51. Jeśli już tak mówimy o przyszłości...

Dzisiejszy dzień był bardzo ładny. Tak naprawdę w ogóle nie zanosiło się na jakąś mroźną zimę w naszym miasteczku. Pomimo, iż mamy ostatnie dni listopada na niebie pojawiło się słońce, więc postanowiłem wykorzystać taką piękną pogodę.

– Pójdziemy do pracy taty – poinformowałem dziewczynkę, podczas przewijania jej. – Pojedziesz tam w wózku, bo salon wujka Zayna nie jest daleko.

Raisin otworzyła delikatnie swoje usteczka, po chwili wkładając do nich swoją piąstkę. Zaśmiałem się, odpowiednio ją ubierając. Pomimo nieprzesadnie niskiej temperatury wolałem, by była ubrana ciepło. W dodatku to był nasz pierwszy spacer, więc byłem dodatkowo przewrażliwiony.

– Masz smoczka – wcisnąłem jej gumową końcówkę z różowym plastikiem do buzi, samemu ubierając kurtkę, oraz buty. Musiałem jeszcze przymocować nosidełko, w którym leżała mała Rai, do wózka. – Kurwa, jak ten twój stary robi to w pięć sekund, a ja już się z tym siłuję dwie minuty? – sapnąłem, zaciskając zęby. W końcu usłyszałem charakterystyczne kliknięcie, więc nosidełko stabilnie trzymało się wózka. Wypuściłem ze swoich ust trochę powietrza, układając usta w dziubek. Gdy wszystko było gotowe, mogłem wychodzić z domu.

– Dobra, młoda, jeśli nadejdą turbulencje, to spokojnie, po prostu twój tatuś nie umie znosić wózka z werandy – zaśmiałem się, otwierając drzwi wyjściowe. – To co? Na trzy? – spytałem mojej córeczki, wówczas zamykając drzwi na klucz, który schowałem do kieszeni kurtki. – Raz... dwa... – liczyłem, chwytając dwie krawędzie wózka, w którym leżała zakopana w kocu Raisin. Na trzy uniosłem go i już chwilę później, po zamknięciu furtki, spokojnie jechaliśmy sobie wzdłuż chodnika. Obserwowałem jak Raisin spogląda na mnie lekko zdezorientowana. – Jesteś już po raz drugi na dworze, co? – zagadnąłem ją. – Nie dość, że najpierw cię wyciągają siłą z brzucha to jeszcze potem na zimne powietrze cię wynoszą? Ale spokojnie. Ze mną jesteś bezpieczna – zapewniłem, poprawiając kocyk córeczki, który skopała nóżkami. – Ostrzegam cię też, że po drodze możemy spotkać ludzi, którzy będą tu wciskać głowy i piszczeć jaka to jesteś słodka, ale wiesz, przetrwaj to jak diva.

Dziewczynka patrzyła na mnie, a ja rozpływałem się przez sposób, w jaki ssała swój smoczek. Była rozkoszna. Musiałem zrobić jej zdjęcie. Chciałem fotografować każdą wyjątkową chwilę.

Droga do salonu minęła nam na moim ciągłym gadaniu do niej, za co kilkukrotnie otrzymałem od mijających mnie ludzi dziwne spojrzenia, ale oczywiście się nimi nie przejmowałem. W końcu zauważyłem charakterystyczny napis oświetlający niewielki budynek, na co uśmiechnąłem się. Bardzo dawno mnie tu nie było.

– Powiedz ładnie "dzień dob"... – urwałem, następnie śmiejąc się. – Zapomniałem, że nie umiesz mówić, skarbie – pokręciłem głową, ciągnąc za klamkę od drzwi. Uśmiechnąłem się od razu, widząc szczerzącego się Zayna, natomiast Louis był zbyt pochłonięty pracą, by mnie w ogóle zauważyć. Właśnie wykańczał tatuaż na przedramieniu jakiegoś faceta.

– Harry! – Malik od razu wstał od swojego stanowiska, a szatyn słysząc moje imię, odwrócił się, aby spojrzeć na mnie z zaskoczonym uśmiechem i skrzącym i oczami.

– Kochanie! – pisnął, przepraszając na moment swojego klienta, by do nas podejść. Gdy Zayn już przywitał się ze mną i zaczął rozmawiać z Rai, Tomlinson pocałował mnie krótko w usta, mamrocząc ciche "super, że przyszedłeś". Uśmiechnąłem się do niego, zaraz później orientując się, że wózek, który stał koło mnie znikną. No tak... Wujek Zayn wkroczył do akcji.

– Rozbierz ją chociaż jak już masz zamiar się nią bawić – zwróciłem mu uwagę, widząc jak mulat wyciagnął dziewczynkę z wózka. – Ostrzega, że może zacząć skomleć albo wymiotować, bo jadła równo godzinę temu – spojrzałem na zegarek, lśniący na moim nadgarstku.

– Nie martw się! Wiem co robić – usłyszałem jeszcze bardziej ciche "prawda maleńka?" na co zachichotałem.

– Z dziećmi czuje się jak ryba w wodzie – mruknął do mnie Louis.

– Wracaj do pracy, a ja się rozgoszczę – powiedziałem, całując go jeszcze w policzek.

– Usiądź sobie koło mnie jak zawsze – poprosił, odchodząc.

– Tylko daj mi się rozebrać – mlasknąłem ustami, rozpinając kurtkę. – Zayn, radzisz sobie na pewno? – zapytałem, wieszając swoją wiatrówkę na oparciu krzesła.

– Tak, tak. Wychowywałem się z mnóstwem młodszych sióstr i kuzynów w domu – machnął ręką, pozbywając się miniaturowych rękawiczek Raisin. Uśmiechnąłem się, siadając obok miejsca pracy Louisa, który aktualnie rozmawiał z klientem o tym, ile powinien czekać zanim zamoczy tatuaż pod wodą. Wyjąłem w międzyczasie komórkę ze swojej kieszeni i napisałem do Nialla informując go o tym, że jestem w salonie i jeśli może, to niech przyjdzie zająć się Raisin razem z Zaynem.

Gdy klient wyszedł, wówczas płacąc Louisowi pęczkiem zwiniętych pieniędzy, ten od razu potruchtał do Malika, kładąc banknoty na swoim biurku.

– Daj mi moją córkę! – zawołał i od razu wyciągnął ramiona do niemowlaka. Raisin zaczęła pojękiwać chyba zbyt bardzo zdezorientowana odgłosami.

– Teraz jest moja! – mulat pokazał mu język i osłonił Rai swoim ciałem.

– Ale ona chyba ma pełną pieluszkę... Nie czujesz? – brwi Louisa wykrzywiły się w łuk. Choć ja wiedziałem, że podpuszcza Zayna, to nasz przyjaciel nie był tego świadomy, gdy natychmiastowo oddał dziecko szatynowi.

– Frajer – prychnął, wcierając swój zarost w twarz dziewczynki, a na jej twarzy pojawiły się grymasy przypominające uśmiech. Uśmiechnąłem się na ten widok. Louis i nasza Rai to chyba był jedyny obrazek, na który mogłem patrzeć aż do śmierci.

– Spróbowałem zrobić jej tę herbatkę z polecenia Lottie, no wiesz, kupowałeś ją wczoraj – zachichotałem, spoglądając na moją rodzinę. Szatyn kiwnął głową. – Piła ją w drodze z wielkim smakiem.

– To świetnie! – Louis wyszczerzył swoje zęby w sposób, w jaki kochałem to najbardziej. Położył swoją skroń na główce dziewczynki skrytej pod różową czapeczką. – To już najwyższy czas, Rai-rai. Jesteś już dużą dziewczynką i potrzebujesz więcej witamin.

Oglądałem z zachwytem jak mała unosi rączkę i uderza tatę prosto w nos. Louis skrzywił się, gaworząc do niej i grożąc, że jeśli będzie go bić, nie dostanie jedzenia. Patrząc w jej oczy szybko pokręcił głową mówiąc tylko, że żartuje i jak tylko wrócimy do domu da jej coś smacznego. Oczywiście mogło to być tylko mleko.

– Dosłownie za chwilę mam kolejnego klienta, więc muszę się nacieszyć moją bułką. Co się tak gapisz, lamo? – powiedział, całując nos dziewczynki, odpowiadając tym na zaciekawiony wzrok Zayna.

– Bułką? – zaśmiałem się.

– No, bo w końcu Rai wygląda jak taka mała bułeczka.

– Bardzo dużo je, nic dziwnego – uśmiechnąłem się półgębkiem, patrząc jak dziewczynka mruga na Louisa z intrygą.

– Też byłem taki pulchny jako niemowlak – odezwał się Zayn. – Moje policzki wyglądały jakby lada moment miały pęknąć.

Zaśmiałem się, dziękując, gdy Zayn podał mi kubek kawy, przypominając, że teraz już mogę ją pić. Upiłem łyk, powstrzymując przy tym usatysfakcjonowany jęk. Picie lub jedzenie rzeczy, których nie wolno mi biło w trakcie ciąży teraz przypominało niebo.

– Myślisz, że nie jest głodna? Jakoś ciągnie ją do tej twojej kawy – mruknął szatyn, całując główkę dziewczynki, która patrzyła na mnie.

– Jezu, ona by wszystko zeżarła – jęknąłem buńczucznie, podchodząc do wózka, w którym znajdowała się butelka. – Mógłbyś zagotować jeszcze trochę wody? – spytałem Zayna. Odpowiedział, że jeszcze trochę zostało mu w elektrycznym czajniku, więc uśmiechnąłem się, już po upływie dwóch minut podając Louisowi butelkę do ręki. Chłopak z rezolutnym uśmiechem zaczął karmić naszą córeczkę, która podczas tego patrzyła się na niego spod delikatnie przymrużonych powiek.

– Daj mi pieluchę tetrową, zaraz poleje jej się po brodzie – zagaił do mnie, a ja szybko podszedłem do niego z chustą, podkładając ją pod bródkę Raisin. Ułożyłem dłonie na barkach Louisa obserwując nasz skarb. Co dziwne, nie wyglądała na śpiącą, a przecież podczas jedzenia prawie zawsze zasypiała.

– Muszę przyznać, że wasza córka jest naprawdę śliczna – wyznał Zayn, posyłając nam kordialne spojrzenie. – Na początku bez bicia przyznaję, że uważałem interseksualizm za dość dziwną rzecz, ale teraz widzę w tym same plusy. Dwójka facetów może mieć dziecko, ale takie... z genami was obu. Raisin może wyglądać jak Harry, a zachowywać się jak Tommo, albo odwrotnie! To jest zajebista sprawa.

– Powiedz nam coś, czego nie wiem – zaśmiałem się. – Niall tu zaraz będzie. – poinformowałem ich, po otrzymaniu wiadomości "ubieram się i lecę".

– Niall?! Ale jak ja wyglądam? – Zayn zerwał się, od razu biegnąc do swojego biurka. Wyjął lakier do włosów i począł je poprawiać. Odpiął jeden guzik swojej koszuli i spryskał miejsce za uszami delikatnym perfumem. Przyglądałem się temu wraz z Louisem, z rozbawieniem.

– Zachowujesz się jak taka typowa trzynastolatka, która ma zaraz minąć w sklepie swojego crusha – odparł kąśliwie Tomlinson. Zayn posłał mu groźne spojrzenie, podwijając rękawy swojej czerwonej koszuli w kratę w taki sposób, by jego ramiona były widoczne.

– Przecież tej blondynce gacie spadną jak tylko tutaj wejdzie – parsknąłem.

– Oby nie – mruknął Louis. – Nie chciałbym być tego świadkiem...

– A ja myślałem, że on zawsze wygląda tak dobrze sam z siebie – pokręciłem głową, gdy Zayn potruchtał do kuchni prawdopodobnie w celu zrobienia kawy dla swojego chłopca.

– Ja też się tak zachowywałem? – spytał mnie Lou. Topiłem się pod jego ciepłym uśmiechem. Miałem ochotę teraz rzucić się na niego z pocałunkami, bo był taki piękny i seksowny.

Wzruszyłem ramionami, dodając do tego ciche "nie wiem, nie pamiętam" i chciałem powiedzieć coś jeszcze, jednak przerwał na odgłos otwieranych głównych drzwi do salonu.

– Owww! – Niall od razu pisnął, podchodząc do Raisin, która zasypiała w ramionach Louisa i schylił się, by na pocałować jej główkę. Przywitał się też z szatynem i na końcu podszedł do mnie, by pocałować mój policzek.

– Widzę, że jesteś dzisiaj w dobrym humorze i jest to dziwnie podejrzane – zwróciłem mu uwagę.

– Gdzie Zaynie? – zignorował mnie, rozglądając się, jak zagubiona blond małpka na nowym wybiegu w zoo. Przewróciłem czule oczami.

– Wiedziałem, że nie przyszedłeś tu dla mnie – bąknąłem. Blondyn pokręcił głową, delikatnie się rumieniąc. Przez ostatni czas zrobił się bardzo ckliwy i wstydliwy.

– Jest w kuchni – w końcu dopowiedziałem, a gdy rozpromieniony Irlandczyk zaczął kierować się w tamtą stronę, Louis zawołał jeszcze:

– Specjalnie się szykował na zobaczenie cię, bo jeszcze dwie minuty temu wyglądał jak gówno!

Niall roześmiał się i wręcz w podskokach skierował się do swojego chłopaka. Ja w tym czasie podniosłem się, by spytać o coś Louisa.

– Myślisz, że spali ze sobą? Patrz jak się zachowują – zachichotałem.

– Myślę, że było gorąco, a ich łóżko było głośniejsze niż kiedykolwiek wcześniej – pokiwał głową. – Odkąd tylko dzisiaj postawiłem nogę w robocie, Zayn jest dla miły. Czaisz?! Zayn jest dla mnie miły!

– Dla ciebie? Zayn? Ten Zayn? – zaśmiałem się melodyjnie, gdy chłopak otworzył szeroko oczy kiwąwszy łepetyną.

– A więc wszystko jasne – skwitowałem z samozachwytem. Mój wnikliwy wyraz twarzy bawił Louisa. – Są tylko dwa wyjścia. Albo oboje są chorzy na łeb, albo, co jest bardziej prawdopodobne, wczoraj bawili się całkiem dobrze.

– Niall ma koszulkę pod samą szyję, coś jest na rzeczy.

– Trzeba to zbadać – zmrużyłem detektywistycznie oczy, w głowie śmiejąc z tego, jak oboje brzmieliśmy.

– Nie zostawimy tego tak. W końcu pamiętasz, że założyłeś się z Niallem? – delikatnie kołysząc dziewczynką w ramionach, podszczypał mój bok. Chciałem odpowiedzieć, ale (ponownie) przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi.

– Pewnie klient – Louis odezwał się po cichu, kiedy utkwiliśmy wzrok w wyglądającym na mniej więcej w moim wieku chłopaku. Miał blond włosy, był niezbyt wysokiego wzrostu, całkiem szczupły, a w jego nosie znajdował się kolczyk.

– Louis Tomlinson? – przymróżył oczy, oglądając całą sylwetkę mojego chłopaka. Nie wróżyłem nic dobrego, widząc tego faceta. – Z dzieckiem? – parsknął, patrząc na Rai. – Jeszcze nie tak dawno temu trzymałeś coś innego w dłoni.

Moja twarz nie mogła wyrażać nic innego prócz zwyczajnego szoku. Mina Louisa zresztą nie różniła się zbytnio od mojej.

– Znamy się? – uniósł brew, mocniej przytulając naszą córkę do piersi.

– Aiden Hughes – przedstawił się chłopak. – Już nie pamiętasz mojego imienia? Przecież znaliśmy się tak dogłębnie... – odparł, przez co niemal zakrztusiłem się powietrzem. W tym samym momencie do pokoju wszedł Zayn i Niall. Louis cały czas patrzył się na chłopaka wielce zdezorientowany, a ja liczyłem w głowie do dziesięciu, aby powstrzymać się przed roztrzaskaniem głowy nieznajomego o podłogę.

Jego teksty były dziecinne i w dodatku obrzydliwe.

– Zmieniłeś kolor włosów.

– Yeah, nie tylko to. Trochę urosłem – powiedział z przekąsem. Postanowiłem odebrać Raisin z ramion Louisa, zabierając dziewczynkę i włożyłem ją do wózka.

– Fajnie – Louis odchrząknął. – Chciałeś napis na ramieniu, tak? – od razu przeszedł do kwestii tatuażu, gdy ja podszedłem rozkojarzony do Zayna i Nialla.

– Tak jest – chłopak wzruszył ramionami, podchodząc do Louisa. Szatyn rozkazał mu usiąść na fotelu.

– Zayn, co to jest za przydupas? – wysyczałem przez zęby, wskazując ruchem głowy na prawdopodobnie swojego rówieśnika.

– Szkoda strzępić ryja. Mały kutas z niego – powiedział Zayn, z widoczną odrazą do chłopaka. – To jeden z byłych... – widać było, że mulatowi ciężko było wypowiedzieć to na głos – kochanków Louisa.

– A-ale... – zacząłem – Lou mówił, że nigdy nie był w związkach.

– Nie był – machnął ręką. – Spokojnie, H, nie okłamał cię. Po prostu miał typków, z którymi spał, ale ten był jak istny wrzód na dupie – westchnął. – Przez pewien czas gówniarz się nie chciał od niego odczepić.

– Gówniarz? Ile on na lat? – spytał Niall, patrząc nieufnie na chłopaka.

– Teraz jest od was... – szybko obliczył to w głowie – rok starszy.

Pokiwałem głową patrząc w wózek, gdzie Rai zaczęła ruszać się niespokojnie, więc począłem bujać wózkiem, jeżdżąc nim w przód i tył..

– Spokojnie, kochanie – szepnąłem, głaszcząc jej główkę, patrząc spode łba na Louis, który zaczął wykonywać tatuaż. Po języku jego ciała mogłem się domyśleć, że był okropnie spięty. Później usłyszałem, jak chłopak coś do niego mówi. Louis odłożył maszynkę, jeszcze przed wykonaniem pierwszej linii na ramieniu chłopaka.

– Słuchaj nadgorliwcu – wręcz plunął ogniem w chłopaka. – Zazwyczaj jestem bardzo miły dla klientów, ale jeśli w tym momencie się nie zamkniesz to możesz stąd wypierdalać. Rozumiemy się? Nie zawaham się zostawić twojej dziary właśnie w takim stanie.

Uśmiechnąłem się dumnie, widząc na jak zszokowanego jego słowami wyglądał chłopak, którego cwaniacki uśmieszek prędko zniknął.

– Mówię tylko to, co myślę.

– Pokażę ci coś – pokazał ręką w moją stronę, następnie mówiąc: – W tym wózku leży moja córka, a tuż przy niej stoi mój chłopak. Oszczędź im oglądania tej błazenady.

Przesłałem buziaka Aidenowi, którego gałki oczne prawie wyskoczyły na wierzch.

– Radzę ci zachować resztki dobrego wychowania i przymknąć się – dodał od siebie Zayn.

Chłopak westchnął tylko, mówiąc coś w rodzaju "dobra, nie wiedziałem" i ostatecznie zamknął swoje usta, nastawiając ramię do Louisa. Ciepło dumy rozlało się we mnie od środka.

– Mój skarb – mruknąłem, zerkając w stronę Nialla, który siedział wygodnie na kolanach Zayna. Spojrzałem na nich podejrzliwie, ściągając brwi, w tym samym czasie kołysząc wózkiem. Podjechałem bliżej tej tajemniczo zachowującej się parki, zanim wreszcie ich zapytałem:

– To co, fajnie wczoraj było?

Niall od razu spłonął rumieńcem, chowając twarz lekko w szyi mulata, który zagryzł wargę, uśmiechając się do mnie nerwowo. – Pokaż, co masz pod tym golfem – wyszczerzyłem się, sięgają rękę do szyi blondyna, który szybko odtrącił moje palce.

– Nie-e – fuknął, niczym małe dziecko, krzyżując ramiona na swojej klatce piersiowej. Zachichotałem pod nosem, jednak później zaniemówiłem słysząc mamrot Nialla. – Wygrałeś zakład...

– Tak! – krzyknąłem z podnieceniem, zwracając tym na siebie uwagę także Louisa i Aidena, za co przeprosiłem cicho. Wiedziałem, że w końcu to się wydarzy. Nie było innej opcji, by Horan nie był na dole. Dla mnie ta sprawa była oczywista od samego początku.

– Wow, możesz chodzić? – dokuczałem mu cały czas. – Podziwiam cię normalnie, przyjacielu!

Niall westchnął, odwracając się do mnie tyłem i całkowicie schował twarz w szyi Malika. Spojrzałem na Zayna poruszając swoimi brwiami; sam nie wiedziałem, że potrafię być taki nieznośny.

– Chcesz, to sobie zobacz – parsknął Malik, wbrew woli Horana chwytając za wysoki kołnierz, który opuścił w dół ukazując mi pokaźną ilość malinek.

– No, piękne! – zachichotałem, klepiąc blondyna po plecach. – Nie kryj się z tym Niall, mam podobne, w innych miejscach – puściłem do niego oczko, śmiejąc się.

– Pamiętam jak kiedyś często miałeś całą szyję, a nawet dekolt w bordowych plamach – wymamrotał patrząc na mnie. – To wyglądało jakby Louis miał zamiar cię powoli zjeść.

Zaśmiałem się, w zgodzie z Niallem kiwając głową. Trochę brakowało mi ciągłego oznaczania. Jakoś wraz z Louisem już nie robiliśmy sobie malinek tak często, jak na początku naszego związku.

– Boże, jak on się zmienił... – westchnął Zayn, mając na myśli Aidena, na którego cały czas bacznie spoglądał.

– Co masz na myśli? – obserwowałem jak Louis z zaciśniętymi wargami robi swoją pracę.

– Zupełnie inne włosy, budowa ciała, wzrost, głos, kurwa wszystko! – zmarszczyłem brwi słysząc to.

– Kiedy ostatni raz go widziałeś?

– Ze trzy lata temu – moja i Nialla szczęka prawie dotknęła podłogi.

– Że co? Czyli on miał wtedy... szesnaście lat?

– Harry, posłuchaj... On i Louis, hm.. to naprawdę nie było nic poważnego, nawet tak nie myśl.

– Przecież to było dziecko... – nadal kontynuowałem, jakby głuchy na to co mówił Malik.

– Ten szczyl podawał się za pełnoletniego. Miał nawet fałszywy dowód, przez który wchodził do wszystkich klubów.

To było dla mnie takie surrealistyczne.

– Przecież Louis też był wtedy młodszy – Horan wzruszył ramionami, nie rozumiejąc mojego wywodu.

– Ale to jest... – urwałem szukając odpowiedniego słowa – dziwne. Przecież między szesnastolatkiem, a choćby takim osiemnastolatkiem jest wielka przepaść umysłowa...

– Harry... Aiden to skończona dziwka, chciał tylko starszego chłopaka do pieprzenia. Może spali ze sobą dwa lub trzy razy. Nic więcej ich nie łączyło. To przeszłość!

Jęknąłem z frustracją bezwładnie opadając na krzesło. – Przepraszam. Nie wiem, czemu tak się tym przejmuję...

– To proste... Czujesz w pewnym rodzaju zazdrość – powiedział Niall.

– Nawet nie w pewnym rodzaju. To jest czysta, obrzydliwa zazdrość o to, że mój ukochany dotykał kogoś innego – syknąłem. – Zaraz mnie kurwica strzeli.

– Teraz ma rękawiczki – Zayn wzruszył ramionami. – Gołą ręką by go w życiu nie dotknął.

– Jeszcze by się jakimś syfem zaraził – wytknąłem w obrzydzeniu język.

– Choroby weneryczne przenoszą się drogą płciową – zaśmiał się Niall.

– A chuj go wie! – odparł Zayn, przyciskając policzek do włosów blondyna.

– Niech ta tortura się skończy, ja pierdolę – jęknąłem.

– Nie zdziwiłbym się jeśli o tym samym myśli teraz Tommo.

– A mała Rai ma wszystko gdzieś i śpi. Pomimo, że nie jestem z nią teoretycznie spokrewniony to chyba jednak ma coś ze mnie – zauważył Niall.

– Mam wrażenie, że ona z każdym dniem robi się coraz większa – mruknąłem, głaszcząc jej piąstkę.

– Na pewno tak jest. Dzieci rosną dużo podczas snu, a ona nie robi nic innego, tylko śpi! No, może jeszcze je i zapełnia pieluchę.

– I ciągnie mnie za włosy – zachichotałem, poprawiając koc, którym była przykryta. – Próbuje już podnosić główkę, bo zaczyna się prężyć, kiedy ją trzymam na rękach.

– Ahh... Moja mama do teraz ma zdjęcie małego mnie, gdy pierwszy raz podniosłem głowę, usiadłem, zacząłem stawać na nóżkach, później chodzić... – wyliczał Zayn.

– Louis wiecznie ma kamerę w dłoni i ciągle ją nagrywa, wiec może to też uchwyci – stwierdziłem.

– To strasznie urocze. Wasza trójka, mam na myśli – powiedział Niall, patrząc swoimi niebieskimi tęczówkami w oczy.

– Wiem, wiem. Kiedyś to ja byłem tym najbardziej uroczym, ale Raisin mnie zdecydowanie przegoniła – odparłem z uśmiechem.

– W dodatku z każdego spotkania na spotkanie wydaje mi się, że ma coraz więcej loczków na głowie – powiedział Zayn, obserwując spokojną twarz dziewczynki, która rozchyliła swoje usteczka

– A mi się jeszcze wydaje, że jej nos zaczyna coraz bardziej przypominać ten Louisa – dodał od siebie Niall. – I oczka. Nie jestem fanem jasnych oczu, ale jej są urokliwe.

– I kształt oczu, mają identyczne powieki – wyszczerzyłem się, poprawiając czapeczkę na jej główce.

– No widzisz, a kłóciłeś się, że będzie miała oczy po tobie.

– Bo kolor zielony jest dominujący. Zawsze byłeś słaby z biologii, a ja miałem szóstki.

– W dodatku teraz mnie zostawiłeś i jak ja ma napisać maturę?!

– T-tak... Ja... Chcę wrócić do szkoły i napisać ją w tym samym czasie co ty – oznajmiłem. – Tylko jeszcze Louis o tym nie wie. Nie mówiłem mu i trochę  boję się jego reakcji – przyznałem całkowicie szczerze. – Muszę mieć tę maturę, by zacząć studiować. I to jak najszybciej. Oczywiście jeszcze nie teraz. Rai jest za malutka, abym znikał z domu na cały dzień.

– Ale po co ci te studia? – zapytał dla odmiany Zayn. – Louis pracuje na wasze utrzymanie, wystarcza wam na wszystko.

– Ale ja tak nie chcę. Proszę was, mamy dwudziesty pierwszy wiek! Nie chodzi o zarobki, chcę coś osiągnąć – wyznałem nieśmiało.

– Lou ci na to raczej nie pozwoli – mruknął Niall, a ja westchnąłem.

– Po pierwsze – oczyściłem gardło – nie ma nic do gadania. A po drugie, dlaczego nie? Nie sądzę, aby się o to ze mną kłócił, bardziej boję się samej reakcji na ten pomysł.

– Musisz być z nim szczery i powiedzieć co cię gryzie, bo prędzej czy później domyśli się sam.

– Wiem przecież. Mamy umowę, aby mówić sobie nawzajem o takich rzeczach, ale cholera, to nie jest zawsze łatwe...

Szatyn właśnie zaklejał tatuaż na ramieniu chłopak, nie odzywając się do niego słowem, co było nie podobne do mojego Lou.

– Myślicie, że on denerwuje się tym, że mogę coś o tym całym Aidenie powiedzieć, gdy już pójdzie? – spytałem ich.

– Oh, na pewno – Zayn od razu zaśmiał się.

– Gdyby nie rozmowa z wami, to pewnie znając mnie na pewno bym focha jakiegoś walnął – parsknąłem, obserwując jak Louis żegnał się z natrętnym klientem. Bujałem lekko wózkiem, patrząc na blondyna, w tym samym momencie, gdy długie ramiona przyciągnęły mnie za talię do tyłu. Przekręciłem lekko głowę, spoglądając na swojego chłopaka. Na widok jego zmartwionej twarzy uśmiechnąłem się, co zbiło go z tropu.

– Kochanie, tamten chłopak to nie był dla mnie nikt ważny...

– Wiem –  przerwałem mu, całując go w skroń, a następnie w czoło. Louis był zestresowany i spięty, dlatego kiedy go objąłem, starałem się gładzić jego ramię jak najbardziej intensywnie.

– Skończony idiota, nie ma za grosz wstydu. Tak bardzo go nie cierpię! Dlaczego musiałem go w ogóle spotkać? – jęknął z frustracją.

– Przepięknie go spławiłeś, Lou – pochwaliłem go z szerokim uśmiechem, który on odwzajemnił – Miałem ochotę aż bić brawo.

– Bo wkurwił mnie, do cholery! Nie będzie nic mówił o mojej rodzinie!

– No już się tak nie denerwuj, bo zmarszczek dostaniesz – zagruchałem, podszczypując jego policzki, następnie całując jego nos.

– Kocham cię, Harry – szepnął do mojego ucha, przytulając mnie mocniej.

– A co takiego ci mówił ten cały Aidem? – zapytałem go cicho, mamrocząc mu to przy uchu.

– Nie chcę tego powtarzać, H.

– Jasne – uszanowałem jego decyzję, składając w jego włosach mały pocałunek. Chłopak uśmiechnął się w moje plecy, po chwili luzując uścisk na mojej talii, by spojrzeć na małą Rai, która leżała bezpiecznie w wózku.

– Muszę ci się pochwalić czymś niesamowitym! – powiedziałem podekscytowany. – Wygrałem zakład z Niallem!

– Jaki zakład? – spytał, marszcząc brwi. – Ah! Ten zakład! To było zbyt oczywiste – mruknął, wytykając język do Zayna i Nialla.

– Możecie mi już nie psuć humoru bardziej, skoro już i tak z własnych pieniędzy będe musiał kupić Harry'emu wszystko, co będzie chciał! – marudził Horan.

– Mam nadzieję, że byłeś delikatny – Louis zmrużył oczy, kierując słowa do Malika.

– Chyba sobie jaja robisz, stary, jeśli myślisz, że będę ci się z tego zwierzał! – prychnął mulat, a na jego śniadych  policzkach pojawiły się małe rumieńce. – Jeśli Niall nie chcę o tym mówić, to ja też wam nie powiem. My was nie wypytujemy o życie seksualne – dodał.

– Jak to nie? – burknąłem. – Kiedy pierwszy raz spałem z Louisem to musiałem mu streścić wszystko ze szczegółami!

– Chyba chodzi ci o pierwszy raz, który pamiętałeś – fuknął Horan, gdy mała istotka za nami zaczęła pojekiwać. Louis od razu zainterweniował.

– Dziecko mi obudziłeś, gnoju! – tupnąłem nogą, gdy Tomlinson podniósł dziewczynkę na ręce i zaczął nią bujać.

– Nic dziwnego, że się obudziła. Ostatnio przewijałeś ją w domu, więc pewnie ma mokro, albo co gorsza.... – mruknął Louis, przykładając usta do główki dziewczynki. Nie musiał kończyć zdania, bo wszyscy zrozumieliśmy.

– To ją przewiń – poprosiłem, ponownie siadając na krzesło obok swojego przyjaciela. Louis wyciągnął potrzebne rzeczy z torby, którą wziąłem ze sobą.

– Tylko gdzie? – spytał, rozglądając się po pomieszczeniu.

– Na fotelu dla klientów, żeby jak przyjdzie jakaś laska, która będzie ci pokazywać cycki poczuła zapach sików – prychnąłem, na co cała trójka wybuchła śmiechem. Louis początkowo rozłożył na fotelu miękki kocyk, następnie kładąc na nim dziewczynkę. Odpiął guziki jej body, przez co dziewczynka otworzyła z zainteresowaniem usta, zaczynając kwilić. Naprawdę nie lubiła przewijania. Chłopak zbliżył się do jej brzuszka, zostawiając tam kilka pocałunków, by przćmić sprytnie jej czujność.

– Mnie też będziesz przewijać jak już będę stary i nie będę mógł sam chodzić? – spytał ją, chichocząc przy tym. Pozbył się pieluszki dziewczynki i spokojnie przewijał ją jak należy, a Raisin spoglądała na niego zaciekawiona.

Miałem wrażenie, że tylko on potrafił tak okiełznać jej humorki.

– No młoda, tą pieluchą można zabić, jest taka ciężka – zaśmiał się, po zawinięciu pampersa w dużą kulkę, którą z zamachu rzucił w swojego przyjaciela. Zayn nie zdążył zrobić uniku, a jego twarz była bezcenna.

– Kurwa, Ciplinson! – wrzasnął, wyrzucając pieluchę ze swoich rąk do kosza. Nie trafił, przez co wylądowała obok. – Muszę wymyć ręce, idioto!

– Nie panikuj czekoladko, bo dostałeś tą czystą stroną. Nie byłbym na tyle głupi, by rzucić w ciebie brudną.

– Ale to i tak pielucha! Tam były szczyny – wzdrygnął się panicznie.

– Jak będziesz miał dzieci, nie będzie to na tobie robić żadnego wrażenia – stwierdził Louis, zakładając dziewczyncę czystą pieluszkę. Dopiero teraz zauważyłem, że wstrzymywałem powietrze. Obeszło się bez płaczu.

– Będę miał dzieci może za dziesięć lat!

Zaśmiałem się gdy Niall powiedział do mnie nieme "może mniej".

– Ja tam nie planowałem dzieci przez na pewno najbliższe dziesięć lat, a zobacz! – Louis posłał Zaynowi wymowne spojrzenie, podnosząc Raisin do góry.

– Dzieci są fajne, ale na pewno nie chcę ich teraz. Dopiero co związałem się z Niallem!

– Ja nie byłem z Harrym nawet oficjalnie tydzień, gdy zaszedł w ciążę, więc to słaby argument – pokazał mu język. – Moje plemniki są niezawodne.

– Nie. To moje komórki są zajebiste – dołączyłem się do konwersacji.

– Ale Niall nie jest płodny, u nas musielibyśmy starać się o adopcję. O czym ja w ogóle gadam? – zaśmiał się Zayn.

– Jeśli już tak mówimy o przyszłości... Moja mama powiedziała, że byłoby fajnie gdyby w końcu poznała mojego nowego przyjaciela i waszą córkę. Nie mówiłem jej jeszcze, że mam chłopaka, ale ty, Zayn na pewno też jesteś mile widziany. Wszyscy macie zaproszenia na święta w Mulingar – powiedział Niall, z lekką obawą naszej reakcji.

– O mój Boże, to cudownie! – zapiszczałem. – Loubear, musimy jechać! – podbiegłem do szatyna, szarpiąc lekko jego ramię.

– Jesteś pewny, kochanie? Mamy miesięczne dziecko – użył takiego tonu głosu, jakbym sam o tym zapomniał.

– Zabierzemy ją ze sobą. Ciocia musi poznać ciebie i małą!

– Musimy wszystko dokładnie przemyśleć, dobrze? Porozmawiamy o tym dzisiaj – pocałował mój policzek, wciąż trzymając w ramionach Rai.

– Dobrze – przygryzłem przy tym wargę, wiedząc, że powinienem też poruszyć z nim temat mojego powrotu do szkoły.

– A ty, Zayn? – usłyszałem pytanie Nialla, więc spojrzałem na tę dwójkę.

– Moglibyśmy zrobić tak, abym w jeden dzień świąt poznał twoją mamę, a w drugi pojechalibyśmy do Bradford, do mojej rodziny  – uśmiechnął się.

– N-naprawdę? – Niall szepnął niedowierzająco, patrząc w oczy mulata z uśmiechem.

– Jeśli chcesz – pokiwał głową. – To chyba logiczne, że chcę bardziej poznać twoją rodzinę, niżeli tylko znać ich z opowieści.

– Ja też chcę poznać twoją. Jesteś najlepszy.

Sczerze mówiąc nigdy nie widziałem Nialla tak szczęśliwego. I to w momencie, gdy chodziło o święta.

Odruchowo odwróciłem głowę, kiedy dwójka moich przyjaciół pocałowała się, mając wrażenie jakbym im w czymś przeszkadzał. Uśmiechnąłem się lekko, ponieważ taką już miałem zasadę z Niallem. Cieszyliśmy się szczęściem tego drugiego. Byłem szczęśliwy, iż mój przyjaciel odnalazł swoją miłość. Trzymałem za tę parę mocno kciuki.

– Kochanie, możemy już iść do domu? – spytałem, gdy Louis odłożył dizewczynkę do wózka. – Wolałbym, żeby Raisin mogła spać w swoim łóżeczku. Z resztą, ty na pewno jesteś zmęczony i głodny.

– Mmm... czeka na mnie wczorajsze sushi – rozmażył się. – Dobrze, nie przeszkadzajmy tym zakochańcom.

– Nie masz już żadnych klientów? - zagadnął go Zayn. – Wiesz, Tommo, to, że jesteś moim kumplem nie znaczy, że...

– Spokojnie, stary, już mam wolne.

– W takim razie możesz wziąć swoją rodzinę do domu – kącik ust Zayna drgnął. Uśmiechnął się półgębkiem do Louisa, a w jego spojrzeniu widziałem dumę, gdy uniósł lekko swoją brodę do góry. Podał nam kurteczkę dziewczynki, którą sam jej ściągnął. Ubraliśmy swoją córkę, a po zarzuceniu na plecy także własnych okryć, pożegnaliśmy się z przyjaciółmi, następnie wychodząc na dwór.

– To bardzo miłe, że przyszedłeś razem z Raisin do mojej pracy. – Louis pogłaskał czule moje plecy, gdy jechaliśmy z wózkiem po prostym chodniku.

– Doszedłem do wniosku, że jest wprost idealna pogoda na spacer. Oboje potrzebowaliśmy świeżego powietrza po tak długim czasie spędzonym w domu.

– Kiedy cię zobaczyłem od razu ten salon wypełnił się kolorami. – Lou ułożył ze swoich ust dziubek w moją stronę.

– Ale jesteś czasami ckliwy – skomentowałem, delikatnie też przy tym się rumieniąc. Ucałowałem jego wargi, zaraz później skupiając się na prowadzeniu wózka w prostej linii. Kochałem, gdy Louis robił się taki uroczy.

Na drugim końcu chodnika dostrzegłem chłopaków z mojego liceum, którzy kiedyś mi dokuczali. Teraz przeszli patrząc w moją stronę i nie wysilili się nawet na drobny komentarz rzucony przez ulicę. Może trochę zmądrzeli pod moją nieobecność, lub nabrali do mnie szacunku. Myślę, że to mi się należy. Nie każdy poradziłby sobie na moim miejscu, a ja robię to znakomicie. Zajmuję się swoją córką, domem i dopieszczam mojego mężczyznę. Jestem tam, gdzie oni będą najprawdopodobniej dopiero za kilka lat.

– O czym myślisz? – spytał mnie Lou, przerywając milczenie.

– Powiedziałbyś mi o tym chłopaku, jeśli nie przyszedłbym do salonu i nie był tego świadkiem? – szybko spoważniałem, mówiąc to z ciekawością.

– Chciałbyś, bym ci powiedział? – chłopak chytrze śmiał się, odpowiadając mi pytaniem na pytanie. – To by pewnie mnie zżerało od środka, sam zauważyłbyś, że zachowuję się jakoś inaczej. Staram się być z tobą szczery jak tylko to możliwe.

– Po prostu chciałem to usłyszeć, bo... to nie jest coś, czym można się chwalić.

– Harry, ja po prostu nie chcę wracać do swojej przeszłości – z żalem przełknął ślinę. W tym momencie znów ściągnął swój pancerz. Przy mnie nikogo nie udawał i teraz wydawał się kruchy na ponowne wspomnienia. Widziałem, że się denerwował, ilekroć mówiłem o czymś z jego dawniejszego życia.

– Ja to naprawdę rozumiem Lou, ale myślenie o swoim chłopaku jako fuckboyu nie jest zbyt miłą dla oka wizją – skrzywiłem się.

– Więc nie myśl tak o mnie, proszę, Harry. Myśl o mnie jak o osobie, jaką jestem teraz. Jestem dla ciebie czułym partnerem, kocham nasze dziecko... – spojrzał na mnie wręcz błagalnie.

– Louis, robię to i ja to wszystko wiem – użyłem kojącego głosu. – Jesteś najwspanialszym chłopakiem i ojcem na świecie. Nie mógłbym prosić losu o piękniejszy dar.

– Nie zmienię przeszłości, nie cofnę czasu – mruknął, jakby w ogóle nie usłyszał moich wcześniejszych słów. – Kiedyś myślałem, że życie buntownika jakoś mi pomoże, że będzie mi lepiej z samym sobą, gdy taki będę, a byłem naprawdę straszną osobą.

– Nie demonizuj tego aż tak. Ty po prostu nie byłeś w stałych związkach.

– Tu nawet nie chodzi o związki, a sposób bycia – powiedział z drobnym westchnięciem, zagryzając wargę. – I gdy myślałem, że już uwolniłem się od przeszłości, to nagle zobaczyłem Aidena i to całe gówno wróciło do mnie z podwójną siłą.

– Już mi o nim nie przypominaj – ostrzegałem, przystając. Włożyłem do ust Raisin smoczek, który wypadł z jej buźki. – Zachowywał się tak jakbyś miał za chwilę go na tym fotelu przelecieć.

– Bo nie zmienił się w przeciwieństwie do mnie.

– I dlatego teraz jestem z ciebie jeszcze bardziej dumny. Ty też bądź.

Louis tylko patrzył przed siebie, nie odzywając się i co jakiś czas spoglądał w wózek, gdzie Raisin smacznie spała. I jeśli ciągle wypluwała ten pieprzony smoczek, ja non stop jej go wkładałem do ust. Wypracowałem swoją cierpliwość.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top