4.
- masz szczęście że twój ojciec ma dzisiaj wolne i mogłam wziąć samochód, inaczej byś musiał iść pieszo-powiedziała rudowłosa kobieta prowadząc auto po zaśnieżonej drodze-odłożysz wreszcie ten telefon? Odkąd wyjechaliśmy z domu ty cały czas w niego patrzysz-upomniała syna patrząc na niego kątem oka-.
- mmm...z chłopakiem pisze...-powiedział nie bardzo zainteresowany rozmową z matką-.
- to już twój chłopak? Ile razy się spotkaliście? Trzy?-zaśmiała się patrząc na drogę-.
- nie o to mi chodziło, chciałem powiedzieć że...a nie ważne, nie zrozumiesz
- twoja cudowna randka z tindera?-zapytała kobieta lekko się uśmiechając-.
- może...dopiero się poznaliśmy, nie wiem jeszcze czy jest taki cudowny-odpowiedział udając obojętność-.
- opowiesz mi coś o nim?-zapytała zatrzymując samochód na skrzyżowaniu-.
- mh jest trochę starszy ode mnie, wysoki, blondyn. Ma jakąś nadpobudliwość czy coś
- czy przypadkiem nie ma na imię Noah?-zapytała rudowłosa patrząc na syna-.
- no, skąd wiesz?-odparł trochę zaciekawiony odpowiedzią matki-.
- chodzi do szkoły w której pracuje, nawet ostatnio u mnie był bo miał kontuzje kolana-wyjaśniła ruszając samochodem po zauważeniu zielonego światła-byłeś u niego wczoraj, jak się czuję?
- był w szpitalu, ale mu nie pomogli-odpowiedział chowając telefon-.
- żadna nowość...planuje wybrać się do nas?-zapytała kobieta zatrzymując samochód przed budynkiem szkoły-.
- nie pytałem, może-odpowiedział odpinając pas-dzięki za podwózke
***
Pierwsza lekcja strasznie się dłużyła, mimo że to była chemia, czyli przedmiot który Michael nawet lubił.
Przedmiot lubił, lecz nauczyciela wręcz odwrotnie, nie cierpiał.
Szatyn siedział w ławce spisując zadanie z podręcznika.
W pewnym momencie przestał pisać wbijając wzrok w tablice z okresowym układem pierwiastków.
Myślami wrócił do wczorajszego wieczora, gdy wszedł do domu w którym mieszka Noah. Atmosfera była tam dziwna, inna niż w jego domu. Była cisza, jak na ilość osób mieszkająca w tym domu, nikt ze sobą nie rozmawiał, nie krzyczał jak to rodzeństwo ma w zwyczaju, jego matka była strasznie obojętna w stosunku do swoich dzieci.
Noah był traktowany inaczej niż myślał że będzie, jako najstarsze dziecko powinien mieć jakąś władze, rodzeństwo powinno w jakimś stopniu go słuchać, jednak tak nie było.
Miał wrażenie że niektórzy mieli nadzieję że on w końcu zniknie, wyprowadzi się, zerwie kontakt z wszystkimi.
Z rozmyślań wyrwało go uderzenie tuż przed jego twarzą, podniósł wzrok aby napotkać poirytowane spojrzenie nauczyciela.
- jaka jest odpowiedź?-zapytał mężczyzna zakładając ręce na torsie-.
- nie usłyszałem pytanie, mógłby pan powtórzyć?-rzekł patrząc na rosnącą złość na twarzy nauczyciela-.
- jaki jest ogólny wzór na alkohol?-powiedział wracając do swojego biurka-.
- CnH2n+1OH-odparł bez chwili zastanowienia-.
Mężczyzna patrzył poirytowany na chłopaka poczym usiadł przy biurku.
Michael się uśmiechnął.
***
Po zakończeniu lekcji miał w planie pójść do szkoły w której pracuje jego matka, nie spieszył się ze względu że ona kończy pracę dopiero za półtorej godziny.
Więc na spokojnie wolnym tempem wyszedł z sali w której zakończyła się ostatnia lekcja i zaczął dążyć w kierunku szafek, położył plecak na podłodze opierając go o szafki.
Wyjął z kieszeni kluczu otworzył i przydzieloną do niego szafkę, w środku było kilka książek i zeszytów, kilka przyborów do pisania i telefon z ładowarką.
Urządzenie zostawia zawsze w szafce aby mu nie przeszkadzało, przez co po lekcjach zawsze ma dużo powiadomień do przejrzenia.
Pierwsze co mu się rzuciło w oczy to kilka powiadomień od Noah, wszedł w konwersacje z nim i zaczął czytać wiadomości.
***
- hej, masz może dzisiaj trochę czasu? Chciałbym cię znowu zobaczyć.
- minęło pół godziny i nadal nie odpisałeś, obraziłeś się na mnie za coś?
- coś się stało? Może coś ci się stało i nie możesz odpisać, wszystko w porządku?
- minęła godzina, chyba naprawdę się na mnie obraziłeś
***
Te wiadomości przyszły kilka godzin temu, gdy Michael miał drugą lekcje, a dziś miał ich osiem.
Cicho westchnął i odpisał licząc że Noah sam się nie obraził za to że mu nie odpisywał.
***
- Hej, na czas lekcji zostawiam telefon w szafce. Ale już jestem, i się nie obraziłem, i tak mam dzisiaj czas.
***
Po napisaniu wiadomości schował telefon do kieszeni i zaczął pakować plecak. Nie zabierał całej zawartości szafki, tylko zeszyty i książki z których musiał się nauczyć na dany przedmiot, resztę zostawiał.
Gdy skończył pakować swoje rzeczy usłyszał dźwięk powiadomienia, odłożył plecak na podłogę i wyjął telefon widząc wiadomość.
***
- nareszcie! Już skończyłeś lekcje, to może przyjdę po ciebie? Tak się składa że też niedawno skończyłem.
- a może ja przyjdę po ciebie? Moja szkoła jest trochę daleko od twojej, a ty nie możesz się przemęczać.
- skąd wiesz gdzie chodzę do szkoły?
- moja mama tam pracuje i cię zna, więc siedź i za niedługo do ciebie przyjdę.
***
Noah od rana walczył z okropnym bólem kolana przez który nie mógł chodzić, jednak do szkoły musiał przyjść.
Siedział na ławce niedaleko wejścia do budynku, chłodna pogoda choć trochę pomagała z bólem.
Chciałby teraz cofnąć czas i uniknąć chociaż tego głupiego kija od hokeja.
Upadek ze schodów może nie byłby taki zły sam w sobie, ewentualnie tylko by go bolały różne części ciała.
Po 20 minutach siedzenia zobaczył znaną mu postać, uśmiechnął się i wstał odrazu idąc do chłopaka.
Chodzenia kolano utrudniało, ale nie było to nie możliwe.
- jak na się niesamowicie cieszę że cię widzę-rzekł odrazu Noah rozkładając ręce chcąc przytulić szatyna-.
- też się cieszę-odpowiedział uśmiechając się i podchodząc bliżej Noah, stanął najbliżej jak mógł przez co blondyn objął go przyciągając jego tłów do swojego. Michael oparł ręce o tors Noah patrząc na niego-długo czekasz?
- jakąś godzinę? Miał przyjechać po mnie ojczym, ale chyba zapomniał a teraz nie odbiera, a nie mam siły dojść do domu pieszo, a matka nie ma prawa jazdy. Próbowałem dodzwonić się do David'a ale chyba się poirytowany i zablokował mój numer...-wyjaśnił odwracając speszony wzrok-a ty? Nie przyszedłeś tu chyba specjalnie dla mnie
- cóż chciałem początkowo przyjść po mamę i wrócić z nią, ale zobaczyłem że napisałeś więc...może pojedziesz do nas? U ciebie byłem już dwa razy, a ty u mnie jeszcze nigdy nie byłeś-zaproponował patrząc kątem oka na kobietę wychodzącą z budynku-a akurat moja mama jest dzisiaj autem, więc?-wrócił wzrokiem na blondyna-.
- cóż...czemu nie, nie mam dzisiaj żadnych planów a matka i tak pewnie będzie miała to gdzieś-odpowiedział lekko się uśmiechając-.
Michael nic nie odpowiedział tylko się uśmiechnął, oparł głowę o tors chłopaka który mocniej go objął.
Michael słyszał rytmiczne bicie serca blondyna, i ciepło ciągnące od niego. Mógłby tak przytulać go godzinami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top