Paryż vol.2

*Ciapacz pov*

-I jak smakowało?- pyta Abdul.

-Ohh, jaa. Był wyśmienity. Gdzie ty się nauczyłeś takie dönery robić?

-Nawet nie pytaj. Urodziłem sie Arabem, więc to oczywiste, że umiem dobrze przyrządzić golonę.

Nagle do baru wbija grupa zamaskowanych talibów.

-على الأرض!-krzyczy jeden z nich.

-Pardon?-pyta jakiś czarny pseudo francuz.

Ciapacz patrzy na niego wściekle i strzela w łeb czarnuchowi. Cała klienteria wpada w popłoch.

-Kurwa! Na ziemię, bo was też rozstrzelam!- krzyczy jeden z osmanów.

Wszyscy obecni w barze kładą się na ziemię, wszyscy tylko nie ja i Abdul.

-الجحيم! Czemu nie wykonujecie moich rozkazów!- wrzeszczy wściekle terrorysta.

-Bo nie zamierzam płaszczyć dupska przed jakimś قضيب!- krzycze.

-Jak ty mnie nazwałeś!?

-Po imieniu.

-Zapłacisz srogo!- grozi po czym rzuca się na mnie.

Walczę z talibem na pięści. Jest dzielny, ale to ja mam przewagę. Podnoszę karaczana jedną ręką i rzucam w stronę stolika. Ten krzyczy z bólu wśród akompaniamentu łamiących się kości. Mój kumpel dołącza do mnie.

- Który następny?- woła.

Zaczynamy walczyć z terrorystami. Jest łatwiej niż myślałem, te pizdy nie potrafią porządnie przyłożyć! Nagle jeden z nich odbezpiecza granat i ogłusza nas huk. Wokół mnie roztacza się mgła. Słyszę jakieś krzyki. Nagle ktoś powala mnie na ziemię.

-Zostaje mesie zatrzymany za rozbój w biały dzień!- mówi jakiś francuski oficer.

-Ale ja nic nie zrobiłem!

-Tylko winny się tłumaczy! Powiesz to osobie, która będzie cię przesłuchiwać. Jak na razie jedziesz na komisariat!

-قضيب!- zakląłem pod nosem.

********************************************************************************************

*Anita pov*

Stoję na przeciwko luwru. Na żywo wygląda jeszcze piękniej.

-Jak ci się podoba ReTo?-pytam.

Robi wrażenie

-To prawda. Gdzie chcesz teraz iść?

Może do Łuku Triumfalnego albo Notre Dame?

-Zawsze chciałam zobaczyć te słynna katedrę!

To chodźmy!

Po czym ruszam w stronę katedry Notre Dame. Ludzie dziwnie się na mnie patrzą, jakbym była chora psychicznie, końcu nie słyszą Igora. Ale mam ich w piździe! Liczy się tylko ten wieczór i to, że mogę go spędzić z moją miłością życia!

**********************************************************************************************

*Cypis pov*

-Vous êtes bon- mówi moja dziewczyna na jedną noc.

Nawet jej nie rozumiem. Postanowiłem ją przeruchać, bo miałem chcicę. Ale już mi się znudziła. Postanawiam znaleźć nową ofiarę mojego schwanza.

-Au revoir mademosselle!- mówię.- Miło było, ale to koniec!

-Quel? Nie możesz tak sobie iść!- krzyczy suka- mieliśmy być razem!

-Pardone moi,zmieniłem zdanie!-rzucam na pożegnanie.

-Jesteś świnią?! Jak możesz mnie tak rzucić!

Nie słucham jej. Zaczynam uciekać. Wybiegam z toalety znajdującej się na wierzy Eiffla i schodami w dół pędzę w głąb Paryża. Nagle zauważam jakąś lafiryndę siedzącą na brzegu fontanny. Podchodzę do niej i pytam:

-Chcesz zagrać w cymbergaja? Twoje usta, moje jaja!

-Oui- odpowiada ku memu zaskoczeniu- chodźmy w ustronne miejsce.

***************************************************************************************

*Quebo pov*

Dojeżdżamy na szczyt wieży. Trochę to trwało. Taco już się uspokoił po tej cholernej opowieści Żabsona. Biedny, tak bardzo to przeżywał. Otwierają się drzwi windy i wychodzimy na taras widokowy. Rozglądam się dookoła. Wow! Jest niesamowicie! Stąd widzę cały świat, nawet gdzieś w oddali majaczy mi się Polska. Ochhh, te jej cudowne wsi pełne spitych juz od 10 rano patusów. Te magiczne osiedla takie jak poznański Dębie, czy też Grochów w Warszawie.

-Ale widok!- mówi Żabson.

-Nooo- dodaję.

-Chodźcie przejdziemy się- proponuje Taco.

-Ok- mówię.

Zbliżamy się do barierki. Koło nas przewija się mnóstwo zakochanych par, rodzin bogaczy na wakacjach, a także srających ze strachu starców. Cóż za...

-Koledzy!- woła nagle Płaz- wyczuwam coś niedobrego!

-O co ci chodzi ej ziom? Czy jesteś raperem, menelem czy też jutuberem?- pytam.

Jedyne co czuję to zapach jedzenia z restauracji, znajdującej się na piętrze.

-Myślę, że on jest tym środkowym- wtrąca się Hemingway.

-Ten zapach! O nieeeee!- drze japę- onieee! Oni podają tam żaby! Okrutni padlinożercy! Podają na obiad moich krewniaków!

-Coo? Mateusz, wziąłes rano wiagrę tak jak zapisał lekarz?- pytam z niepokojem.

-Sorrka ziomeczki -ignoruje moje pytanie- ale muszę uratować moją rodzinę!

Po czym człowiek z ikry pędzi w stronę restauracji. Zostaliśmy sami z Ernestem dżuniorem, nie żebym narzekał czy coś( ͡° ͜ʖ ͡°).

***********************************************************************************************

*Anita pov*

-Wiele udało nam się dziś zobaczyć, prawda?-pytam ReTo.

Tak. Chciałbym to kiedyś powtórzyć, ale będąc mną...

Siedzę na ławce wpatrzona w zachodzące nad miastem słońce. Nigdy nawet nie pomyślałam, że czeka mnie coś takiego. To spełnienie marzeń. Nagle dosiada się do mnie jakiś mężczyzna.

-Chcesz zobaczyć moje kotki w piwnicy?- pyta.

-Nie dziękuje. Ja już znam te numery.-odpowiadam opryskliwie.

-Ale..ja nie kłamię!- tłumaczy się głupio dziadyga.

-Nie znaczy nie!- wołam po czym pluję na niego.

Uciekam z miejsca zbrodni.

-Udało nam się co?- pytam rapera, który jest wewnątrz mojego ciała.

Cisza. Nie odpowiada.

-Halo? Rezigiusz?! Do cholery odpowiedz!- podnoszę ton.

Znowu nic.

-Nie. Proszę nie zostawiaj mnie!- wołam rozpaczliwie i osuwam się na ziemię.

Nie ma go. Faza się skończyła. To koniec. Muszę znaleźć więcej marych- myślę. Podchodzę do byle jakiego dredziarza i pytam:

-Ej rasta! Masz cracki?!

-Niestety, ale wszystko zjadły myszy, mieszkające w moich włosach- odpowiada smutno.

Nagle posmutniałam. Życie bez Palacza wydaję się takie puste..Postanawiam popełnić samobójstwo. Biegnę na jakiś pobliski most. Staje na barierce. Ostatni raz patrze na ten cudowny, otaczający mnie świat. Jest idealny, wspaniali ludzie, piękne widoki, noweczesne i bogate miasto. Tylko jednego tu brakuje..

-ReTo- mówię po czym przechylam się do przodu.

**********************************************************************************************

*Han Solo Polish edition pov*

Ahhh. Tyle już suczek dziś zaliczyłem. Już dawno nie było takiej orgi! Ale ciągle mi mało. Muszę znaleść nowy pojemnik na spermę. Na mojej drodze zauważam ładną dziewczynę. Jest ubrana w białą bluzkę, czarne spodnie i czerwone szpile. Na twarzy ma mocny makijaż, pewnie jest brzydka jak noc. A może to drag queen? A zresztą mam to w dupie.

-Ej mała chcesz zobaczyć laskę Mikołaja?- pytam.

-Rozumiem że Mikołaj chce wejść w mój komin?

-Nie omijasz w bawełnę jeśli o to chodzi- stwierdzam.

-Chodźmy się zabawić jak w gwiazdkę!- mówi.

Kierujemy się w jakieś ustronne miejsce. Zaczynamy się piepszyć. Nie mam za dużo czasu więc decyduje się na szybki anal. Kiedy kończę pytam dziewczyny.

-Ej tak właściwie to ile masz lat?

-13 -odpowiada.

-Japierdole! Wyruchałem dziecko! Jestem jak jebany Trynkiewicz!

Nagle czuje na ramieniu czyjąś dłoń.

-Pójdzie pan z nami.

Odwracam się, a zamną stoją psiarskie. Jeden z nich zakuwa mnie w kajdany i prowadzi do budy. Przejebane. Jebane 13 latki, taki make up robią, ze niesposób stwierdzić ich wiek!

***********************************

*Taco pov*
Stoimy z Boną przy barierce. Przed nami rozciąga się panorama Paryża. Patrzę na miasto. Widzę jeżdżące autobusy pełne wkurwionych i spoconych pasażerów, dzielnice biedy pełne gwałcicieli i pijaków, biznesmenów odbierających właśnie cały majątek ubogiej rodzinie imigrantów(kapitalistyczne świnie), widzę cyganki żebrające pod kościołem motodą na dziecko, a także rzezimieszków okradających dom starców. To miasto jest przepiękne- myśle. Koło nas widzę wiele migdalących się par. Nie wiem czy to ta romantyczna atmosfera, czy to, że Paryż to miasto miłości, ale podchodzę do Kuby i patrząc mu w oczy mówię:

-Zróbmy to. Tu i teraz.

-Jesteś tego pewien- mówi uwodzicielsko.

-Nie -zaczynam- ja to wiem.

Que zbliża się do mnie i zaczyna mnie całować. Wpycha swój język aż do mojego przełyku. Ja, nie chcąc być gorszym zaczynam wodzić językiem po jego migdałach. Wbijam swoje palce w jego plecy. Ten zaczyna całować mnie po szyi, rozpinając moją koszule. Kłebonafofe zaczyna schodzić coraz niżej i niżej i niżej...
***********************************
*Żabson pov*

Wbiegam do tej obskurnej rastauracji i kieruje się wprost do kuchni. Tam widzę kucharza- sprawcę.

-Ty zbereźniku-krzyczę- jak śmiesz zabijać moją rodzinę!

Chwytam gar gorącej zupy i wylewam ją na master chefa, okładając go przy tym chochlą.

-Putain!- wola zbrodniarz- ochrona zabrać tego skurczybyka!

Zostawiam kucharza i podbiegam do klatki pełnej żab. Otwieram ją i krzyczę:

-Jesteście wolne! Uciekajcie składać ikry!

Niespodziewanie podbiega do mnie dwóch ochroniarzy i rzuca się na mnie.

-Zostawcie mnie maminsynki! Bo was poćwiartuję!

Ci mając gdzieś moje groźby zakuwają mnie w kajdany. Przynajmniej pomogłem rodzinie. Może babcia mnie nie wydziedziczy za tamten incydent z bajpasem dziadka...
***********************************
*ReTo pov*
Aa łeb mi pęka. Leżę na ziemi pod jakimś mostem. Czyżby Anita znów przedawkowała leki na potencję? Bądź co bądź jestem jej wdzięczny za ten wieczór. Było cudownie. Ona jest cudowna.

Postanawiam się jej jakoś odwdzięczyć i kupić jej kwiaty. Pędzę na złamanie karku do kwiaciarni.

-Bukiet róż poproszę!- wołam przy wejściu.

Pani za ladą wybiera dla mnie bukiet najpiękniejszych, czerwonych róż.

-Merci!-mówię i wybiegam ze sklepu.
Dołączam do róż karteczkę z napisem dla Anity od Igora. Kieruje się na most pod którym jeszcze chwile temu zgonowałem. Walę się głową o barierkę, by przywołać dziewczynę. Mam nadzieje, że się ucieszy.

*Anita pov*

Aaa..Co jest? Dlaczego nie jestem martwa?! Znajduje się na moście, z którego przedchwilą skoczyłam. W ręce trzymam bukiet kwiatów. Do niego dołączona jest kartka z napisem dla Anity od Igora. Nie wierze! Dostałam od niego kwiaty! To takie romantyczne, ale za razem smutne. Przewracam się na ziemie i zaczynam ryczeć. Nagle słyszę głos:

-Madam pójdzie z nami!






@@@@@@@@@&@&@&@&@&@&&
Wiem wiem bardzo długo rozdział, przepraszam ale musiałam tyle napisać. Wgl ten paragon to mój. Chciałam się pochwalić ze byłam w DÖNERZE! W końcu to ważne miejsce w naszym opowiadaniu! /wgw.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top