77. Jesteś słodkim stworzeniem, Louis
– Szybko ją uśpiłeś – zwróciłem Louisowi uwagę, gdy chłopak wszedł do salonu, gdzie wylegiwałem się wygodnie na kanapie z włączonym w tle telewizorem. Byłem już pozbawiony sił, dlatego włączyłem telewizję, ale nie oglądałem jej z uwagą. Wyciągałem swoje nogi, które wystawały z kanapy. Cienki kocyk okrywał moje stopy i łydki. Na stoliku kawowym leżała niedopita zielona herbata. Cały dzień bolał mnie brzuch, nawet nie wiem dlaczego.
W każdym razie, byłem naprawdę zmęczony. W końcu Raisin robiła się coraz większą, w związku z tym była bardzo ruchliwa, ciągle się wygłupiała i musiałem za nią biegać i pilnować tego łobuza. Zacząłem podziwiać wielodzietne rodziny, ja z Louisem nieraz nie radzimy sobie z jedną, małą dziewczynką, co dopiero działoby się, gdybyśmy mieli więcej dzieci?
Podświadomie czasem wyobrażam sobie nas z otaczającymi dom szkrabami, ale na pewno nie zdecydujemy się na bobasa w najbliższym czasie. Chcemy skupić się na wychowaniu Rai; nawet nie mamy warunków na powiększenie rodziny. O niczym innym nie marzę tak bardzo, jak o tym by zacząć studiować, kształcić się i znaleźć godną pracę. Musiałem się z tym spieszyć skoro wraz z Lou chcemy zorganizować naprawdę szalony ślub, z czym równają się wielkie wydatki. Tylko skąd my weźmiemy tyle pieniędzy? Rodzina pomoże nam finansowo, ale wciąż, ja sam chciałem zapracować na najważniejszy dzień mojego życia.
Westchnąłem, rzucając koc na podłogę i usiadłem na kanapie jak normalny człowiek, robiąc miejsce mojemu narzeczonemu.
– Była zmęczona – odparł szatyn, sięgając po mój kubek i wypił jednym druszkiem ostatnio łyk napoju, ale skrzywił się. To nie była tak słodka herbata, jaką on pijał. – Ew. Gemma musiała ją wymęczyć, ale Raisin przed snem mi powiedziała, że świetnie bawili się na placu zabaw. Oczywiście ciocia musiała kupić jej łakocie.
Uśmiechał się leniwie, siadając obok mnie i od razu jego głowa wylądowała na moim udzie, gdy położył się na kanapie ze skurczinymi pod klatką piersiową nogami.
Wplotłem palce w jego grzywkę i zacząłem ją przeczesywac leniwymi ruchami, z delikatnym uśmiechem. Przy tym skupiłem wzrok na swoim pierścieniu, dostrzegając kontrast między biżuterią, a brązowymi kosmykami. Wykręciłem szyję,, którą teraz trochę zabolała od wcześniejszej niewygodnej pozycji.
– Komuś przydałby się fryzjer, co nie? – Zaśmiał się Louis, przymykając oczy, przez co miałem pewność, że to, co robię sprawia mu przyjemność. Pogłaskałem czule jego kark.
– Możesz tylko podciąć końcówki i nic więcej – świętowałem poważnym tonem, oglądając film. Tomlinson prychnął prześmiewczo. – Mówię poważnie. Masz cudowne, karmelowe włosy i mają dobrą długość. Troszkę je tylko odświeżysz i będzie świetnie. Wiesz, że Fizzy chciałaby być fryzjerką? Mówiła mi ostatnio – pwiedziałem, a om podniósł się do pozycji siedzącej, więc to ja teraz do niego przylgnąłem.
Oboje działaliśmy na siebie jak lep na muchy.
Byliśmy aż zbyt obrzydliwie czuli i namiętni.
Ale nasza codzienność nie pozwalała nam robić tego w ciągu dnia, dlatego to wieczorami i nocami się do siebie łasiliśmy. Czas stawał się być nasz, gdy Raisin spała.
– Słyszałem, rzepie – parsknął w ten sposób komentując to, jak kochałem się przytulać. Zwłaszcza do niego. – Coś ciekawego jest w telewizji?
– Jakaś komedia. Nawet całkiem zabawna i dopiero się zaczęło – oznajmiłem, spoglądając w plazmę. – Ta dziewczyna będzie druhną na ślubie swojej siostry, która bierze ten ślub z jej byłym, ale ta panna młoda nie wie, że jej narzeczony był kiedyś z jej siostrą. Skomplikowane.
– Nie zrozumiałem ani jednego słowa z tego chaotycznego opisu fabuły, ale okej, możemy to obejrzeć – zaśmiał się, przyciągajkąc moje łydki na swoje kolana.
– Idioto, przecież wszystko wytłumaczyłem. Wyobraź sobie, że byliśmy kiedyś razem, ale teraz jestem z Lottie i mam brać z nią ślub, a ty będziesz jej druhną.
– Jeśli już to drużbą, skarbie – uszczypnął moje udo. – I nie, nadal to nie ma sensu i jest głupie, ale cicho już bądź – położył dłoń na moich ustach.
Patrząc w jego oczy przejechałem po wewnętrznej części jego dłoni językiem, przez co chłopak natychmiast się wzdrygnął, zabierając ją z mojej twarzy.
– Obleh! – prawie, że pisnął, wycierając swoją obślinioną rękę o moje ramię na co i ja się wzdrygnąłem ze śmiechem.
– Wiesz, że to głupie? – spytałem, a on na mnie spojrzał pytająco. – Wkładasz mi często język do mojej buzi, a kiedy ja cię poliże po ręce to odskakujesz!
– Żeby tylko do buzi... – mruknął, za co ja uderzyłem go poduszką w głowę.
– Dlaczego ty wiecznie myślisz tylko o jednym?!
– To ty mówisz rzeczy, które brzmią tak dwuznacznie! A teraz oglądaj film – nakazał, głaszcząc mnie w mój boczek.
– Jakim kurwa cudem mam cały czas boczki skoro ćwiczę od pół roku?
– Twoje boczki to jedna z moich ulubionych rzeczy w twoim ciele. Kocham je szczypać.
– I gryźć – pokazałem mu język. – Dziwne, ja nie mam takiego swojego ulubionego miejsca na twoim ciele, które lubię gryźć.
– A obojczyki? Cały czas jestem tam pogryziony. Zayn zwraca mi na to uwagę prawie codziennie w pracy – przypomniał mi, gdy z powrotem znaleźliśmy się blisko siebie i próbowaliśmy wrócić do filmu.
– Ah, no tak.Co nie zmienia faktu, że ja jestem bardziej pogryziony niż ty. Jakbyś mógł, byłbym cały oznaczony.
– Lubię cię oznaczać – Louis wzruszył ramionami. – Lubię kiedy moje znaki na tobie trzymają się czasem naprawdę długo i są tak intensywnie bordowe albo fioletowe. I ludzie mogą je podziwiać, ale przede wszystkim one są dla mnie.
– To nie wygląda ładnie – parsknąłem. – Wyglądam jakbym chorował na dżumę czy coś – dokuczałem mu.
– Oczywiście – zacmokał głośno. – Więc to dlatego prawie każdego dnia jak malujesz się w toalecie, to dotykasz się po wszystkich malinkach?
– Bo mam z nimi wspaniałe wspomnienia, dupku – odparłem kąśliwie. – Ale fakt faktem, nie wygląda to estetycznie.
– Już nigdy ci nie zrobię malinki – burknął Tomlinson, układając swoje wargi w cienką linię. – Nie doceniasz mojej pracy i jeszcze nazywasz ją nieestetyczną.
– Wyobraź sobie jakbym miał pokazać się tak pogryziony na plażę – próbowałem go przekonać. – Co ludzie by sobie o nas pomyśleli?
– Pomyśleliby, że jesteś mój, a ja robię zajebiste malinki. I może obcy ludzie by to docenili jeśli ty nie potrafisz – spiorunował mnie wzrokiem, następnie odwracając się do telewizora.
– Ja doceniam – zacmokałem, pokazując mu demonstracyjnie swój pierścionek zaręczonowy. – Widzisz? Dowód jest na moim palcu!
– Nie. To dowód naszej miłości, ale obraziłeś mnie i moje usta w tym momencie i jestem na ciebie obrażony. Ja i moja wena twórcza! I mówiłem już oo moich ustach? Są obrażone.
– Zawsze mogę cię przeprosić swoimi... – szepnąłem mu do ucha, z rozbawieniem zauważając jak jego lewa powieka zaczęła delikatnie drgać.
– Daj mi w spokoju oglądać film, Harold. Tu się ślub wyprawia! – powiedział, odciągając mnie od siebie i odsunął się, siadając na drugim końcu kanapy.
Prychnąłem, po tym, gdy zostałem odtrącony, ostatecznie jednak, rzeczywiście skupiając całą swoją uwagę na komedii romantycznej.
W telewizorze leciała scena, gdzie panna młoda szła do ołtarza. Cały ślub miał miejsce w jakimś ogrodzie, gdzie było naprawdę dużo kwiatów. To wyglądało pięknie, tak samo jak suknia dziewczyny. Widziałem, że pan młody zamiast patrzeć na swoją przyszłą żonę, podziwia swoją byłą, a to dupek!
– Nie podoba mi się ten film – Louis wyraźnie się skrzywił, nawiązując do tego, na co przed chwilą sam narzekałem w głowie.
– Ten facet wyraźnie czuje coś do tej swojej byłem. W takim wypadku, dlaczego bierze ślub z inną kobietą? – zacząłem myśleć na głos, marszcząc brwi. – Ślub jest taki piękny, ale zmarnuje się, bo na pewno nie powie sakramentalnego "tak", skoro kocha nie tę dziewczynę, przed którą stoi.
– Ja nie rozumiem jak można tak spierdolić sobie w życiu, żeby być z tą osobą, z którą się wyraźnie być nie chce.
– Pewnie myslał, że w ten sposób zapomni o tamtej dziewczynie, albo że nowa laska zastąpi mu tamtą.
– To absurdalnie głupie – stwierdził Louis. – To tak, jakbym ja z jakiegoś powodu nie mógł być z tobą i związałbym się na przykład z Gemmą.
– On nie wiedział, że te laski są spokrewnione, a ty wiesz, że Gemma to moja siostrzyczka. I nawet byś jej palcem nie tknął w jakikolwiek sposób – zarzekłem.
– Nawet jakby nie była twoją siostrzyczką to nie tknąłbym jej, bo po pierwsze, jest moją przyjaciółką. Po drugiej, jestem pedałem.
– Ta druga rzecz jest zdecydowanie najistotniejsza – odparłem, szczerząc się. – O mój Boże, jaki śliczny bukiecik! Ahw! – pisnąłem.
– Jakie kwiaty chciałbyś mieć we włoskach i ogólnie w wystroju na naszym ślubie? – spytał szatyn,.
– O wow, to bardzo trudne. Muszę pomyśleć chwilkę – pwiedziałem, przymykając oczy, by wyobrazić sobie ten cudowny dzień
Cholera, przecież jeśli bym mógł, urządziłbym na moim ślubie, oraz weselu najlepiej wszystkie możliwe bukiety! Każdy kwiat był najpiękniejszy na swój własny, unikalny sposób.
– Dalie we włosach, razem z jakimiś mniejszymi kwiatuszkami. W kolorach bieli i różu – odparłem, ciągle nie otwierając oczu. – A w bukiecie róże, dalie i może... frezja, konwelia – nagle otworzyłem oczy. – To ty byłeś florystą i znasz się na kwiatach bardziej, niż ja.
– Ale to ty chcesz wianek – wzruszył ramionami. – Spisz to wszystko na kartce, a ja ci je załatwię, skarbie. Ciekawe czy nie zbankrutujemy zbyt prędko.
– Mhm, a-a myślałeś nad miejscem ślubu? Na pewno nie chcemy zwykłego urzędu cywilnego – parsknąłem.
– Podoba mi się w sumie opcja ślubu na dworze. Jako, że oboje chcemy, by odbył się w lato, raczej nie powinno padać.
– Śluby na dworze są cudowne! – rozmarzyłem się. – Czerwiec byłby dobry dla ciebie?
– Idealnie! – klasnął w dłonie. – Nie za gorąco ani nie zbyt chłodno!
– To.... za osiem miesięcy jeśli zdążymy ze wszystkim – odparłem, po tym jak szybko policzyłem wszystko na palcach. – Ja chcę już! – roześmiałem się, uświadamiając sobie, że osiem miesięcy to kupa czasu.
– A ja właśnie nie – przeciągnął, czym deliaktnie zbil mnie z tropu. – Wszystko musi być idealnie dopracowane. Nie możemy zrobić tego byle jak.
– Właściwie masz rację i miałem całkiem, chyba, fajny pomysł, wiesz? – zagryzłem wargę, myśląc o tym, co chciałem mu zaproponować.
– Jednak ubierzesz sukienkę?– westchnął dramatycznie jednak, widząc moją minę, spoważniał. – Co to za pomysł?
– Widziałem ostatnio twoje szkice. Szkicowałeś nasze tatuaże w notesie. Kotwicę owiniętą swoją liną – mówiłem, a on pokiwał zgodnie głową. – Jakbyś... dodał do tego kwiaty w okół, to czy nie byłby to dobry wzór na zaproszenia ślubne? Bo-bo to takie oryginalne i... huh, nasze.
– O rany – sapnął, a jego oczy momentalnie zwiększyły swoją objętość. – To jest... niesamowite! Genialne! Perfekcyjne! – wymieniał z aprobatą.
– Zayn zna się na kolorach. Mógłby pomóc dobrać barwy czy napisy... – uśmiechnęłam się delikatnie, widząc, że Louis szczerze zachwycony jest moim pomysłem. – Nawet z drugiej strony kartki moglibyśmy wstawić cytat którejś z moich piosenki – dodałem trochę ciszej i niepewniej.
– Sweet creature! – od razu krzyknął radośnie. Pisnąłem, przykładając palec wskazujący do jego ust. Spojrzałem na schody prowadzące do pokoju Raisin, a Louis momentalnie uspokoił swój zachwyt.
– Chryste, masz obsesję na punkcie tej piosenki – zachichotałem.
– Jest dla mnie taka magiczna i wzruszająca, sam rozumiesz. Chociaż z drugiej strony powinienem być na ciebie zły za nazywanie "słodkim"! Mimo to, nie potrafię – przegryzał wargę swoimi jedynkami, wyglądając jak mały jeżyk.
– Bo jesteś słodki! – powiedziałem. – Nie tyle, że z wyglądu, ale bardziej z zachowania... No i twoja miłość do mnie jest słodka!
– Co jest we mnie takiego słodkiego?! – oburzył się, wzdychając głośno, zupełnie jak małe, naburmuszone dziecko.
– Na przykład teraz buntuejsz się gorzej niż bliźniaczki – pokazałem mu jezyk. – Jesteś rzecz jasna bardzo męski, ale także słodki.
– Ty jesteś słodki, a nie ja. We mnie nie ma nic słodkiego, czy uroczego. Nie ma we mnie nic słodkiego w wyglądzie, ani zachowaniu. Wymień chociaż jedną taką rzecz we mnie. Huh?
– Dobrze! – odparłem pewnie, na co Louis nieco się zdziwił. – Dobrze, wymienię. Okej, więc.... Słodka jest w tobie twoja... troska. Zawsze tak troszczysz się o mnie i Raisin. Tak, właśnie! Zawsze jesteś tak słodko opiekuńczy w stosunku do nas. Albo kiedy bawisz się z Rai w księżniczkę i księcia, to również jest cholernie słodkie. Twoje usta są słodkie, twoje pocałunki są słodkie. To, że pomimo udawania twardziela, masz ogromne serce i ciągle rozkladasz ramiona, bym mógł się w ciebie wtulić. Rety, to jest najsłodsze, Lou! To jest bardzo słodkie. Albo kiedy po tym jak się kochamy zawsze pytasz czy wszystko dobrze, czy nic mnie nie boli, czy masz mnie pocałować w czółko. Jesteś tak ckliwy wtedy, misiu! Jest jeszcze więcej słodkich rzeczy w tobie, Lou. Kiedyś wypiszę ci to wszystko na kartce papieru.
Chłopak najwidoczniej nie spodziewał się takiej odpowiedzi ani trochę i z tego też powodu przyglądał mi się z wymalowanym na twarzy szokiem, który powoli zaczął przemieniać się w szeroki, rozczulony uśmiech.
– Jesteś słodkim stworzeniem, Louis – powiedziałem do niego powoli, siadając na jego kolanach okrakiem.
– Ty jesteś słodszym – zmarszczył swój nosek, w który go ochoczo cmoknąłem.
Louis uśmiechnął się do mnie, trzymając moją talię w swoich ramionach pod moją flanelową koszulą, która sięgała mi do uda, a pierwdze dwa guziki były rozpięte.
Szatyn zaczął podciągać moją górną część garderoby za co ja pacnąłem go w rękę. – Zbok!
– Jaki tam zbok? Chcę cię pooglądać po prostu.
Zachichotałem, unosząc swoje ramiona do góry, by Louis z łatwością mógł ściągnąć ze mnie górną część garderoby, co uczynił lada moment później. Patrzyłem się na niego z niemałym onieśmieleniem, gdy obserwowałem z jaką delikatnością sunął swoimi dłońmi po moim ciele i patrzył na nie z uwielbieniem.
– Podoba ci się? W końcu jest takie jak chciałem – powiedziałem do niego cicho, kiedy przejeżdżał palcem po moim mostku, gdzie swobodnie zwisał mój złoty łańcuszek.
– Przecież wiesz, że dla mnie niczego nie musiałbyś zmieniać, a i tak byłbyś najpiękniejszą istotą we wszechświecie – uśmiechnął się.
– Powtarzasz mi to prawie każdego wieczora, więc już o tym wiem. I nie ma nic lepszego od posiadania świadomości tego, że jestem dla ciebie piękny. – Przegryzałem swoją dolną wargę, sięgając rękoma przed siebie, by złapać szyję Louisa.
On mocniej wychylił głowę, aby na krótką chwilę złączył ze sobą nasze wargi. Gdy już się odsunął, szepnął do mnie: – Już nie boli cię brzuch? – jego dłoń automatycznie zsunęła się nas wysokość mojego pępka.
Pokręciłem przecząco głową. – Widocznie działasz na mnie jak mój prywatny lek – uśmiechnąłem się frasobliwie, cmokając szorstką przez zarost szczękę szatyna. Zacieśnił uścisk swej dłoni na moich plecach.
– Wiesz... dawno się nie kochaliśmy tak, że... kochaliśmy kochaliśmy. Ostatnio to było raczej takie szybkie i bardzo perwersyjne.
– Masz rację, sam nie wiem dlaczego tak się stało – zgodziłem się z nim, gładząc jego kark swoimi palcami. – Nawet po zaręczynach nie zrobiliśmy tego w tak, we właściwy... sposób.
– Ciągle mam obawy co do długiego seksu odkąd Raisin jest już taka rozumna i wychodzi z łóżka – przyznał całkiem poważnie, choć wydało mi się to śmieszne.
– Po prostu się odprężmy, Lou.
On ponownie przylgnął wargami do mojej szyi, demonstrując w ten sposób to, jak bardzo pragnął zrobić to ze mną właśnie tak. Sapnąłem głośno, poruszając biodrami naprzeciw jego krocza. Momentalnie zacząłem odczuwać nacisk mojego penisa na materiał jasnoszarych, znoszonych leginsów. Odchyliłem głowę w tył, pozwalając mu na całowanie mojego obojczyka w miejscu, gdzie kość wystawała najbardziej. Wytwarzając tarcie między naszymi kroczami poruszyłem się jeszcze raz, tym razem wolniej i dokładniej, dbając o to, by moje biodra poruszyły się rytmicznie i równo. Robiłem to krąglistym ruchem, łapiąc kolano Louisa, gdy mnie ssał. Rozsunąłem jego nogi, kładąc dłoń na jego brzuchu. Palce wślizgnąłem pod materiał jego koszulki, chcąc uścisnąć główkę jego penisa przez materiał dresów.
– Tak bardzo k-kocham twoje wargi Louis. Dokładnie w tym miejscu – przymknąłem swoje powieki, gdy automatycznie zaschło mi w ustach i potarłem delikatnie pare szorstkich włosów zdobiących miejsce nad jego penisem, chwilę później wędrując palcami po całej jego długości, aż do trzonu. Pod moim dotykiem jego penis twardniał i w końcu poczułem wyciekający preejakulant, który sprawił, że tarcie było mniej suche.
– Tutaj? – mruknął, liżąc krótko to konkretne miejsce, o którym doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż byłobczułe. Po chwili także je zagryzł ssąc.
– Tak – sapnąłem z przyjemności. – Dokładnie w tym miejscu, uwielbiam to – jęknąłem, znów poruszając swoimi biodrami w najlepszy sposób, jaki tylko mogłem. – Chodźmy do sypialni. Proszę, skarbie – oparłem czoło na skroni Louisa, czując, że już teraz nie mam siły na podniesienie się, a to wszystko przez to, jak szybko Louis stwarzał ze mnie istny bałagan.
Jednocześnie czułem podekscytowanie i ciekawość.
– Tam też już dawno nic nie robiliśmy seksualnego – zaśmiał się. – Ostatnio preferujemy prysznice, czy też blaty.
– Co się z nami stało? – spytałem z wyrzutem, śmiejąc się cicho, kiedy podniósłem się na równe nogi, które już się trzęsły i wyciągnąłem dłoń do Louisa. – Zrobiłeś ze mniie zwierzę – oskarżyłem do, dłonią szarpiąc za drobne ucho szatyna. Chciałem go rozgrzać w jak najbardziej intensywny sposób.
– W końcu nabrałeś stuprocentowej pewności siebie i nie wstydzisz się mnie, skarbie – puścił mi nie tak ukradkowe oczko.
Pisnąłem z urwanym śmiechem, kiedy Louis wziął mnie w swoje ramiona, unosząc do góry i po chwili niósł mnie jak panną młodą do naszej sypialni, aż do momentu gdy poczułem pod sobą miękki materac. Wydawało mi się, że tak szybko się tu znalazłem przez to, że byłem zupełnie pozbawiony cierpliwości i wszelkich manier. Louis był cały mój, dlatego dotykałem go we wszystkich miejscach, do jakich tylko moje dłonie miały dostęp.
– Nawet nie wiesz jak bardzo uwielbiam mocny sen Raisin. – zachichotał, obdarzając mój tors pocałunkami. – Mogę zrobić z tobą tyle rzeczy...
– A nie uważasz, że, oh... Że masz na sobie za dużo ubrań? – spytałem w trakcie tego, gdy rozmieszczał swoje pocałunki coraz wyżej, w końcu będąc na wysokości mojej twarzy.
– Masz absolutną rację – uśmiechnął się półgębkiem, podnosząc do góry, aby ściągnąć energicznymi ruchami swoją koszulkę przez głowę, następnie rzucając ją na podłogę.
– Teraz dużo lepiej – zacmokałem, kładąc dłonie na jego barkach. Zacząłem je erotycznie masować. – Mogę podziwiać cię tak, jak ty mnie – powiedziałem sunąć rękami po jego mięśniach. – Zróbmy to w takiej pozycji, dobrze? – spytałem, sięgając dłonią do jego policzka. Chciałem patrzeć w jego oczy, to była jedna z moich ulubionych rzeczy w naszym stosunku, a ostatnio robiliśmy to tak, że nie mogłem widzieć jego twarzy.
– Z rozkoszą, kochanie – zgodził się cichutko, ponownie nachylając się do moich warg, które bardzo namiętnie pocałował.
Oddałem każdy ruch z wielkim uczuciem i miłością, którą chciałem przekazać w tym geście. Każdy najmniejszy ruch chciałem wykonać perfekcyjnie, by tylko za pomocą pocałunków Louis poczuł się najlepiej jak było to możliwe. Ja sam czułem się jak w niebie. Całkowicie oddałem się rozkoszy, ruchom jakie powtarzaliśmy i wytwarzanym dźwiękom.
***
– T-tak mi dobrze, L-Lou... – wystękałem, wciskając swoje krótkie paznokcie w jego bicepsy, zostawiając w nich malutkie półksiężyce. Wczepiałem opuszki palców w ramiona ozdobione czarnym tuszem za każdym razem, gdy szatyn wsuwał się we mnie niemalże do samego końca, jednocześnie nie robiąc tego zbyt mocno, by mnie nie skrzywdzić. Nie pamiętam kiedy ostatnim razem robił to aż tak dokładnie, ale teraz, kiedy oboje dbaliśmy o najmniejsze detale naszego stosunku, cały sufit, na który co jakiś czas zerkałem wirował i to upewniało mnie tylko w tym, że był to najlepszy seks od wieków.
– Kocham cię, H-harry. Tak bardzo. No dalej, bądź dla mnie głośny, promyczku.
Ruchy Louisa były energiczniejsze, lecz za każdym razem tak samo dokładne i byłem przekonany, że od ciągłego wyginania swojego kręgosłupa plecy będą go niemiłosiernie boleć. W końcu zajeczałem gardłowo, gdy zaczął uderzać w moją prostatę raz po raz.
– Blisko, jestem blisko – wydyszałem, kładąc dłonie na tyle głowy swojego chłopaka, aby przyciągnąć go w miarę możliwości jeszcze bliżej siebie. Mój penis zaczął mocno pulsować, a ja trafiłem siły. Spuściłem dłonie, uciskając pośladki chłopaka z łokciami luźno opierającymi się na materacu. Jedynie moje łydki wciąż kurczowo trzymały bioder mężczyzny.
Louis złapał się dłońmi ramy łóżka nad moją głową, przez co wyglądał seksowniej niż kiedykolwiek, gdy jego wszystkie mieście napięły się do granic możliwości; zbliżył się na tyle, bym mógł jęczeć dosłownie w jego usta, które złączył z moimi własnymi wargami. Westchnął podczas naszego pocałunku, stękając nisko.
– Patrz na mnie – polecił, niemal przy tym warcząc. – Chcę widzieć cię, gdy już dojdziesz, kochanie. Dalej, huh.
– Ah-w. Kocham cię, kocham cię! – starałem się nie wrzeszczeć, kiedy Louis uderzył w mój punkt ostatni raz z dużą siłą, a ja wytrysnąłem na nasze klatki piersiowej brudząc je wraz z pościelą, pod którą leżeliśmy zakrycie do pasa w dół. Blada ciecz ubrała tors Louisa, wyciekając w coraz większej ilości z szczeliny mojego penisa. Odchyliłem głowę, czując pod karkiem chłodny materiał.
Chłopak wymamrotał jakieś urwane przekleństwo, kiedy szarpnął swoimi biodrami jeszcze dwa razy, po ostatnim pchnięciu zastygając w bezruchu, a ja podziwiałem jak na jego twarzy wymazuje się boski grymas przyjemności.
Powoli puścił ramę łóżka, które przez ten czas obijało się w równym rytmie o ścianę, prawdopodobnie pozostawiając tam zdarcia farby. Oparł się na dłoniach, ale jego ramiona zadrżały, przez co powoli opadł na moje ciało. Byłem wymęczony bardziej niż za tymi wszystkimi razami, które ostatnio przeżyliśmy.
– Tego potrzebowaliśmy, Harry – on przerwał tę chwilową ciszę jako pierwszy, dysząc miarowo we wgłębienie w mojej szyi.
– Brakowało mi tego bardzo – sapnąłem, wydychając przez usta gorące powietrze. Czułem się tak dobrze, mój Boże. Mimo, że nasze brzuchu były lepiące od nasienia, to było to takie przyjemne.
– Jak to możliwe, że przy tym jestem zawsze dużo bardziej zmęczony i spocony niż kiedy robimy to szybciej i mocniej? – spojrzał na mnie.
– Nie pytaj mnie o takie rzeczy, bo nie potrafię teraz złożyć czegóż z sensem – parsknąłem przymykając oczy. – Sam mi powiedz czemu jestem tak zmęczony jakbym przebiegł maraton, a nie ruszyłem się z miejsca od jakiejś godziny?
– Myślę, że to dlatego, że kiedy jesteś podniecony i uprawiasz seks to krew ci krąży równie szybko – odparł. – Kurwa, kurwa – westchnął.
– Na pewno tak jest w tych dolnych partiach – zaśmiałem się, a kiedy Louis chciał się podnieść ja go przytrzymałem dłońmi. – Poleżmy tak jeszcze chwilę, tak mi tu dobrze. Daj nam moment.
– Okej, okej – pokiwał głową, znowu układając się tak, jak przed chwilą. – Myślałem, że jest ci niewygodnie.
– Jest perfekcyjnie – wyznałem, obejmując jego szyję tak, że znów byliśmy najbliżej siebie jak było to możliwe, a Louis ucałował mój nos.
– Mógłbym to robić z tobą cały dzień, tak jak w ten weekend nad jeziorem – wyznał. – Jedynie z przerwami na jedzenie i sen.
– Moglibyśmy tak robić w podróży poślubnej – uśmiechnąłem się szeroko, wzdychając na nadmiar gorąca w pokoju, ale mimo to było mi tak idealnie, że chciałem zostać tak wiecznie.
– Ah, cały miesiąc tylko dla nas – westchnął z rozmarzeniem. – Tylko trzeba wtedy podrzucić komuś Rai. Pewnie zrobimy tak, żeby nasze rodzinki i potem Zayn z Niall’em się nią wymieniali pod noszą nieobecność.
– Tak, będzie miała ciekawie – zachichotałem, głaszcząc policzek Louisa i patrząc w jego oczy, które zawsze w takich intymnych sytuacjach są ciemniejsze niż zwykle.
– Boże, chyba sobie coś naciągnąłem w nodze – skrzywił się, gdy zauważyłem, że poruszył się trochę pod pościelą.
– Ale wiesz jak po tej nocy wyrobił ci się na pewno tyłek? Jutro będzie bolał cię bardziej niż mnie – zaśmiałem się, kładąc dłoń nad jednym z jego pośladków.
– Bardziej to czuję uda, niż dupę, ale fakt. Może tak być – parsknął, w końcu podnosząc się ze mnie.
Poruszyłem kilka razy biodrami z grymasem na twarzy, czując nagłą pustkę wewnątrz mnie.
– Boli? – zmartwił się, nagle kładąc dłoń na moim policzku. Musiał źle odczytać mój wyraz twarzy.
– Nie, nie. Pusto mi – wykrzywiłem twarz w grymasie, wydymając delikatnie wargę i zmarszczyłem przy tym lekko brwi.
– Boże, jesteś taki spedalony – zaśmiał się głośno, czym mnie zaraził, gdy zdejmował kondom.
– Nie jestem pedałem! – krzyknąłem na niego z udawanym oburzeniem. Mój narzeczony jest – sprecyzowałem. – I jeszcze jestem cały w nasieniu.
– To jest już na maksa pedalskie, kotku – pokazał mi język, szukając na dnie szafki nocnej chusteczki. Wyrzucił z szuflady przez przypadek skórzane kajdanki. – Uh, kurwa – warknął. Zachichotałem, kiedy zabawka upadła z hukiem na podłogę. Grymasząc wychyliłem się poza łóżko, wrzucając je do szuflady. – Kochanie, możesz mi powiedzieć poco jest nam tyle zabawek analnych? – spytał, po dłuższym czasie odnajdując chusteczki higieniczne.
Wzruszyłem ramionami. – Nie przeszkadzała ci ich ilość, kiedy je kupowałeś.
– Dobra, masz rację – uśmiechnął się, zaświecając lampkę nocną. Jak dotąd nie tylko ta po mojej stronie się świeciła. Wyciągnął jedną chusteczkę, opadając całkiem na materac.
Zachichotałem, kiedy Louis połaskotał mnie papierem po torsie.
– Myślisz, że Rai będzie się budzić czy już mamy spokój i możemy iść spać? – zapytał.
– Chodźmy w lulki – uśmiechnąłem się szeroko, odgarniając z twarzy moje włosy, które zwijały się i opadały na mokre czoło.
– Mówisz jak małe dziecko – stwierdził. – I to niby ja jestem słodkim stworzeniem?
– Tak, Sweat Creature – powiedziałem, odkrywając delikatnie swoje ciało na wyskość motyla na moim brzuchu. Było mi nadal zbyt gorąco. Miałem tej nocy wszystko gdzieś i nie chciałem spać pod przykryciem z nadzieją, że Raisin rano nie odnajdzie nagich rodziców.
– Aha. A więc nie przytulisz się do mnie dziś? – prychnął, nawiązując do tego jak daleko się znajdowałem.
Od razu przysunąłem się do niego, kładąc głowę na klatce piersiowej mojego anioła i rękę przełożyłem przez jego talię, by być jak najbliżej jego ciała jak tylko było to możliwe. Spletliśmy swoje nogi, gotowi do spania.
– Teraz mi pośpiewaj – zażądał bez ogródek.
Uniosłem brew, otwierając oczy.
– No proszę, pośpiewaj mi troszkę – zaproponował. – Działa to na mnie lepiej niż jakakolwiek możliwa kołysanka.
– Ostatnio napisałem coś nowego – przemówiłem sennie. – Może pamiętasz jak obserowałem Ciebie i Raisin, bawiących się. Wtedy napisałem "eighteen" – oznajmiłem. – Jeszcze nie jest dopracowana w stu procentach, ale mogę spróbować ci zanucić.
– Jest o mnie? – zapytał z nadzieją, a ja automatycznie pokiwałem głową. – W takim razie już ją kocham.
– W takim razie kochasz je wszystkie, narcyzie – pacnąłem go w klatce piersiową, wtulając się w niego jeszcze mocniej.
– Musisz napisać kiedyś jakąś o Raisin, żeby nie było jej przykro – odparł ze śmiechem, później się wyciszając, abym mógł zacząć śpiewać.
Wbijajcie na mój profil i czytajcie #BitchInAmsterdam, bo mi przykro, gdy nie widzę odzewu 😭
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top