Rozdział 7
Hejka Kochani!
Dziś wena łaskawa, dzięki czemu mogę narobić trochę zaległości :)
Yuki-can_988912 oto Twoja część ;)
1. Ma być na .... niespodzianka
2. Słowa kluczowe to: doniczka, krawat, uprowadzenie, gwiazdy
Mam nadzieję, że się spodoba.
Zapraszam zatem do czytania :)
Naruto już od paru dni czuł, że coś jest nie tak. Nie dość, że cały czas prześladował go pech, to jeszcze Kurama dziwnie zaczął się zachowywać. Warczał nie wiadomo na kogo, gdyż nikogo w okolicy nie było, szarpał się na smyczy, nie mówiąc już o tym, że czasem zapierał się wszystkimi czterema łapami i za nic nie dało się ruszyć jego wielkiego cielska.
- Głupiejesz na starość - zawyrokował Naruto, kiedy Kurama zastąpił mu drogę i nie chciał wypuścić go z domu. - Przecież dopiero co wróciłeś ze spaceru. Muszę iść do sklepu, żarcie się kończy. - starał się mu przemówić do rozsądku.
Jednak Kurama był nieugięty. Stał wpatrując się w swojego kochanego pańcia, nie rozumiejąc dlaczego ten tak bardzo się upiera. Na dworze czyha na niego niebezpieczeństwo, czy on tego nie rozumie? Jak ma go chronić skoro chce go zostawić w domu? Albo idą obaj, albo żaden.
- Dobra, dobra ty stary wariacie - zaśmiał się - Idziesz ze mną.
Naruto wziął do ręki smycz i kiedy Kurama podniósł łeb i zaczął wesoło merdać ogonem, mężczyzna wyminął go szybko i zanim biedne psisko się zorientowało, usłyszało jedynie gromki śmiech i zatrzaskujące się drzwi wejściowe. Ruszył na nie, uderzając w nie z impetem, potrącając po drodze doniczkę z dorodną juką. Niedobry pańcio! Kurama głośno ujadał, nie godząc się na taką niesprawiedliwość. Nie mógł, po prostu nie mógł na to pozwolić. Pobiegł do tylnych drzwi jednak i one okazały się zamknięte. Sprawdził wszystkie możliwości. Nic!
Pokręcił się jeszcze po salonie. Nie ma wyjścia. Jego ukochany, głupi pan jest w niebezpieczeństwie więc nie ma na co czekać. Wziął rozpęd i odbijając się od niebieskiej kanapy wyskoczył przez okno. Szkło rozsypało się na około, raniąc nieznacznie jego pysk.
Otrząsnął się. Jedna przeszkoda za nim. Teraz sforsować ogrodzenie. Kurama jeszcze nie zdążył wykopać sobie drogi na wolność, jak to miał w poprzednim domu. Przebieg wzdłuż ogrodzenia. Nie, tędy nie da rady. Ale, zaraz. Stanął na tylnych łapach i naparł na furtkę. Ku wielkiej radości ustąpiła. Przytknął swój wielki, mokry nos do podłoża, węsząc na około szukając świeżego tropu. Kiedy go znalazł ruszył ile miał sił w swoich bądź, co bądź już niemłodych łapach.
Naruto nie rozumiał co się dzieje z jego kochanym pupilem. Zastanawiał się, czy to już naprawdę jakieś jego starcze dziwactwa? Pies ma już dziewięć lat, a jak wiadomo ta rasa przy dobrych warunkach dożywa do trzynastu. Nie mógł się pogodzić z kurczącym się czasem jaki im pozostał. Dostał go od mamy, a ona już nie... Potrząsną głową aby odgonić myśli. Nie, na pewno da się to racjonalnie wytłumaczyć. To nic takiego. Wszystko będzie dobrze.
Wszedł do supermarketu. Wyciągnął listę i zaczął przemierzać alejki w poszukiwaniu odpowiednich produktów. Dzisiaj jego kolej przygotować obiad. Z Jiraiyą na zmianę zajmują się domem. Przynajmniej kiedy Naruto nie chodzi na uczelnie.
Chciał jeszcze dzisiaj wpaść do klubu, aby trochę potrenować i powygłupiać się ze znajomymi. Może też wyskoczyć gdzieś na miasto. Byle jak najdalej od tego cholernego jeziorka.
Naruto nie chciał znowu spotkać, tego zadufanego w sobie dupka, gdyż tym razem mógłby na jednym ciosie nie poprzestać. Do tej pory wszystko się w nim gotuje, a obiecał się kontrolować. Musi się kontrolować.
Szybko się irytował i łatwo dawał się wyprowadzić z równowagi, przez co nie mógł utrzymać żadnej pracy. Za każdym razem obiecywał sobie, że tym razem będzie inaczej, że tym razem da radę, ale widmo przeszłości zawsze, wcześniej czy później, bezlitośnie dopadało go, niszcząc wszystko co udało mu się osiągnąć.
Zabrał zakupy, i ruszył w drogę powrotną nadal myśląc o niebieskich migdałach. Na tyle był pochłonięty swoimi sprawami, że kompletnie nie zwrócił uwagi, że od momentu opuszczenia domu był bacznie obserwowany przez dwoje czarnych jak węgiel oczu. Dziś jego szósty zmysł nie ostrzegał go, że coś jest nie tak, że powinien uważać.
- Myślałeś, że się przede mną schowasz?
- Ten głos... - Naruto zatrzymał się gwałtownie i wypuścił z rąk siatki, rozsypując dookoła ich zawartość.
Przełknął głośno ślinę, a wzdłuż kręgosłupa przebiegł zimny dreszcz. Jak robot obrócił się za siebie.
Stał tam, w odległości jakiś trzech metrów. Ubrany jak zawsze, w ciemny garnitur, jasną koszulę i ciemny krawat. Powoli zaczął się do niego zbliżać. Czarne włosy lekko powiewały na wietrze. Naruto miał wrażenie, że jego czarne ślepia przyszpiliły go do podłoża. Nie mógł się ruszyć, krzyknąć, nic. Mógł tylko patrzeć jak on się zbliża. Niespiesznie, krok za krokiem. Jego twarz jak zawsze nic nie wyrażała. Pusta, pozbawiona wszelkich emocji.
Jego nemezis.
- Witaj Naruto - szepnął będąc przy nim. - Tym razem to zakończymy
Usłyszał zanim otrzymał silny cios w brzuch, aż zobaczył gwiazdy. Z bólu zgiął się w pół.
- Tak, to może być koniec - pomyślał nim opadł na ziemię po celnym uderzeniu w szczękę.
Sasuke tym razem sam wybrał się do sklepu. Siniak już prawie znikł, więc postanowił zaczerpnąć świeżego powietrza. W końcu też, nie będzie musiał wysłuchiwać durnych insynuacji brata. Miał już skręcić, kiedy jego uwagę przykuła dziwna szamotanina. Raczej nie mieszał się w żadne bójki, jednak tym razem...
Zsunął z nosa przeciwsłoneczne okulary i zmrużył onyksowe oczy. Nie, to przecież nie możliwe. Przecież to... Ruszył z miejsca, gdyż wyglądało to bardzo niepokojąco, kiedy minęło go ogromne jasne psisko. Jednym skokiem powalił napastnika na ziemię, po czym stanął okrakiem nad ciałem blondyna warcząc groźnie.
Sasuke widział jak czarnowłosy mężczyzna podnosi się z ziemi, chwile ocenia sytuacje po czym oddala się, rezygnując ze swoich planów. Kiedy zbliżył się do niego, pies od razu ponownie się nastroszył. Jego zęby groźnie błyskały spomiędzy obwisłych, ociekających śliną warg, a gardłowe warczenie nie zachęcało do bliższej znajomości.
Saskue przykucnął na przeciwko zwierzęcia, nie spuszczając z niego oczu. Działał instynktownie, chciał sprawdzić co z chłopakiem którego pies tak bronił. Wiedział już, że to na pewno "jego" blondyn. Teraz musiał się upewnić czy z nim wszystko jest w porządku, jednak zwierzak go do niego nie dopuszcza.
- Hej, psie chce tylko zobaczyć czy z nim wszystko dobrze - starał się mówić łagodnie wyciągnąwszy przed siebie rękę. - Nie zrobię mu krzywdy.
Kurama nie chciał odpuścić. Ktoś skrzywdził jego pańcia. Nie mógł mieć pewności, że ten człowiek też tego nie chce. Chociaż pachniał dobrze. Nie tak ochydnie jak tamten, i choć byli do siebie podobni, zapachy go nie myliły. Ostrożnie powąchał wyciągniętą dłoń.
- No, widzisz. Nic mu nie zrobię, obiecuję.
Kurama warknął ostrzegawczo, jednak odsunął się odrobinę. Najważniejszy jest jego pańcio, dlatego cały czas obserwując przybysza, stanął obok, w każdej chwili gotowy do ataku.
Sasuke powoli zbliżył się do leżącego chłopaka. Nie mógł uwierzyć, że tak łatwo dał się powalić na ziemię. Nie wyglądało, żeby było to coś poważnego, szczególnie, że już powoli zaczynał odzyskiwać przytomność. Kiedy Sasuke wyciągnął rękę aby pomóc mu wstać pies od razu zamanifestował swoje niezadowolenie.
- Kurama, zostaw... - szepnął blondyn nim znowu odpłynął.
Pies jak na komendę się uspokoił, przywarł pyskiem do jego policzka i zaskomlał.
- Kurama, tak? - powtórzył Sasuke patrząc na zmianę w zachowaniu psa. - Pozwolisz mi go zabrać? - spytał starając się go podnieść.
Kurama bacznie obserwował każdy jego ruch. Choć jest posłuszny, jednak nieufność do przybysza była silniejsza.
Sasuke ponownie przyjrzał się jego twarzy. Kto chce cie skrzywdzić? I dlaczego? O co w tym wszystkim chodzi? Ciekawość nie pozwalała zostawić tak tej sprawy.
- Chodź - przeniósł wzrok na psa, trzymając nieprzytomnego na rękach. Na szczęście niedaleko miał zaparkowany samochód.
Pies posłusznie ruszył gotowy w razie czego do obrony swojego pana. Nikt nie może zrobić mu krzywdy, nikt nie może go uprowadzić, nikt nie może go zranić póki on jest na warcie!
*****************
Następna część należy do @NarutoUzumakiOficial
Do napisania Kochani :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top