3
Stiles zszedł do lochów na lekcję elikirów. Miał ją razem z profesorem Snapem, który bardzo go lubił. Stilinski był najlepszy z tego przedmiotu, co bardzo cieszyło Severusa, ponieważ w jego klasie nikt ich nie umiał. Było to naprawdę coś nowego, ponieważ on lubił tylko ślizgonów.
Usiadł w swojej ławce, wyciągając wszystkie rzeczy potrzebne na ten przedmiot. W klasie było kilku Puchonów, którzy rozmawiali między sobą.
- Podobno Scott McCall był u niego w dormitorium. Nie chcę nawet wiedzieć, co oni tam robili! - szeptała Polly Chapman przejęta.
- Przecież to taka szara myszka! Co on w nim widzi? - zapytał James Potter.
- Nawet nie znam jego imienia! - mruknął Albus Potter.
Stiles westchnął cicho, słysząc tę rozmowę. Bal się coś powiedzieć, by za to nie oberwać. Wstydził się też odrobinę i było mu przykro.
Do klasy wszedł Scott, uśmiechając się do wszystkich. Usiadł obok swoich kolegów, patrząc z radością Stilinskiego. Brunet wiedział, że McCall nie mógł z nim cały czas siedzieć, nie miał mu tego za złe.
Severus Snape usiadł przy biurku, patrząc na wszystkich zirytowany. Powiedział, że mają instrukcję na tablicy i muszą uwinąć się z tym do końca lekcji.
Stiles od razu wziął się do roboty. Bardzo dobrze mu szło, w przeciwieństwie do reszty uczniów. Chciał pomóc swojemu przyjacielowi, który nie radził sobie.
- Zmniejsz ogień, Stilinski i będzie idealnie - powiedział Snape, gdy do niego podszedł. Chłopak uśmiechnął się do siebie pod nosem.
Po chwili eliksir był gotowy, ale stało się coś okropnego. Tak nagle wyparował!
- Gdzie jest twój eliskir? - zapytał profesor. Stiles spojrzał na niego zszokowany, a później usłyszał śmiech Scotta i reszty jego przyjaciół.
- On tu naprawdę był. Zrobiłem go!
- Wiem, ale niestety muszę dac ci T. Widziałem go na własne oczy, ale nie mam czego ocenić.
Stiles poczuł, jak zrobiło mu się słabo. Nie wierzył, że McCall zrobił coś takiego. Spakował się i wyszedł z klasy, kiedy Severus oznajmił, że lekcja się skończyła.
Poczuł łzy w oczach, więc szybko schował się w najbliższej toalecie. Czuł okropny zawód i nie chciało mu się wierzyć, że coś takiego miało miejsce. Przecież Scott był taki dobry.
Nie poszedł na następną lekcję transmutacji, tylko do dormitorium. Skłamie, że źle się poczuł i musiał chwilę odpocząć. Nie chciał widzieć twarzy tych wszystkich uczniów.
Musiał się pogodzić z tym, że na zawsze będzie sam. Wiedział, że to było nierealne, by miał jakiegokolwiek przyjaciela. Jedyne do kogo miał gębę otworzyć był Hagrid, który był zbyt daleko od szkoły i nie zawsze miał możliwość przychodzenia do niego.
Wyciągnął pergamin, pisząc list do ojca, który o niczym nie wiedział. Myślał, że był bardzo lubiany w szkole, więc się niczym nie martwił.
Ten dzień nie mógł być gorszy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top