05
» z a y n
Sam nie wiem czemu zdecydowałem się na zaproponowanie Faith podwózki do domu. Może dlatego, że chciałem udowodnić zarówno jej jak i April, że nie jestem aż tak wielkim dupkiem na jakiego ostatnio wychodzę? A może dlatego, że przypomniałem sobie nagle jak wychowywali mnie rodzice? Ciężko mi to stwierdzić, jednak chciałem, żebyście wiedzieli, że moje serce nie zamieniło się jeszcze w kamień.
I żeby było jasne - i tak i tak musiałem jechać do centrum, bo dzisiaj wieczorem zaczynałem nagrywać w studio materiał na swoją pierwszą solową płytę. Dlaczego wieczorem? Bo najlepsze kawałki zawsze wychodziły mi w takich godzinach. Koniec historii, nie jarajcie się już dłużej moją uprzejmością.
Przez pierwsze kilka minut jechaliśmy w ciszy, którą przerywały jedynie piosenki zespołu Kodaline, lecące z odtwarzacza w moim Jeepie. Był to jeden z moich ulubionych zespołów. Razem z Harrym zawsze lubiliśmy słuchać ich piosenek, kiedy jeździliśmy w trasy. Potrafiliśmy robić to tak często, że reszta chłopaków miała nas dość. Nie wiem dlaczego, ale gdy kątem oka zobaczyłem jak Faith stuka palcami w rytm piosenki o swoje udo to po moim ciele rozeszła się fala gorąca. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem i z powrotem skupiłem swój wzrok na drodze.
- Znasz ich? - zapytałem, odzywając się tym samym po raz pierwszy od chwili wyjazdu spod mojego domu.
- Kodaline? Słyszałam kilka ich piosenek w radiu. - wyjaśniła, z początku wyraźnie zaskoczona, że w ogóle się do niej odezwałem.
- Byłem kiedyś na ich koncercie. - rzuciłem, zaczynając paplać zupełnie bez celu. Co ją mogło to obchodzić? Zaraz uzna mnie za świrniętego.
- Dlaczego mi o tym mówisz? - mruknęła po chwili, wpatrując się intensywnie w swoje paznokcie. Miałem rację, miała to gdzieś.
- Próbuję nawiązać rozmowę. Co w tym dziwnego? - prychnąłem, czując wzrastającą irytację. Rozumiem, że dziewczyna mogła nie mieć humoru, ale bez przesady. Nie trzeba od razu być opryskliwym.
- Nie musisz się starać, Zayn. Po prostu odwieź mnie pod dom i daj sobie spokój z naciąganą konwersacją. - dziewczyna westchnęła, jednak z całej jej wypowiedzi zakodowałem tylko tyle, że chyba po raz pierwszy powiedziała do mnie po imieniu... Tylko ja byłem takim burakiem, żeby nie odwdzięczać się jej tym samym.
- Zamiast stroić fochy to mogłabyś wykazać chociaż odrobinę zadowolenia. Jakby nie patrzeć... Gdyby nie ja, teraz pewnie tłukłabyś się tutaj autobusem z menelami w środku. - burknąłem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
- Przepraszam bardzo, ale czy to ja wyszłam z propozycją robienia za taksówkę? - brunetka podniosła głos, a ja już wiedziałem, że na obecną chwilę możemy się pożegnać ze spokojem w tym samochodzie.
- Chciałem być miły i zadbać o to, żebyś bezpiecznie dotarła do domu. Nie wiem dlaczego musisz robić z tego problem. Jestem chamski - źle, jestem uprzejmy - też źle. - odparłem, zaciskając dłonie na kierownicy.
- Jak już mówiłam... Nikt Ci nie kazał. Dobrze wiemy, że mnie nie znosisz, więc teraz nie trzeba tego zmieniać. - powiedziała, tym razem już o wiele spokojniej.
Nie chciałem więcej się z nią spierać, więc zakończyłem rozmowę tylko głębokim westchnięciem. Czy wszystkie dziewczyny były takie trudne?
Ulica, na której mieszkała Faith była... Hm, cóż ... Dość biedna. Bloki wyglądały na bardzo zniszczone, z ich ścian sypał się tynk i jestem pewien, że ich konstrukcji groził rozpad. Dodajmy do tego, że kręciło się tutaj wielu podejrzanych gości, którym z oczu nie patrzyło dobrymi intencjami. Boże, naprawdę nie było jej stać na mieszkanie w czymś lepszym? Ja bałbym się przespać tutaj chociaż jedną noc - na samą myśl przechodziły mnie ciarki.
Nie zauważyłem nawet, gdy Faith chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi.
- Dzięki za podwózkę. - wymamrotała pod nosem. Zrobiła to tak cicho, że ledwo zdołałem ją usłyszeć.
- Carter? - zagadnąłem, sprawiając, że dziewczyna spojrzała na mnie spod opadających na czoło włosów.
- Co? Znowu chcesz mi przypomnieć, że gdyby nie ty... - zaczęła, jednak tym razem postanowiłem jej przerwać.
- Możesz chociaż raz zachować swoje komentarze na później? Chciałem tylko zapytać czy nie chcesz, żeby odprowadzić Cię na górę. - rzuciłem, a ona wytrzeszczyła oczy.
- C-co? - wydukała, wyraźnie zaskoczona moją propozycją. Jeny, przecież nie pytałem się jej o numer bielizny...
- Pytałem, czy... - zacząłem, ale tym razem to ona weszła mi w słowo.
- Ta, słyszałam co powiedziałeś. I dziękuję, ale sobie poradzę. Nie jestem małym dzieckiem, nie trzeba mnie niańczyć. - oznajmiła i zamknęła drzwi, oddalając się od mojego samochodu.
Zanim odjechałem spod jej kamienicy, odczekałem chwilę aż dziewczyna wejdzie do środka. Na szczęście żaden z kolesi, którzy kręcili się niedaleko, nie zareagował na jej widok, dlatego mogłem ze spokojem udać się do studia.
Cóż, jak widzicie próbowałem być miły... Ale skoro Faith sama tego nie chciała to po co miałem się dalej starać? No właśnie, też nie widziałem takiej potrzeby.
» f a i t h
Propozycja Zayna zbiła mnie z nóg. Przysięgam. Spodziewałabym się wszystkiego. Tego, że opluje mi twarz, skrytykuje moją pracę, odmówi wypłacenia pensji, ukradnie mi buty albo zrzuci mi na włosy obiad ugotowany przez April. Czegokolwiek! Ale na pewno nie tego, że będzie chciał zrobić coś dla mnie jak normalny człowiek, a nie gwiazda chodząca z podniesionym nosem.
Nie chciałam jednak, żeby myślał, że jedna podwózka do domu zrekompensuje mi wszystkie przykre teksty, które rzucił w moją stronę. Dlatego też nie byłam dla niego zbyt uprzejma. Wyraźnie frustrowało go to, że nie wykazywałam tak samo dużych chęci do rozmowy jak on. Swoją drogą... Co mu się stało, że nagle postanowił być tak super miłym? Najpierw proponuje podwózkę, potem chce wchodzić na górę? A co najważniejsze... Troszczy się o moje bezpieczeństwo. Obstawiam, że przestraszył się tych wszystkich napakowanych chłopaków pod moim blokiem, bo na 100% nic innego nie mogłoby wywołać u niego takiej reakcji. Zayn jednak nie wiedział, że znałam imię każdego z tych typków, a oni znali moje. Wierzcie lub nie, ale od czasu do czasu wdawałam się z nimi nawet w krótkie pogawędki i nie raz pokazali, że nie są tacy straszni na jakich wyglądali. Przez te kilka minut zdołałam jednak trochę polubić opiekuńczego Malika, więc póki co wolałam go nie uświadamiać w temacie moich sąsiadów.
Tego wieczora miałam zdecydowanie lepsze samopoczucie niż poprzedniego, dlatego też nie zdziwiłam się, gdy i sen przyszedł o wiele szybciej. I podejrzewam, że gdyby nie dzwonek do moich drzwi to chrapałabym do momentu, w którym promienie słońca nie obrałyby sobie za cel mojej twarzy.
Chcąc nie chcąc musiałam zwlec się z ciepłego i wygodnego łóżka i przeczłapać do przedpokoju. Po drodze tylko rzuciłam okiem na zegarek i kiedy zobaczyłam, że wskazywał on godzinę 2:30, moje serce zaczęło bić szybciej. O takich porach nigdy nie dzieje się nic dobrego. Powtarzam - nigdy! Momentalnie się rozbudziłam i nie tracąc chwili przekręciłam zamek, aby po chwili stanąć twarzą twarz z...
••••••••••••
Buhahaha! W tym rozdziale póki co tyle! 😂 Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie. 😜
Dajcie mi powody do dobrego poranka i mnóstwo motywacji na kolejny rozdział, proszę. Wiecie co macie robić, ludki. 😂
Dobrej nocy życzę! ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top