Rozdział trzeci. Rosierowie
Rasalgethi znalazła się u Rosierów szybko. Ojciec po prostu złapał ją za rękę, aportował się, odstawił bagaże córki i zniknął.
Rasalgethi zapukała do drzwi.
Otworzyła jej skrzatka, którą kojarzyła, bo często majaczyła jej przed oczami, gdy gościła u Rosierów. Skrzatka skłoniła się nisko i zaprosiła Rasalgethi do środka bez słowa.
Raya siedziała przy stole z książką, najprawdopodobniej był to podręcznik do transmutacji — dziewczyna uwielbiała ten przedmiot. Rasalgethi podeszła do niej, a Raya podskoczyła.
— O! To ty! — uśmiechnęła się. — Evan śpi w swoim pokoju. Miałam właśnie go obudzić. — Zamrszczyła brwi, gdy Raya bic jej nie odpowiedziała. — Rasalgethi, wszystko w porządku?
Rasalgethi westchnęła i opuściła głowę.
— Opowiem wam w pokoju.
Raya tylko kiwnęła głową i podniosła się z krzesła, zabierając ze stołu książkę. Machnęła ręką na Rasalgethi, żeby szła za nią, i poprowadziła ją po wąskich schodach, niczym do wieży. Rasalgethi przypomniała sobie, że kiedy była mała, myślała, że Raya mieszka w wieży jak Roszpunka z mugolskiej bajki, którą kiedyś opowiedział jej Syriusz. Uśmiechnęła się na te wspomnienia, by po chwili znów spoważnieć, gdy przypomniała sobie o Syriuszu. *
Raya zapukała do drzwi, prowadzących do pokoju Evana. Usłyszały jakiś pomruk i szuranie; Evan najprawdopodobniej właśnie wstawał z łóżka. Chwilę później drzwi się otworzyły, i stanął w nich średniego wzrostu mulat z białymi włosami. (Rasalgethi zawsze zachwycała się genetyką Rosierów.). Chłopak miał wory pod oczami i zaspane, półprzymknięte oczy.
— Co? — warknął, mordując wzrokiem Rayę, ta z kolei trąciła wzrokiem Rasalgethi. Rasalgethi uśmiechnęła się nerwowo, gdy lekko zdziwiony Evan przeniósł swój wzrok na nią. — Rasalgethi? Co ty tu robisz?
— Przyszłam w odwiedziny — odparła Rasalgethi sarkastycznie. Evan zrozumiał aluzję i wpuścił dziewczyny do pokoju.
Rasalgethi zamknęła drzwi i opadła na ziemię, opierając się o nie.
— A teraz opowiedz nam, co się stało. Obiecałaś — Raya rozsiadła się na łóżku Evana.
Rasalgethi przejechała dłonią po twarzy.
— W domu jak zwykle fatalnie się dzieje. Mama się zdenerwowała na Syriusza i walnęła go Cruciatusem. — Evan rozszerzył w szoku oczy. Rasalgethi przestała wbijać oczy w podłogę i spojrzała mu prosto w oczy. — Syriusz uciekł. Na zawsze.
Przez chwilę Evan i Raya milczeli. Rasalgethi też nic nie mówiła, z całych sił próbując się nie rozpłakać.
— Nienawidzę go — szepnęła. — Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę!
— Za co? — Raya wstała z łóżka brata i usiadła obok Blackówny, jednak ta nie odpowiedziała. Milczała dłuższy czas, zawzięcie o czymś myśląc.
— On... on mnie zostawił... — Rasalgethi pociągnęła nosem. — I... i...
Raya nagle klasnęła w dłonie.
— Bingo! — szepnęła i zwróciła się do Rayi. — Przecież on całe życie robił wszystko to, co ty chciałaś robić! Sprzeciwiał się rodzicom, robił ciekawe rzeczy, robił co chciał. Czy nie o tym marzyłaś dosłownie od zawsze?
Rasalgethi podniosła na nią zszokowany wzrok.
— Eee... myślisz, że...
— Tak, dokładnie to mówię! — kontynuowała podekscytowana Raya. — Myślę, że możesz przestać go tak bardzo nienawidzisz, jeśli będziesz robiła to samo, co on. A może nawet się pogodzicie i przestanie uważać cię za kopię rodziców!
Rasalgethi milczała przez chwilę.
— I co mi proponujesz? Znaleźć sobie Gryfońskich przyjaciół, zacząć denerwować wszystkich nauczycieli w Hogwarcie, zachowywać się jak mugol i uciec z domu?
— Łamiesz mi serce, moja droga — zaśmiała się Raya. — Po co ci Gryfoni, jak masz conajmniej dwóch Ślizgonów, którzy by mogli dać się w to wplątać? — Widząc wciąż zdezorientowane spojrzenie przyjaciółki, westchnęła. — Pomyśl trochę. Ja i Evan z każdym rokiem coraz bardziej przybliżamy się do tego, żeby po prostu wysadzić Rosier Manor w powietrze razem z naszymi rodzicami w środku. Narcyza przestała ślepu ufać rodzicom, kiedy wydziedziczyli Andromedę. Dorcas mieszka u mugoli. Alex miał dosyć rodziców jeszcze na trzecim roku. Ivan przyszedł do Hogwartu z ambicją transfigurowania ich w małpy. Joylon mieszka z bratem, a jego relacje z nim są fatalne. Masz tyle możliwości, że to aż przerażające.
Rasalgethi patrzyła w szoku na Rayę, mimowolnie coraz bardziej przekonywać się do jej pomysłu.
— To ma sens — powiedziała cicho, zastanawiając się nad czymś i wpatrując w podłogę. — To ma sens! Będziemy mogli robić prawie co chcemy, zachowywać się jak zwykłe nastolatki. — Wzięła głęboki wdech, a uśmiech spełzł jej z twarzy. — Jeśli tylko nikt nie powie mamie.
— Nie powie — wtrącił Evan. — Nie odważą się. Jeżeli będziemy im za każdym razem, jak nas zauważą czymś porządnym grozić, to się nie odważą.
Rasalgethi wstała, spojrzała na swoich przyjaciół i uśmiechnęła się.
— Kocham was. Naprawdę. Jesteście wspaniali.
***
— To od czego zaczniemy? — zapytała Raya wieczorem tego dnia.
— Może napiszmy do innych listy? — zaproponował Evan.
— Mogą przechwycić — pokręciła głową Rasapgethi. — Obawiam się, że dopóki jesteśmy w zasięgu naszych rodziców, nic nie możemy zrobić.
— A czym zajmują się zazwyczaj mugolskie nastolatki, wie ktoś? — zapytała Raya. — Fakt, nie mamy skąd wiedzieć. To inaczej, co można zrobić, nie używając magii?
— Rysować — rzuciła pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy, Rasalgethi.
Rayi zapaliły się oczy.
— Czysto teorytycznie, możemy wysłać Gulę do sklepu po płótno i farby..
— Z tego co wiem, rysować można nawet na papierze — nie zgodziła się Rasalgethi. — Widziałam kiedyś, jak jakaś mugolaczka rysowała samym ołówkiem po papierze i wyglądało to naprawdę dobrze.
Evan wzruszył ramionami.
— Róvcie co chcecie, ja i tak do was za żadne skarby nie dołączę.
— Jesteś pewien? — zapytały dziewczyny chórem.
I tak oto trzej nastolatkowie rysowali na pergaminie (bo papier był tylko w gabinecie pana Rosiera, a włamanie się do niego było wysoce niewskazane) w zupełnej ciszy, która nikomu nie przeszkadzała.
Raya rysowała po raz pierwszy. Nigdy nie zdarzało jej się robić czegoś bez wyraźnej potrzeby, więc to był też pierwszy raz, kiedy zrobiła coś dla siebie. Na początku długo myślała, co narysować, aby upamiętnić tę chwilę, ale po chwili stwierdziła, że da się ponieść emocjom.
Rasalgethi rysowała nie zwracając uwagi na nic. Rysunek pochłaniał całą jej uwagę i nawet gdyby gdoś wysadził jej krzesło bombardą, to by nie przerwała rysowania. To nie był jej pierwszy rysunek, ale ostatni raz rysowała w wieku ośmiu lat. Wtedy ojciec odkrył jej dzieło i nie wypuszczał z pokoju przez tydzień.
Z kolei Evan podszedł raczej spokojnie do rysowania. Po prostu z zimną krwią rysował to, co teraz było jego największym marzeniem.
Po trzydziestu minutach skończyli i po kolei pokazali sobie rysunki.
Zaczęła Raya. Jej rysunek przedstawiał wysoką, szczupłą kobietę. Jej skóra była lekko zamsalowana ołówkiem, ale włosy pozostawały białe. Była ubrana w długą białą suknię do ziemi, a na ramieniu siedziało jej coś, co prawdopodobnie miało być ptakiem.
— Kto to? — zapytała Rasalgethi. Zamiast Rayi odpowiedział jej Evan.
— Pandora, nasza siostra. Jest ode mnie dziesięć lat starsza, uczyła się w Ravenclaw, i dlatego ojciec nigdy nie patrzył na nią przychylnie. Ale kiedy skończyła Hogwart, pokłóciła się z ojcem, bo zdała nie te przedmioty, które ojciec chciał, by miała zdane. Nie wiem, co się wtedy stało, bo to nie była pierwsza taka kłótnia, ale po niej po prostu obudziła nas w nocy, pocałowała w czoło, pożegnała się i... wyszła. Możesz się domyślić, że nigdy nie wróciła.
— Współczuję — powiedziała cicho Rasalgethi. Evan machnął ręką.
— Od tamtej pory minęło prawie dziesięć lat. Zdążyliśmy się z tym oswoić.
— Poza tym teraz twoja kolej — wtrąciła Raya.
Rasalgethi pokazała na pergaminie pięć osób. Kiedy Raya się przyjrzała, rozpoznała w jednej z nich burzę kręconych włosów.
— To Bellatrix? — zapytała Raya.
— Tak — kiwnęła Rasalgethi. — Rysunek przedstawia kuzynowstwo Blacków przed Hogwartem Syriusza i chłopakiem Andromedy. Byliśmy wtedy bardzo bliscy. — Rasalgethi wpatrywała się w chwilę w rysunek, a Raya nie przeszkadzała. — Dobra, Evan, teraz twoja kolej.
Evan odwrócił swój pergamin.
Rysunek nie był tak realistyczny, jak te Rayi i Rasalgethi, ale za to był dokładniejszy. Przedstawiał on Hogwart i Wieżbę Bijącą, na pierwszym planie zaś były dwa martwe patyczaki, podpisane "Raya" i "Rasalgethi".
Raya i Rasalgethi wymieniły spojrzenia i zaczęły się śmiać, tak głośno, że aż Gula, skrzatka Rayi, przyszła sprawdzić, czy wszystko w porządku i czy ma o czym dołożyć panu Rosierowi. Widząc jednak, że jej pani z bratem i przyjaciółką śmieje się do rozpuku, stwierdziła, że jest to widok zbyt szczęśliwy, by pan Rosier mógł go zniszczyć.
***
Yass! Mamy kolejny rozdział!
Naprawdę przepraszam że tak długo, ale ten, kto śledził moje ogłoszenia na tablicy wie, że mi po prostu Wattpad nie działał. Dzisiaj, akurat na 6 grudnia, mi się włączył u postanowiłam uczcić to nowym rozdziałem! Więc możecie to również przyjąć jako mój prezent na mikołajki.
Dostajecie jakieś prezenty na mikołajki? Ja ostatnio dostałam jak miałam 6 lat, heh 😅
A jak wam się podoba rozdział? W następnym prawdopodobnie będę opisywać pakowanie się do szkoły Syriusza i Rasalgethi albo nawet odrazu przeskoczę do Hogwart-ekspressu. Podróż zaapowiada się ciekawie, nie będę oczywiście powtarzać zdarzeń z poprzedniej wersji książki.
Rozdział zawiera 1286 słów.
Jeżeli jesteście uważni, to zauważyliście pewnie ten rysunek na okładce. Sama go narysowałam jeszcze w zeszłym roku i przedstawia naszą kochaną Roslyn Lupin ❤️ Mam jeszcze gdzieś rysunek Rayi i Rasalgethi, a nawet Walburgi, Pandory z Bellatrix i Syriusza, ale będę je wstawiać w następnych rozdziałach.
Jak wrażenia z rozdziału? Wątek tego, jak Rasapgethi Sp. Z. O. O . zaczyna żyć po swojemu zapowiada się na naprawdę zabawny i komiczny. Przewiduję wiele wpadek i w ogóle, mam już nawet pomysł na zakończenie książki, ale nie martwcie się, do tego jeszcze czekać i czekać 😆
A na razie muszę przestać gadać, bo inaczej notka będzie dłuższa od rozdziału.
Ps. Macie jakieś pomysły na to, co może się stać? Możecie je spokojnie wrzucać, może nawet coś wykorzystam ;)
No to cześć i do następnego rozdziału!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top