46
» z a y n
Im więcej czasu spędzałem z Faith, tym bardziej uświadamiałem sobie, że ta dziewczyna była dla mnie spełnieniem największych marzeń. Jak do tej pory, z nikim wcześniej nie odczuwałem tak silnej więzi jaką miałem obecnie z Carter. Kiedy była obok, nie potrzebowałem niczego więcej. W pewnych momentach czułem się jakby moje uczucia do niej miały mnie rozwalić od środka - były tak silne. Przy niej nie myślałem o tym, co nadejdzie w przyszłości. Starałem cieszyć się chwilami, gdy po prostu byliśmy razem. Potrafiliśmy cieszyć się sobą, nie robiąc przy tym kompletnie nic. Tak jak teraz na przykład...
- Jakie masz plany na święta? - zapytała nagle Faith, podnosząc głowę z mojej klatki piersiowej.
Leżeliśmy właśnie na kanapie i oglądaliśmy powtórki serialu o nastoletnim wilkołaku. Jaki to miało tytuł? Teen Wolf? Ta, to chyba było to.
- Jeszcze nie mam. Jestem tylko pewien tego, że spędzimy je razem. - odparłem, splatając jej dłoń z moją.
- Oh, brzmi poważnie. - zaśmiała się krótko i ułożyła wygodniej na moim ciele.
- A co myślałaś? Z kim innym miałabyś je spędzić? Z Mattem? Sama? Skoro jesteśmy parą, to chyba logiczne, że będziemy wtedy ze sobą. - wyjaśniłem.
Mieliśmy teraz końcówkę listopada. Do Gwiazdki zostały niecałe 4 tygodnie.
- W zasadzie... To w ogóle się nad tym nie zastanawiałam. Dopiero teraz o tym pomyślałam. - Carter wzruszyła ramionami.
- W tym roku chciałem zaprosić swoich rodziców. Ja niedawno byłem w domu, a oni tutaj ani razu. Zapłaciłbym za ich bilety lotnicze i mogliby zostać na jakiś tydzień. Połazilibyśmy z nimi trochę po LA, spędzili trochę czasu w domu... Co ty na to? - zapytałem, mając wielkie nadzieje na to, że Faith zgodzi się bez zbędnych komentarzy.
- Eh, to wszystko brzmi tak oficjalnie. - oznajmiła, podnosząc się do pozycji siedzącej.
- Nie rozumiem do czego teraz zmierzasz... - odparłem totalnie zdezorientowany.
- Wspólne święta, twoja rodzina, wszyscy razem... - zaczęła wymieniać, a ja zmarszczyłem brwi. Ta kobieta była czasem niemożliwa.
- Po pierwsze: jesteś moją dziewczyną, spędzanie razem świąt to zupełnie normalna rzecz. Po drugie: poznałaś już moich rodziców i moje siostry, wszyscy Cię uwielbiają, ty ich chyba też. W czym tutaj jest problem? Przecież ja się nie oświadczam, chcę tylko być wtedy z Tobą. Musisz przestać tak rozmyślać nad każdą durną sprawą. Nigdzie dzięki temu nie dojdziesz, zrobisz sobie w głowie jeszcze większy syf, Faith. - wyjaśniłem, przez cały czas patrząc na nią uważnie. Sekundę potem, na jej różowe usta wstąpił lekki uśmiech.
- Cóż, w takim razie będę musiała dokupić jeszcze pięć dodatkowych prezentów. - powiedziała, a mi kamień spadł z serca. Zaczynałem się bać, że po moich słowach Carter wybuchnie i wyjdzie z tego kolejna kłótnia.
- Jak chcesz to możesz dać mi trochę kasy, a ja kupię coś od nas wspólnie. - zaproponowałem, a dziewczyna od razu się skrzywiła.
- Nie. Wolałabym dać wszystkim coś od siebie. Domyślam się, że ty pewnie zaszalejesz z tymi prezentami, a ja chcę kupić coś symbolicznego. - wyjaśniła, a ja tylko skinąłem głową. Nie zamierzałem jej do niczego zmuszać. Jeśli tak sobie życzy to ja nie będę się wcinał.
- A jak tak już weszliśmy na temat rodziców... - zacząłem niepewnie, przypominając sobie naszą rozmowę sprzed dwóch miesięcy. - Pamiętasz co mi obiecałaś? - zapytałem, patrząc na nią z ukosa.
- Kiedy? - odparła, od razu zaczynając robić się nerwowa.
- Namówiłaś mnie, żebym poleciał na ostatni koncert chłopaków... A ja powiedziałem, że to zrobię, ale w zamian... Ty pojedziesz do swojego ojca. - poinformowałem, mimo że Faith doskonale zdawała sobie sprawę z tego co miałem na myśli już wcześniej.
- Ah, to... - szepnęła pod nosem, spuszczając głowę.
Nie chciałem jej tym zasmucać. Mi po prostu zależało nad tym, aby dziewczyna dała chociaż szansę temu człowiekowi, który teraz był jej jedyną rodziną. Kiedy zdarzył się ten straszny wypadek, Carter miała zaledwie 11 lat. Niby nie jest to wiek małego dziecka, ale nie jest to też wiek, który pozwala na zrozumienie tak poważnych spraw.
- Więc? Kiedy jedziemy? - zapytałem. Nie było mowy, żebym puścił ją samą do zakładu karnego. Nawet nie zastanawiałem się nad tym czy być tam z nią, bo z góry był to dla mnie oczywisty fakt.
- Zayn, ja nie chcę. Nie jestem w stanie. Zobaczę go, spojrzę mu prosto w oczy i nie będę w stanie wydobyć z siebie słowa. No bo o czym ja z nim będę rozmawiać? Jak niewygodne ma łóżko w celi? Albo jak chujowe dają posiłki na stołówce? Albo lepiej... Jakich zajebistych kolegów udało mu się poznać? Mój ojciec jest pieprzonym przestępcą i ćpunem. Choćbym nie wiem jak bardzo chciała to nie potrafię podchodzić do tego ze spokojem... - odparła Faith, a ja położyłem jej dłonie na ramionach, aby jakoś ją uspokoić.
- Z każdego nałogu da się wyjść. - wyjaśniłem. - Twój tata siedzi tam już tyle czasu, że na pewno się zmienił. - dodałem.
- Tak, i do każdego nałogu da się wrócić. - westchnęła dziewczyna, a ja wręcz jęknąłem ze zrezygnowania.
- Z takim podejściem to ty nigdy niczego nie rozwiążesz. - zwróciłem jej uwagę. - Nie tęsknisz za nim? Nawet pewnie nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo Ci go brakuje... Łatwo tak gadać o kimś jak nie ma go w pobliżu. Ale powiedz mu to samo w cztery oczy. Zobaczymy czy wyjdzie. - oznajmiłem.
- Ile razy mam powtarzać, że nie chcę go widzieć? Że jest mi dobrze tak jak jest teraz?
- A skąd możesz wiedzieć jakby było gdybyś pojechała go zobaczyć?
Mimo wszystkich krzywd jakie wyrządził ojciec Faith, zależało mi na tym, aby odnowiła z nim kontakt. Dziewczyna nigdy nie przyznawała tego na głos, ale widać było, że brakuje jej w życiu bliskiej osoby. Oczywiście teraz miała mnie, ale ja nie byłem wystarczający. Każdy zasługiwał na wsparcie rodziny.
- A co jak on nie chce mnie widzieć? W końcu nie odzywałam się do niego przez ponad 10 lat... - powiedziała Carter, chowając twarz w dłonie.
- Wtedy obiecuję, że nigdy więcej nie będę namawiał Cię do kontaktowania się z nim. Ale nigdy nie dowiesz się na czym stoisz dopóki nie spróbujesz. - wyjaśniłem.
- Okej, ale wiedz, że robię to tylko dla Ciebie. Obiecałam Ci to wcześniej i zamierzam się tego trzymać. Uda się to super, nie uda - wracam do tego jak żyłam wcześniej. - oznajmiła w końcu Faith, a ja szeroko się uśmiechnąłem.
- I o to mi chodziło. - oznajmiłem wesoło i lekko pochyliłem się w jej stronę, aby delikatnie pocałować ją w czoło.
•••••••••••••••••••••••••••
Rozdział krótki, ale jak mi się uda to dzisiaj późnym wieczorem/jutro nowy!
Przepraszam, że nie było mnie tutaj w zeszły weekend, ale rocznik '99 wkroczył w czas 18-stek i no... Mam nadzieję, że rozumiecie. XDDD
To co? Do dzisiaj czy do jutra? 😏
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top