28
» z a y n
Kiedy ogarnąłem się już w łazience i przebrałem w świeże ubrania, czyli dresowe spodnie i pierwsza lepsza koszulka, postanowiłem obudzić Faith.
Przypuszczałem, że dziewczyna nie będzie z tego powodu za bardzo szczęśliwa, ale jeśli chcieliśmy pozbyć się tzw. jet lag'u, to nie było innego wyjścia. Trzeba się było trochę pomęczyć.
Stanąłem pod drzwiami jej sypialni i chciałem zapukać. Szybko jednak zrezygnowałem z tego pomysłu i po prostu nacisnąłem na klamkę. Pokój pogrążony był w zupełnej ciemności, nie widać było nawet światła, które padało dzięki Księżycowi, ponieważ Carter zaciągnęła zasłony.
Ostrożnie podszedłem w stronę łóżka, starając się nie wpaść na nic po drodze. Ale jak to mówią... Nadzieja matką głupich. Dlaczego? Bo w pewnym momencie potknąłem się o walizkę dziewczyny, która leżała na samym środku pomieszczenia i z wielkim hukiem upadłem na ziemię.
Faith szybko poderwała się z materaca i zapaliła lampkę, stojącą na stoliku obok łóżka.
- Co się do cholery dzieje?! - pisnęła, patrząc na mnie z przerażeniem jak obolały podnoszę się z paneli.
- Przyszedłem Cię obudzić. - wyjaśniłem krótko i otrzepałem ubrania z niewidzialnego kurzu.
- No chyba sobie ze mnie teraz żartujesz. - prychnęła brunetka, krzyżując ręce pod biustem.
- Właśnie nie bardzo. Musimy wstać, jest po 17. Jak położymy się potem ok. północy to przyzwyczaimy się do zmiany strefy czasowej. - wyjaśniłem, przedstawiając jej swój wcześniejszy plan.
- Zayn, jestem zmęczona. Nie mam siły, żeby teraz wstać. - odparła Faith, a ja podrapałem się po swoim delikatnym zaroście.
- Uwierz mi, że miałem z tym do czynienia nie raz i wiem co mówię. - odpowiedziałem, nie dając jej za wygraną.
- Nie mamy na jutro żadnych planów, będziemy mogli normalnie spać. - rzuciła, a ja zmarszczyłem czoło.
- Żadnych planów? Nie chcesz trochę pozwiedzać? - zapytałem, a wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił. Grymas zastąpiło zdziwienie.
- Mówisz poważnie? - odparła jakbym przed chwilą powiedział Bóg wie jak abstrakcyjną rzecz.
- Jesteśmy w Londynie, Faith. To jedno z najpiękniejszych miast na świecie, nie wyobrażam sobie, żebyś nie zobaczyła Big Bena albo London Eye. - wyjaśniłem, a ona spuściła głowę i delikatnie się uśmiechnęła. Przysięgam, że w tamtym momencie zrobiło mi się trzy razy bardziej gorąco. Nie wiedziałem co takiego miała w sobie ta dziewczyna, ale za każdym razem, kiedy widziałem jej uśmiech, ja sam miałem ochotę szczerzyć się jak głupi.
- Myślałam, że cały czas spędzimy tutaj, pojutrze pojedziemy do Newcastle i wrócimy do LA. - odparła, wzruszając ramionami.
- Hej, miej we mnie trochę wiary. Jestem leniwym debilem, ale to nie znaczy, że mam twój pobyt tutaj całkowicie gdzieś. Zabrałem Cię ze sobą i zrobię wszystko, żebyś te kilka dni zapamiętała jeszcze przez dłuższy czas. - oznajmiłem, posyłając w jej stronę delikatny uśmiech.
- Dziękuję Zayn. Doceniam to, że tak Ci na tym zależy. - powiedziała nieśmiało brunetka, naciągając na dłonie rękawy swojego swetra.
- Jak chcesz to możemy iść gdzieś już teraz. - zaproponowałem, patrząc na nią niepewnie.
- Naprawdę? - zapytała, wyraźnie zaczynając się ekscytować.
- Pewnie, po co marnować czas? - rzuciłem, a ona wstała z łóżka i stanęła na wprost mnie.
Nim zdążyłem się zorientować co się dzieje, Carter dała mi szybkiego buziaka w policzek i schowała się w łazience. A ja stałem na środku tego pokoju jak głupek, wewnętrznie ciesząc się jak mały dzieciak.
Tylko w towarzystwie tej uroczej brunetki potrafiłem zapominać o swoim dotychczasowym życiu, o dawnych wspomnieniach i starych znajomych. Nie wiedziałem jak Faith to robiła, ale byłem jej za to niesamowicie wdzięczny, bo od niepamiętnych czasów było mi naprawdę dobrze.
Kilkanaście minut później szliśmy już ulicami stolicy i podziwialiśmy piętrowe budynki, które się przed nami rozciągały.
Musiałem przyznać, że tęskniłem za tym miastem jak cholera. Jakby nie było - to tutaj wszystko się dla mnie zaczęło i to tutaj mieszkałem przez ostatnie kilka lat. Nie wszystkie wspomnienia, które miałem z Londynem były pozytywne, ale jednak było ich więcej niż tych złych.
- Jak Ci się podoba? - zapytałem Faith, która szła po mojej lewej stronie. Byliśmy akurat w dzielnicy, która nie była o tej porze za bardzo oblegana, dlatego bez żadnego problemu mogliśmy swobodnie poruszać się po chodniku.
- Jak na razie to wygląda podobnie do LA. Tylko samochody jeżdżą w przeciwną stronę. - skwitowała dziewczyna, czym wywołała u mnie krótki śmiech.
- Jak pierwszy raz tutaj przyjechałem to nie mogłem uwierzyć, że wreszcie jestem w mieście, o którym słyszałem tylko z telewizji, gazet i książek. W sumie nic dziwnego, bo w porównaniu do Londynu to Bradford jest niczym jak wioska. - rzuciłem, chcąc podtrzymać rozmowę.
Zauważyłem, że ostatnio dosyć często zwierzałem się Carter z moich przemyśleń. Opowiadałem jej o swoim wcześniejszym trybie życia lub ogólnie o tym co działo się u mnie zanim ją spotkałem.
- Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia o życiu w małych miejscowościach. - Faith wzruszyła ramionami, wkładając ręce do kieszeni w kurtce. - Od urodzenia żyję w Kalifornii. - dodała, uporczywie patrząc pod nogi.
- Zawsze jak jeździłem do domu to po jakimś czasie chciałem już wracać tutaj. Lubiłem odpoczywać w swoim pokoju i chodzić do miejsc, gdzie spędzałem czas jak gówniarz, ale nawet to w pewnym momencie też stawało się nudne. - powiedziałem, wzruszając ramionami.
- Szczęściarz z Ciebie, Zayn. - powiedziała nagle Faith, patrząc na mnie ukradkowo.
- A to niby dlaczego? - zapytałem, nie wiedząc do czego brunetka teraz pije.
- Po prostu... Zwiedziłeś kawał świata, poznałeś pełno nowych kultur, zaprzyjaźniłeś się pewnie z mnóstwem cudownych osób. Zawsze tak chciałam. - wyjaśniła, a ja nerwowo przygryzłem wargę.
- To wcale nie jest takie fajne jak się wydaje. Latanie z miejsca w miejsce nie sprawiało mi żadnej frajdy. Ciągłe podróże wykańczały mnie do tego stopnia, że nie raz, nie wiedziałem nawet w jakim kraju jesteśmy obecnie. Kiedyś byliśmy w Amsterdamie, a ja na koncercie powiedziałem: jak tam Brukselo? Fani nie byli źli, zazwyczaj się z tego śmiali. Mi to jednak nie dawało powodu do śmiechu, wręcz przeciwnie. Przerażało mnie to, że przez nadmierny wysiłek traciłem orientację w terenie. - wyjaśniłem, chcąc uświadomić Carter, że wcale nie było tak kolorowo.
- Może i masz rację, ale to nie zmienia faktu, że zazdroszczę Ci odwiedzenia tylu państw. Japonia, Australia... Ja mogę tylko sobie pomarzyć. - zaśmiała się Faith. Jednak mimo to, że się śmiała dało wyczuć się tam odrobinę smutku.
- Uh... Co powiesz na herbatę? - zapytałem, chcąc już pozbyć się tego niezbyt przyjemnego dla niej tematu.
- Jasne. - odparła z uśmiechem. Chwyciłem ją za rękę i zaprowadziłem do najbliższego lokalu, abyśmy mogli porozmawiać ze sobą w trochę cieplejszym miejscu niż ciemna ulica.
Po chwili zajmowaliśmy już wolny stolik w kawiarni nieopodal naszego apartamentu. Podszedł do nas kelner i położył dwie karty z menu.
- Chcesz coś jeść? - zapytałem, zaczynając przeglądać oferty tego miejsca.
- Jeszcze nie wiem. - odparła, przygryzając wargę. Ugh, to była kolejna rzecz u niej, która sprawiała, że miałem ochotę pocałować ją tak mocno, że zabrakłoby nam powietrza.
- W domu nic nie ma oprócz chipsów albo popcornu. Nie wiem kto zajmował się wyposażaniem tych pomieszczeń, ale ten ruch nie był za bardzo przemyślany z jego strony. - mruknąłem, nie podnosząc wzroku znad zakładki z napojami.
- Tutaj mają tylko burgery. - zauważyła dziewczyna, odsuwając z czoła niesforny kosmyk swoich brązowych włosów.
- Wow, przylatujemy z Ameryki, gdzie fast-food mamy na każdym kroku, wybieramy pierwszą lepszą knajpę i co w niej podają? Burgery. To jest chyba jakiś znak. - rzuciłem, a Faith się zaśmiała.
- Przepraszam, czy mogę już przyjąć zamówienie? - zapytał kelner, który stał obok nas z notesem w dłoni.
- Um, chyba tak. - powiedziałem niepewnie, spoglądając na Carter, która tylko skinęła głową.
- Dobrze, więc co będzie dla Państwa? - zagadnął, patrząc na Faith.
- Poproszę gorącą czekoladę. - odparła i zamknęła kartę.
- Tylko tyle? - spytałem zdziwiony, podnosząc do góry jedną brew.
- Tak, nie jestem w nastroju na jedzenie o takiej godzinie. - odparła krótko.
- Co dla Pana? - kelner tym razem zwrócił się do mnie.
- To samo. - rzuciłem i oddałem mu swoje menu.
- Dziękuję bardzo, za kilka minut wszystko będzie gotowe. - oznajmił i odszedł.
Czekając na nasze zamówienia znów pogrążyliśmy się w rozmowie. Był to jednak tak błahy temat, że nawet nie ma sensu go tutaj przytaczać.
Kiedy w końcu kelner postawił przed nami nasze gorące napoje, od razu zanurzyłem usta w płynnej czekoladzie. A Faith? Faith wyglądała jak małe dziecko, które dostało pod choinkę wymarzoną lalkę.
- Hej, popatrz na mnie. - poprosiłem, wystawiając w jej kierunku mój telefon.
Dziewczyna podniosła wzrok, a kiedy zobaczyła, że zamierzam zrobić jej zdjęcie to od razu zapozwała.
Nie zastanawiając się nad tym ani chwili dłużej, szybko wstawiłem nową fotkę na swojego instagrama i podpisałem: dwie rzeczy, które czynią mnie szczęśliwym.
Boże, jestem ostatnio taki dziwny, że normalnie zaraz puszczę pawia. Ugh.
•••••••••••••••••••
Ten rozdział jest jakiś drętwy i trochę przesłodzony i za to Was przepraszam, no ale jakoś trzeba rozwijać relację między tą dwójką. 😏
Jaki ship name proponujecie dla Faith i Zayna? Czekam na Wasze odpowiedzi w komentarzach! ^^
PS Jak dużoooo osób pokaże mi, że tutaj jest to dzisiaj wieczorem kolejny rozdział! 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top