Dla mnie masz tu wielkie znaczenie (True Damage/ NSFW)
Siedziałem na krześle i czekałam aż Taliyah zacznie mnie malować. Obydwoje zamknęliśmy w osobistej kajucie, by naszykować mnie do występu na scenie. Przed koncertem zbierała mnie trochę trema, szczególnie patrząc jaki burdel się tu wyrabia. W końcu mieliśmy chwilę by odetchnąć. W malutkim pokoju był blat z dużą ilością różnych kosmetyków i pędzli, wielkie lustro z lampkami. Za mną była szafa, a w niej schowana kurtka na występ i mój napęd. Ściany były oklejone planami dnia i plakatami True Damage.
-Nadal nie wierzę że nie zaplanowali dodatkowej wizażystki dla ciebie.- powiedziała biorąc pędzel i paletę farb do malowania twarzy.
To jest intensywny okres, wiem jak każdy ma zapierdol, więc nie dziwię się! - odpowiedziałem. - Plus, zajmie się mną moja ukochana, więc mi się podoba.
-Zaczniemy od oka. Okej, jasny turkus. - patrzyła na wzór, nabrała kolor i zaczęła swoje czary - Mam nadzieję że mi ufasz bo jeszcze nie malowałam ci po twarzy.
- Ufam, ufam, piegusku. Moja wiedza o malowaniu kończy się namalowaniu białej klepsydry na środku twarzy. Co jak co, tu każda linia jest równa i nie daje rady zrobić sobie tego "x" idealnie sam. Wiele razy próbowałem, za każdym razem było coś źle. - zaśmiałem się, jednak widziałem jak się stresuje - Nie przejmuj się, wiem że dasz radę i ci pomogę.
- Wiem, Ekko. - powiedziała już nieco pewniej - Raz kozia śmierć. Najwyżej ci wsadzę pędzel w oko.
Widziałam kontem oka z odbicia lustra proces malowania. Jednak bardziej fascynowało mnie jak Taliyah była blisko. Skoncentrowana tylko na mnie. W pustym zamkniętym pokoju. Sami. Brudne myśli przechodziły mi przez głowę zabijając tremę przed występem.
-Spójrz do góry.- nakazała malując dolną powiekę - Dobra, czas na ciemniejszy niebieski.
- Kiedy skończysz Taitai?
- Dopiero zaczęłam.
- Taliyah?
- Ekko, muszę się skupić.
W ciszy minęły kolejne minuty. Blokowałem się przy niej, choć podziwiałem jak dziś wygląda cudowne. Turkusowe pasemka na jej brąz włosach, duże kolczyki w kwadratowe kamienie i czarny choker-pasek. Nosiła czarny croop-top z kołnierzem, udekorowany miętowymi materiałem, który zasłaniał lewą stronę brzucha. Wszystko to przystrojone innymi akcesoriami i detalami. To dobrze komponowało się z jej ciemną piegowatą karnacją. Strój do niej pasował, że spokojnie to ona mogła wyjść na scenę razem ze mną. Choć niepokoi mnie jak Taliyah wydawała się dzisiaj zimna. I to nie kwestia skupienia, ona zawsze jest wesoła. A dziś, nienaturalnie napięta. Czy to przez stres robieniem makijażu? Albo mi coś nie mówi? Może coś jej powiedziałem i jest teraz smutna?
-Sorki, Taliyah mogę coś zapytać?
- Co Ekko?
- Wszystko w porządku? Jesteś dziś dość niemrawa.
- Nie, jest okej.
- O czyli pewnie okres się zaczyna, boże jaka ulga. - odetchnąłem a ona spojrzała na mnie z pogardą - Sorry, nie ma żartów z okresu!
- Eh, termin się zbliża więc pewnie masz rację. - uspokoiła się, i nadal kontynuowała malowanie - Jeszcze wykończenie kolejnym kolorem. Zobacz czy ci na razie pasuje.
- Jest dobrze! Już prawie kończysz. - pochwaliłem ją.
Ona milczała, byłem pewny że jej humor zepsuł się nie tylko przez hormony. Coś musiało się stać. Coś na tyle poważnego że Taliyah nie chce mi powiedzieć. Zapytał bym ją, ale nie chce jej drażnić. Niech skończy w ciszy, bez wyrazu na twarzy. Nasze milczenie zabija moją głowę. Czułem bezradność, tylko martwiąc się o moją pieguskę
- Skończyłam. Zostało jeszcze utrwalić. - odsunęła się i spryskała mnie mgiełką. Jej praca była skończona.
- Ej, wyszło ci idealnie. - przyjrzałem się w lustrze - Dzięki wielkie.
- Proszę. - odpowiedziała mi trzymając dystans i chowając ręce. Już powoli mnie to denerwowało, wstałem z krzesła i podszedłem do niej.
- Więc, co się dzieje? Taliyah, przecież widzę że coś jest nie tak. - gdy mówiłem ona odwracała wzrok.
- Wszystko jest w porządku! - krzyknęła z załamanym głosem - Nie chcę cię stresować przed koncertem.
- Ale już to robisz! - nakrzyczyczalem, waląc w stół.
- Przepraszam!
- Czemu przepraszasz?!
- Bo wszystko robię źle!- załamana padła na ziemię z płaczem - Nie ważne co zrobię, oni nadal mnie ignorują. Jestem bezużyteczna!
- Taliyah! - usiadłem obok i przytuliłem ją.- Nawet tak kurwa nie mów! Dla mnie jesteś najważniejszą osobą! Nie wiem co bym bez ciebie zrobił.
- Nie o to chodzi, - odepchneła mnie, nadal trzymając dystans - po prostu mam dość że udają że nie istnieje. Czy to przez to że w porównaniu do innych nie jestem tak fajna? Czy kamienie są fajne?
- Oczywiście, że są!
- Nie, najwyraźniej ich zdaniem nie są.
- Tia bo oni znają się na wszystkim... już to kurwa widzę.
- Ah, a ty masz dużo do powiedzenia. - westchnęła zapłakana, patrząc na mnie - Oni i summonerzy kochają cię. Przynajmniej co roku dostajesz coś nowego, a w tym nawet własny zespół muzyczny. Dali Ci zrobić tyle zajebistych rzeczy. A ja? Jestem po prostu zapomniana. Jak bym nikt mnie nie pamiętał.
- Twoi Main'i i fani o tobie zawsze będą pamiętać, no i także ja. - uspokoiłem ją - Jak Oni o tobie przypomną o piegusku, to zrobisz wielki pozytywny szum! Tylko najpierw muszą otworzyć oczy.
-Tak myślisz?
-Ja to wiem. Ale, dla nas liczy się tylko to małe uniwersum. I choć nie jesteś kanonicznym True Damage, dla mnie masz tu wielkie znaczenie - złapałem ją za ręce - Bycie twoim partnerem jest jedną z najlepszych rzeczy w moim życiu.
- Ekko... - zaczerwieniła się, nadal się wahała - Kocham cię, tak bardzo że czasem zastanawiam się czy na ciebie zasługuje.
- Bardziej niż ktokolwiek inny, Tai. - pogłaskałem ją po włosach. - Nie ma lepszej od ciebie.
- Ale patrz, jesteś mega sławnym raperem, za godzinę będziesz występował dla tysięcy fanów. Zrobisz to perfekcyjnie. A nawet jeśli coś pójdzie nie tak, to cofniesz się w czasie i wszystko naprawisz. Maszyną którą sam zbudowałeś! Jesteś totalnie spoza mojej ligi.
- Przestań gadać o mnie! Czy ty choć trochę widzisz jaka ty jesteś cudowna?
- Co jest cudownego w początkującej DJce, która ma leki sceniczne! Dosłowny "ripoff Yasuo"! Ba, nawet nie wyglądam atrakcyjnie. Nie ma we mnie nic cudownego!
- Mam zacząć wymieniać? PROSZĘ! 1. Jesteś cholerne utalentowana muzycznie! Twój styl się zdecydowanie różni od Yas. 2. Cały czas pracujesz nad sobą! Robisz kosmiczne postępy. 3. Jesteś najbardziej prawdziwą osobą jaką znam! 4. Zawsze ponosisz się i naprawiasz swe błędy, do skutku! Nie co ja, uciekam cały czas. 5. Kamienie są zajebiste, kocham twoją moc Taliyah! 6. Zawsze ponosisz mnie na duchu, boże, to ja nie zasługuję na ciebie! 7. Masz świetne poczucie humoru! 8. Wykonujesz roboty których nie robiłaś zajebiscie. No ten "X" jest czystą robotą wizażystki! 9. Dbasz o wszystkich, żeby czuli się dobrze, gdzie ty sama zatykasz sobie w ten ból. I 10... Jesteś kurwa przepiękna i sprawiasz że się podniecam jednym spojrzeniem. Mam mówić dalej?
Płakała. Ale widziałem jej uśmiech, więc to były łzy szczęścia. Mocno przytuliła mnie, wtulając swoją zapłakaną twarz w moją klatkę. Objąłem ją wzajemnie, opierając moją głowę na jej barkach. Zamknąłem oczy i jedyne co było ważne, to ciepło jej ciała. Wszystko inne nie miało znaczenia. Chciałem tylko ją, i nikogo więcej. Powoli się odsunęła, przymykając znużone oczy zwróciła się do mnie.
-Ekko, nie wiem jak ci się odwdzięczyć za wszystko. Dziś ten dzień jest dla mnie męczący.
Pocałowałem ja delikatnie w usta. Taitai była zmęczona, ale czułem że chce tego co ja. Ruchańska.
-Mogę pocałować cię jeszcze raz?
- Jasne.
I tak utknęliśmy w tym magicznym momencie, na kilka minut. Delektowaliśmy się tym jak nasze usta się zalewają. Byłem szczęśliwy że mogłem ją pocieszyć, kiedy ona robi tak dużo dla mnie. Całkowicie oddana mnie. Tylko moja najdroższa, Taliyah.
-Masz za chwilę występ, Ekko. - powiedziała, trochę zawiedziona że nasze pieszczoty się zaraz skończą.
-Wiem, ale to nadal dość dużo czasu. Możemy poszaleć jak chcesz - pogłaskałem ją, uśmiechając się subiektywnie.
- Że tutaj? Teraz? Przyłapią nas!
- Oni mają ważniejsze rzeczy do roboty niż przyłapywanie nas. Jak nawet usłyszą, to nie wejdą.
- Skąd ta pewność?
- Sytuacja z Qianą. Gdzie podobno ruchała się z jakimś randomem. Nikt nie zareagował. Pamiętasz?
- Uh, czyli zniżamy się do tego poziomu?
- Nie do końca. Nikt z nas nie jest Qianą.
- Hahah!
- Plus, już dawno chciałem się wydymać w kajucie. Oczywiście, jeśli chcesz!
- Odważnie Ekko, ale nie wiem. - zmieszała się.
- Okej, rozumiem że się nie zgadzasz. I tak się cieszę że mogłem cię pocieszyć. Taitai. - pogłaskałem ją po policzku.
- Nie że się nie zgadzam tylko, eh... Robię Ci zbyt dużo problemów. Przepraszam za tą akcję.
- Spoko, każdy ma złe dni. Ja też nie jestem bez winy, nakrzyczałem na ciebie. Ale, w sprawianiu problemów jesteś dobra. Tych dobrych problemów.
- Dobrych, problemów? - zapytała ciekawa, jakby nie wiedziała o co chodzi.
- Sama dotknij.
Nakierowałam jej rękę do mojego krocza. Z lekkim zawahaniem złapała mnie, patrząc na to co robi. Podniecałem się coraz bardziej, zagryzając moje wagi. Czułem się dobrze, ale nadal chciałem od Tai więcej. Chcę jej dać pewność, że tu możemy się kochać. Nie mogę już dłużej czekać i czułem że jej zimny stanowczy humor roztapia z rozkoszy. Złapałem ją za wargi i zapytałem.
-Możesz się nim zająć z bliska? - ona odrobinkę płocha przytaknęła. Usiadłem na krześle i zdjełem moje spodnie. Mój penis stał na baczność, prawie 17 centymetrów miłości tylko dla Talichu! Wzięła go w ręce zaczynając żywo posuwać. Nie piedzieliła się, jej ruchy były szybkie i z grane. Chwyt był zajebisty, rozwalając przymykałem oczy wyobrażałam sobie że jestem w środku. Nagle wsadziła mojego członka do ust. Mokro, ciasno i ciepło. Językiem oblizywała go z uczuciem.
- Ah, Taliyah! Jesteś świetna. - rozpływałem się, gdy mi robiła dobrze.
Ona tylko spojrzała, dumna z siebie. Chciałem ją zobaczyć bardziej. Schyliłem się i rozpiąłem jej koszulkę. Nie miała na sobie stanika. Od razu mogłem podziwiać jej piękny biust. Ale musiałem patrzeć na nie z oddali, by nie zabierać jej koordynacji ruchów. Nagle wzięła penis głęboko do gardła. Ah to uczucie, było tak dobrze. Ale moja dziewczynka nieco skwasiła minę i wyciągnęła go z ust.
-Ah, przesadziłam. Zjebałam. - speszyła się, z myślą że zepsuje zabawę.
- To było cudowne, Tai-chuu - Złapałem ją za pysie piegowate policzki i pocałowałem w czułko - Jestem z ciebie dumny.
- Heh - spojrzała na mnie, czerwieniąc się patrząc prosto w moje oczy. - Ekko! Makijaż ci się rozwalił!
Spanikowana od razu wstała i szukała kosmetyków żeby wszystko poprawić. Również wstałem nie chowając mojego sterczącego chuja. Spojrzałem na swój makijaż w lustrze i nie widziałem problemu. Jedynie zalety gdy Taliyah wypinała swój duży tyłek. Była mega seksowna. Stanąłem za nią, by wyraźnie mnie czuła.
-Ekko siądz! - powiedziała stanowczo.
-Nah, nie jestem psem. Ale mogę sprawić żebyś była moją suką. - odparłem, ściskając jej pośladki. - Proszę nie odbieraj "suką" zbyt poważnie.
- Okej. Ale makeup! Już!
- Nie dbam o to. Chcę ciebie. Teraz. Nie każ mi czekać sekundy więcej.
- Eh czemu jesteś taki uparty. Ciołek.
- Bo wiem że i ty wolisz to seks od makeupu.
- Okej, czemu nawet dbam. Ale wiesz co najpierw.
- Safety first.
Wyciągnąłem kondoma z szafki, który specjalnie czekał na tą okazję. Szybko go założyłem. Aż przypomniała mi się ciekawa historia z kondomami. Kiedyś jak nie umiałem ich zakładać, to cofałem się w czasie by go perfekcyjnie założyć. Ekologiczne, bo marnujesz tylko jeden. Potem uczyłem się go zakładać szybko. Teraz mam za duża wyprawę. Nie wiem czy to przez te ćwiczenia do doskonałości czy za dużo rucham się z Tai. Albo pewnie to i to.
-Już. - powiedziałem ucieszony. - Zobacz jest fioletowy!
- Jak napęd! - odpowiedziała Taliyah.
-Wait... ja to już gdzieś słyszałem. Eh, pewnie mi się wydaje. Gotowa na zabawę?
-Mhm.
Tai nadal opierała ręce i głowę na stole. Z rogu zwisały jej jędrne piersi. Chcę jej tak kurwa bardzo. Zdjąłem jej leginsy i majtki, rzucając nimi w kąt pokoju . Dotknąłem jej cipki, niemal wylewał się z niej śluz. Rozsunąłem jej biodra i powoli wsadziłem członka do jej pochwy. Stęknęła cicho, patrząc się na mnie. Ja tylko stałem, wbijając się w nią, zabijając strach sceniczny z wielką nadzieją by dojść. Powoli penetrowałem ją głębiej, widząc jak Taliyah jest bardziej rozluźnia. Głaskałem jej pleców. Taliyah wzięła butelkę wody i napiła się malutkiego łyka. Pustynie zwyczaje, kaktusy nie potrzebują wody kiedy same są mokre.
-Ch-chcesz? - podała mi wodę z urywającym głosem.
- Pewnie. - napiłem się parę łyków by nie być spragniony. Ożywiło mnie to. Zacząłem wbijać się mocniej.
- AHH! - podskoczyła Taliyah,po chwili znowu kładąc głowę na blacie
- Czujesz mnie? - ułożyłem się na niej gryząc ją po uchu chwycąc za cycki.
- Tak! Daj mi więcej Ekko!
Nie musiała prosić dwa razy. Od razu przyspieszyłem, z myślą by już to zakończyć. Czas teraz nie istniał. Wszystko było pod kamieniem. Obłędnie. To był raj. Ale nie jestem aniołem. Taliyah jest. Jestem tak kurwa szczęśliwy że taka kobieta jak ona zakochała się we mnie. Gdy już myślałem że każdy mnie opuścił, to zaprzyjaźniliśmy się, wyjawiła mi zauroczenie i zostaliśmy parą. Jednak przyznam że przez pierwsze dni naszego związku nie byłem w niej zakochany. Zgodziłem się tylko na to by nie łamać jej serca, które nie jest z kamienia. Nie miałem nic do stracenia. Yinx upadło na łeb, Vi mnie zostawiła dla suki w kapeluszu, Janna jest spoza mojej ligi. Mam tylko Taliyah. Ona ma tylko mnie. Po jakimś czasie zauważyłem w niej prawdziwe piękno, jej charakter i to że faktycznie jest atrakcyjna. Tylko moje kochane urocze Tai-chuu. Przytuliłem moją słodycz.
-Ekko, zwolniłeś - powiedział sapiąc piegusek.
- Prze-praszam cofnąłem się. - mówiłem jarając się moją ukochaną. Widziałem w lustrze jak się czerwieniłem, a Tali próbowała zrozumieć czemu tak nagle.
-W czasie?
-W myślach. Wzięło mnie na wspominki. Ale już zajmuje się tobą, ka-kamyczku. Zaraz dojdę. Dla ciebie.
Szarpnąłem ją mocno. Patrzyła na mnie zafascynowana. Spojrzałem w jej turkusowe oczy. Jej spojrzenie mówiło jedno. Nie chciała czekać. Złapałem ją za jej wielkie uda i przyciągnąłem do siebie. Krzyknęła z rozkoszy. Uwielbiam ją doprowadzać do miłosnego szaleństwa. Ale moja kochana chciała więcej i więcej. A ja, jej to dam. Pora to szybko zakończyć. Nagle, ulga. Czułem ciarki na całym ciele. W głowie tylko myśl jak obłędna jest Taliyah. Tylko satysfakcja. A może coś więcej? To co czuje kiedy w niej dochodzę jest nie do opisania.
-Skończyłem, Taliyah. - powiedziałem cicho zmęczony, odsuwając się od niej.
- Ah... to było dobre. - podniosła się bardzo zadowolona i trochę się rozciągała- To chyba najlepszy sposób na poprawienie humoru. Powinnam się ciebie częściej słuchać.
- Dobry wniosek. - wyrzuciłem prezerwatywę, podałem jej ubrania i sam założyłem swoje. Spojrzałem na mój telefon. - O kurwa, mam przesrane! JUŻ OD 5 TRWA KONCERT! ZAJEBIĄ MNIE! 30 NIEODEBRANYCH
- Możesz to jeszcze naprawić! Cofnij się!
- Ale... wtedy ty nie będziesz o tym pamiętać! Nie jestem aż tak samolubny!
- To bierz kurtkę i biegnij, IDIOTO!- rzuciła nią w moją stronę.
- Dzięki Taliyah, - Chciałem ją pocałować na powodzenie, ale szybko mnie odepchnęła.
- BIEGNIJ! - krzyknęła wypedzając mnie z kajuty.
W biegu założyłem kurdke. Wyrwałem mój mikrofon od jednego z pomocników i wbiegłem na scenę. Już słyszałem mój bit na który wchodzę. Zaczełem mój rap. Tłum wrzasnął. Poczułem tą energię. To moja scena. To mój czas. To moja Taliyah.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top