07

- Jakim cudem zdobyłaś pracę u Zayna Malika? To jest życiowym goal'em dla połowy jego fanek! - rzucił Matt, który wiózł mnie po obrzeżach Los Angeles.

Odkąd zaczęłam opowieść o nowym rozdziale mojego życia, chłopak nie mógł uwierzyć, że zostałam zatrudniona u byłego członka One Direction. Powiedziałam mu wszystko, pomijając jedynie to jak Zayn mnie traktował. Matt na pewno by się przejął i chciał coś z tym zrobić, a ja wolałam uniknąć tego jak ognia.

- Jakoś mi się nie wydaje, żeby małolaty chciały sprzątać jego kible. - mruknęłam, wyglądając przez okno. Zaledwie kilka ulic dzieliło nas od posiadłości Zayna, a ja nie wiedziałam czy miałam się cieszyć, że zdążyłam na czas i uchroniłam przed stratą kolejnej roboty czy powinnam się bać jego wybuchu złości, który miał nadejść na 101%.

- Nie przeszkadzałoby mi mycie kibli, gdybym mógł go widywać co parę dni. - rzucił Matt, zatrzymując się przed bramą, do której go skierowałam.

- Dzięki za podwózkę. - powiedziałam i ignorując jego wcześniejszy komentarz, otworzyłam drzwi od strony pasażera.

- O której kończysz? - zapytał chłopak, wychylając się przez okno.

- Trudno powiedzieć. Nie wiem co mnie czeka w środku. - westchnęłam, przeczesując włosy dłonią. Serio - po Zaynie mogłam się spodziewać nawet tego, że specjalnie nabałaganił w każdym pomieszczeniu swojego ogromnego domu, aby dać mi jak najwięcej pracy.

- Jakby coś to będę pod telefonem. W każdej chwili możesz zadzwonić, a ja przyjadę i Cię odbiorę. - oznajmił Matt, a ja mu podziękowałam, podchodząc bliżej ogrodzenia, za którym ukryta była willa Malika.

Kiedy stałam już przed drzwiami wejściowymi ogarnął mnie jeszcze większy stres niż jak przyszłam tutaj tylko na rozmowę kwalifikacyjną. Wtedy jeszcze w miarę mogłam się spodziewać tego, co będzie na mnie czekało, a teraz? Teraz nie wiedziałam do czego posunie się Zayn.

- No proszę, proszę. Kto tu się wreszcie pojawił? - rzucił Malik, który raczył mi otworzyć. Zaczęło się, zabijcie mnie.

- Możesz sobie darować? - westchnęłam, patrząc na niego z politowaniem. Naprawdę nie rozumiałam, co dawało mu to, że mi dokuczał. Jego zachowanie przypominało szczyla ze szkoły średniej, który prześladuje osoby młodsze i słabsze od siebie tylko po to, żeby sprawić sobie odrobinę rozrywki.

- Jak to się stało, że zdążyłaś na czas? Już zaczynałem się cieszyć, że będę mógł Cię zwolnić. - powiedział chłopak, wpuszczając mnie do przedpokoju, którego wystrój znałam już wręcz na pamięć.

- Ktoś mnie podwiózł. - odparłam, ściągając trampki. Spojrzałam na Mulata, aby zobaczyć jak wredny uśmieszek znika z jego twarzy.

- Kto? - zapytał po chwili, a ja musiałam się mocno powstrzymać, aby nie parsknąć mu śmiechem w twarz.

- Nie twoja sprawa. - ucięłam krótko i wyminęłam go, aby móc iść do April i jak najszybciej zacząć to, co musiałam dzisiaj zrobić.

Miałam wielkie nadzieje, że przez resztę dnia Zayn zostawi mnie samą, ale jak się okazało - chłopak miał zupełnie inne plany. Plany, które nie za bardzo przypadły mi do gustu.

- Na telewizorze zostało jeszcze trochę kurzu. - mruknął chłopak, któremu dzisiaj zachciało się kontrolować moją każdą czynność. Łaził za mną jak pies i nie spuszczał z oczu nawet na minutę. Minutę!

- Naprawdę nie masz co robić? - syknęłam i dla świętego spokoju jeszcze raz przejechałam szmatką po plazmie, wiszącej w jednym z jego pokoi gościnnych. Wierzcie mi, że miał ich tutaj tyle, że czułam się jakby sprzątała w hotelu.

- Mam. I właśnie to robię. - rzucił, uwalając się na łóżko, które pościeliłam zaledwie kilka minut temu.

- Nic nie robisz! Ciągle za mną chodzisz! - fuknęłam, zaczynając przecierać komodę na ubrania.

- Pilnuję Cię. To wystarczy. - Zayn przewrócił oczami i wyciągnął z kieszeni dresów swojego gigantycznego iPhone'a. Szok.

Wyczujcie mój sarkazm...

- Jakoś wcześniej tego nie robiłeś... I fajnie by było, gdybyś do tego wrócił. - rzuciłam, ale moje słowa zostały przerwane odgłosem aparatu do zdjęć dobiegającym z jego telefonu.

- Możesz odrobinę mniej gadać, a więcej pracować? Twój ostry ton głosu przeszkadza mi w zrobieniu dobrego selfie. - odparł, a ja nie wiedziałam czy mam zacząć się z niego śmiać czy zostawić to bez komentarza.

- A nie pomyślałeś, że problemem w zrobieniu tego zdjęcia jest twoja twarz, a nie mój głos? - mruknęłam, wchodząc do łazienki, która znajdowała się na wprost Malika.

- Wow, Carter... To było tak zabawne, że aż zapomniałem się zaśmiać. - odparł Zayn, ciągle leżąc na łóżku. Jakbym miała więcej odwagi to zrzuciłabym go stamtąd i siłą zmusiła do pościelenia od nowa.

- Dlaczego zawsze mówisz do mnie po nazwisku? Odkąd się poznaliśmy nigdy nie użyłeś mojego imienia. - zapytałam, zaczynając myć podłogę.

- Uważam, że nazwisko jest lepsze. - odparł krótko, wzruszając przy tym ramionami. - Denerwuje Cię to? - dodał, patrząc na mnie uważnie.

- Nie wiem, może trochę? - odpowiedziałam z nutą niepewności.

- Oh, w takim razie będę się tak do Ciebie zwracał dalej. - oznajmił Zayn, na nowo zatapiając uwagę w ekranie swojej komórki. Boże, jak ten człowiek mnie frustrował...

- A co byś zrobił jakbym to ja przez cały czas mówiła do Ciebie po nazwisku? - zapytałam, chcąc jakoś podtrzymać z nim rozmowę. Jak już tutaj siedział to mógł przynajmniej się odzywać, a nie robić sobie sesję zdjęciową.

- Obciąłbym Ci pensję. - rzucił, przybierając dosyć poważny wyraz twarzy. Zdradził go jednak lekki uśmiech, który kilka sekund potem wkradł mu się na usta. Chryste, czy on właśnie pierwszy raz rzucił w moją stronę żartem? Dajcie mi kalendarz, muszę to gdzieś zapisać!

Nie chcąc wyjść na jeszcze większe drewno, którym w jego oczach już na pewno byłam, postanowiłam odwdzięczyć mu się tym samym.

Wierzcie mi lub nie, ale to był pierwszy raz, kiedy prowadziliśmy rozmowę bez nadmiernego obrażania się. A raczej bez nadmiernego rzucania przykrych uwag w moją stronę. Cuda się zdarzają - Zayn Malik potrafi zachowywać się jak normalny człowiek.

- Napatrzyłaś się już wystarczająco? Mop za Tobą tęskni, Carter. - prychnął chłopak, a ja w tamtej chwili zeszłam na Ziemię, godząc się z tym, że póki co był to koniec miłej strony Szatana.

O godzinie 18 w końcu byłam wolna. Zrobiłam to co miałam zrobić i nareszcie mogłam zbierać się do domu. Mocno zastanawiałam się nad tym czy dzwonić po Matta, żeby mnie odebrał. Z jednej strony nie miałam ochoty tłuc się komunikacją miejską po całym dniu pracy, ale z drugiej strony nie chciałam ciągać chłopaka na obrzeża LA tylko po to, abym szybciej trafiła do domu. Ta, to jest właśnie przykład sytuacji, w której człowiek robi się rozdarty.

- Myślałem, że już poszłaś.

Z głębokich przemyśleń wyrwał mnie nie kto inny niż Zayn, który stał teraz przede mną wyszykowany jak na własny wieczór kawalerski. Miał na sobie czarną koszulę z białymi elementami, czarne rurki i tego samego koloru buty. Cholera... Jak to jest możliwe, że ten chłopak we wszystkim wyglądał tak dobrze? Nawet gdyby mnie wsadzili w kieckę z najnowszej kolekcji Victorii Beckcham, a jego ubrali w worek ziemniaków - i tak wyglądałby lepiej. Ja się pytam... Gdzie tutaj jest sprawiedliwość?

- Właśnie wychodziłam. - odparłam, nagle przypominając sobie, że potrafiłam jednam mówić.

- Ktoś po Ciebie przyjechał? - spytał, lustrując mnie wzrokiem. Dlaczego on nie może być brzydki? Wtedy od razu mniej bym się przy nim krępowała. Ugh...

- Jeszcze nie. Właśnie miałam po niego dzwonić. - odparłam szczerze, kompletnie porzucając pomysł wracania autobusem. Ehe, jestem leniem.

- Niego? - Zayn podniósł brew, wyraźnie oczekując ode mnie większych szczegółów.

- Po mojego... Przyjaciela? - odparłam, nie będąc do końca pewna jak mam nazwać Matt'a. Do wczorajszego wieczora nosił tytuł mojego byłego chłopaka, ale teraz, kiedy postanowiłam dać mu szansę to trochę głupio było go tak nazywać.

- Wow, ty masz przyjaciół? Nigdy nie sądziłem, że taka ofiara jak ty naprawdę może mieć znajomych. - odparł Zayn, nagle zmieniając swój ton głosu. Kurde, co z nim było nie tak? W jednej chwili rozmawialiśmy normalnie, a w drugiej jemu znowu zachciało się mnie dobijać. To nie podchodzi pod jakieś zaburzenie psychiczne? - Nie ważne. Do zobaczenia w niedzielę, Carter. - dodał szybko i zanim zdołałam cokolwiek mu odpowiedzieć, przeszedł obok, potrącając mnie barkiem. Sekundę potem usłyszałam już tylko huk zatrzaskanych drzwi.

Okej... To było dziwne.

••••••••••••••
Dziwny jakiś ten Zayn, hm? 🤔 Faith musi mieć ogromne pokłady cierpliwości skoro jeszcze nie dała mu w twarz, hahah! 😂

Dajcie mi znać co sądzicie! ^^ Nie zapomnijcie o gwiazdkach i komentarzach! ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top