Rozdział pierwszy: Zaczynam Życie
Hej kochani! Dla tych kilku osób, które to czytają, a mam nadzieję, że będzie ich więcej, publikuję pierwszy rozdział!
Pastelka otworzyła swoje jasnoniebieskie oczy. Nie byłoby to czymś specjalnym, gdyby nie fakt, że zrobiła to po raz pierwszy w życiu. A zatem nieco zaskoczona Pastelka spojrzała prosto w czyjeś zielone oczy i spostrzegła, że nie należą one do jej mamy, a do ciemnobrązowego, postawnego kota. Zastanowiła się czy to jej brat, lecz on był zbyt duży, jak na kociaka i zdecydowanie zbyt mały, jak na wojownika, więc to musiał być uczeń. Patrzyła na niego z ciekawością.
- Cześć Pastelko – odezwał się kot przyjaźnie.
- Hej Niewiemjaka Łapo! – Odparła mu radośnie, ale zaraz się zawstydziła, a co jeśli on się obrazi, że ona, taka mała kotka śmie z niego żartować? Zamiotła nerwowo ogonem, a sosnowe igły, którymi wysypane było jej posłanko w żłobku wczepiły się w jej sierść, jak kleszcze.
- Jestem Drewniana Łapa – odezwał się on, a jego głos brzmiał jednak wesoło – zresztą dopiero niedawno opuściłem żłobek.
- Jesteś synem Cytrynowego Ogonu – miauknęła odważnie Pastelka. Domyśliła się tego, gdyż Cytrynowy Ogon opuściła żłobek jakiś czas po urodzeniu się Pastelki i jej rodzeństwa. Kociczka pamiętała jak jej mama Kokosowe Mleko żegnała się z Cytrynowym Ogonem ze smutkiem. I narzekała, że teraz zostanie w żłobku sama na szczęście niedługo po tym dołączyła do nich Tropikalny Owoc i zrobiło się weselej.
- Bystra jesteś – rzekł ze śmiechem Drewniana Łapa.
Pastelka zmieszała się lekko i szybko zapytała go, gdzie się podziewa jej mama oraz reszta kociąt.
- Na dworze – odparł Drewniana Łapa – Kokosowe Mleko opowiada Puchatce i Granatkowi swoją kokosową historię. A ja obiecałem, że cię popilnuję.
Pastelka obruszyła się, jej nie trzeba było pilnować, była pewna, że sama dałaby radę.
- Pójdę do nich – oznajmiła – chciałabym zobaczyć moją rodzinę. To była prawda, ale nie całkiem. Mała, błękitnooka kotka najbardziej na świecie chciała obejrzeć obóz Klanu Dżungli. Marzyła o tym odkąd się urodziła. I teraz, gdy wreszcie otworzyła oczy jej marzenie się spełni. Już nie mogła się doczekać aż cała paleta kolorów, zapachów i widoków roztoczy się przed nią. Była pewna, że jest tam wspaniale.
Drewniana Łapa wstał i dał jej znak ogonem żeby poszła za nim. Był od niej o wiele większy i poczuła się koło niego bezpiecznie.
Wychyliła nos ze żłobka i od razu, aż przysiadła, kiedy jej zmysły zostały zaatakowane przez blask słońca, smakowite zapachy owoców i głośne rozmowy, oraz śmiechy kotów zgromadzonych na zewnątrz.
Zaraz dostrzegła swoją mamę, mlecznobiała kotka leżała o trzy długości ogona od wnęki, w której mieścił się żłobek. Koło niej leżały dwa kociaki: szara koteczka o długiej sierści i brązowymi tak podobnymi do maminych oczami oraz czarny kocurek z niezwykłymi granatowymi oczyma i białą plamką na czole.
Gdy podeszli do tej trójki Pastelka usłyszała fragment opowieści jej mamy - I wtedy stuknęłam kokosem o ostry kamyk, a on - ale w tej chwili matka kociąt zauważyła swoją drugą córeczkę. Zerwała się na równe łapy i podbiegła do niej mrucząc głośno.
- Pastelko otworzyłaś oczy, ale one są piękne! – Miauknęła jej mama z dumą – i pomyśleć, że mnie przy tym nie było, ale ze mnie matka – rzekła z goryczą Kokosowe Mleko.
- Nic się nie stało mamo – uspokoiła ją Pastelka, która właśnie uznała, że jej mama jest przepiękna i zastanawiała się czy ona, jako córka odziedziczyła choć trochę tej urody. Postanowiła znaleźć coś, w czym mogłaby się przejrzeć. Ale zaraz przeniosła wzrok na swoje rodzeństwo, które podbiegło do niej.
- Czekałam na ciebie całe księżyce – burknęła Puchatka – już myślałam, że na zawsze utknę z tymi nudziarzami. Granatek gada tylko o kwiatkach i trawkach, a mama wciąż o kokosach. Dobrze, że już otworzyłaś oczy – rzekła i polizała Pastelkę po nosie.
- Hej – przywitał się Granatek – Puchatka lubi żartować – rzekł – przecież wiesz, że nie jestem aż takim nudziarzem – i też polizał Pastelkę po pyszczku.
Niebieskooka bardzo ich kochała, oboje byli wspaniali.
Nagle z gałęzi pobliskiego drzewa, zeskoczył biało-rudy kocur i stanął przed nimi.
- Ładne kociaki, Kokosowe Mleko – rzekł – tylko patrzeć aż wyrosną na uczniów.
- Och – westchnęła Kokosowe Mleko – mam nadzieję, że to jeszcze trochę potrwa. Nie chcę ich tak szybko opuścić.
Kot zaśmiał się i rzekł – Każda matka tak mówi.
- Drewniana Łapo – dodał rozkazującym tonem – idziesz na patrol graniczny z Szybką Lianą, Bananową Skórą i Świńskim Skokiem. Pośpiesz się! Już na ciebie czekają!
Drewniana Łapa uśmiechnął się przepraszająco do Pastelki i odbiegł do trzech kotów, które czekały na niego przed... Pastelka zastanowiła się, co to było. Może to... aha! To na pewno wyjście z obozu.
Rudo-biały kot pobiegł za nim.
-Kto to był? – Zapytała mamę zaciekawiona Pastelka.
-To Papuzie Serce – odparła mama kociaków i polizała ją po uszach – jest zastępcą przywódcy i trzeba go słuchać – dodała z powagą.
Granatek skrzywił się – Nie chciałbym być na jego miejscu, te wszystkie decyzje. Brr! – Aż się wstrząsnął.
- A ja bym chciała – odezwała się Puchatka – wszyscy musieliby się śmiać z moich żartów nawet, jeśli nie byłyby śmieszne.
Ale Pastelka nie słuchała, co mówią, bo patrzyła na zbliżającego się do nich kota był czarny, smukły i spoglądał z powagą, a obok niego szła czarna kotka z niesłychanie krótkim ogonem.
- To jest Ptasia Noga, wasz tata – miauknęła z dumą Kokosowe Mleko – widział was jak tylko się urodziliście, ale musiał wyruszyć wraz z Ulistnioną Gwiazdą, naszym przywódcą do Wodospadu Gwiazd.
Pastelka obiecała sobie, że potem zapyta kogoś, co to Wodospad Gwiazd. Ucieszyła się też, że właśnie dzisiaj otworzyła oczy, tego dnia, w którym wrócił ich tato.
- A ta obok? – Zapytał Granatek.
- To jego uczennica Końska Łapa – odpowiedziała Kokosowe Mleko. Pastelka miała wrażenie, że w jej głosie zabrzmiała niechęć. Kociczka doszła do wniosku, że jej mama niespecjalnie przepadała za czarną uczennicą jej partnera.
Zauważyła także, że Ptasia Noga wyglądał na wykończonego, miał zmęczony grymas na pysku. Pewnie to była długa podróż – pomyślała Pastelka ze współczuciem.
W miarę jak się do nich zbliżał miał coraz radośniejszą minę. W końcu Ptasia Noga stanął przed nimi i mruknął z czułością w głosie, – Ale urośliście – a potem liznął Pastelkę, Puchatkę i Granatka po boku.
Kokosowe Mleko podeszła do niego i zamruczała cicho:
- Wróciłeś – jej ton był łagodny. Polizała go między uszami.
- Przecież obiecałem – jego głos brzmiał tak, jakby unurzał go w miodzie.
- Jeśli chcecie Końska Łapa oprowadzi was po obozie. – Odezwał się po chwili Ptasia Noga jakby przypominając sobie o obecności uczennicy, która stała nieco z tyłu i wyglądała na zniesmaczoną.
- Pewnie, że chcemy! – Krzyknęła Pastelka nie czekając na to, co powie jej rodzeństwo.
Końska Łapa burknęła coś pod nosem zapewne niezbyt chętna do roli przewodniczki.
- Czemu to ja mam niańczyć maluchy? – Westchnęła – Niech... - tu rozejrzała się dookoła szukając kogoś odpowiedniego – Niech Słoneczna Łapa się tym zajmie.
Złocisto-brązowy kot spojrzał na nich słysząc swoje imię. Leżał właśnie w cieniu pobliskiego drzewa i gryzł soczystą brzoskwinię. Koło niego leżał srebrny kot i raczył się kokosowym miąższem.
- On je – uciął krótko Ptasia Noga – Idź proszę – wyglądał na nieco zdenerwowanego.
- Może to faktycznie zły pomysł – odezwała się nieśmiało Kokosowe Mleko – Nie chcę żeby to ona oprowadzała moje kociaki. – I spojrzała na Końską Łapę ze złością.
- To nasze wspólne kociaki – przypomniał jej łagodnie Ptasia Noga – I ja chcę żeby Końska Łapa je oprowadziła po obozie.
Uczennica prychnęła gniewnie, ale już nie protestowała. Kokosowe Mleko spojrzała z wyrzutem na swojego partnera
- Maluchy za mną – poirytowana Końska Łapa ruszyła przed siebie, a jej lśniące, czarne łapy wzniosły tuman piachu w powietrze.
Pastelka od razu przestała ją lubić. Trochę jej się odechciało iść za tą nadętą kotką, jednak chęć zwiedzenia obozu była silniejsza i po chwili dołączyła do Puchatki i Granatka, którzy już dreptali w ślad za Końską Łapą. Starała się przybrać obojętną minę, ale i tak było widać, że aż drży z emocji.
- Obóz Klanu Dżungli jest starannie przemyślany – rzekła czarna kotka - dookoła niego mamy drzewa, osłaniające go przed oczami obcych. Wyróżniamy cztery najważniejsze. - Podeszła do drzewa najbliżej nich, tego, z którego zeskoczył Papuzie Serce i opowiadała dalej – to jest Drzewo Wojowników, na którym śpią wojownicy. U dołu w dziupli podobnej do tej, w której jest wasz żłobek mieszka starszyzna.
- Zajdziemy do nich? – Zapytała Puchatka.
Wydawało się, że Końska Łapa już miała zaprotestować, gdy nagle coś sobie przypomniała i zmieniła zdanie.
- Niech wam będzie – odezwała się w końcu.
Odsunęła łapą bluszcz, który zasłaniał wejście i wpuściła kociaki do środka. We wnętrzu było ciemno i tylko przez szpary, które nie były zatkane bluszczem sączyło się nikłe światło. I nagle Pastelka zauważyła koty. Zdało jej się, że jest ich całe mnóstwo. Już zaczęła się trochę denerwować, gdy wtedy o bok Pastelki otarła się Puchatka.
- Jest ich tylko pięcioro – szepnęła uspokajająco siostra.
- Nowe kociaki? – Odezwał się jakiś chrapliwy głos – no podejdźcie bliżej.
Pastelka niepewnie zrobiła krok naprzód. Granatek po jej prawej stronie także się trząsł. Za to Puchatka raźnie pobiegła w kierunku, z którego dochodził głos.
Nagle komorę zalało światło to Końska Łapa ponownie odsunęła łapą bluszcz.
Gdy zrobiło się jasno okazało się, że faktycznie nie ma się, czego bać. Pastelka i Granatek z ulgą stwierdzili, że we wnętrzu dziupli było pięć legowisk, a na każdym z nich siedział lub leżał stary kot.
- Tchórze z was – zakpiła czarna uczennica – Ja się nie bałam, kiedy pierwszy raz tu weszłam.
- Oj Końska Łapo nie każdy jest taki odważny jak ty – odezwała się beżowa kocica z ironią.
- Ta mała się nie bała – zrzędliwym tonem odezwał się ciemny kocur i wskazał na Puchatkę.
- Nie przedstawisz nas kociakom? – Zapytała postawna, jasna kocica.
Końska Łapa westchnęła pogardliwie, ale jednocześnie się uśmiechnęła. Pastelka miała wrażenie, że ten uśmiech był szczery.
- A co wam już zabrakło języka ze starości, czy zapomnieliście, jak się nazywacie? – Odezwała się ze złością uczennica, ale po chwili zaczęła wymieniać imiona.
- To jest Mahoniowa Stopa – pokazała na ciemnego kocura. – Tam w rogu kuli się Jaszczurze Oko – dodała i trąciła łapą cętkowanego kota, jednak zrobiła to delikatnie jakby po przyjacielsku.
- Wypraszam to sobie! – Fuknął Jaszczurze Oko. – Ja się nie kulę, ja odpoczywam. Witajcie kociaki. Waszą mamą jest Kokosowe Mleko nieprawdaż? Dalej gada tylko o kokosie?
Pastelka skinęła głową i uśmiechnęła się do niego z rozbawieniem. Starała się zapamiętać wszystkie imiona żeby potem ich nie pomylić. Bowiem tak samo mocno jak Pastelka uwielbiała wszystko wiedzieć tak nienawidziła się mylić.
- Ta to Kwaśny Cytrus – ciągnęła dalej Końska Łapa i machnęła ogonem w kierunku jasnej kotki, która prosiła o przedstawienie. – A to są Mchowa Stopa i Mleczny Pazur. – Wskazała kolejno na beżową kotkę i białego kocura.
Mleczny Pazur wstał i przeciągnął się potem otrzepał sierść z igieł, które wyścielały legowisko, a na koniec wyciągnął pazury.
Pastelka, Puchatka i Granatek aż zaniemówili z podziwu.
- Ale długie – westchnął Granatek.
- A wy jak się nazywacie? – Zapytała Kwaśny Cytrus.
- Ja jestem Pastelka – rzekła Pastelka.
- Puchatka – dodała Puchatka podskakując radośnie.
- I Granatek – dokończył spokojnie czarny kocurek.
- Jak miło was poznać – miauknęła Mchowa Stopa. – Przychodźcie do nas częściej.
- Chętnie – pisnęła Pastelka radośnie. Strach już dawno ją opuścił i była bardzo podekscytowana. Poznała dziś już tak wiele kotów, a dopiero zaczęli zwiedzać obóz.
- Na pewno będę was odwiedzać – przyrzekła Puchatka.
Granatek tylko kiwnął głową.
- To dobrze, bo wiecie nudno nam trochę – rzekł łagodnie Mleczny Pazur.
- Koniec pogawędek! Idziemy! – Miauknęła rozkazująco Końska Łapa. – Nie będę tu stać do wieczora.
- Jesteś dla nich za ostra – skarciła ją Kwaśny Cytrus.
Końska Łapa nawet na nią nie spojrzała i dalej poganiała kociaki.
Rodzeństwo posłusznie wyszło z komory na zewnątrz. Błękitnooka nastroszyła futro, gdy oblały ich promienie słońca.
Za to Końska Łapa nie czekała aż ich oczy przystosują się do światła po ciemności, jaka panowała w dziupli starszyzny. Od razu zaczęła opowiadać dalej. Najwidoczniej chciała już mieć to oprowadzanie z głowy.
- W tym drzewie – podeszła do kolejnego drzewa – znajduje się spiżarnia. Tu robimy zapasy przed Czasem Huraganów, ale nie tylko. Każdego dnia, gdy wojownicy i uczniowie przynoszą zerwane owoce kładą je tutaj.
Kociaki zajrzały do dziupli. W środku leżał cały stos owoców. Były tam: brzoskwinie, kokosy, mango, banany, figi. Jednym słowem wszystko, co tylko się da zerwać do jedzenia w dżungli.
- Moglibyśmy coś zjeść? – Zapytała Puchatka. A Pastelka w duchu się z nią zgodziła, bo i jej zaburczało w brzuszku.
Końska Łapa zniecierpliwiona machnęła ogonem.
- Mam wam pokazywać obóz czy nie? Potem będziecie jeść - rzekła z irytacją.
Pastelka pomyślała, że gdyby to Drewniana Łapa ich oprowadzał na pewno byłby dla nich o wiele milszy. No cóż nie można mieć wszystkiego, a przynajmniej oglądała obóz. Postanowiła udobruchać Końską Łapę, bo co jeśli w końcu czarna kotka się zdenerwuje i sobie pójdzie nie skończywszy oprowadzania?
- Masz rację – przytaknęła szybko, Pastelka gromiąc wzrokiem siostrę. – Potem zjemy.
Uczennica spojrzała na nią z lekkim zdziwieniem najwidoczniej nie spodziewała się, że Pastelka się z nią zgodzi. Po chwili strząsnęła futro jakby z niewidzialnych igiełek i ruszyła w stronę drzewa znajdującego się w trzecim rogu obozu.
- Dlaczego stanęłaś po jej stronie? – Zapytała, Pastelkę nieco obrażona Puchatka. Granatek dołączył się do pytania kiwając głową potakująco.
- Nie chciałam żeby ona się obraziła i poszła – odezwała się Pastelka próbując wytłumaczyć to rodzeństwu najlepiej jak umiała. – Bo chyba chcemy zobaczyć obóz, co nie?
- Pastelka ma rację – odezwał się spokojnie Granatek. – I dlatego lepiej już idźmy za Końską Łapą. – Dodał. – Bo ona już stoi i czeka na nas przed wejściem do kolejnej dziupli.
Siostry spojrzały na siebie i czym prędzej ruszyły naprzód. Granatek pobiegł za nimi.
- Wleczecie się jak stare ślimaki – odezwała się pogardliwie uczennica, gdy w końcu do niej dotarli.
Puchatka i Pastelka już chciały coś powiedzieć, ale Granatek im przerwał.
- Co tam jest? – Spoglądał w ciemny otwór komory z uniesionym pyszczkiem. Jego głos był dziwnie podekscytowany.
Pastelkę zdziwiła niecierpliwość tego pytania, ale gdy sama również powąchała, zrozumiała. W powietrzu unosił się słodki zapach cynamonu, bananów i ziół. Rozpoznała go, choć nigdy wcześniej nie czuła tej dziwnej mieszanki. Jednak Kokosowe Mleko opowiadała jej o nim. Wciąż pamiętała jej słowa:, Gdy weszłam do legowiska medyczki i poczułam zapach cynamonu, bananów i ziół, wiedziałam, że wróciłam do domu.
- Na górnych gałęziach śpi przywódca - mówiła tymczasem Końska Łapa, przypatrując się zielonym liściom tegoż drzewa. - Ale na dole...
- Legowisko medyczki – odpowiedziała bratu Pastelka, nawet nie słysząc głosu uczennicy.
Pozostali spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
- Wchodzimy czy nie? – Końska Łapa nie pozwalała im się zastanawiać.
Nie czekając na ich odpowiedź ruszyła do środka. Jednak nagle zatrzymała się gwałtownie, a biegnący za nią Granatek, który wysforował się na przód wpadł na nią. Za to na niego wpadły siostry.
- Cicho – odezwała się czarna kotka.
Pastelka zastanowiła się. O co jej chodzi? I wtedy usłyszała szmer rozmowy prowadzonej wewnątrz legowiska. Sama nadstawiła ucha.
- Obawiam się, że jednak miałaś rację Dzikie Zioło – odezwał się jakiś kocur.
- Ja zawsze mam rację – odezwała się tym razem kotka zapewne owa Dzikie Zioło.
- Wiem, jednak wolałbym żebyś ten pierwszy raz w życiu się pomyliła – znów kocur.
- Ja też – odezwała się Dzikie Zioło. – Ale i tak dasz radę Ulistniona Gwiazdo. Wszyscy damy.
Zaraz! Pastelce zawirowało w głowie. Ulistniona Gwiazda, czyli przywódca, ale, o co chodzi?
- Nie jesteś zbyt optymistyczna? – Zapytał sceptycznie Ulistniona Gwiazda.
- Nic innego już nam nie pozostało – rzekła kotka. – Oprócz Ostatniej Przepowiedni. – I zaczęła recytować, – Gdy niebo obleje się czarnym... i wtedy kotce przerwał dziwny dźwięk. Tak jakby ktoś kichnął.
Pastelka spojrzała przerażona w bok i zobaczyła równie wystraszoną Puchatkę. To Puchatka, bowiem wydała z siebie ów dźwięk, gdy zapach legowiska medyczki zaczął drażnić jej nosek.
- Kozie bobki– miauknęła zirytowana Końska Łapa.
Medyczka tym czasem wyłoniła się z mroku i spojrzała na nich ze zdziwieniem. Rodzeństwo w tej samej chwili zauważyło pewną rzecz. Otóż medyczka nie miała prawego ucha! W jego miejscu znajdowała się tylko niewyraźna szrama częściowo zakryta przez jej białą sierść. Otworzyli buzie oszołomieni. Kot bez ucha!
- Co wy tu robicie? – Zapytała tymczasem rozzłoszczona Dzikie Zioło. – Podsłuchiwaliście? – Jej nozdrza groźnie zadrżały.
- My zwiedzamy – pisnęła Puchatka szybko i zamknęła buzię.
- Właśnie widzę – odezwała się ironicznie medyczka. Przyjrzała się całej czwórce uważnie. – Pastelka, Granatek i Puchatka? – Spytała przy każdym imieniu wskazując łapą odpowiedniego kociaka. – I ty Końska Łapo. – Tu kotka spojrzała ze zdziwieniem na uczennicę. – Oprowadzasz ich? Ty?
Czarna kotka prychnęła tylko i niegrzecznie odwróciła się do niej tyłem. – Zwiedzajcie, byle szybko! – Odezwała się do kociąt.
Granatek, czym prędzej ruszył za Dzikim Ziołem do środka. Jego siostry spojrzały na siebie i parsknęły śmiechem. Granatek podekscytowany był bardzo niezwykłym widokiem. Z racji tego, że cały czas chodził spokojny, teraz wyglądał po prostu śmiesznie. Po chwili podążyły za nimi.
W komorze było całkiem sporo miejsca. Gdy weszli, ów specyficzny zapach zrobił się jeszcze bardziej odczuwalny. Puchatka kichnęła jeszcze mocniej.
- Nazywam się Dzikie Zioło medyczka Klanu Dżungli – powiedziała uroczyście kotka. - A to moje legowisko. Tutaj trzymam zioła, które leczą nasz Klan.
Czarny kocurek słuchał jej uważnie, a gdy medyczka pozwoliła mu obejrzeć zioła, aż podskoczył ze szczęścia. Za to siostrzyczki trzymały się z tyłu odrobinę znudzone.
Pastelka na początku starała się zapamiętać nazwy ziół, jednak szybko ją to znudziło. Obie natomiast patrzyły z zaciekawieniem na szylkretowego przywódcę, który siedział na jednym z posłań i przypatrywał się kotkom równie mocno, jak one jemu. Już po kilku uderzeniach serca błękitnooka spuściła wzrok. Jednak Puchatka patrzyła na przywódcę dzielnie, choć zaczynała już drżeć.
Gdy w końcu i ona uciekła wzrokiem, Ulistniona Gwiazda wstał i wyszedł bez słowa, zupełnie jakby tylko na to czekał. Szara i beżowa kociczka patrzyły na siebie zdębiałe.
Z zamyślenia wyrwał je głos medyczki, która oznajmiła:
- Lepiej już idźcie, bo Końska Łapa pourywa wam uszy! – W ten jakże dyskretny sposób wygoniła ich na zewnątrz.
Końska Łapa siedziała właśnie przed wejściem. Gdy ich zobaczyła odetchnęła z ulgą.
- Wreszcie jesteście! – Odezwała się naburmuszona. – Jestem już bardzo głodna! Wracamy! – To oznajmiwszy obróciła się i poszła w stronę żłobka.
Zmęczone kociaki podążyły za nią ostatkiem sił. Przed żłobkiem Końska Łapa zatrzymała się ostatni raz i westchnęła ponuro.
- A w tym drzewie na dole jest żłobek, a na górze... - urwała i popatrzyła na nich złowieszczo. – Gałęzie uczniów. – Dodała i zwinnie wspięła się na owo drzewo. Gdy położyła się na swojej gałęzi odetchnęła z ulgą i jakby zapominając o tym, iż chciała coś zjeść, pomachała im szyderczo łapą.
- No nie! – Krzyknęła zdenerwowana Puchatka. – Ona mieszka nad naszym żłobkiem?
- I wszyscy inni uczniowie także – dopowiedział pomocnie Granatek.
- Chodźmy już do mamy – wypaliła szybko Pastelka i wskoczyła do żłobka. Brat i siostra ruszyli za nią. I po chwili z mruczącą mamą u boku i Tropikalnym Owocem, która wróciła ze spaceru pochłaniali pyszne brzoskwinie.
Gdy Pastelka się najadła wymknęła się niepostrzeżenie ze żłobka. Stanęła na pustej polanie pośrodku obozu i odetchnęła świeżym powietrzem. Zbliżał się wschód księżyca, więc zrobiło się odrobinę ciemniej. Jednak Pastelka dopiero teraz poczuła, że żyje. I że to dopiero początek wielu przygód, jakie na pewno w przyszłości będzie mieć. Trąciła łapą jakąś roślinkę wystającą z ziemi.
Nagle przy wejściu do obozu zrobił się mały ruch. To patrol wracał. Położyła się na przyjemnie ciepłej ziemi koło żłobka. Nagle ktoś stanął za jej plecami. Odwróciła się szybko i spojrzała prosto w zielone oczy pewnego młodego ucznia. Musiał być w grupie kotów, które właśnie wróciły z patrolu.
- Cześć Pastelko – odezwał się Drewniana Łapa dokładnie tak samo, jak kiedy dziś ją budził.
- Witaj Drewniana Łapo – odezwała się i jeszcze raz wzięła głęboki haust nocnego powietrza.
- Co tu porabiasz? – Zapytał ją przyciszonym głosem.
Kociczka wpatrzyła się w księżyc pojawiający się na niebie, usłyszała śpiewy i skrzeki nocnych ptaków z dżungli, i po chwili odpowiedziała mu poważnie.
- Zaczynam życie...
Poprawione! Tylko lekko, ale jednak.
Nowych czytelników witam. A starych pozdrawiam.
MaryPozytywka
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top