42

» z a y n

- Faith dzwoniła i kazała Ci przekazać, że nie będzie mogła dzisiaj przyjść do pracy. - oznajmiła April, stając w progu wejścia do salonu.

Jej słowa podziałały na mnie niczym kubeł zimnej wody, bo szybko podniosłem się z pozycji leżącej i usiadłem prosto.

- A to niby dlaczego? - zapytałem.

Odkąd tydzień temu ostatni raz widziałem Carter, czekałem tylko na moment, kiedy wróci do pracy, żebyśmy mogli ze sobą porozmawiać.

- Jest chora. - odparła kobieta.

- Na pewno. - prychnąłem, z powrotem opadając na miękką sofę.

- Nie wiem, Zayn. Przekazuję tylko informacje, które od niej dostałam. - oznajmiła April i wyszła, zostawiając mnie samego.

Dobrze wiedziałem, że to ja byłem powodem, dla którego Faith nie chciała się tutaj pojawić. Zdawała sobie sprawę z naszej nieuniknionej konfrontacji i stchórzyła. Wymyśliła najprostszą wymówkę świata, żeby tylko mnie dzisiaj nie widzieć. Szkoda, że dziewczyna zapomniała tylko o jednym szczególe... Jakim? Ano takim, że mi nic nie stawało na drodze przed złożeniem jej wizyty.

Szybko narzuciłem na siebie lepszy zestaw ubrań, z przedpokoju chwyciłem kluczyki do jednego ze swoich samochodów i wskoczyłem za kierownicę.

Drogę do mieszkania Faith znałem już chyba na pamięć. Tyle razy tam byłem, że nie potrafiłem nawet zabłądzić. Spodziewałem się tego, że dziewczyna prawdopodobnie nie chciała mnie widzieć na oczy, ale nie mogłem jej odpuścić. Prędzej czy później i tak musielibyśmy ze sobą porozmawiać.

Nim się obejrzałem, stałem już pod jej drzwiami. Złożyłem dłoń w pięść i zapukałem trzy razy. Po chwili przed moimi oczami ukazała się Carter. I wierzcie mi lub nie... Ale ona naprawdę wyglądała na chorą. Jej oczy były zaspane, włosy rozczochrane, a nos cały czerwony. W jednej ręce trzymała chusteczkę higieniczną, a w drugiej paczkę jakiś tabletek.

- Z czymkolwiek tutaj przyszedłeś... Nie mam na to ani czasu ani ochoty. - oznajmiła wprost, nie dając mi nawet szansy na wejście do środka.

- Dobrze się czujesz? - zapytałem, mając na myśli jej stan fizyczny.

- Przecież zadzwoniłam do April i powiedziałam, że jestem chora, więc jak twoim zdaniem mam się czuć? - parsknęła, twardo stojąc w progu.

- Hm, cóż... W sumie myślałem, że ta choroba to jeden wielki blef, bo nie chciałaś mnie widzieć i ze mną rozmawiać...

- Świat nie kręci się wokół Ciebie, Zayn. - przerwała mi Faith, posyłając w moim kierunku kolejne surowe spojrzenie.

- Przecież nie o to mi chodziło. Słuchaj, wpuścisz mnie do środka czy nie? Chyba mamy kilka rzeczy do wyjaśnienia. - mruknąłem, drapiąc się po karku.

- Czy ty nie widzisz w jakim ja jestem stanie? Rozmowa z Tobą to ostatnia czynność na jaką mam teraz ochotę. - odparła Carter, powiększając mój przybity nastrój.

- To... Może Ci w czymś pomogę? Zrobię zupę, pójdę do apteki, posprzątam? - zapytałem, chcąc desperacko znaleźć jakikolwiek sposób na spędzenie czasu w towarzystwie brunetki.

- Nie trzeba, mam już kogoś, kto się tym wszystkim zajmuje. - wyjaśniła, a moje wargi trochę się rozjechały.

- C-co? Kogo? - wydukałem, ignorując niekomfortowe ukłucie w sercu.

- Zayn! Dobrze Cię znowu widzieć, mam nadzieję, że już nie gniewasz się za to jak Ci przyłożyłem podczas naszego ostatniego spotkania... Jest mi bardzo głupio i przepraszam. Trochę mnie wtedy poniosło...

Nagle ni stąd ni zowąd przed moimi oczami pojawił się Matt - były chłopak Faith.

- A więc to tak? - zaśmiałem się chłodno, przerywając temu osłowi jego mało ciekawy monolog.

- Jak? - zapytała Carter, marszcząc brwi.

- Kilka dni temu wyznałem Ci uczucia i ich nie odwzajemniłaś. Okej, może potrzebowałaś więcej czasu... Ale to? - zacząłem dziwnie gestykulować w kierunku chłopaka, stojącego obok Faith.

- Koleś, jaki masz problem? Jesteśmy tylko przyjaciółmi.

- Rozmawiam z Tobą? - zapytałem ostro, zwracając się w stronę Matt'a i zamykając mu tym samym jadaczkę.

- Poczekam w salonie. - oznajmił sekundę potem i zniknął mi z oczu.

- Nie musisz być taki chamski, Zayn. - oznajmiła Faith, wychodząc na klatkę schodową.

- Muszę, kiedy on jest w pobliżu. - rzuciłem, patrząc agresywnie na zamknięte drzwi, za którymi znajdował się ten przyjeb. Nawet nie wiecie jak mi nagle ciśnienie podskoczyło, kiedy zobaczyłem jego twarz... Szkoda, że nie miałem jego zdjęcia, bo z chęcią przywiesiłbym je na tarczy do grania w rzutki.

- Za wszystko przeprosił. Jak nie wiesz to się nie wypowiadaj. - ostrzegła, kładąc dłonie na biodrach.

- Aha. Raz powiedział 'przepraszam' i ty już mu wybaczyłaś. Genialny pomysł, masz takich więcej? - prychnąłem, nie mogąc się powstrzymać przed tym durnym komentarzem.

- Jeśli zamierzasz mnie obrażać to równie dobrze możesz już stąd iść. - oznajmiła Faith, wzdychając przy tym lekko. Zupełnie jakby moje aktualne zachowanie było dla niej czymś normalnym.

- Nie rozumiem jaki jest teraz twój problem, Carter. - rzuciłem luźno, wzruszając przy tym ramionami, a dziewczyna wytrzeszczyła na mnie oczy.

- Jaki jest mój problem!? Kurwa, nie wiem! Może idź i zapytaj Seleny skoro sam jesteś na tyle głupi, że jeszcze nie domyśliłeś się o co chodzi! Rozumiem, że byłeś na mnie zły, bo skopałam sprawę, ale zamiast w jakikolwiek sposób spróbować mnie zrozumieć, wolałeś wrócić do starego stylu bycia. Genialny pomysł, masz takich więcej? - ostatnie zdanie, Faith praktycznie wywrzeszczała na cały budynek, naśladując tym samym moje słowa sprzed paru sekund. Wszystko, co mi powiedziała było nasiąknięte takim jadem i pretensją, że aż przeszedł mnie dreszcz.

- Dlaczego sama przechodzisz do wniosków, które nawet nie są prawdziwe? Nie masz zielonego pojęcia, co wydarzyło się pomiędzy mną i Seleną. Okej, pojechałem do klubu, ale tylko po to, żeby trochę się napić i chociaż na chwilę zapomnieć jak wsadziłaś moje uczucia do śmietnika. Wiesz ile mnie kosztowało, żeby w ogóle powiedzieć, że Cię lubię? Jak myślisz, że chodzę po ulicy i co tydzień ogłaszam to innej lasce, to jesteś w błędzie, Carter. - oznajmiłem, nie mogąc zmusić się do tego, aby znów mówić do niej po imieniu.

- Więc mnie oświeć, Zayn. - poprosiła łagodnie, a ja westchnąłem głęboko i spojrzałem w sufit.

- To był przypadek, że Gomez była tego wieczoru akurat w tym samym klubie. Wychodziliśmy też w tym samym czasie, a okazało się, że w jej aucie coś się zepsuło, więc powiedziałem jej, że mój kierowca może ją odwieźć. Tyle. Koniec historii. Myślałem, że zanim na mnie za to nawrzeszczysz to chociaż raczysz jakkolwiek rozeznać się w temacie. Zapytać mnie na spokojnie, skoro tak bardzo Cię to nurtowało. Ale wiesz co? To doskonale pokazuje jaką masz o mnie opinię i to jak bardzo mi nie ufasz. Pomyślałaś, że najpierw poszedłem się nachlać, a potem wskoczyłem do łóżka innej dziewczynie. Super, miło mi bardzo. - prychnąłem, czując jak kompletnie opuszczają mnie ostatnie gramy opanowania. - I wiesz co jeszcze Ci powiem? Że sama kurwa nie jesteś lepsza. Widziałem Cię trzy dni temu i nie było nawet mowy o żadnym Matt'cie. Przychodzę dzisiaj i boom! Wielmożna Faith Carter z dupy mu wszystko przebacza. Zanim zaczniesz osądzać innych to popatrz najpierw na to, co sama robisz, bo w tej chwili jesteś tylko chorą i żałosną egoistką, która chce, żeby wszystko było tak jak ona sobie wymarzy. Radzę Ci się obudzić, Carter. Nie żyjemy w bajce tylko w Los Angeles, a to nie jest zmyślona opowieść tylko prawdziwe życie. - oznajmiłem, nie robiąc sobie nic z łez, które strumieniami spływały po jej czerwonych policzkach.

- J-jesteś straszny, Zayn! - wrzasnęła, wymierzając w moim kierunku swój wskazujący palec.

- Straszy? Nie. Ja byłem po prostu szczery. Kiedy trochę dorośniesz i nauczysz się odróżniać pewne rzeczy od siebie to do mnie przyjdź. Może wtedy będziesz w stanie ze mną pogadać. - rzuciłem i odszedłem, zostawiając ją zapłakaną na korytarzu.

Owszem, czułem się źle z tym, co jej powiedziałem. Możliwe, że było to nawet trochę za ostre, ale nie widziałem innego wyjścia. Jeśli bym się jej nie postawił, to pomyślałaby sobie, że może mną pomiatać na prawo i lewo, bo mając do niej uczucia, zrobię coś po jej myśli. Mimo to, że byłem w niej zauroczony... Faith musiała się nauczyć jak działają doroślejsze sprawy. I ja byłem w stanie pokazywać jej to tak długo aż trzeba będzie...

••••••••••••••••••••••••••••
Przepraszam za delikatny poślizg, ale powiem Wam, że pisanie (nieważne czy na telefonie czy na komputerze) z wybitym kciukiem to dosyć ciężkie wyzwanie. 😂 Następnym razem będę wiedziała, że na wf'ie nie zawsze warto się poświęcać. 😂

Jak Wam się podobał rozdział? Ktoś zamierza przestać czytać, bo wkurzają go bohaterowie? 😧 (serio pytam, są takie egzemplarze) Też Wam się wydaje, że Zayn powiedział o kilka słów za dużo?

Do zobaczenia w weekend! ... Mam nadzieję. 😱

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top