Rozdział 14

DIARA

Obudził mnie pisk opon. Zaraz potem miasto zbudziła policyjna syrena, która tylko zbliżała się i zbliżała. Odwróciłam się na drugi bok i zakryłam ucho dłonią; to nic nie dawało. Radiowozy zbliżały się, pędząc przez senne Riverton. Dokąd jechali? Westchnęłam, sunąc dłonią po ciepłej pierzynie, aż natrafiłam na coś ostrego. Małym palcem dotknęłam krawędzi pamiętnika. Podniosłam się na łokciu i usiadłam, opierając się o wezgłowie łóżka. W pokoju paliła się lampka, najwyraźniej zapomniałam ją zgasić. Czy ja w ogóle ją zapalałam? Nie miałam pojęcia, miałam pustkę w głowie. Pamiętałam wszystkie wydarzenia wczorajszego dnia, ale nagle film urywał się. Coś było zdecydowanie nie tak.

Syreny były coraz głośniejsze, słyszałam ryk silników i pisk opon. Z łazienki buchnęły czerwono-niebieskie światła samochodów policyjnych. Otworzyłam pamiętnik w miejscu, gdzie wetknęłam długopis. Zbliżyłam się nieco do lampki, aby lepiej widzieć to, co napisałam wczorajszego wieczoru. Która właściwie była godzina? Chyba gdzieś po czwartej. Przetarłam zaspane oczy wierzchem dłoni i odnalazłam najnowszy fragment ostatniego wpisu.

Tata powiedział, że Jenna Goddart zaginęła. To nieprawda. Jenna Goddart nie żyje, a jej ciało znałam w swoim ogrodzie. Nie wiem, gdzie jest Razer. Ostatnim razem, kiedy go widziałam, pił jej krew.

Powrót wspomnień był jak czołowe zderzenie z pociągiem towarowym. Sama wjechałam pod jego koła i stałam na torach, chociaż miałam szansę, by uciekać, gdzie pieprz rośnie. Było za późno. Poderwałam się do pionu, pamiętnik uderzył o podłogę, ale ja nie odwróciłam się, by sprawdzić, co się z nim stało. Pobiegłam prosto do łazienki, oświetlonej policyjnymi światłami. W ostatniej chwili odchyliłam klapę sedesu i zwymiotowałam. Żółć paliła mój przełyk, nie mogłam oddychać. Przetarłam usta kawałkiem papieru toaletowego i spuściłam go. Odwróciłam się w stronę okna, otwierając je najszerzej, jak mogłam. Wyjrzałam na zewnątrz, ale nie musiałam specjalnie się wychylać, by zobaczyć łunę kolorowych świateł na horyzoncie, ledwie kilka przecznic dalej. Miasto ryczało w agonii. Kakofonia dźwięków odbijała się od otaczających nas gór.

Radiowozy zaczęły zatrzymywać się też pod moim domem. Wjechały na nasz podjazd i okrążyły plac, gdzie kilkanaście lat temu zasadziłam z dziadkiem choinki. Jeden z samochodów przejechał po krzewie. Zmarszczyłam brwi. Nienawidziłam policjanta, który siedział za kierownicą.

Nie potrafiłam opanować oddechu, a mimo to byłam dziwacznie spokojna. Dreszcze ekscytacji krążyły w moim ciele. Co się ze mną działo? Przed oczami widziałam zmasakrowane ciało Jenny, na którego widok wciąż mnie mdliło, ale kolejna fala wymiotów nie nadchodziła. Chciałam płakać, chciałam to z siebie wyrzucić. Co jeszcze napisałam? Wbiegłam do pokoju, rzucając się na pamiętnik. Zamknął się, a ja gorączkowo szukałam ostatniej stronie. Pusto. Nie napisałam nic więcej. A w notatniku? Ostatnio sporządzałam tam wiele notatek na temat lycanów. Leżał na szafce nocnej, więc sięgnęłam po niego. Z parteru usłyszałam donośny głos ojca i ciężkie kroki. Moje serce zaczęło ociężale bić.

Razer pije krew, żeby uzyskać wspomnienia i osobowości swoich ofiar. Ale nie zabił tej dziewczyny, wiem, że tego nie zrobił. Mimo to przebił jej serce kłami. Były strasznie długie, wydawało mi się, że miał co najmniej dwa rzędy zębów, nie widziałam ich dokładnie. Jego oczy zaszły krwią, białka znów zrobiły się czarne. Nigdy wcześniej nie widziałam, jak wielkie mogły być jego pazury. Wyglądały jak kły tyranozaura, były dłuższe, niż mój mały palec. Razer miał na przedramionach coś, co wyglądało jak tatuaże. Pojawiły się znikąd. Zapamiętać: zapytać go o to, jeśli kiedyś go zobaczę. Wziął ciało Jenny i poszedł dokądś, nie wiem, czy wróci.

Przełknęłam ślinę. Odłożyłam notatnik na miejsce i skierowałam się do wyjścia z pokoju. W domu panowała wrzawa. Kiedy wyszłam na korytarz, drzwi Owena także się otworzyły, a w szparze pojawiła się głowa mojego brata, ledwo mieszcząc jego rozczochrane włosy. Światło mojej lampki, kolorowe reflektory i zapalone żyrandole na parterze doprowadzały bladą łunę na piętro. Oczy Owena błyszczały, a ja miałam wrażenie, że miał w nich łzy. Kiedy mnie dostrzegł, natychmiast wyrwał się do przodu, obejmując mnie w pasie.

– Co się dzieje? – wymamrotał sennie, przecierając oczy.

– Nie wiem, Owen...

Odwzajemniłam jego uścisk, ale dałam mu do zrozumienia, że musimy zejść na dół. Hałas tworzyło tyle głosów, że z ledwością je rozpoznawałam. Zbiegłam po schodach razem z bratem, by w salonie spotkać kilku umundurowanych policjantów z trzeszczącymi krótkofalówkami, ojca, a także matkę, która właśnie wychodziła z sypialni.

– Gordon, co się dzieje?! – krzyknęła, ni to zła, ni to zaskoczona. Miała na sobie puchowy szlafrok, kapcie i wyglądała tak, jakby właśnie tabun policjantów ściągnął ją z łóżka. Dziwne.

Tata odwrócił się gwałtownie, słysząc swoje imię. Stał przy kuchennym stole wraz z Chrisem, swoim zastępcą i dyskutował o czymś głośno. Policjanci, stojący w korytarzu, powoli zaczęli wychodzić, kiedy Chris machnął na nich ręką. Syreny dalej wyły, a światła raziły mnie w oczy. Ojciec posłał nam współczujące spojrzenie, kiedy szedł w naszym kierunku. Był kompletnie ubrany. Nie miał nocnego dyżuru, porannego też nie, ale już miał na sobie mundur i kaburę.

– Gordon! Co się tutaj dzieje, co to za zbiegowisko?! – Mama skrzywiła się. Owen podszedł do niej i wtulił się w nią, a ta czule go objęła. – Co się stało?

– Owen, idź do Chrisa, proszę – zaczął, a kiedy chłopiec spełnił jego prośbę, westchnął ciężko.– Znaleziono ciało Jenny Goddart – wyrecytował ojciec, spuszczając wzrok na buty.

Mama wydała z siebie dźwięk, który oscylował pomiędzy krzykiem a sapnięciem. Zakryła dłonią usta. Stałam obok jak sparaliżowana. Nie miałam pojęcia, czy oddychałam.

– Mój Boże... Jak to się...

– Jacyś ludzie słyszeli dziwne dźwięki w ogrodzie sąsiadów, więc ich zawiadomili. Wyszli do ogrodu, myśleli, że to jakieś dzikie zwierzę. Znaleźli ciało Jenny, zupełnie zmasakrowane. Rozpoznano ją po tatuażu...

Mama zaczęła płakać. Przecież nawet nie znała tej dziewczyny. Ja też właściwie jej nie znałam, dlatego nie płakałam. Ale dam głowę, że kiedy ją znalazłam, łzy leciały strumieniami. Więc dlaczego teraz nic nie czułam? Dlaczego byłam... tak pusta?

– Kto mógł to zrobić? – wybełkotała mama, łapiąc ojca za dłoń.

– Jeszcze nie wiemy. – Telefony zaczęły się urywać. – Mówią, że to nie była robota zwierzęcia. – Tutaj spojrzał na mnie. – Diara, idź na górę i weź ze sobą Owena.

Pokiwałam głową, nie wyduszając z siebie ani słowa. Krokiem zombie dotarłam do kuchni, gdzie Owen i Chris rozmawiali o Batmanie. Poklepałam brata po plecach i jakimś cudem udało mi się przekazać mu, że ma wracać do pokoju. Pomachał policjantowi na pożegnanie. Mężczyzna rzucił mi jedno współczujące spojrzenie, którego nie rozumiałam. Dlaczego mi współczuł? Przecież nie wiedział, że to ja odnalazłam ciało Jenny i widziałam, jak mój wilczy znajomy przebija jej serce, by dostać się do jej wspomnień. Nie wiedział, że nic nie czułam. Zaprowadziłam Owena do jego pokoju, kiedy hałas powoli ustawał. Niektóre radiowozy zdążyły odjechać, ruszając na miejsce zbrodni. Czegoś takiego od dawna nie było w Riverton. Mój ojciec na własne oczy miał zobaczyć ciało Jenny, które ledwo ją przypominało. Byłam ciekawa, jak zareaguje.

Zostawiłam Owena w jego pokoju, siedząc z nim tak długo, aż zjawiła się mama. Powiedziałam, że idę spać, więc tylko przytuliła mnie. Nie zapytała, jak się mam, ale gdyby to zrobiła, pewnie nie wiedziałabym, jak odpowiedzieć. Dlaczego to właśnie Jenna Goddart zginęła? Kim była ta dziewczyna? Myślałam, że nikim ważnym. Wygrywała olimpiady, dobrze się uczyła, ale nie wyróżniała się z tłumu. Była zwyczajną uczennicą, nikt nie chciał jej śmierci. Jeśli to nie Razer ją skrzywdził, to kto? Jakiś przypadkowy morderca? A może ktoś, kogo Avery doskonale znał? Gdzie był motyw, jaki był schemat? Nie rozumiałam, dlaczego Jenna zaginęła, dlaczego jej ciało nagle znalazło się w moim ogrodzie. Policja jeszcze o tym nie wiedziała, zastanawiałam się, co zrobią, jeśli w końcu poznają prawdę.

Wróciłam do swojego pokoju. Kiedy otworzyłam drzwi, zobaczyłam, jak jakaś postać wchodziła do środka przez okno. Zamknęłam za sobą zamek, dostrzegając twarz Razera.

– Boże... – pisnęłam wręcz, podbiegając do niego.

Prawie go objęłam. Powstrzymałam się w ostatniej chwili, widząc, że jego ubrania pokrywała krew. Zatrzymałam się tak blisko, że czułam jego oddech, owiewający moją twarz. Chłopak oblizał zakrwawione usta, patrząc mi prosto w oczy.

– Gdzie byłeś tyle czasu? – zapytałam, czując, że serce biło mi jeszcze szybciej. Nie wiedziałam, czy cieszyłam się z faktu, że wrócił. Nagle znów targało mną zbyt wiele uczuć.

– Obserwowałem okolicę – odpowiedział cicho, wymijając mnie. Skierował kroki do łazienki, a ja natychmiast pomaszerowałam za nim.

– Policja już wie o wszystkim, przed chwilą ojciec dostał pilne wezwanie. Obudziliśmy całe Riverton, Raze – oznajmiłam drżącym głosem.

Chłopak nie zapalał światła w łazience, bo pod domem wciąż stały radiowozy – nadal nie wszystkie odjechały – i ktoś mógł go zobaczyć. I tak było na tyle jasno, że nawet ja wszystko widziałam. Raze pozbył się koszulki, zrzucając ją na podłogę. Dopadł do kranu i prawie urwał kurek, odkręcając wodę. Pomogłam mu, przy okazji wyciskając na jego dłonie trochę mydła. Jego twarz tonęła we krwi, podobnie jak ramiona. Gdzie tylko się dało, widziałam ciemne plamy. Szorował skórę, a ja stałam u jego boku, nie mając pojęcia, co zrobić.

– Pamiętasz wszystko? – zapytał po chwili, odwracając głowę w moją stronę. – Starałem się wymazać te obrazy z twojej głowy, ale nie potrafiłem.

– Mogłam się domyślić, że to przez ciebie czuję się tak dziwnie – rzuciłam, opierając się o ścianę. – Dobrze się czujesz? Piłeś jej krew, prawda?

Raze na moment przerwał zmywanie osocza i oparł się o umywalkę, zwieszając głowę. Cicho wypuścił powietrze z płuc, a kiedy na powrót podniósł głowę, znów na mnie spojrzał.

– Nie chciałem, żebyś na to patrzyła.

Bijąca od niego szczerość sprawiła, że chciałam dotknąć jego dłoni i jakoś go pocieszyć. Ale Razer był potworem, potwory nie potrzebowały pocieszenia po czymś, co dla potworów było normalne. Zamiast dotykać jego lodowatej skóry, patrzyłam na jego twarz. Nie widziałam jego blizny; widziałam, że chłopak ciągle omijał wzrokiem swoje odbicie.

– Nie zmyjesz jej dokładnie, jeśli nie będziesz patrzył w lustro. – Wskazałam na wiszące na ścianie niewielkie lusterko.

– Nie patrzę w lustra.

– Jak to? Dlaczego?

– Nigdy tego nie robię. Boimy się luster – wyjaśnił zdawkowo.

– Czekaj, boicie się luster? To znaczy, że nie wiesz, jak wyglądasz?

– Widzę się w oczach innych, to wystarczy. Możemy o tym nie rozmawiać? – warknął, a ja na moment przeraziłam się, że znów zmieni się w to coś, czym był w ogrodzie. – A jak ty się czujesz?

Byłam zdziwiona, że mnie o to zapytał. Mimo to zgodnie z prawdą powiedziałam mu wszystko. Powiedziałam mu, jak przebudziłam się i natychmiast przypomniałam sobie, co się stało – ominęłam fakt, że dowiedziałam się tego z pamiętnika, nie chciałam, by o nim wiedział – a potem opowiedziałam mu, jak zeszłam na dół i spotkałam cały komisariat. Wyznałam też, że doskonale wiedziałam, jakiego dokonałam odkrycia, ale nie czułam już strachu. Nawet nie wiedziałam, co czuć. Miałam być przerażona, rozgoryczona, zszokowana i obrzydzona, ale... bardziej skupiałam się na tym, by mój umysł pracował na najwyższych obrotach.

– Weź prysznic, nie martw się mamą – powiedziałam po prostu, wychodząc z łazienki.

Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na łóżku, znów sięgając po pamiętnik. Pstryknęłam długopisem i zaczęłam pisać.

Razer wrócił. Cały i zdrów, o ironio. A teraz bierze prysznic w mojej łazience, zmywając krew Jenny z miejsc, w których nie powinno jej być. To tak, jakby Jenna dotykała go, oblepiała całe jego ciało. Próbował wymazać moje wspomnienia, ale ja wszystko pamiętam. I nadal widzę, jak moja rywalka z pierwszej klasy leży na śniegu. Mimo to nie czuję się wstrząśnięta. Czy to źle? Jeśli tak, jestem okropną osobą. Ale może to wina R. Namieszał mi w głowie. Chcę płakać. Powinnam płakać, prawda? Proszę, proszę, proszę, proszę. Nie wiem, co teraz będzie. Nie wiem, czy ktokolwiek dowie się, że ciało Jenny zostało przeniesione. Nie wiem, czy ktokolwiek dowie się, że Razer maczał w tym palce. Nie wiem, czy dalej jest bezpieczny. Czy ja jestem bezpieczna, kiedy jestem z nim?

Ciężko było pisać jedno w pamiętniku, a drugie w notatniku. Musiałam być lepiej zorganizowana. Z pamiętnikiem nigdy się nie rozstawałam, postanowiłam więc tam przepisać wszystkie informacje, które zebrałam o lycanach.

Lycany nie patrzą w lustra, boją się tego. Razer nigdy nie widział swojego prawdziwego odbicia. Co ich przeraża?

Woda lała się w kabinie, ale w tym momencie gdzieś miałam fakt, że mama mogła tutaj przyjść. Na wszelki wypadek zamknęłabym się z Razerem w łazience. Teraz zbyt zajęta byłam myśleniem o tym, co zrobić z zakrwawionymi ubraniami. Miałam je tak po prostu wyprać? Jakby nic się nie stało? Nie mogłam tego zrobić. Powinnam je spalić, zakopać gdzieś głęboko, by nikt ich nie znalazł. Należały do mojego ojca, ale znajdowały się na nich ślady całej naszej trójki. Wstałam z łóżka i pomaszerowałam do kosza na śmieci, ukrytego pod biurkiem. Worek był prawie pusty, więc ściągnęłam go i wróciłam do łazienki. Starałam się nie patrzeć ani na Razera, ani na zakrwawione ubrania, kiedy wrzucałam je do worka. Szczelnie go zwinęłam i wrzuciłam do szafki pod zlewem. Razer musiał się go pozbyć.

Kiedyś czytałam dużo kryminałów. Oglądałam też wiele seriali o morderstwach i patrzyłam, jak pozbywano się dowodów. Paranoja zapukała do drzwi. Naprawdę najpierw podrzuciliśmy gdzieś ciało, a teraz pozbywaliśmy się dowodów?

Woda przestała lecieć, a ja dalej stałam pośrodku łazienki, niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu.

– Diara? Możesz przynieść mi coś do ubrania?

Ocknęłam się. Pokiwałam gorączkowo głową i udałam się do garderoby, gdzie trzymałam te ubrania, których Razer nie wziął ostatnim razem. Chyba powinnam była zajrzeć do skarbonki i zabrać go do jakiegoś sklepu. Matko, Diara! O czym ja myślałam! Naprawdę przejmowałam się jakimiś ciuchami, a nie ciałem Jenny?!

– Wiesz już, kto ją zabił? – zapytałam, podając chłopakowi ubrania.

– Jej wspomnienia są jak siatka. Wszystko jest tak bezsensowne i niezrozumiałe – powiedział wymijająco.

– Ale wiesz, kto to zrobił? Tak albo nie, Raze – naciskałam na niego dalej.

– Tak, Diara. Moja rodzina ją dopadła. Nie, nie wiem dlaczego. Nie wiem, po co im była, co chcieli przekazać. Wiem tylko tyle, że... ona nie cierpiała. To była szybka śmierć, torturowali ją dopiero kiedy umarła.

– Twoja rodzina naprawdę była do tego zdolna?

Odwróciłam się w jego kierunku, kiedy wciągnął spodnie, co widziałam kątem oka. Woda dalej ociekała po jego torsie, lała się z jego włosów. Raze był... wciąż tak blady, ale wyglądał jakoś inaczej. Cienie pod oczami zniknęły. Zsunęłam wzrok na jego klatkę piersiową, pokrytą labiryntem blizn.

– Wszyscy jesteśmy do tego zdolni, Diaro – odparł cicho, a następnie zagryzł wargę. – Ja też mógłbym to zrobić. Sama zapytałaś mnie, czy to ja ją zabiłem.

– Ale wiedziałam, że to nie ty! – palnęłam natychmiast. – Wiedziałam, że jej nie skrzywdziłeś, ja po prostu...

– Wiem. Próbowałem cię powstrzymać, nie chciałem, żebyś ją zobaczyła.

Zdawałam sobie z tego sprawę, ale kiedy próbował mnie zatrzymać, było za późno.

– Czym były te czarne plamy na twoich rękach? Nie rozumiem... pojawiły się znikąd.

Razer uśmiechnął się pod nosem i skinął głową w stronę pokoju. Nie mówił nic, dopóki nie weszłam do łóżka. Okryłam się kołdrą, a on stanął nade mną, patrząc na swoje ręce.

– To tatuaże – zaczął po jakimś czasie. – Zrobili mi je, kiedy byłem hybrydą, więc pojawiają się tylko w tej formie.

– Tatuaże? Wyglądały tak, jakbyś zanurzył się po łokcie w smole.

Zaśmiał się cicho.

– Oznaczają to i owo. Kiedyś ci o tym opowiem.

– Pamiętasz, co znaczą?

Razer pokiwał głową, zbliżając się do okna. Znów zagryzł wargi, a na jego ustach pojawił się uśmiech, którego nie rozumiałam. Nie odwzajemniłam go, ale długo po tym, jak wyszedł, gapiłam się w szybę. I dopiero po jakimś czasie to wszystko do mnie dotarło.

Jenna Goddart nie żyła, a ja znalazłam jej ciało.


Tego ranka Riverton obudziło się z krzykiem, podobnie jak i w nocy. Tak właśnie kończył się świat, jaki znałam. Nie cicho i powoli, a głośno i gwałtownie. Więc kiedy słońce wzeszło nad otaczającymi nas górami, witając nowy dzień, wrzask rozniósł się echem po mieścinie, niosąc za sobą śmierć.

Śmierć, której byłam świadkiem.

Moich ruchów trudno było nie nazwać mechanicznymi. Od rana czułam się jak pusta, plastikowa lalka, którą jakieś dziecko rzuciło w kąt, bo zwyczajnie się nią znudziło. Głowa bolała mnie od pochłanianych obrazów i dźwięków, a serce było jakieś ciężkie. Noc „przespałam" w towarzystwie koszmarów. Pojawiły się jakiś czas po tym, jak wreszcie udało mi się zasnąć. Nie byłam w stanie wrócić do nich pamięcią i odtworzyć scen, które chaosem wdzierały się do mojego umysłu, ale możliwe, że zwyczajnie nie chciałam tego robić. Budziłam się co chwilę, lepka od potu i z przyśpieszonym oddechem. Jedyne, co udało mi się zapamiętać, to krew. Naprawdę dużo krwi. Miałam jednak sny, o których zdecydowanie nie chciałabym pisać w pamiętniku snów, gdybym dalej takowy prowadziła.

Ojciec nie wrócił do domu. Odkąd wyszedł, dalej nie mieliśmy żadnych wieści. Tym razem śniadanie bez niego było inne niż zwykle. Mama pozwoliła Owenowi obejrzeć kreskówki w telewizji, a sama siedziała ze mną przy jadalnianym stole, czekając, aż się odezwę. To nie był ten rodzaj ciszy, w której po prostu delektowałyśmy się dźwiękami, które docierały do naszych uszu, myśląc o niebieskich migdałach. W powietrzu wisiało napięcie. Mama patrzyła na mnie w taki sposób, jakby chciała zabrać głos, ale nie robiła tego, czekając, aż coś powiem. I mimo że wiedziała, iż nie zamierzałam puścić pary z ust, jej czujne oczy śledziły każdy mój ruch, wypatrując oznaki tego, że przerwę milczenie. W efekcie podczas śniadania nie zamieniłyśmy ani słowa, a dopiero przy moim wyjściu mama kazała mi na siebie uważać. Skinęłam wtedy głową i razem z Owenem opuściłam dom.

Rozglądałam się za Razerem, ale on nie pojawił się na horyzoncie, nie czułam też, by był w pobliżu. Nie miałam tych jego cudownych zdolności, ale wszystko zawsze było inne, kiedy był niedaleko. Jakby świat czekał na jego ruch, bał się spojrzeć mu w oczy.

Jadąc do szkoły, udawałam, że dłoń nie świerzbiła mnie, by włączyć radio. Całe Riverton musiało już grzmieć o tym, co stało się tej nocy, a ja desperacko pragnęłam usłyszeć, co mówili w lokalnych wiadomościach. Czy dla mieszkańców miasta Jenna została zamordowana przez człowieka? A może jednak przez zwierzę? Dlaczego zginęła i kim była? Nie wyobrażałam sobie, co musieli czuć teraz jej rodzice. Nie znałam ich, raz widziałam jej matkę, kiedy przyszła na konkurs matematyczny, by jej kibicować. Wydawała się miła. Przypominała mi kobiety, które chodziły do naszego kościoła na spotkania jakichś grup i zawsze przynosiły owocowe wypieki. Pani Goddart pewnie dogadałaby się z moją mamą. Byłam ciekawa, czy Jenna miała rodzeństwo. Czy wiadomość już do nich dotarła? Wolałam nie myśleć, jak czułabym się, gdyby Owenowi coś się stało.

Radio udało mi się włączyć dopiero wtedy, kiedy odwiozłam brata do szkoły. Udając się w dalszą drogę, ledwo potrafiłam skupić uwagę na trasie. Dziś samochodów było więcej niż zwykle. Ludzie kłębili się też na chodnikach, a ja co rusz zatrzymywałam się na przejściu, by ich przepuścić. Na początku lokalna stacja milczała, słuchałam piosenki Hoziera, niespokojnie bębniąc palcami w rytm Arsonist's Lullaby. Doczekałam się porannych wiadomości, gdy dojechałam pod szkołę. Zaparkowałam samochód, ale nie wysiadłam z niego, dopóki nie odsłuchałam całej audycji. Nie dowiedziałam się niczego szczególnego. Czekałam na detale, czekałam na wypowiedzi. Dostałam tylko zawiłe „nie jesteśmy pewni, czy ciało należy do zaginionej Jenny Goddart" i „policja jeszcze nie wie, kto lub co stoi za tak brutalnym zabójstwem". Chciałam podnieść komórkę, wykręcić numer, który czasem podawano podczas trwających w radiu konkursów, a następnie zwyczajnie do nich zadzwonić. Chciałam przyznać się do wszystkiego, jakby to przeze mnie Jenna zginęła, choć przecież nie miałam z tym nic wspólnego. Chciałam zwyczajnie powiedzieć, że to rodzina Razera ją zabiła. Ale kto by mi uwierzył?

Od razu po wejściu do szkoły, działo się dokładnie to samo, co wtedy, gdy zginął pan Akiyama. Kłopot w tym, że nie zdążyłam nawet dojść do swojej szafki, a już zatrzymało mnie co najmniej pięć osób, pytając mnie, czy wiedziałam coś więcej. Czułam się otoczona do tego stopnia, że to zwierzę, które było także we mnie, wrzeszczało, bym uciekała. Tysiące pytań, tysiące spojrzeń i głosów kłębiło się w mojej głowie, a ja nie wiedziałam, co robić. Tego chciał uniknąć Razer, ale skąd miał wiedzieć, że ludzie i tak mnie dopadną, bo mój ojciec pracował przy tej sprawie? Wszyscy wiedzieli, że byłam córką Gordona Reeda, a że wieści rozchodziły się w Riverton w zatrważającym tempie, łatwo było mnie odnaleźć. Przypuszczałam, że co najmniej dziesięć osób z całej szkoły wiedziało, że w soboty chodziłam na zajęcia do lokalnego domu kultury. I do tej grupy wcale nie zaliczali się moi przyjaciele, tylko zupełnie obce mi osoby.

Odpędzałam się od nich jak jakaś celebrytka. Tylko że celebryci zdążyli przywyknąć do blasku fleszy, rozdawania autografów i paradowania z łańcuszkiem fanów, śledzących każdy ich ruch. Za kogo ci ludzie mnie brali? Byłam tylko uczennicą miejskiego liceum, a nie śledczą z wydziału zabójstw. Nie należałam do służb specjalnych, nie byłam koronerem i nie było mnie na miejscu zbrodni. To znaczy... byłam, ale oni jednak nie powinni o tym wiedzieć.

Udało mi się jakoś uciec od napastliwych spojrzeń. Wcześniej myślałam chyba, że ucieknę z wariatkowa, ale znów wróciłam do klatki. W przyrodzie zapanował chaos. Wszystkie rekiny wypłynęły na żer, wszystkie pary oczu zwrócone były na szkolny korytarz, jakby spodziewano się, że Jenna zaraz tamtędy przejdzie. Wszyscy szybko zapomnieli o panu Akiyamie, ale wiedziałam, że nie zapomną o kimś, kto uczył się w tej szkole. Nad miastem wisiało fatum. Mroczna siła nawiedziła Riverton i rzuciła na nas klątwę. Ile jeszcze ofiar mieliśmy odnaleźć? Najpierw brat pastora, potem dwójka myśliwych, teraz Jenna. Cztery osoby zginęły tragicznie w odstępie kilku tygodni.

Razer mówił, że lycany nie mogły polować na ludzi – to już brzmiało naprawdę źle – którzy nie zabłądzili. Mogli atakować tych, którzy zboczyli ze ścieżek i tych, na których nikt nie czekał. To były jego słowa. Więc dlaczego te kreatury zabijały przypadkowe osoby? Chłopak, który praktycznie mieszkał pod moim dachem, zabił myśliwych. Wiedziałam, w jakich okolicznościach, wiedziałam wszystko. Ale pan Akiyama i Jenna? On miał wypadek, a ona zniknęła. Po czym nagle jej ciało pojawiło się właśnie w moim ogrodzie. A gdyby znalazł je Owen?

– Dobrze, że cię widzę. – Czyjaś ręka znienacka wylądowała na moim ramieniu, strasząc mnie do szpiku kości. – Mam wrażenie, że zaraz zwariuję.

Clair ze zmęczonym wyrazem twarzy opadła na ławkę, obok której stałam, a potem pociągnęła mnie lekko za rękę, bym zajęła miejsce obok niej. Niespecjalnie chciałam z nią rozmawiać, ale prawdę mówiąc, do wyboru miałam albo Clair, albo podsłuchiwanie rozmów o Jennie.

– Coś się stało? – podjęłam temat, udając zainteresowaną.

Coraz lepiej mi szło, prawda? Jeszcze nie tak dawno nie potrafiłam kłamać, nie potrafiłam udawać i wmawiać ludziom, że mam się świetnie. Ale drzazgi, które Razer zostawiał w moim umyśle, miały zostać tam do końca moich dni. Musiałam wykorzystać to w pisaniu.

– Nie słyszysz tego? – Clair zrobiła w powietrzu ruch ręką, obejmujący cały korytarz. – Ciągle słyszę coś o Jennie i nie mogę w to uwierzyć. Nie wiedziałam, że zaginęła, a jeśli to ciało, które znaleźli, to ona... Chodziłam z nią na angielski i matematykę, Diaro. Byłam kiedyś u niej, robiłyśmy razem projekt... Nie mogę w to uwierzyć.

– Przykro mi... – wymamrotałam pod nosem, spuszczając wzrok na swoje dłonie. – Nie miałam pojęcia.

– Najgorsze jest to, że wszyscy mówią co innego! – wykrzyknęła nagle, a kilka osób odwróciło się w naszym kierunku. – Kto wie, co za potwór jej to zrobił? Może ją gwałcili, może torturowali... Ona na to nie zasłużyła, Diaro. Nikt na to nie zasłużył.

Clair po raz pierwszy mówiła z sensem na tak poważny temat. Współczułam jej do tego stopnia, że prawie wyznałam jej prawdę. Chciałam zapewnić ja, że Jenna nie cierpiała, że to była szybka śmierć.

– Naprawdę mi przykro, Clair. To jest... straszne, nie potrafię sobie wyobrazić, co czują teraz jej rodzice – wyrecytowałam, w myślach bijąc się z samą sobą. Dlaczego ja nic, do cholery, nie czułam? Przepłakałam całą noc, a teraz?

Nagle w zasięgu mojego wzroku pojawił się Liam. Wyglądał jakoś inaczej; miał na sobie swoją ulubioną bluzę z logo uniwersytetu stanu Wyoming i sylwetką kowboja Joe – brat wysłał mu ją aż z Laramie – spodnie khaki, w których często go widziałam, a także trapery. Coś zmieniło się jednak w wyrazie jego twarzy. Zacięcie biło z jego jasnych oczu, a usta miał zaciśnięte w tak cienką kreskę, że aż pobielały.

– Diara, możemy porozmawiać na osobności? – Nie rozpoznałam nawet jego głosu, chociaż wiedziałam, że do niego należał.

Clair spojrzała na mnie z miną zbitego szczeniaka. Miałam wrażenie, że jej oczy były zaszklone. Posłałam jej przepraszające spojrzenie i wstałam, a ta tylko pociągnęła nosem w odpowiedzi. Odeszłam z Liamem do bardziej ustronnego miejsca – wnęki między szafkami, na nic innego nie mogłam liczyć. Liamowi nie pasował ten wyraz twarzy. Był wesołym chłopakiem, przyjaznym golden retrieverem, a nie agresywnym dobermanem. Na pierwszy rzut oka widziałam, że był zdenerwowany. Ale nie w sposób... jakby był na kogoś zły. Podjął jakąś decyzję, która wytrąciła go z równowagi.

– Chcę ci tylko o czymś powiedzieć. Wiem, że mnie ostrzegałaś, ale nie mogę dłużej czekać – zaczął, nawet nie czekając, aż zapytam go, o co chodzi. – Nie obchodzi mnie już, co według ciebie znajduje się w tamtym lesie – mówiąc to, wskazał na okno. – Pójdę tam i pomogę w polowaniu. Zastrzelę to, co zabiło tych wszystkich ludzi.

Kiedy wypowiedział wszystkie słowa na jednym wdechu, wreszcie odsapnął. Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami, próbując przetworzyć informacje.

– Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

– Tak, po prostu trochę zajmuje mi zrozumienie tych bzdur – wypaliłam natychmiast, nie mając za grosz taktu. – Liam, oszalałeś.

– Oszalałem? Naprawdę, Diara? – Chłopak prychnął zirytowany, wyrzucając ręce w powietrze. – Ktoś lub coś biega po mieście i zabija ludzi. Wiem, że znałaś Jennę. Pozwolisz, żeby to uszło na sucho? Nie jesteś taka nieczuła, na pewno chcesz, żeby to wszystko wreszcie się skończyło.

– Oczywiście, że chcę! Ale to nie znaczy, że rzucę się w sam środek polowania na czarownice i na własną rękę będę próbowała odszukać mordercę! – Mój zdenerwowany głos robił się coraz bardziej oschły.

Sądziłam, że Liam dawno dał sobie spokój z polowaniami. Miał z tym trochę poczekać, a ja sądziłam, że w końcu ta obsesja wreszcie przejdzie. A teraz, kiedy w końcu wiedziałam, kto stał za tym wszystkim, jak mogłam pozwolić mu pójść do lasu? Nikt dorosły nie zgodziłby się na to, by jakiś uczeń liceum brał udział w akcji poszukiwawczej tego... czegoś. Błagałam w myślach, by Razer pojawił się tutaj znikąd i zrobił coś z głową Liama.

– Każda pomoc się liczy – odparował chłopak. – Nie będę siedzieć bezczynnie, kiedy mordują moich znajomych!

Już chciałam coś powiedzieć, krzyknąć, że postradał zmysły, kiedy nagle obok pojawił się pan Steigerwald. Wyrósł spod ziemi, nawet nie wiedziałam, że szedł w naszym kierunku. Na jego ustach błąkał się smutny uśmiech, a cała jego twarz wyrażała zmęczenie, jakby nie spał od dobrych kilku nocy. W dodatku znów miał zarost, a jego włosy wydawały się lekko tłustawe. Odważyłabym się stwierdzić, że wyglądał naprawdę niechlujnie, gdyby nie takt, że zawsze wyglądał podobnie. Nie rozstawał się też ze swoją beżową, sztruksową marynarką.

– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. – Jego głos brzmiał słabo i sennie.

– Ależ skąd – odpowiedziałam tak szybko, że natychmiast wywęszył kłamstwo.

– Chciałem porozmawiać z tobą w gabinecie, Diaro – powiedział nieco pogodniej, kładąc mi ciężką dłoń na ramieniu. Spojrzał w stronę Liama i posłał mu ciepły uśmiech. – Też mógłbyś się przyłączyć, Liamie. Co ty na to?

Nie za bardzo chciał się zgodzić. Przybrał przepraszający wyraz twarzy, składając przed sobą dłonie, jakby zaraz miał zamiar się pomodlić. Na końcu języka miałam słowa „a może jednak potrzebujesz wizyty u pedagoga", ale przełknęłam je. Finalnie Liam powiedział tylko, że bardzo śpieszy się na zajęcia i musi koniecznie załatwić kilka rzeczy. Nie określił, czym musi się zająć, ale wyglądało na to, że udało mu się nakarmić tym Steigerwalda, który tylko skinął głową.

Ja nawet nie zamierzałam denerwować się tym, że szłam do pedagoga. Po raz kolejny zapraszał mnie na dywanik i chyba musiałam wreszcie przywyknąć do częstszych wizyt. Jeszcze w gimnazjum Steigerwald czasem parzył dla mnie kawę lub herbatę i kiedy spowiadałam się u niego ze wszystkiego, co robiłam, więc może i tym razem mogłam na to liczyć. Jeśli miałam być szczera, swego czasu traktowałam tego mężczyznę jak przyjaciela. To był ciężki okres, wszyscy się ode mnie odwrócili – mniej więcej jak teraz – i nie miałam na kogo liczyć. Nie było Razera, który zakradłby się do mojej łazienki, by tak po prostu ze mną porozmawiać.

– Obawiam się, że słyszałaś już o Jennie Goddart – rzekł pedagog, kiedy wspólnie szliśmy przez korytarz, zostawiając za sobą Liama i Clair. – Nie wiem, co dzieje się w tym mieście, ale zaczynam myśleć, że Riverton jest przeklęte.

Chciałam zaśmiać się i powiedzieć, że wpadłam dokładnie na to samo stwierdzenie, ale to byłoby nietaktowne.

– Mam nadzieję, że policja rozwiąże tę sprawę – westchnął w końcu Steigerwald, kiedy wchodziłam do jego gabinetu.

– Musimy być dobrej myśli... – pocieszyłam go, bo pomyślałam, że właśnie tego po mnie oczekiwał.

– Och, oczywiście, Diaro. Musimy wierzyć, że Jenna jest teraz w lepszym miejscu... – Zamilkł na moment, a kiedy znów się odezwał, czułam, że moja krew powoli zamarzała. – Tak bardzo współczuję Crystal. Nie potrafię nawet myśleć o tym, że to ona znalazła Jennę. Ta dziewczyna boi się teraz przyjść do szkoły, bo myśli, że ktoś będzie się z niej naśmiewać.

– Crystal znalazła ciało Jenny? – Głos ugrzązł mi w gardle.

– Nie powinienem o tym mówić, ale tutaj wieści szybko się rozchodzą. Co też ona musiała czuć...

Och. Co czuła Crystal, kimkolwiek była? Nie miałam pojęcia. Wiedziałam, co czułam ja, zaledwie dwanaście godzin po tym, jak zobaczyłam zmasakrowane ciało mojej starej znajomej i wilczego chłopaka, przebijającego jej serce, by wypić jej krew i posiąść wszystkie wspomnienia, jakie Jenna posiadała.

Zupełnie nic. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top