Rozdział czwarty. Narzędzie Tortur

— Mieliśmy się spotkać na peronie — bąknęła Rasalgethi, wchodząc do przedziału, w którym już siedzieli Raya, Evan, Dorcas, Ivan, Alex, Narcyza i Joylon. Narcyza uśmiechnęła się lekko.

— Cóż, ciotka Walburga z wujem Orionem zmyli się na tyle szybko, że nie zdążyłam ich nawet zobaczyć. Matka twierdzi, że widziała ich, ale ojciec jej nie wierzy. Jak zresztą zazwyczaj.

— Ale nie to mnie interesuję, tylko dlaczego Evan biegał po całym pociągu szukając nas wszystkich? Niby mówił coś o "spotkaniu generalnym", ale jak dobrze wiemy... — Joylon zamilkł na chwilę, jakby próbując ubrać w przyzwoite słowa swoje myśli. — ...Evan nie tylko takie coś potrafi wymyślić.

— Jednak tym razem to było słuszne — Rasalgethi usiadła obok Narcyzy. — Jakby to ująć w słowa...

— Rasalgethi chce spróbować zbuntować się jak Syriusz — przerwała jej Raya, nic sobie nie robiąc z morderczego wzroku Rasalgethi.

W przedziale zapadła cisza. Rasalgethi powstrzymała jęk tylko dlatego, że tak nie przystoi pannie z czystokrwistej rodziny, jak twierdziła Walburga. Zamiast tego nerwowo spojrzała na Narcyzę, która była w zupełnym szoku, a potem na Rayę. Ta tylko uniosła brew.

Ciszę przerwała Dorcas.

— Zbuntować. — spojrzała na Rasalgethi, a ta poczuła, że ze stresu zaczyna się pocić. Dorcas przygryzła policzek. Potem prychnęła, jakby zrozumiała, o co chodzi, i jak gdyby nigdy nic rozsiadła się spowrotem na swoim siedzeniu. — Czy to oznacza, że potrzebujesz kogoś, kto ma cokolwiek wspólnego z mugolami, ale jest Ślizgonem?

— W takim razie czemu nie wybraliście Snape'a? — dodała Narcyza. Evan spojrzał na nią tak, jakby właśnie powiedziała, że Quidditch nie ma sensu.

— Żartujesz sobie? Tego... — zamilkł, nie wiedząc, jak go opisać.

— Skurwiela? — zaproponowała Dorcas.

— Kogo?

Dorcas uniosła brwi.

— Naprawdę nie znacie żadnych przekleństw? — zapytała z niedowierzaniem. Odpowiedziała jek cisza. — Nie, musicie je znać, jeżeli chcecie zachowywać się jak Potter z ekipą. Oni klną co drugie słowo.

— Nie żeby coś, ale ja nic nie mówiłem o tym, że chcę do was dołączyć — zauważył Aleks.

— Ale dołączysz — wzruszył ramionami Joylon. — Nie będę w tym siedział sam, nie masz wyboru.

— Ale...

— Nie przesadzaj, będzie fajnie — wtrącił Ivan. Aleks się skrzywił.

— No nie wiem.

— Jeśli chcesz, możesz wyjść — powiedział Evan. — Ale licz się z tym, że nie umiem dbrze używać Obliviate.

Aleks zwężył oczy.

— Czy ty mi grozisz?

— A nie widzisz?

— Chłopcy... — zaczęła Narcyza, ale to nic nie dało. Spojrzała bezradnie na Rasalgethi.

— Przepraszam, ale nie uczono mnke, jak zachowywać się, kiedy mężczyźni się... sprzeczają — mruknęła.

— Ale mnie uczono — oznajmiła Dorcas i wstała. — Słuchajcie no — powiedziała donośnie — jeśli się nie zamkniecie, to wam tak przypierdolę w te wasze puste łby, że żadna magia nie pomoże i będziecie musieli z guzami chodzić po szkole!

Evan i Aleks zamilkli. Dorcas uniosła brew i usiadła spowrotem na swoim miejscu, otwierając książkę i jak gdyby nigdy nic zaczęła czytać.

Po chwili wszyscy wrócili na miejsca, ale cisza wciąż trwała. Pierwszy odezwał się Evan.

— I to niby ja ci grożę.

***

Od dzisiaj nazywajcie mnie Doradcą O Równych Czarodziejom Amagicznych Szurniętych — powiedziała Dorcas w losowym momencie podróży do Hogwartu.

— To jakiś kolejny mugolski szyfr? — zapytał Aleks.

Dorcas westchnęła.

— Jesteś idiotą, Vintex. To się skraca do D.O.R.C.A.S.

— I co z tego?

— Może to, że mam tak na imię?

Aleks prychnął i odwrócił się w stronę okna.

— Biedactwo, tyle razy już został pokonany — Evan udał, że ociera łezkę wzruszenia.

— Aleks, pokaż mu trzeci palec — powiedziała Dorcas. — O tak. W mugolskim świecie pokazuje się go, kiedy jest się na kogoś zdenerwowanym sto razy mocniej.

Aleks niepewnie pokazał Evanowi trzeci palec, na co ten parsknął śmiechem.

— Nad spojrzeniem jeszcze musimy popracować — stwierdziła Dorcas.

— Krzywy masz ten palec — zauważył Evan, na co Aleks posłał mu wzrok, wyraźnie mówiący, że tylko prawo powstrzymuje go od popełnienia pierwszego morderstwa w życiu tu i teraz.

— O! Idealnie! — Dorcas klasnęła w dłonie. — Tak trzymaj! — Odwróciła się do reszty. — A wy? Czemu nic nie notujecie? Zapisujcie: Lekcja pierwsza. Pierwszy września tysiąc dziewięćset siedemdziesiąt sześć. Temat: Trzeci palec, czyli tak zwany fak.

Rasalgethi, Joylon, Narcyza, Raya i Ivan musieli mieć naprawdę głupie miny, bo Dorcas machnęła ręką i zaczęła szperać w swojej torbie. Po chwili wyjęła coś, przypominające książkę z papierową okładką, i wyrwała z niej kilka stron.

— Macie — podała im kilka kartek z narysowanymi na nich niebieskimi kratkami. Joylon spojrzał na nią dziwnym wzrokiem. — Ah! No tak, jaka ja głupia jestem...

Po chwili ponownego szperania wyjęła kilka dziwnych przedmiotów.  Były to rurki z ostrym końcem, zafarbowanym na niebiesko.

Tym razem Joylon spojrzał na nią z przerażeniem.

— To jakieś narzędzie tortur? — wydukał Ivan. Dorcas mrugnęła zaskoczona i nagle zaczęła się śmiać.

— Ta... narzędzie tortur... — pokręciła głową rozbawiona. — To długopis. Służy do pisania.

— Ah.

Błyskotliwy komentarz Narcyzy idealnie określał to, co się działo w głowie reszty.

— Jeszcze mi powiedz, że kałamarze mugole mają specjalne — mruknął Aleks. Dorcas uśmiechnęła się do niego wręcz pocieszająco.

— Aleks, odkryję ci straszną prawdę — mugole nie korzystają z atramentu od blisko kilkudziesięciu lat.

— To w takim razie jak — Raya pokazała na długopis — mamy pisać tym?

— Długopisy mają w środku taką rurkę z atramentem, która nazywa się wkład — wyjaśniła Dorcas. — Cholernie wygodne, zwłaszcza w porównaniu do piór.

Rasalgethi zaryzykowała pierwsza. Wzięła od Dorcas długopis i zęrknęła na stronę, leżącą na jej kolanach.

— A to skąd się wzięło? — podniosła głowę.

— Stąd — Dorcas wzięła do ręki tą książkę czy czym to było. — To zeszyt. Po prostu połączone kartki papieru, na których się piszę. W szkole uczniowie właśnie na nich robią notatki na lekcji.

— Dobrze — Rasalgethi wzięła długopis i przystawła go do kartki. Po chwili napisała na niej: "Lekcja 1".

— Wolno piszesz — stwierdziła Dorcas. — Długopisem możesz pisać szybciej, nie stawia kleksów.

— Żartujesz — krzyknął Ivan. Dorcas tylko się zaśmiała.

— No to zapisujcie, co wam kazałam. Jeszcze długa droga przed nami.

— Mam wrażenie, że mugole są mądrzejsi od artefaktologów — bąknął Joylon.

— Po prostu nauczyli się radzić sobie bez magii — wzruszyła ramionami Dorcas. — Świat czarodziejów zatrzymał się w realności, która była kilka stuleci temu, a teraz mamy dwudziesty wiek.

Dorcas usiadła na swoim miejscu i zerknęła na swoich przyjaciół.

Czekała ich długa droga, i to bardzo.

Jeżeli wytrwają, dodała w myślach i powróciła do swojej książki.

***

No elo!

Co tam u was? Żyjecie?

Ja tak i napisałam nowy rozdział!

Jak wam się podoba? Mi strasznie podoba się rola Dorcas w tej książce. Uwierzcie mi, jej "lekcje" będą epickie.

Jak wam się podobało? Jak zawsze piszcie opinie i propozycje, chętnie je uwazględnię :)

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!

Ps. Rozdział ma 984 słowa. Nie jakoś dużo, ale chyba może być :D1

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top