Rozdział 14 maraton 3/5
Anastazja POV.
Gdy wyszliśmy z portalu naszym oczom ukazał się piękny zamek. On sam w sobie był niezwykły. Wybudowany z białego marmuru i licznie zdobiony w stylu wiktoriańskim. Wprost oniemieliśmy z chachwytu. To znaczy ja i Cedrik. Allin wydawał się znudzony.
-Będziecie się tak gapić, czy idziemy dalej? Królowa czeka.
-Jaka królowa! Nic o tym nie mówiłeś?!- zawołałam zdziwiona.
-A fakt. Sorcia, to teraz mówię.-rzekł uśmiechając się szrmancko.
Cedrik natychmiast objął mnie w zaborczym geście. Zaśmiałam się pod nosem. Ruszyliśmy w stronę zamku. Gdy byliśmy już blisko bramy wydawał się jeszcze piękniejszy niż wcześniej. Zapomniałam wspomnieć, że za podłogę służyły nam chmury. Po prostu po nich chodziliśmy.
Allin dalej prowadził nas przez labirynt pałacowych korytarzy. Gdybym była tu sama z pewnością bym się zgubiła. Wreszcie stanęliśmy pod bogato zdobionymi ogromnymi wrotami. Allin ukłonił się teatralnie i powiedział:
-Zapraszam.
Weszliśmy do sali i zobaczyliśmy postać siedzącą na wielkim tronie. Była to królowa. Jedno zerknięcie wystarczyło aby to stwierdzić. Siedziała dumna i wyprostowana. Miała na głowie srebrny diadem z okazałymi oszlifowanymi białymi diamentami. Wyglądała powalająco. Podniosła się z tronu i ruszyła w naszą stronę. Szła lekkim zgrabnym krokiem. Nie mogła mieć więcej niż trzydzieści lat. Jej sylwetki pozazdrościłaby niejedna kobieta. Emanowała od niej siła, mądrość i sama w sobie potęga. W jej towarzystwie miało ochotę schylić głowę. Allin się upłonił, a my poszliśmy za jego przykładem.
-Witaj pani.-zaczął Allin.-Przyprowadziłem ją. Jak kazałaś.
-Powstańcie- Powiedziała i wtedy spojrzała na nas.
-Witaj Anastazjo i ty Cedriku. Cieszę się, że zawitaliście w mych skromnych progach.
-Skąd znasz nasze imiona?-spytałam cicho.
-Z tobą dziecko łączy mnie więcej niż przypuszczasz. A ty drogi Cedriku znasz mnie. Widzisz się ze mną co noc. To ja dałam ci dar wilkołactwa. Mam wiele imion, ale wielu mówi na mnie Luna. Tak też się do mnie zwracajcie.
Ksieżyc, pomyślałam. Wtedy oboje spojrzeli na mnie. A czyli powiedziałam to na głos. Fajnie.
Cedrik POV.
Oniemiełem. Czyli stoję przed samą luną. Nie jakąśtam luną stada, tylko LUNĄ. TĄ LUNĄ.
Westchnąłem z wrażenia. Ja stojący przed królową wszystkich wilkołaków w zwykłych spodniach i koszulce? Masakra. Ale wtopa. Niewielu ma okazje ją zobaczyć, a co dopiero porozmawiać. Powtarzam kolejny raz. Masakra.
Anastazja POV.
-Droga luno. Mówiłaś, że coś cie ze mną łączy. Czy zechciałabyś mi mi powiedzieć co to takiego?-spytałam mając nadzieję na odpowiedź.
Po chwili odezwała się królowa:
-Oczywiście córuś...
***
POLSAT TIME!
Mam nadzieję, że pozbieracie swoje mózgi z podłogi. Mój tam nadal leży i płonie. Sama nie wierzę, że to napisałam!!! To już trzeci rozdział maratonu. Następny będzie za 60min. A właśnie ten maraton jest z okazji końca wakacji. Proszę łączyć się ze mną w bólu w komentarzach. Czekajcie na nexta, a teraz kończę!
Bajo!
Magda;D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top