Rozdział 11: Kocham cię, Malcolm.

Przez kilka dni nie ruszyło się nic, co dotyczyło planu zemsty. W mojej głowie panował coraz większy chaos, który nie pozwalał postawić nawet najmniejszego kroku naprzód. Zaciskałam palce, kurczowo trzymając się resztek swojej siły.

– Zatrzymaj się przy plaży, proszę – odezwałam się do Scotta, z którym odwiozłam Aurorę do szkoły.

– Zaraz się rozpada – poinformował, zerkając w niebo.

– To nic.

Wysiadłam z auta, prosząc, by dał mi chwilę.

Usiadłam na piasku i podciągnęłam nogi do klatki piersiowej. Objęłam je rękoma i oparłam skroń o kolana. Znowu rozpadłam się na milion drobnych kawałków, a ogień w moim sercu zgasł. Panicznie próbowałam rozpalić go na nowo, ale myśli, które odbijały się echem w mojej głowie, doszczętnie niszczyły każdą próbę. Nie byłam tą samą Alison, a jedynie popiołem, który został po zgliszczach dawnej mnie.

Poczułam na policzku pierwsze krople deszczu, a zaraz po nich spadła potężna ulewa.

Położyłam się na piasku i pozwoliłam sobie moknąć. Teraz każda łza, jaka wypływała z kącików moich oczu, była niewidoczna. Łkałam cicho, na wypadek gdyby ktoś miał mnie usłyszeć, ale deszczowa pogoda odstraszyła turystów i pozwoliła mi samotnie tonąć w swoim żalu.

Zamknęłam oczy, pozwalając sobie na smutek.

Nie wiedziałam, kim byłam.

Co miałam robić.

Co było słuszne.

Umarłam.

Bo nawet jeśli byłam tu ciałem, moja dusza była już martwa.

– Alison – usłyszałam nad sobą.

Otworzyłam oczy, lecz szybko zamknęłam je z powrotem.

– Daj mi jeszcze chwilę, Scott.

On zamiast odejść, położył się obok mnie. Poczułam jego obecność, a gdy przekręciłam głowę i ponownie otworzyłam oczy, nasze spojrzenia się spotkały.

– Co się dzieje? – zapytał.

Poczułam ukłucie w klatce piersiowej. Przyznanie się do tego przed sobą to jedno, ale przyznanie się przed moim żołnierzem i prawą ręką, że nie daję już dłużej rady, było dla mnie ujmą. Bo przecież jak to ja, płatna zabójczyni, szefowa kartelu i ktoś, kto nie posiadał serca, nie mógł dać sobie rady? Wówczas szybko pomyślałam o słowach mojego męża. Nawet największy potwór posiada serce i jest skłonny do uczuć.

Spojrzałam więc na Williamsa i rzekłam:

– Czuję się bez niego taka słaba, Scott. – Wzięłam szarpany oddech. – Nie daję już rady. Nigdy nie byłam silna. – Pokręciłam głową, przygryzając dolną wargę, żeby zatrzymać jej drżenie. – To on był moją siłą. Bez Sergio jestem nikim. Mam wrażenie, że każda decyzja, którą podejmuję, jest zła, że nie mam dobrych rozwiązań, że bez niego wszystko zniszczę.

A na dodatek posiadasz sekrety, odezwał się szyderczy głos w mojej głowie.

– Nieprawda – rzekł spokojnie, splatając nasze palce razem. – Byłaś silna znacznie wcześniej.

– Tylko udawałam.

– Udawałaś? – Uniósł prawą brew. – Więc dlaczego teraz ci nie wychodzi? To nie było fikcją. Ta siła jest w tobie. – Dotknął dłonią miejsca, w którym znajdowało się moje serce. – Tylko po prostu...

– Boję się – dokończyłam, zaciskając mocno oczy. – I cholernie za nim tęsknie, Scott. Tak bardzo, że – wzięłam głęboki wdech – czuję się martwa w środku. To mnie boli. Choć wszystko idzie w dobrym kierunku, ta niewiedza, czy Sergio się obudzi, mnie paraliżuje. Nie mogę racjonalnie myśleć, układać planów, spędzić chociaż jednego dnia bez smutku...

– To naturalne. Pozwól sobie na smutek. Masz nas, Ali – przekręcił się, wsuwając mi pod plecy swoją rękę, a potem przyciągnął do siebie, jakby wyczuł, że potrzebuję się przytulić – mnie i Diego. Przejmiemy na siebie większość obowiązków, pomożemy ci. A Billie może zadbać o to, byś na chwilę przestała o tym wszystkim myśleć.

– Co to za szefowa kartelu, co nie umie działać w trudnych sytuacjach? – szepnęłam w jego koszulkę.

– Posiadająca serce. Coś, czego nam wszystkim brakowało, zanim pojawiłaś się w naszym życiu.

– Pozwolisz Aurorze na realizację planu? – zapytałam, lekko się odsuwając.

– Tak – przytaknął. – I nie będę się wtrącał. Zainterweniuję tylko wtedy, gdy zrobi się naprawdę gorąco. Będzie ze mną bezpieczna.

– Obiecaj mi to – zażądałam.

– Obiecuję.

Nieco mnie uspokoił, lecz nadal pozostała jedna kwestia. Diego i to, że ukrywałam przed nim istnienie Masona Harrisa. Tak bardzo myślałam nad tym, czy mu o tym powiedzieć oraz jaka będzie jego reakcja. Byłam zła na Aurorę, że ukrywała przede mną prawdę, a sama zachowywałam się jak hipokrytka, ukrywając ją przed Diego. Nie byłam tylko złą żoną, która zbratała się z wrogiem, a też okropną przyjaciółką.

Ale...

Tak bardzo zależało mi na szczęściu moich bliskich, że odbierało mi to racjonalne spojrzenie na sprawę. Zawsze liczyli się dla mnie bardziej ode mnie. To na ich dobru i szczęściu mi zależało.

– Daj temu płynąć. Nie musisz wszystkiego kontrolować – odezwał się nagle Scott i dał mi odpowiedź, na nurtujące mnie pytania związane z Ramirezem.

– A jeśli kogoś tym skrzywdzę?

– Jesteśmy rodziną – podkreślił znaczenie tych słów. – A rodzina trzyma się razem bez względu na wszystko. Czasami będziemy się ranić, nawet nieumiejętnie, ale mamy coś, czego większość nie posiada.

Spojrzałam na niego pytająco, a wtedy on dokończył:

– Umiemy przebaczać i znamy naszą wartość.

– Dziękuję – szepnęłam, sztucznie się uśmiechając. – Potrzebowałam tego. Nawet nie wiesz, jak bardzo.

– Chodź. – Poderwał się z miejsca, wyciągając do mnie dłoń. – Pomogę ci. Możesz być pewna tego, że zawsze znajdziesz we mnie oparcie.

Złapałam jego dłoń i wstałam z piasku. Ruszyliśmy w stronę parkingu, a po kilkunastu minutach byliśmy w domu. Jak tylko Diego zobaczył mnie w holu, poderwał się z miejsca i ruszył w naszym kierunku z teczką.

– Lewe papiery Aurory – poinformował, a gdy chciałam je od niego odebrać, wyprzedził mnie w tym Scott.

– To może chwilę poczekać. – Wcisnął teczkę pod pachę. – Diego pozwól na chwilę.

Udali się do pokoju dziennego, a mnie jakaś siła zatrzymała w miejscu. Stałam i przyglądałam się ich rozmowie, chociaż nie byłam w stanie jej usłyszeć. Ramirez potarł dłonią głowę, a następnie wytarł usta ręką. Był nerwowy w swoich gestach, gdy Scott coś mu tłumaczył, ale po chwili obaj panowie ponownie stanęli przede mną.

– Zajmę się sprawą związaną z Aurorą. Znam plan, wiem, jak działać i zanim pomyślisz, że z czegoś cię wykluczamy, to od razu powiem, że jesteś w błędzie. Nadal będziesz w tym uczestniczyć. Diego natomiast weźmie na siebie sprawy kartelu.

– Czemu nie powiedziałaś mi wcześniej? – zapytał Ramirez.

– Czego?

– Że znowu rozpadasz się na kawałki.

– Diego... – upomniał go Scott.

– Przestań zwracać się do mnie takim tonem – pouczył go. – To moja przyjaciółka. Przypominam ci, że uczestniczyła w moim życiu znacznie wcześniej, niż w twoim.

– W takim razie powinieneś wiedzieć, że nie potrzeba jej dokładać kolejnej porcji wyrzutów sumienia. Alison radzi sobie tak, jak potrafi, a...

– Chłopaki – powiedziałam cicho.

– Nie mów tak, jakbyś wiedział, co jest dla niej najlepsze! – warknął. – Za każdym razem, kiedy spadnie na dno, zamierzam wyciągnąć ją z niego za rękę i nie będziesz mi...

– Chłopaki! – wrzasnęłam, kurczowo zaciskając powieki. Paznokcie natomiast wbiłam sobie w skórę, tworząc na dłoni małe ranki. – Ja tu stoję – przypomniałam, gdy nastała cisza. – I właśnie dlatego nic nie chciałam wam powiedzieć. Wiedziałam, że każdy z was będzie chciał ratować mnie na swój własny sposób, a ostatnie czego nam potrzeba, to konfliktów. Dlatego proszę was o spokój.

– Tak jest... – powiedzieli równocześnie, nadal gromiąc się spojrzeniami.

– Poradzę sobie – skłamałam, ponieważ sama nie do końca byłam pewna swoich słów. – Działajmy tak, jak ustaliliśmy. Skoro mamy dokumenty Aurory, załatwmy sprawę ze szkołą. Zanim to zrobimy, najpierw niech Diego skontaktuje się z Vladem. Potrzebujemy się dowiedzieć, czy Andrea będzie kontynuować nauczanie w tej szkole po wakacjach. Niech zdobędzie tę informację.

– W porządku. – Ramirez skinął głową i odszedł na bok.

– W naszych fałszywkach również trzeba zrobić porządek – zwróciłam się do Williamsa. – W moich widnieje, że jestem mężatką, ale nie ma tam twojego lewego nazwiska, tylko Sergio. Jeśli chcesz działać w tej sprawie razem ze mną, musimy zamienić...

– Rozumiem – przerwał mi. – Zajmę się tym.

– Dzięki.

Odetchnęłam z ulgą.

Teraz miałam trochę wolnego czasu, by zająć się czymś innym. Wówczas pomyślałam o Billie, ale zanim miałam ją odwiedzić, musiałam sprawdzić, jak ma się Harris. Zajmowanie się nim, to nie był szczyt moich marzeń, ale nie mogłam pozwolić, by Dustin i Liam żyli bez ojca. Obiecałam sobie, że wróci do pełni sił. Mimo to pomaganie mu nie było czymś, co sprawiało mi radość.

I właśnie dlatego Billie postanowiłam odwiedzić później. Jeśli ten dzień ma się jakoś skończyć, to niech skończy się dobrze. W towarzystwie mojej siostry, która rozbawi mnie do łez, poprawiając mój humor.

– Cześć, maluchu. – Uśmiechnęłam się na widok Odyna, gdy weszłam do swojej sypialni. Wyjątkowo leżał na moim łóżku, merdając na mój widok ogonem. – Znowu otworzyłeś sobie drzwi?

Psiak rósł jak na drożdżach. Pomimo że nadal był szczeniakiem, sięgał mi już za kolano. Aurora poza treningami i nadrabianiem zaległości, szkoliła również Odyna. Choć był zupełnie inny z charakteru od Carrery, bardzo nam ją przypominał. Był tak samo mądrym i inteligentnym psiakiem, jednak było w nim więcej oddania i lojalności.

Podrapałam go po brzuchu, a następnie przebrałam się w coś eleganckiego, ale wygodnego. Pomimo zbliżającego się południa, Fuerteventura nadal tonęła w mroku i potężnej ulewie.

Założyłam płaszcz i zamknęłam drzwi od szafy. Przekręciłam głowę, spoglądając na Odyna. Siedział tuż przy wejściu do garderoby, trzymając w pysku jedną z koszulek Sergio. Zapewne znalazł ją w tym bałaganie, którego ja nie miałam ochoty sprzątać.

Kucnęłam i przekręciłam głowę w stronę ramienia, patrząc na niego ze smutkiem.

– Łamiesz mi serce, wiesz? – odezwałam się, a wtedy on poderwał się z miejsca i ruszył do mnie wolnym krokiem. – Też za nim tęsknisz, prawda? – Pogłaskałam go po głowie, a on wypluł koszulkę na podłogę tuż przede mną. – W twoim życiu też zrobiło się tak jakoś pusto bez Sergio? – zapytałam, a merdający ogon psa zatrzymał się w miejscu. – Rozumiem, ale wiesz co? Musimy trzymać się razem. – Wyciągnęłam dłoń w jego kierunku, a on położył na niej łapę. – Rodzina zawsze powinna się trzymać razem.

Podrapałam go za uchem, a następnie ruszyłam do wyjścia. Gdy złapałam za klamkę, Odyn szczeknął. Odwróciłam się więc i z uśmiechem zapytałam?

– Chcesz iść ze mną?

Zaszczekał.

– To dawaj, przyjacielu.

Wskazałam gestem głowy na drzwi, a następnie wyszłam na korytarz. Po drodze napisałam tylko wiadomość do Scotta, że wychodzę. Zeszłam do parkingu podziemnego i otworzyłam Odynowi drzwi auta od strony pasażera. Zamknęłam je, gdy psiak zajął miejsce i okrążyłam ferrari, po czym usiadłam za kierownicą.

Po piętnastu minutach byłam pod latarnią.

– Równaj – odezwałam się do Odyna, gdy wysunął się naprzód.

Dorównał mi kroku, lecz gdy weszliśmy do latarni, znów musiałam go skorygować. Słyszałam, jak Mason z kimś rozmawia. Chciałam wykorzystać ten fakt i podsłuchać trochę rozmowę. Nie ufałam mu i we wszystkim węszyłam jakiś spisek. Zatrzymałam się tuż przed wejściem do głównego pokoju i oparłam plecy o ścianę. Dłonią zaś wykonałam gest, który pies zrozumiał. Usiadł obok, wpatrując we mnie niebieskie ślepia.

– Delegacja trochę się przeciągnęła. Wrócę do domu w przeciągu tygodnia. – Chyba słyszałam, jak chodzi po pokoju. – Eva, wiem, że mówiłem coś innego, ale nie jestem w stanie zmienić tej sytuacji. Ja też tęsknię – zabrzmiał naprawdę szczerze. – Dasz mi chłopców?

Tym razem musiał włączyć na telefonie opcję głośnomówiącą, gdyż usłyszałam jak Eva woła:

– Dustin! Liam! Tata dzwoni!

Sądząc po dźwiękach najprawdopodobniej zbiegli ze schodów.

– Cześć! – zawołał któryś z nich.

– Cześć, chłopcy. Jak się macie?

– Dobrze. Kiedy wrócisz?

– Za parę dni. Wyjazd trochę się przeciągnął. Jesteście grzeczni i nie dajecie mamie popalić?

– Ja tak.

– A ja ostatnio pobiłem się w szkole z kolegą.

– O co poszło?

– Wkurzył mnie. – W jego głosie pojawiła się złość. – Zawsze powtarzałeś nam, że musimy dbać o koleżanki. Mówić im miłe rzeczy, ustępować miejsca albo nosić za nie ciężkie rzeczy. Mamy być mili, bo kobiety na to zasługują...

– Zgadza się, Li.

A więc tak brzmi Liam, pomyślałam.

– No właśnie. A piep... – urwał w porę. – A Fernando popchnął Lily, przez co zdarła kolano i nie chciał jej przeprosić. Kiedy na niego nawrzeszczałem, chciał mi przyłożyć, ale obroniłem się przed ciosem i wtedy sam oberwał w nos.

– Mama jest obok?

– Nie. Wyszła na chwilę.

– A więc posłuchaj, Liam. Przemoc jest zła. Nie wolno używać pięści do równania rachunków, ale mimo wszystko jestem z ciebie dumny, że stanąłeś w obronie koleżanki. Jednak następnym razem zgłoś taki incydent nauczycielowi.

– I tak mi się oberwało. Zaraz po tym jak Fernando uciekł do szkoły, umyłem kolano Lily i nakleiłem na niego plaster. Potem złapał mnie dyrektor i wezwał mamę.

– Skąd miałeś plaster?

– Mama mi dała. Ostatnio na treningach piłki ciągle się ranię.

– Zuch chłopak. Rośnie mi prawdziwy dżentelmen.

– Dobra, chłopaki, wracajcie do lekcji – usłyszałam głos Evy.

– Pa, tatusiu. Kocham cię – wyznał Dustin.

– Ja też was kocham – Mason brzmiał naprawdę radośnie.

Potem słuchałam reszty rozmowy, lecz nie było to nic nadzwyczajnego. Eva mówiła o codzienności, a Harris rozmawiał z nią, jak na męża przystało.

– Muszę kończyć. Postaraj się wrócić do nas szybko. Kocham cię, Malcolm.

Słysząc to imię, gula stanęła mi w gardle.

– Jasne. Pa – rzucił na koniec. – Możesz już wyjść.

Zaskoczył mnie.

– Alison, czuję twoje perfumy. Wiem, że podsłuchiwałaś – wyznał.

Więc wyszłam zza ściany, lecz uprzednio nakazałam Odynowi zostać w miejscu. Powiesiłam płaszcz na oparciu fotela, a Harris zmierzył mnie wzrokiem.

– Żadnych noży i glocka? – Uniósł prawą brew i wykrzywił wargi. – Chyba zaczynamy sobie ufać, skoro przyszłaś bez broni.

– Nie do końca. – Usiadłam na fotelu, zakładając nogę na nogę. – Odyn, do mnie.

Mason aż się cofnął, gdy zobaczył cane corso u mojego boku. Szczeniak usiadł obok mnie. Głaskałam go po głowie, gdy on wbijał swoje, chłodne niczym stal, spojrzenie w Harrisa.

– Poznaj Odyna. Psa, z którym nie miałbyś żadnych szans, zwłaszcza w tym stanie.

– Okeeeej... – przeciągnął i skrzyżował ręce na klacie. – Czym zawdzięczam sobie dzisiejsze spotkanie?

Bez odpowiedzi na jego pytanie wstałam i powolnym krokiem ruszyłam w jego kierunku.

– Jesteś już w stanie chodzić – zauważyłam, wyciągając dłoń w jego kierunku. Podwinęłam jego bluzę i delikatnie odchyliłam plaster. To, co zobaczyłam, napawało mnie radością. W końcu odpłaciłam mu się za wszystkie słowa, które mi powiedział. Jednocześnie czułam spokój. Rana goiła się fenomenalnie. – Chyba stosujesz się do zaleceń.

– Te twoje specyfiki znacznie przyśpieszają gojenie.

Podniosłam jego ręce do góry i ściągnęłam z niego bluzę, żeby jej materiał mi nie przeszkadzał. Zarzuciłam ją sobie na ramię, zaciągając się zapachem Diora, którego Mason używał niezmiennie od lat. Potem podeszłam do szafki, na której leżały produkty medyczne stworzone z receptury Baatharzagla. Sięgnęłam po maść, a następnie rozsmarowałam ją na ranie mężczyzny.

– Nie musisz tego robić.

Zadarłam głowę, krzyżując na moment spojrzenie z Masonem.

– Muszę – zaprzeczyłam. – Dla Dustina i Liama. Kochają cię – zauważyłam. – Było to słychać w ich głosie.

– To naprawdę wspaniałe dzieciaki.

– Czemu nie odpowiedziałeś Evie?

Mason zmarszczył brwi.

– Że też ją kochasz – wyjaśniłam.

– Bo nie kocham. Nie przechodzi mi to przez usta. Nie chcę kłamać. Nie w tej kwestii.

– Udajesz Malcolma – wypomniałam mu. – I tak to robisz.

– Ze względu na umowę, ale miałem go tylko udawać. Bez uczuć – podkreślił. – Przyszłaś tylko po to, żeby opatrzyć moją ranę?

– W zasadzie to nie do końca. Przyszłam się czegoś dowiedzieć.

Mason wypił specyfik, który również przywiozłam mu w dniu, w którym go dźgnęłam. Dzięki recepturom mistrza i działaniu od wewnątrz, jak i na zewnątrz naprawdę zregenerował się szybciej, niż powinien.

– Zamieniam się w słuch.

Usiadłam na fotelu, zwracając uwagę na to, że Odyn leżał obok mnie. Zarzuciłam nogę na nogę, zadzierając głowę.

– Co wiesz na temat Stelli? Na pewno ją również obserwowałeś przez te wszystkie lata.

– Zgadza się.

– Więc?

Prychnął, siadając naprzeciwko mnie na łóżku.

– Alison, Alison, Alison – zacmokał. – Jeśli chcesz wyciągnąć ze mnie jakieś informacje, najpierw musisz spłacić swój dług.

– Nie mam żadnego długu – wypomniałam mu.

– Masz. – Pokiwał głową. – Odpowiem ci na jedno konkretne pytanie, w zamian za jeden spędzony dzień razem.

– Nie możesz tego ode mnie wymagać.

– Nie? – Uniósł brew. – W takim razie ty nie wymagaj ode mnie, że cokolwiek ci powiem.

Przewróciłam oczami i dokonałam szybkiej analizy. Jeśli mam spędzić jeden beznadziejny tydzień w jego obecności, to czy nie będzie to tego warte? W tym wszystkim chodziło o Aurorę i ułożenie jak najlepszego planu, by zapewnić jej bezpieczeństwo.

– Zgoda – powiedziałam, mocno zaciskając powieki. – Zacznijmy od dziś. Mam jeszcze kilka rzeczy do załatwienia. Przyjadę wieczorem – poinformowałam, sięgając po płaszcz.

– Do zobaczenia. – Na jego ustach malował się triumfalny półuśmiech.

Zanim pójdzie się do przodu, trzeba spojrzeć w tył. [...] Wykreowanie nowej rzeczywistości jest możliwe tylko wtedy, gdy żaden demon nie ściska nam gardła.

~ Natasza Socha, Hormonia

KLAUDIA KUPIEC

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top