Rozdział 9
Głosowanie nadal trwa, a wyniki ukarzą się w następnym rozdziale...;D
Shon
Nie mogę uwierzyć, że to się stało. Byłem tak wściekły na samego siebie, że gdyby nikt mnie mie powstrzymał (Tak tak tu chodzi o moich przyjaciół. Dla przypomnienia to: Alex beta, John beta Clofis omega i Max omega)wybiłbym całą leśną zwierzynę. Po zabiciu jakichś pięciu łosi trzech saren i siedmiu dzików. Mój gniew zmniejszył się na tyle, że moi przyjaciele dali radę dostarczyć mnie do domu watahy. Sami też nie mieli większych obrażeń. Po kilku godzinach walenia w worek treningowy opadłem na ławkę prawie bez sił. Wróciłem do swojego pokoju zahaczając o pomieszczenie mojej kruszynki. Wyglądałaby jakby spała, gdyby twarzyczka jej nie była przeraźliwie blada. Mimo, że leżała pod kołdrą pociągała mnie. A może by tak... Dobra koniec tych niegrzecznych myśli. Gdy doszedłem do swojego wielkiego łóżka
(xd żart, ale nie mogłam się powstrzymać...;D)
Runąłem na nie i momentalnie zasnąłem...
SEN
Szedłem ścieżką przez mroczny las. Nie panowałem nad swoim ciałem. Nie widziałem nikogo. Cisza. Wszechogarniająca relaksująca cisza. Przerywał ją jedynie odgłos moich kroków. Nagle stanąłem i mimowolnie odwróciłem się aby sprawdzić, czy nikt za mną nie podąża. Obróciłem się. Za mną pustka. Zniknął też las. Została tylko droga. Prosta, jasna. Cisza... zaczęła się pomału ustępować czemuś innemu. Powoli... Ale jednak. Strach. Strach zaczął ogarniać moje ciało. Potem śpiew. Piękny, a zarazem zadziwiająco... Zadziwiająco... Tego uczucia nie da się określić. Odzyskałem władzę w kończynach. Zacząłem pomału się obracać. Pustka. Nicość. Nic. Wszędzie Nic. Zero. Poczułem oddech na ramieniu. Natychmiastowo obróciłem się, ale niczego nie dostrzegłem. W oddali rozległ się odgłos przypominający wysoki pisk. Powoli, lecz stale przybliżający się, narastający. Coraz dłuższy i wyższy. Po kilku minutach był nie do zniesiena. Nagle... Cisza. Lecz nie taka jak wcześniej. Nie była ona ani odrobinę relaksująca. Jakby... zapowiadała nadejście czegoś, lub kogoś wyjątkowo upiornego. Potem głos. Ten ton pełen powagi z nutką kpiny. Sam w sobie niewyobrażalnie głęboki. Właśnie ten dziwięk zadzwonił mi w uszach, że aż skuliłem się w sobie. Nie wczuwałem mojego wilka. Jakby go nigdy nie było. Jakby... odszedł. Kolejne słowo wypowiedziałe ze zdwojoną mocą sprawiło, że prawie upadłem. Moje ciało przeszedł dreszcz. Czułem się tak, jakby ktoś grzebał we mnie zaglądając we wszystkie zakamarki duszy. Poczułem, że ta siła odblokowała coś we mnie. Zdałem sobie sprawę, że te dzwięki to słowa wypowiedziane w obcym mi języku. Brzmiały one: ,,Seneku Zare". Skupiłem się aby zapamiętać te słowa. Gdy byłem pewny, że nie zapomnę ich do końca życia. Tak samo jak głosu. TEGO GŁOSU.
****
Heja! Mam nadzieję, że rozdzialik się podoba i wprowadził trochę tajemniczości do opowieści. Na dziś tyle. Pa!
Magda;D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top