15
* miesiąc później *
» f a i t h
Nie wiem jak, ale nagle z sierpnia zrobił się wrzesień. A raczej jego połowa. Dni pędziły jak szalone, a ja ledwo nadążałam ze złapaniem oddechu.
Jednego dnia byłam na uczelni, drugiego sprzątałam u Zayna, a trzeciego siedziałam w domu. Niby nic specjalnego nie robiłam, ale czas gnał mi niemiłosiernie szybko.
Za kilka dni mieliśmy pożegnać astronomiczne lato i przywitać astronomiczną jesień. Czemu tylko astronomiczną? Jakbyście zapomnieli to przypomnę Wam, że mieszkałam w Los Angeles, gdzie temperatury nawet podczas zimy przekraczają 20 stopni. Niby wszystko pięknie, nie trzeba martwić się zaopatrzeniem w ciepłe kurtki, czapki czy rękawiczki, ale wierzcie mi lub nie... Śniegu to ja nigdy na oczy nie widziałam. Google grafika się nie liczy. Zawsze chciałam móc nauczyć się jeździć na nartach, desce czy w ogóle odwiedzić góry, ale jak wiecie... Nie miałam ku temu okazji.
Zostawmy jednak te klimaty, bo aż mnie dreszcze przeszły jak zaczęłam wybiegać myślami aż do Bożego Narodzenia, które kolejny raz prawdopodobnie spędzę sama. No, więc żebym się przestała dołować to wróćmy do teraźniejszości.
Zayn trochę się ogarnął co do swojego zachowania wobec mnie. Oczywiście, że zdarzały mu się jeszcze napady złości, kiedy np. niedokładnie odkurzyłam okruszki po chipsach z kanapy w salonie. Albo gdy czysty ręcznik w łazience ułożyłam w kostkę zamiast powiesić go obok kabiny prysznicowej. Tak, wiem. Nie musicie mi mówić, że to są chyba najgłupsze pretensje i uwagi na świecie. Sama doskonale zadawałam sobie z tego sprawę.
Dzisiaj mieliśmy niedzielę, co oznaczało tyle, że znów musiałam zabawić się w sprzątaczkę. Zdziwiłam się jednak, gdy po wejściu do środka willi Zayna, chłopak pociągnął mnie za rękę i zaprowadził do łazienki, która znajdowała się na pierwszym piętrze. Byłam tym wszystkim tak zdezorientowana, że całkiem zapomniałam o tym, aby się mu wyrwać i zaprotestować.
- Potrzebuję twojej pomocy. - oznajmił, stając przede mną na samym środku pomieszczenia.
- Ale ja tu tylko sprzątam. - prawie jęknęłam, woląc nie myśleć jakiej pomocy on potrzebował.
Kilkanaście dni temu wypowiedział w moją stronę identyczne słowa. Wtedy chciał, żebym pomogła zrobić mu popcorn w mikrofali i skończyło się to... Hm, no źle. Chujowo wręcz. Bo okazało się, że 4 minuty to jednak trochę za długo, aby trzymać kukurydzę w tym szatańskim przedmiocie. Wszystko skończyło się tak, że cały parter śmierdział jakby się paliło. Co w sumie jest akurat dobrym porównaniem, bo gdyby Zayn nie wyczuł tego podejrzanego swądu to teraz bym zapewne nie miała gdzie pracować.
- To nie ma żadnego związku z gotowaniem. Nie będziesz miała szansy czego popsuć. - rzucił, widząc moją przerażoną minę. Jemu zapewne też przed oczami stanął ten sam incydent.
- No nie wiem... - westchnęłam, zakładając ręce na klatce piersiowej.
- Carter, no proszę Cię.
Wiecie, że przez tego tutaj osobnika coraz częściej zapominałam o tym, że miałam na imię Faith? Zayn tak często używał mojego nazwiska, że prawie zaczynało mnie razić, kiedy ktoś nie mówił do mnie Carter. Paranoja.
- Jezu. Co mam zrobić? - spytałam, wzdychając przy tym ciężko.
Zayn podszedł w stronę umywalki i z dolnej szafki wyjął średnich rozmiarów tubkę.
- Pofarbuj mi włosy. - polecił, a ja myślałam, że się tam rozpłaczę i posiusiam ze śmiechu jednocześnie. Nie pamiętam, kiedy ktoś mnie tak bardzo rozbawił. Przysięgam! - No i co jest w tym takiego zabawnego? - fuknął, przyglądając się mojemu atakowi histerii.
- Po co chcesz farbować włosy? - zapytałam, ocierając kąciki oczu.
- Bo znudził mi się mój naturalny kolor? - odparł jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Wiesz ile ludzie by oddali, żeby mieć tak czarne włosy? I to naturalnie? - zagadnęłam, próbując delikatnie mu przekazać, że był debilem.
- Przecież farba po jakimś czasie schodzi. - odrzekł takim tonem jakbym w ogóle nie miała o tym pojęcia.
- Dobra, już skończmy. Zrobię to. - odparłam, wystawiając w jego stronę rękę, na której po chwili wylądowała wcześniej wspominana tubka.
Nie widziałam sensu, aby dalej się z nim o to spierać. Zayn był dorosły i raczej wiedział na co się decyduje. Gorzej jak nie wyjdzie mi to całe farbowanie i Malik znowu obrzuci mnie mięsem. Cóż, wtedy to będzie tylko jego problem. Bo ja wredne teksty przeżyję, ale czy on przeżyłby jakiś badziewny kolor na swojej głowie? Nie sądzę.
Rozrobiłam farbę w malutkiej misce przyniesionej przez chłopaka i kazałam mu usiąść na desce toaletowej. Stanęłam za nim i zaczęłam nakładać nowy kolor na jego włosy.
- Jak to powinno wyglądać po spłukaniu? - zapytałam po jakimś czasie, kiedy czekałam na to aż farba się wchłonie.
- Siwo. - uciął krótko Malik, a ja myślałam, że moje oczy zaraz wpadną do wanny.
- Siwo?! - pisnęłam. - Do starości Ci się spieszy czy jaka cholera?!
- Wrzuć na luz, Carter. Tak chciałem, więc tak będę miał. Nie twoje włosy, nie ty wybierasz kolor. - odparł, wzruszając ramionami.
- No to się jeszcze okaże jak będziesz miał. - rzuciłam, przypatrując się swoim paznokciom. Kurczaki, odkąd zaczęłam sprzątać u Zayna to one błagają o pomstę do nieba. Nie opłacało mi się ich nawet malować, bo po każdej wizycie u Malika lakier odpryskiwał mi tak bardzo, że prawie go nie było. Rozumiecie mój ból?
- Jak długo muszę jeszcze tak siedzieć? - zapytał Mulat, przyglądając się swojemu odbiciu w wielkim lustrze.
- 3 minuty. - odparłam, spoglądając na zegarek, znajdujący się na moim lewym nadgarstku.
Całe 180 sekund przesiedzieliśmy w kompletnej ciszy. Chyba żadne z nas nie za bardzo wiedziało jak powinno zacząć jakąś konkretną rozmowę.
Wiecie... Pomiędzy mną a Zaynem były takie momenty, że potrafiliśmy nawijać do siebie bez końca na zupełnie błahy temat, obrażając się przy tym wzajemnie. Ale były też takie przypadki jak ten - niezręczne milczenie. No fanką to ja czegoś takiego nie byłam.
- Carter?
Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Malika. Chłopak stał na wprost mnie i machał mi łapą przed oczami.
- Co? Coś mówiłeś? - spytałam zdezorientowana.
- Powiedziałem, że 3 minuty już minęły. - powtórzył.
- No to spłucz. - wzruszyłam ramionami.
- Możesz już wyjść. - oznajmił.
Aha? A jakieś 'dziękuję' to pies? Jak tak się chce bawić to proszę bardzo, jeszcze będzie coś chciał kiedyś... Takiego wała!
Powstrzymując się przed kilkoma ciętymi uwagami opuściłam łazienkę bez słowa.
- Matko Przenajświętsza, Zayn! Co ty masz na głowie?!
Przerażona April prawie zeszła na zawał, kiedy zobaczyła Malika w progu kuchni. Pech chciał, że też akurat tam byłam.
- Jak wyglądam? - zapytał, przeczesując dłonią swoje siwe włosy, które delikatnie postawił na żel.
- Jak 22-letni dziadek. - skrzywiła się kobieta.
- Carter, a ty jak myślisz? - Zayn zwrócił się w moją stronę, a ja spojrzałam na niego znudzona.
- Mam być szczera czy miła? - zapytałam, obracając w dłoniach łyżeczką od kawy.
- Szczera. - stwierdził bez wahania.
- Wyglądasz beznadziejnie, ale twoje fanki i tak posikają się w majtki, kiedy Cię zobaczą, więc generalnie nie musisz się martwić. - oznajmiłam, kończąc swoją wypowiedź sztucznym uśmiechem.
- To było dobre, Faith. - rzuciła ze śmiechem April i poklepała mnie po ramieniu.
Niby była starszą kobietą, ale czasami w ogóle się nie zachowywała jak osoba, która skończyła 60 lat.
- Ta, dzięki. I za opinię i za farbowanie. - odrzekł Malik i opuścił pomieszczenie.
Dobra, cofam swoje wcześniejsze narzekania. Chłopak na szczęście jeszcze nie zapomniał podstawowych zwrotów grzecznościowych. Jeszcze!
••••••••••••••••••
To by było na tyle. ;)
Dajcie mi znać czy Wam się to podoba i czy mam to jeszcze dalej pisać. :((((
Pozdrawiam! ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top