6.
Tańczyliśmy z Jake'em już dłuższy czas. Jego dłonie błądziły po moim ciele. Było idealnie. Zawsze uwielbiałam z nim tańczyć. Alkohol już mocno dawał o sobie znać. Serio, tak mi się zaczęło kręcić w głowie. Obraz wirował wokół mnie. Zaczęłam się śmiać i zawiesiłam się na szyi mojego przyjaciela. Spojrzał na mnie z tym swoim kpiącym uśmieszkiem.
- To my już chyba pani podziękujemy. Chodź, usiądziesz wariatko.
- Zaraz mi przejdzie.
- Oj tak. - stwierdził sarkastycznie.
- Muszę wyjść na powietrze po prostu.
Objął mnie i wyszliśmy do ogrodu, gdzie znajdował się sporych rozmiarów basen. Jake posadził mnie na leżaku, a po chwili sam usiadł na drugim. Jego blond włosy były w lekkim nieładzie, co trzeba przyznać, wyglądało seksownie. Na twarzy widniał kilkudniowy zarost, który tylko podkreślał jego ostro zarysowaną szczękę.
- Nie patrz tak na mnie, bo pomyślę, że się zakochałaś.
- Pff, to już nie mogę spojrzeć na ciebie?
- Spojrzeć, a się wpatrywać jak w obrazek, to wiesz...
- Oj tak tak. - uśmiechnęłam się krzywo. - Jesteś przystojny, to patrzę. - palnęłam bezmyślnie. Na szczęście Jake tylko się roześmiał, a ja miałam wrażenie, że moja twarz nabrała koloru dorodnego buraka. Oj, zdecydowanie za dużo wypiłam.
- Tu jesteście. - odezwała się moja przyjaciółka, która właśnie wyszła z Zackiem.
- Yep, Kate musiała się przewietrzyć. - odpowiedział Jake, kiwając głową w moją stronę.
- No nie gadaj, że tak cię wzięło.- zaśmiała się.
- Spadaj. - pokazałam jej język.
- Pewnie opijałaś sukces? - zapytał Zack. - W końcu pozbyłaś się tego idioty.
- Świnia.
- Nie mów, że za nim tęsknisz, bo w to na pewno nie uwierzę. - w odpowiedzi jedynie wzruszyłam ramionami.
- To co Katie, zbieramy się tak? - zapytał mój przyjaciel i puścił mi oczko.
- Mhm, jasne. - przytaknęłam, nie wiedząc o co mu chodzi.
- Oh, szkoda. - bąknęła Amy.
- To na razie. - pożegnał ich blondyn i wyszedł, łapiąc mnie za dłoń. Machnęłam jeszcze tylko do nich i posłusznie szłam za moim przyjacielem.
Wyszliśmy przed dom Zacka, a ja zastanawiałam się, co my tak właściwie odpieprzamy. Było dopiero po 23. Impreza trwała w najlepsze, a my właśnie ją opuszczaliśmy.
- Dlaczego chciałeś już iść? - wzruszył ramionami i spojrzał na mnie.
- Przejdziemy się na plażę? To tylko pięć minut drogi. - zapytał.
- Ok. Chyba jesteś popieprzony, wiesz? - roześmiałam się.
- Niby dlaczego?
- Środek imprezy, a ty decydujesz się zabrać mnie na spacer.
- Myślę, że już Ci starczy na dzisiaj. Poza tym po prostu miałem ochotę się przejść.
- Dobrze, że mam vansy. Inaczej musiałbyś nieść mnie na rękach.
- Mogę cię nieść i tak. Jesteś leciutka, żaden problem. - uśmiechnął się.
- Dam radę. Przynajmniej na razie.
Objął mnie i szliśmy w stronę plaży. Uliczkę delikatnie oświetlały jedynie latarnie. Byliśmy tylko my. W żadnym z mijanych przez nas domów nie świeciło się już światło. Dotarliśmy na plażę po kilku minutach. Od razu ściągnęłam buty. Blondyn zrobił to samo. Podeszłam do brzegu. Po chwili moje stopy pokryła fala. Woda była na prawdę ciepła.
- Na co czekasz? Chodź. - powiedziałam, wyciągając dłoń w stronę chłopaka.
Staliśmy tak jakiś czas, w ogóle się nie odzywając. Spojrzałam na księżyc, który lśnił nad naszymi głowami. Tej nocy było wyjątkowo czyste niebo. Żadnych chmur. Naprawdę piękne. Nie jestem typem romantyczki, ale zawsze marzyło mi się znaleźć się w takim miejscu i o takiej porze z kimś kogo kocham. Nie trudno się domyślić, co byłoby dalej. Kąpiel nago i cudowne pocałunki. Wiem, banał. Ale chciałabym, aby to marzenie się kiedyś spełniło. Niestety, daleko mi do tego. Nie mam nawet chłopaka.
- O czym myślisz? - zapytał Jakie.
- Nie powiem Ci.
- No wiesz, przede mną masz tajemnice?
- Nie chcę, żebyś mnie wyśmiał.
- Przyrzekam, że tego nie zrobię.
- Na paluszki? - zapytałam i wyciągnęłam w jego stronę mały palec.
Trochę to głupie, że w tym wieku oczekuję od niego czegoś takiego. Zawsze robiliśmy to jako dzieci. Po takiej przysiędze mieliśmy pewność, że obie strony dotrzymają danego słowa. Chłopak bez zawahania wykonał tą czynność, lekko się uśmiechając. Przy okazji ukazując swoje słodkie dołeczki, które zawsze go tak bardzo irytowały. Twierdzi, że to takie niemęskie.
- No więc? Co takiego strasznego kłębi się w twojej głowie, że boisz się wypowiedzieć to na głos?
- Po prostu wiem, że uznasz to za idiotyczne.
- Znam Cię już tyle lat, że chyba żaden Twój pomysł mi nie straszny. - objął mnie.
- Wiesz, że nie należę do romantyczek.
- Zdążyłem zauważyć. - zaśmiał się. - Ale czy to źle? Ja na przykład nie cierpię tych słodkich i tępych lasek, które oczekują księcia na białym koniu. Ja nim na pewno nie będę.
- Ale mam akurat jedno "słodkie" marzenie.
- Naprawdę? To zamieniam się w słuch.
- Znaleźliśmy się w tym miejscu i o takiej porze... Wiesz.. - zaczęłam niepewnie. - marzy mi się taka sytuacja z osobą, która będzie mnie kochać. - zerknęłam na niego, a on patrzył na mnie wyraźnie zaciekawiony. - Pocałunki, kąpiel nago... - dodałam ciszej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top