11
» f a i t h
Czy tylko mnie zaskoczyło to, że agresywne zachowanie Zayna, którego spodziewałam się jak deszczu w jesień, nie nadeszło? Wow, że tak powiem.
Taki zakłopotany, speszony i lekko nieśmiały Zayn był chyba jak do tej pory moim ulubionym. Zero chamstwa, zero agresji. Kto by się spodziewał, że bycie normalnym w jego przypadku spowoduje aż taką zmianę, hm?
- Halo! Ziemia do Faith.
Do moich uszu dotarł głos Matta, który właśnie machał mi swoją wielką dłonią przed twarzą.
- Co? Coś mówiłeś? - zapytałam zdezorientowana. Ugh, po raz kolejny odpłynęłam myślami gdzie indziej...
- Jesteś dzisiaj strasznie nieobecna. Coś się stało? - zagadnął, a ja przygryzłam słomkę wystającą z mojej cytrynowej lemoniady. Ta, chłopak zaprosił mnie do kawiarni, żebyśmy mogli ze sobą porozmawiać...
- Nie, po prostu trochę się wyłączyłam. - wyjaśniłam, wzruszając ramionami.
Dzisiaj mieliśmy poniedziałek. Matt wyciągnął mnie do centrum od razu po skończeniu zajęć na uczelni. Na początku nie byłam za bardzo przekonana, żeby gdziekolwiek z nim iść, ale gdy zaproponował, że to on stawia, wtedy zmieniłam zdanie. No halo, nie odmawia się darmowego picia!
- Już któryś raz dzisiejszego dnia. - szepnął chłopak, mając nadzieję, że tego nie usłyszę. Postanowiłam mu jednak nie odpowiadać.
No cóż, zrozumcie mnie, że w tamtej chwili bardziej interesował mnie Zayn, którego nawet nie było w pobliżu, ale okej... Matt tylko przeszkadzał mi w moich przemyśleniach, co jakiś czas opowiadając mi jak powodzi mu się na studiach. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie Malik był o wiele ciekawszy niż przyrodniczy kierunek, który obrał sobie mój były chłopak.
- Muszę się już zbierać do domu. Dochodzi 19, a ja mam jeszcze dużo do zrobienia. - oznajmiłam, powstrzymując się przed wypuszczeniem z ust przeciągłego ziewnięcia.
- Nie masz jutro zajęć. - zauważył. Wow, jakim cudem on miał pojęcie o moim planie wykładów? Trochę przerażające...
- Wiem, ale miałam ogarnąć mieszkanie. Dawno w nim nie sprzątałam. - wyjaśniłam, nie czując się za bardzo komfortowo z tym, że Matt wszystko chciał wiedzieć. Lol, koleś... Swojego życia nie masz?
- Nie dziwię się. Teraz tylko sprzątasz cudze ville. - mruknął, a ja nie wiedziałam czy mam się zaśmiać czy też wsadzić jego tekst w głębokie poważanie.
- No i? Masz z tym jakiś problem? To chyba dobrze, że próbuję jakoś zarabiać na życie. Lepsze to niż nieustanne ciągnięcie kasy od swoich rodziców. - rzuciłam, kompletnie tracąc panowanie nad słowami, które wychodziły z moich ust.
- Hm, no wiesz... Ja przynajmniej mam rodziców, a ty? Nawet jakbyś bardzo chciała to nie mieliby jak Ci pomóc. - oznajmił Matt, a moja szczęka zjechała do podłogi. Jak on śmiał?
Zanim zdążyłam pomyśleć moja dłoń znalazła miejsce na jego policzku. I miałam w dupie to, że oczy wszystkich ludzi z kawiarni spoczywały na naszej dwójce.
- Jeszcze raz... Jeszcze raz powiesz coś takiego o moich rodzicach to przypierdolę Ci tak mocno, że chmury w locie obsrasz. - wycedziłam przez zęby i wyszłam, zostawiając zszokowanego Matta z pulsującym z bólu policzkiem. I skłamałabym, jeśli powiedziałabym Wam, że w tamtym momencie nie byłam z siebie dumna...
Nim się obejrzałam byłam już w domu. Wkurzona jak nigdy zaczęłam sprzątać - było to dla mnie jedyne rozwiązanie na pozbycie się agresji. Dodatkowo włączyłam radio, w którym leciała najnowsza piosenka One Direction - Drag Me Down. Uwierzcie mi, że nie mogłam jej nie pogłośnić. Takich kawałków nie dało się słuchać po cichu. Mam nadzieję, że wiecie o co chodzi...
Zanim jednak zdążyłam chwycić za odkurzacz lub chociażby za ścierkę do wytarcia kurzu, ktoś zapukał do drzwi.
Kurde, a co jeśli to był mój sąsiad, któremu nie przypadły do gustu głosy Fantastycznej Czwórki? Lepiej zacznijcie się za mnie modlić.
Podeszłam do drzwi, wcześniej oczywiście ściszając sprzęt grający do minimum, i przełykając głośno ślinę, otworzyłam je. Osoba, którą zobaczyłam po drugiej stronie w ogóle nie przeszła mi przez myśl, a jednak... Na klatce schodowej stał nie kto inny niż Zayn Malik.
- Hej. - powiedział uśmiechnięty, a moja szczęka była na ziemi już po raz drugi dzisiejszego dnia.
- Um, hej? - odparłam niepewnie, jakbym nie do końca wiedziała czy chłopak mówił do mnie.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, bo potrzebuję kryjówki na jakieś pół godziny. - rzucił i bez mojej wcześniejszej zgody wszedł do środka jak do siebie. Aha...
- Przed czym? - zapytałam, zamykając za nim drzwi.
- Na ogonie siedzi mi całe stado fotografów. Nie chciałem rzucać się na pożarcie, więc sprytnie udało mi się zwiać, ale oni oczywiście ruszyli za mną. - odparł, wzruszając ramionami.
Chłopak usiadł na kanapie, zdejmując wcześniej moje wyprane ubrania, które leżały pogniecione jak po przejściu tornado.
- Przepraszam za bałagan, nie miałam kiedy posprzątać. - wyjaśniłam, zaczynając w biegu zbierać wszystkie puste naczynia, które zostawiłam na stoliku. Boże, nawet nie wiecie jaka ja byłam zestresowana!
- Nie szkodzi. Jestem pewien, że w niektórych pokojach mam gorszy bajzel. - rzucił Zayn, a mi na usta cisnęło się tylko chamskie: no co ty kurwa nie powiesz?
- Mogę Cię o coś zapytać? - zagadnęłam, wchodząc do salonu, a raczej saloniku, bo było to najmniejsze pomieszczenie w moim mieszkaniu. Ogólnie na tych kilku metrach pewnie nie jedno z Was mogłoby nabawić się klaustrofobii.
- Y, okej? - odparł niepewnie Mulat.
- Dlaczego przyszedłeś akurat do mnie? I skąd wiedziałeś, że mieszkam akurat pod tym numerem?
Wiem, że Zayn odwoził mnie raz do domu, ale nigdy nie wchodził do środka kamienicy. Widział ją tylko z zewnątrz... No chyba, że o czymś nie wiedziałam...
- Um, byłem niedaleko i przypomniałem sobie, że gdzieś tutaj mieszkasz. Pomyślałem, że jak przyjdę to wtedy szybciej zgubię paparazzich, bo wiesz... Raczej nie wpadnie im do głowy, żeby szukać mnie w takich biednych i patologicznych rejonach. - wyjaśnił, a ja słysząc jego słowa upuściłam z rąk jedną ze szklanek, którą akurat trzymałam. Na szczęście się nie potłukła, także spokojnie...
- Następnym razem zanim otworzysz usta to zastanów się co mówisz i do kogo. A teraz podnieś tyłek i wypierdalaj, żebyś broń Boże jeszcze nie nabawił się jakiejś choroby od tej nadmiernej biedy, która wręcz wylewa się ze ścian tego mieszkania. - syknęłam, starając się przez cały czas zachować kamienną twarz. To nie był czas na łzy, nie przy nim.
- Co? Carter, o czym ty mówisz? - zapytał Zayn, który patrzył na mnie kompletnie zdezorientowany.
- Powiedziałam, żebyś stąd wyszedł. Nie słyszałeś? Mogę powtórzyć jeszcze raz, ale nie gwarantuję, że użyję cenzuralnych słów. - rzuciłam, opierając ręce na biodrach.
- Jezu, okej. Już sobie idę, ale za cholerę nie rozumiem co Cię ugryzło tym razem. - wyszeptał i wyminął mnie, lekko szturchając ramieniem.
Potem usłyszałam już tylko odgłos zamykanych drzwi, a dalej nie było już nic innego tylko mój przeciągły ryk.
••••••••••••••••••••
Przepraszam, że musieliście trochę czekać na ten rozdział, ale miałam doła... Ba! Nadal mam!
Jest mi tak mega smutno, że nasi wspaniali siatkarze odpali w ćwierćfinale IO, że nawet sobie nie wyobrażacie! Wczoraj łzy mi płynęły ciurkiem... A w sercu nadal mnie ściska jak wspominam miny Bartka Kurka lub Michała Kubiaka. 😭
Kto jest kibicem to mnie zrozumie. 😂
Pozdrawiam serdecznie i do następnego! ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top