Prolog

Chciałam gorąco podziękować mojej Nadwornej Okładkowczyni, która zrobiła mi okładkę do tej książki i wymyśliła dla niej tytuł( przyznam szczerze, że pomysł na zrobienie drugiego tomu tej historii pojawił się tak nagle, że nie wymyśliłam nawet tytułu).

A i bym jeszcze zapomniała. Chciałam ci jeszcze podziękować, za pomoc w wymyśleniu imion dla bohaterów, którzy pojawią się wraz z następnymi rozdziałami( coś koło 4 czy 5 rozdziału).  Jeszcze raz, dzięki wielkie!

A teraz by nie przedłużać, zapraszam do czytania!


Minęło pół roku od nagłego zniknięcia Willa zaraz po rozmowie z Haltem. Halt każdego dnia go wypatrywał. I każdego dnia coraz bardziej tęsknił...

Halt siedział na krześle przy kominku, w którym tańczyły płomienie ognia. Była zima. Od nagłego zniknięcia Willa minęło pół roku. Halt bardzo za nim tęsknił. Już nie miał z kim rozmawiać, nie miał komu odpowiadać na ciągłe pytania.

Nie miał kogo uczyć strzelania z łuku.

Nie miał kogo uczyć rzucania nożami.

Nie miał kogo uczyć techniki kamuflażu.

Oczywiście każdy by stwierdził, że jeśli tak bardzo chce kogoś uczyć, to niech sobie znajdzie nowego ucznia. Ale Halt nie chciał NOWEGO  ucznia.On chciał swojego wcześniejszego ucznia. On chciał Willa. Nie chciał innego chłopaka do nauki, chciał, żeby Will tu był, żeby znów mu zadawał te niekończące się pytania. Żeby był tu z tą swoją niekończącą się energią do życia. 

Z tym swoim wiecznym uśmiechem na ustach i chęcią pomocy innym.

Jednym słowem, świetny materiał na zwiadowcę.

Ale jego już nie ma i nie będzie. I nawet nie wiadomo czy jeszcze w ogóle wróci. Sam powiedział, że nie wie kiedy wróci, że może nawet NIE wrócić.

Halt cicho westchnął i wstał. Zdecydował, że nie będzie kolejnej nocy płakać. Za bardzo się ostatnio rozkleił. 

Poszedł do swojego pokoju, by położyć się spać w kolejny niespokojny sen. 


C.D.N. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top