie jej, kurwa!

– Och, Sergio – powiedziała ze spokojem Stella. – Przecież już to zrobiliśmy, zobacz. – Zbyt gwałtownie i mocno złapała ją jedną ręką za policzki, ściskając je. Ból odznaczył się w spojrzeniu mojej siostry, a ciche skomlenie wydobyło z jej ust. – Spójrz, na co braciszek cię skazał.

– To nie ty – odezwała się ośmiolatka obok mnie. – Nie daj sobie wmówić, że to byłeś ty.

– Ale ona ma rację... To wszystko stało się przeze mnie – odpowiedziałem cicho, bojąc się, że jednak i tę wersję siostry ujrzą i zechcą mi ją odebrać. – Zabierzcie wszystko, co mam! Całą moją armię, pieniądze, ale oddajcie mi moją siostrę... – błagałem.

– Naprawdę myślisz, że to czas na licytacje? – warknął John. – Teraz czas zapłacić za to, że tak długo zwlekałeś. Myślałeś, że nie poniesiesz konsekwencji swoich czynów?

Nie miałem zbyt wiele czasu. Musiałem zareagować i choć szanse był nikłe, musiałem coś zrobić... Spróbować... Chociaż tyle. Szybko zerknąłem za siebie, by oszacować swoje szanse. Były marne, ale jeśli czegoś nie zrobię, Ade naprawdę zginie.

– Posłuchajcie... Jeszcze dziś wydam oświadczenie – powoli zacząłem wstawać, a grymas niezadowolenia odznaczył się na twarzy starego Harrisa – a wtedy na tym zyskacie. Wszystko, co mam, w zamian za moją siostrę.

– Obawiam się, że wszystko, co masz, to właśnie ona, Sergio – rzekł John, mając stu procentową rację.

– Na kolana, kurwa! – warknęła Stella, a kiedy gość stojący za mną ponownie chciał mnie powalić na ziemię, puściłem dłoń ośmiolatki i ogłuszyłem go ciosem, wyrywając mu z dłoni pistolet.

Chwyciłem go za gardło i tworząc z niego swoją tarczę, szybko wycofałem się pod najbliższą ścianę, strzelając do pozostałych trzech gości. Potem oddałem strzał w głowę Johna, wychylając się zza ścianki. Działałem szybko, pod wpływem amoku, ale zyskałem szansę. Wtedy zajebałem na dobre gościa, którego trzymałem, żeby ponownie wyjść zza ściany i oddać strzał w stronę Stelli.

Ale zamarłem, bo jej broń była wycelowana w klatkę piersiową mojej siostry.

– Klęknij i opuść, kurwa, broń albo ją zajebię!

Więc wykonałem jej polecenie jak posłuszny piesek, bo dla mojej siostry byłem gotowy do największej kompromitacji i poświęceń. Nawet jeśli teraz Stella miała zamiar wycelować pistolet w moją stronę i oddać strzał, bez zawahania mogłem przyjąć na siebie kulkę.

– Odpuść jej. To tylko czternastolatka – błagałem.

– Odpuść jej? Właśnie zajebałeś mi męża. I wiesz co?

Końcówką tego zdania stał się strzał, który przeciął serce mojej siostry. Z rozpaczy otworzyłem szeroko usta i zalałem się płaczem. Przed tym coś krzyknąłem, ale sam nie wiedziałem co. Szybko złapałem za broń, którą upuściłem na ziemię i wycelowałem w uciekającą Stellę. Padła na ziemię przez to, że dostała kulkę w okolicy wątroby.

– Obyś smażyła się w piekle, stara kurwo! – wykrzyczałem, gdy znalazłem się obok niej, dodatkowo kopiąc w jej brzuch. – Nie zamierzam cię dobijać. Cztery minuty. Właśnie tyle będziesz cierpieć.

Potem szybko podbiegłem do siostry i podniosłem jej głowę, by spojrzeć w oczy. Choć niewiele widziałem przez łzy, które spływały strumieniami po moich policzkach, dostrzegłem w niej brak życia.

– Brat cię zaraz uratuje, księżniczko. Wszystko będzie dobrze. – Sięgnąłem w stronę liny, którą ją związali, lecz drobna dłoń ośmiolatki, zacisnęła się na moim przedramieniu.

– Pozwól mi odejść – poprosiła, gdy spojrzałem na dziewczynkę.

– Nie! Muszę ci pomóc. – Wyszarpnąłem rękę i szybko odwiązałem liny, a ciało czternastoletniej siostry spadło wprost na mnie.

– Sergio, wiesz, że ja już nie żyję. Umarłam i nie byłeś w stanie nic zrobić.

– To nieprawda! – Położyłem palce w okolicy tętnicy. – To nie praw... – urwałem, gdy nie dostrzegłem pulsu pod palcami.

Wtedy cały Nowy Jork usłyszał mój ból. Zawyłem, nie mogąc złapać oddechu. W ramionach ściskałem jedyną miłość mojego życia, która umarła przeze mnie. Choć moim ciałem wstrząsnęła rozpacz, czułem jak mój tors staje się mokry, bo tryskająca z serca krew Adeline, przenosi się na mnie. Wtedy przytuliłem ją mocniej, ale nawet ten uścisk nie zatrzymał upływu szkarłatnej cieczy.

– Przepraszam. – Płakałem. Płakałem jak nigdy dotąd, wtulając twarz we włosy zmarłej siostry. – Przepraszam, że cię na to skazałem.

– To nie twoja wina – powtórzyła niskim głosem ośmiolatka.

– Nie okłamuj nas – załkałem.

– Też cię kochałam. Zginęłam, niosąc w sercu twoją miłość i wiarę we mnie. Ani na moment nie przestałam czuć inaczej. Byłeś najcudowniejszym bratem na świecie. Takim, który zrywał ze mną polne kwiaty i robił z nich wianek, który czesał mi włosy i nazywał mój każdy brzydki rysunek pięknym. To był mój los. Tak musiałam skończyć i nie wiń się za to dłużej.

– Ale Ade... – Przeniosłem na nią wzrok, lecz przez płacz nie ujrzałem nic, poza rozmazaną plamą.

– To nie twoja wina.

– To nie moja wina – powtórzyłem cicho, nadal szlochając.

– Właśnie tak, braciszku.

Otarłem łzy, by lepiej dostrzec twarz ośmiolatki.

– A teraz, skoro już wiesz, że nie jesteś temu winien, zrób dla mnie jeszcze jedną rzecz. To właśnie moja ostatnia wola.

Wypuściłem z rąk ciało jej starszej kopii, a ośmiolatka momentalnie wpadła w moje objęcia, mocno ściskając mój kark. Wtedy zamknąłem oczy, delektując się tą chwilą.

– Jaka jest twoja ostatnia wola, księżniczko?

– Zasługujesz na przebaczenie, więc wybacz sobie, braciszku.

Zapłakałem po raz ostatni, a wokół nastała ciemność. Jasne snopy światła chciały się wedrzeć pod moje powieki, ale nie miałem sił na to, by otworzyć oczy. Byłem za słaby. Wokół słyszałem tylko ten przerażający dźwięk, który nagle zaczął wydawać jakiś pisk.

Bałem się, że mój umysł próbował spłatać mi kolejnego figla i nowy koszmar właśnie się zaczął...

✩✩✩

Już nie wiedziałam, czy bardziej byłam sfrustrowana czy zrozpaczona. Jednakże wszystko, co czułam, postanowiłam opowiedzieć muzyką. Usiadłam przy fortepianie. Niegdyś miejsce przy nim zajmowała moja rodzina, lecz dziś byłam skazana na samotność. Położyłam telefon obok siebie i podniosłam klapę zabezpieczającą klawisze. Najchętniej zagrałabym w zupełnej ciemności, ale wtedy nie wiedziałabym, jak grać. Dlatego wcześniej zapaliłam lampę stojącą w kącie, by pomieszczenie zalał półmrok.

– Błagam... – Zamknęłam oczy, wyobrażając sobie obraz Boga. – Oddaj mi go... Oddaj mi mojego Sergio...

Potem nacisnęłam pierwszy klawisz. A za nimi kolejne, by muzyka wypełniła przestrzeń. Kurczowo trzymałam się nadziei. Musiałam go kiedyś jeszcze usłyszeć... Musiałam... Przecież jego stan z dnia na dzień się poprawiał. Mimo to traciłam wiarę. To trwało już tak długo, że nie potrafiłam dłużej udawać silnej. A na dodatek Aurora... Gdy wyjechała, pustka totalnie osiadała na murach naszej posiadłości.

I'm trying but I keep falling down. I cry out but nothing comes now. I'm giving my all and I know peace will come.

Po tych słowach zamilkłam. Moje palce nadal grały repertuar od Sii aż do samego refrenu. Wtedy wznowiłam swój śpiew.

Thought I could do all just on my own. But even Superwoman sometimes needed Superman's soul. Help me out of this hell. Your love lifts me up like helium. Your love lifts me up when I'm down, down, down. When I've hit the ground, You're all I need. Cause your love lifts me up like helium.

Przerwałam, czując wibracje na siedzeniu. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu i ujrzałam na nim numer lekarza prowadzącego mojego męża. Drżącą dłonią podniosłam komórkę i przez kilka sygnałów wpatrywałam się w nią, zastanawiając się, jak przyjmę wieść o jego śmierci. Przecież sam lekarz nie dzwoniłby na mój telefon bez powodu. Zaczęłam płakać, lecz mimo to zdobyłam się na odwagę, by odebrać połączenie i przyłożyć ekran do policzka.

– Alison Navarro, słucham – powiedziałam najodważniej, jak tylko mogłam.

– Pani mąż...

– Zmarł? – zaszlochałam.

– Pani mąż się obudził – dokończył. – Pierwsze pytanie, jakie padło z jego ust, to pytanie o panią.

Wybuchłam płaczem, który tym razem został wywołany szczęściem i poczułam ulgę.

– Nie daje sobie zrobić badań. Mówi, że nie pozwoli na nie, dopóki pani nie zobaczy – poinformował, a ja usłyszałam jego słowa trochę przytłumione.

– Już jadę. Będę dosłownie za moment. – Poderwałam się z ławki i biegiem ruszyłam do wyjścia, tylko po to, by chwycić za torebkę. Zatrzymałam się w połowie schodów prowadzących do parkingu podziemnego.

– Dziękuję – szepnęłam do Boga. – Dziękuję, że zwróciłeś mi mojego supermana.

Potem wsiadłam do auta, by drogę do szpitala pokonać w dziesięć minut.

Podróże są wyzwaniem, walką, zwycięstwem. A powroty miłością.

Podróże są wyzwaniem, walką, zwycięstwem. A powroty miłością.

Podróże są wyzwaniem, walką, zwycięstwem. A powroty miłością.

Podróże są wyzwaniem, walką, zwycięstwem. A powroty miłością.

~ Barbara Kosmowska, Niebieski autobus

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top