42. Staram się tylko dawać Louisowi to, na co tak bardzo zasługuje. Miłość.
Jedliśmy, wsłuchując się w opowieści solenizantek i jestem przekonany, że gdyby nie obecność Felicite, wszystko byłoby w jak najlepszym porządku. W międzyczasie, kiedy poczułem po delikatnym ruchu, że i Raisin obudziła się, nasłuchując różnych głosów, położyłem dłoń na swoim brzuszku, dalej uważnie słuchając historii Daisy.
Głaskałem swoją obciągniętą na moim brzuchu bluzkę, czując napierające na mnie od środka kończyny mojej córeczki. Uśmiechnąłem się, ponieważ wyglądało to tak, jakby rozpaczliwie pragnęła wyjść już na zewnątrz.
Louis musiał zauważyć moją reakcję. Spojrzał na mój uśmiech, a następnie zawiesił pełen rozczulenia wzrok na moim brzuchu. Odwzajemniłem mały uśmiech, który mi wysłał. Gdy najmłodsza z dziewczynek skończyła swoją opowieść, odezwałem się.
– Mała zrobiła się bardzo ruchliwa, chcecie ją poczuć? – zaproponowałem im nieśmiało. Sam od zawsze uwielbiałem dotykać brzuchów ciężarnych kobiet.
– O jezu, jezu tak! – Daisy zapiszczała, zeskakując ze swojego krzesełka.
Podwinąłem swoją koszulkę, bardziej odsuwając od stołu i przekręcając się w ich kierunku. Lottie przyglądała się temu wszystkiemu jedynie z małym uśmieszkiem.
– Wooow – przeciągnęła jedna z dziewczyn, kładąc dłoń na mojej skórze. – Ale mega.
Patrzyłem na ich ręce z góry, po chwili wzdychając głośno. Louis spojrzał na mnie spanikowany, lecz uspokoiłem go.
– To nic. Po prostu dostałem stylowego kopa prosto w pęcherz – wymruczałem słabym głosem. Lottie zaśmiała się głośno.
– Mała Rai nadal ćwiczy kung-fu? – spytała rozbawiona.
– Niestety – jęknąłem, poprawiając się na krześle. – Myślę, że jest trochę zdezorientowana, bo słyszy dużo nowych głosów.
– Louis był niezwykle rozbrykanym dzieckiem podczas ciąży – wtrąciła nieśmiało Jay, jakby niekontrolowanie wypowiedziała te słowa.
Chłopak spojrzał na nią, z mocno zaciśniętymi ustami, a ja, nie mogąc dłużej wytrzymać tego napięcia, postanowiłem jej odpowiedzieć. – Nic się do tej pory nie zmieniło – roześmiałem się.
Johannah wysłała mi tylko mały uśmiech odsuwając się od stolika. – Może poczęstować was wypiekami Fizzy? – spytała, patrząc na nas.
– Ja poproszę – zgłosiłem się na ochotnika, kładąc swoją dłoń na kolanie szatyna. – Znowu mam smaka na łakocie.
Mama Louisa skinęła głową, kierując się do kuchni. Nie wiem co mnie pokusiło, lecz postanowiłem udać się za nią.
– Poczekaj tu, proszę – zwróciłem się do Louisa, na odchodne całując z czuciem jego skroń, zanim zasłoniłem swój brzuch z powrotem materiałem bluzki, a następnie poszedłem tam, gdzie przed chwilą skierowała się kobieta.
Obserwowałem z niewielkim uśmiechem jak wyjmuje parę tac z pysznościami. Aż prawie poleciała mi ślinka. – Może coś do picia, Harry? – spytała niepewnie, wyjmując kilka szklanek.
– Nie, dziękuję – pokręciłem głową, podchodząc bliżej niej. – Pomóc coś, proszę pani?
– Nie, nie... Jesteś zbyt dobry, kochanie. I możesz mówić mi po imieniu – spojrzała na mnie z troską.
Uśmiechnąłem się delikatnie.– Przepraszam, że Louis zachowuje się tak, jak nie inaczej, ale chciałbym też, żeby pani... żebyś ty postarała się go zrozumieć...
– Ma do tego w pełni prawo, jestem okropną matką i muszę w jakiś sposób ponieść za to konsekwencje – nie patrzyła w moim kierunku, nakładając na duży talerzyk po kilka kawałków z każdego ciasta.
– On musi się z tym oswoić – mówiłem. – Bardzo to przeżył i bał się strasznie tutaj przyjść. Ledwo go do tego namówiłem...
– Nienawidzi mnie. Mój synek mnie nienawidzi i to jest tylko moja wina – długowłosa wyjęła z lodówki sok i zaczęła nalewać go do sześciu szklanek.
– On cię nie nienawidzi, Jay – powiedziałem, szczerze wierząc w swoje słowa. Louis nie był typem osoby, która potrafiłaby kogo tak łatwo znienawidzić, zwłaszcza bliską mu osobę. – Jest po prostu zraniony i nieufny.
– Może masz rację, znasz go pewnie lepiej niż ja sama.
– Powiedział mi bardzo dużo o swojej przeszłości i muszę przyznać, że sam z początku byłem negatywnie nastawiony do przyjścia tutaj, ale za bardzo go kocham i zależy mi na tym, aby był wreszcie w stu procentach szczęśliwy.
– Widzę to, Harry i naprawdę bardzo ci za to dziękuję. Widzę, że wasza miłość jest wyjątkowa.
– Jestem takim typem człowieka, który lubi podejmować wyzwania i jest uparty jak osioł, więc możesz się tylko domyślać jak potwornie musiałem być zdeterminowany, aby nauczyć Louisa, no cóż... prawidłowo okazywać uczucia – zaśmiałem się krótko na te wspomnienia.
– Mogę jedynie ci powiedzieć, a raczej poprosić... Byś był przy nim na dobre i na złe, ponieważ jesteś jedyną osobą, którą Louis dopuścił do swojego serca. Opiekuj się nim – zdziwiłem się ponieważ przez moment brzmiało to śmiertelnie poważnie, lecz uśmiechnąłem się tylko, skinając głową.
– Obiecuję, że tak będzie – zapewniłem ją z ciepłym wyrazem twarzy. – Nie mam zamiaru go zostawić, zwłaszcza, że trzymam pod sercem jego córkę.
– Widziałam, jak Louis cieszył się na każde wspomnienie o niej. Z resztą, ja również jestem zadowolona, że doczekam się wnuczki.
– Nazwaliśmy ją Raisin – poinformowałem kobietę. –To dlatego, że od praktycznie samego początku nazywaliśmy ją rodzynką.
– To cudowne! – uśmiechnęła się szeroko. – Będzie piękną dziewczynką.
– Będzie – zgodziłem się, odruchowo kładąc dłoń na swoim brzuchu. – Wracamy do nich?
– Tak, skarbie. Wracaj, a ja wszystko zaniosę.
Skinąłem głową, a następnie posłuchałem się jej i wróciłem do swojego chłopaka, który w najlepsze rozmawiał ze swoimi siostrami, śmiejąc się co jakiś czas.
– Nie zamęczyła cię swoim biadoleniem? – spytał chłodno, szepcząc do mojego ucha, kiedy już przysunąłem się do stolika.
– Przestań, Lou – skarciłem go łagodnie. – Daj jej szansę, proszę. I nie denerwuj mnie.
Louis tylko niemrawo spuścił głowę patrząc spokojnie na dłoń, którą położył na moim udzie. Po chwili pod nosem każdego znalazł się mały talerzyk z widelczykiem i szklanka soku, a na środku Johannah ułożyła tacę z przysmakami.
– Fizzy, jemy twoje ciasta, więc ruszaj tyłek! – zawołała Daisy. Jednak, jak mogłem się domyśleć odpowiedziała nam jedynie cisza. Nie zdziwiłbym się jeśli Felicite założyła słuchawki, aby specjalnie nie słyszeć naszych nawoływań.
Jeszcze kilka miesięcy sam tak robiłem, a teraz wydawało mi się to niesłychanie dziecinne.
– Co za idiotka – bąknęła Lottie, nakładając sobie ciasta na swój talerzyk. – Zjem jej cały sernik – parsknęła, oblizując się chytrze.
– Myślicie, że będzie chciała ze mną porozmawiać? – spytałem tonem ozłoconym nadzieją.
Od razu po wypowiedzeniu tych słów każda para oczu skierowała się w moją stronę.
– Mówię serio – powiedziałem z lekkim uśmiechem. – Może uda mi się ją przekonać, by zeszła do nas.
– Możesz spróbować, kochanie. Pierwsze drzwi po prawej, gdy wejdziesz na schody – Jay posłała mi małe spojrzenie.
Wstałem od stołu z pewnie uniesioną do góry brodą. – Ja nie dam rady? – rzekłem z żartobliwą walecznością. – Skoro udało mi się ujarzmić Louisa, to i teraz dam sobie radę!
– Tak, tak. Uważaj na schodach słońce – Louis patrzył na mnie z grobową miną. Odkąd wkroczyliśmy w dziewiąty miesiąc ciąży był bardzo ostrożny.
– Najwyżej urodzę wcześniej – zaśmiałem się, idąc w stronę drzwi, nie patrząc przy tym na Tomlinsona, który zabronił mi żartować w ten sposób.
Myślałem chwilę o tym, co mogę powiedzieć jego siostrze, ale postanowiłem iść na żywioł, gdy zapukałem we właściwe drzwi. Z resztą wszystkie tutaj wyglądały zupełnie inaczej, od razu mogłem zauważyć, które powadzą do pokoju dwunastolatek, a które do pokoju starszej dziewczyny. Między innymi duży napis "wstęp wzbroniony" mnie o tym poinformował.
– Kto to? – odezwała się w pełni niezadowolona, w skutek czego powstrzymałem westchnięcie.
– Harry. Chłopak twojego brata. Możemy porozmawiać?
– Zesłali cię, prawda? – usłyszałem po trzy sekundowej przerwie ciszy.
– Nie. To była moja własna decyzja – zapewniłem ją, z szybko bijącym sercem. – Tylko kilka minut. Jeśli będziesz chciała, zaraz stąd pójdę. Wolałbym mimo wszystko, żebyś otworzyła drzwi. Stanie jest ciut uciążliwe.
– Dobrze... – usłyszałem jej mruknięcie nim drzwi przede mną się szeroko otworzyły.
Uśmiechnąłem się do niej sympatycznie i doceniłem to, że ona również się postarała, lecz niestety jej to nie wyszło. Chwilkę później przesunęła się, abym mógł wejść do jej pokoju.
– J-ja.. słuchaj, wiem, że pewnie byłaś trochę w szoku, bo.. twój brat tak nagle się zjawia i to nie sam, a z chłopakiem, ciężarnym chłopakiem i w ogóle, co? Wiem, że to bardzo zaskakujące – zachichotałem nerwowo. – Możesz być zła, oczywiście. Tylko.. Louis też to strasznie przeżywa. On się nie przyzna na głos, ale bał się tego spotkania, bał się bo był przekonany, że wszyscy zareagujecie tak... źle. – Nie wiedziałem co dalej mógłbym rzec, więc zatrzymałem się na chwilę, patrząc w oczy dziewczyny. Były bardzo podobne do tych Jay.
– Nie dawał znaku życia... – wymamrotała w końcu, wbijając wzrok w podłogę. – Nie interesował się nami i uciekł z powodu własnego egoizmu...
– Louis bardzo tego żałuje. Obwiniał się o to, stresował i denerwował i może będzie zły, że ci mówię o tym wszystkim, ale chcę, abyś wiedziała, że on czuł bardzo wielki ból. Nie tylko wy, on również. I uciekł, bo po prostu nie dawał sobie już rady.
Dziewczyna cały czas nie patrzyła się na mnie, kolejną dłuższą chwilę milcząc. – Zmienił się. Kiedy mnie przytulił... z jednej strony miałam ochotę to odwzajemnić, ale byłam też w zbyt wielkim szoku, bo nigdy tego nie robił...
– Masz stuprocentową rację. Przeszedł wielką zmianę, ale myślę, że teraz jest jeszcze lepszy. Wiesz, ludzie mówią przeróżne głupoty, ale to, że miłość zmienia ludzi to akurat prawda.
– Jakim cudem jesteś w ciąży? – zapytała mnie w końcu. – Przepraszam, jeśli to niegrzecznie zabrzmiało...
– Spokojnie, to pytanie, które słyszę nawet na ulicy – zaśmiałem się, poklepując swój brzuszek lewą dłonią. – Jestem interseksualny. W skrócie mogę rodzić dzieci, pomimo iż jestem w zupełności facetem.
– Ale zajebiście! – zachichotała subtelnie, w czym jej zawtórowałem widząc, że Felicite zaczęła stopniowo zrzucać swój pancerz.
– Mam zrozumieć, że nie przeszkadza ci to?
– Zazdroszczę ci w sumie – przyznała. – Zawsze wolałam być facetem, ale też chciałabym móc rodzić dzieci – jej słowa naprawdę mnie rozbawiły i przez śmiech musiałem się przytrzymać jej biurka.
– To na pewno ciekawe połączenie – zachichotałem, uśmiechając się do niej serdecznie.
– Przepraszam za moje zachowanie... – mruknęła ze skruchą. – Zawsze niestety tak reaguję jak coś jest dla mnie stresujące...
– Nie gniewam się, Louis również nie... tylko trochę zrobiło mu się przykro – szepnąłem, podchodząc do niej bliżej i uspokajająco zacząłem masować jej ramię.
– Trochę boję się teraz zejść na dół, a raczej wypadałoby, żebym to zrobiła... – odparła, zerkając w stronę uchylonych drzwi do jej pokoju. Pewnie chwyciłem ją pod łokieć, aby chwilę później oznajmić:
– Więc pójdziemy tam razem.
– Dziękuję Harry, pomimo, że rozmawialiśmy dziesięć minut wydajesz się bardzo dobrym człowiekiem – powiedziała. Po chwili otworzyła drzwi, wychodząc jako pierwsza.
– W końcu ktoś na wejściu nie powiedział mi, że jestem śliczny tylko docenił moje serce, alleluja! – zawołałem, powodując, iż Fizzy znowu się zaśmiała.
Miała bardzo ładny, promienisty uśmiech. Chciałbym, by ten pojawiał się częściej na jej twarzy, ponieważ jest naprawdę dobrą dziewczyną. Schodząc z piętra rozmawiając o czymś jeszcze, nim stanęliśmy w pokoju.
Powiedzieć, że wszyscy domownicy zdziwili się na widok naszej dwójki praktycznie trzymającej się za ręce, byłoby niedomówieniem. Zwłaszcza, że Lottie z wrażenia upuściła na podłogę swój telefon, aby przeklinając pod nosem się po niego zaraz schylić.
– J-ja... przepraszam za swoje dziecinne zachowanie – Fizzy spojrzała na ścianę, nagle tracąc swoją pewność.
– Nic nie szkodzi. – Louis, który jakby wybudził się z chwilowego transu, podszedł do nas, o mało nie wywracając przy tym krzesła. – Przytulisz mnie teraz, Fizz?
Dziewczyna nawet nic nie odpowiedziała, tylko od razu wpadła w ramiona szatyna. Patrząc na tę dwójkę wtulonych w siebie, byłem dumny z obojga.
– Harry, wspominałam już, że jesteś moim bogiem? – zagadnęła mnie, niedowierzająca temu, co widzi Lottie.
– Chyba już dwa razy – zachichotałem, pogodnie uśmiechając się do blondynki oraz do mamy Louisa, która patrzyła na całe zdarzenie ze szklistymi oczami.
– Ja wolę określenie "anioł" – dodał od siebie szatyn, gdy odsunął się już od swojej siostry. Przygryzłem w rozczuleniu dolną wargę.
Złączyłem nasze wargi w mikroskopijnym pocałunku, cały czas pamiętając o tym, że jesteśmy wśród rodziny.
– Ej – ponownie odezwała się Felicite. – Jak to jest, że Louis jest na górze skoro Harry jest od niego dwa razy wyższy?
Ja i Louis automatycznie spojrzeliśmy na szesnastolatkę z gigantycznymi oczami. Po chwili jednak każdy zaczął się śmiać, gdy schowałem swoją czerwoną twarz w szyi chłopaka. Ta rodzina jest niemożliwa, ale już ją uwielbiam.
***
– A więc, chłopcy – zaczęła mama Louisa, gdy wszyscy ponownie zasiedliśmy do stołu – jak się poznaliście?
– Moja siostra nas ze sobą poznała – powiedziałem, z dumą wspominając te pierwsze chwile, gdy nawzajem bawiliśmy się w podchody.
– Gemma jest moją najlepszą przyjaciółką i po prostu jednego dnia zaprosiła mnie do siebie. Tam właśnie pierwszy raz się zobaczyliśmy i porozmawialiśmy zanim Harry nie zwiał do pokoju – dodał Tomlinson.
– To nie była ucieczka! – bąknąłem. No... może trochę.
– H, powiedziałem ci, że masz ładne włosy, a ty zarumieniłeś się i pobiegłeś na górę. Jak inaczej mam to nazwać? – bliźniaczki zaśmiały się cicho.
– Bezczelnie ze mną kokietowałeś – przyznałem mu cicho rację, z ust robiąc podkówkę.
– Powiedziałem po prostu, że ładnie wyglądasz, głupku – dał mi pstryczka w nos. – Od początku się mnie wstydził – zwrócił się znowu do mamy.
– Właściwie wiele się nie zmieniło. Harry rumieni się non stop – wtórowała Lottie.
– Wcale nie – trzepnąłem ją w ramię. – To wy uwielbiacie mnie zawstydzać po prostu.
– A ty zawstydzasz się w bardzo prosty sposób. Wystarczy ci zwrócić uwagę na ładny błyszczyk na ustach.
– Bo jestem skromny, a nie to co wy, okropni narcyzi! – zadarłem nosa do góry, poprawiając przy tym w demonstracyjny sposób swoją grzywkę.
– Harry jest uroczy – odparła Pheobe, uśmiechając się delikatnie.
– Wiem – wszyscy zaśmialiśmy się, gdy zorientowałem się, że mój i Louisa głos się zsynchronizowały.
– Mówiłeś coś chyba o skromności, kochanie? – zwrócił mi uszczypliwością uwagę. Przewróciłem oczami z małym chichotem, kładąc policzek na ramieniu mojego chłopaka. Popijałem swój sok co jakiś czas.
– W takim razie, skoro Harry był z początku taki nieśmiały, jak to się stało, że ostatecznie skończyliście jako para? – dopytywała kobieta.
– Nie wiem jak to powiedzieć – przyznałem po chwili namysłu. – Zaczęliśmy tak spontanicznie nasz związek – zwróciłem uwagę, zerkając na Louisa, by pomógł mi dobrać słowa. – Po prostu się w pewnym momencie pocałowaliśmy, bo napięcie, jakie wytworzyło się między nami było niezwykle ciężkie – rzuciłem, wzruszając ramionami.
– Taak. Później już wszystko ułożyło się samo – Louis pokręcił głową, zerkając na mamę i na mnie.
– To piękne. Wasza miłość jest cała piękna! – stwierdziła kobieta z ciepłym uśmiechem.
– Ale szybko zachciało się wam dzieci! – powiedziała jedna z bliźniaczek, na co jej starsze siostry wybuchły śmiechem. Zwłaszcza po ujrzeniu mojej i Louisa miny.
Zaśmiałem się, przykrywając usta sokiem. Niech Louis się z tego tłumaczy, nie ja.
– Właściwie... – widziałem z rozbawieniem z jaką paniką szukał odpowiednich słów – nie planowaliśmy tego, ale to nie znaczy, że się nie cieszymy!
– Widać, że się bardzo cieszą. Na każdym badaniu USG oboje płaczą, jak Fizzy na tanich romansidłach – powiedziała Lottie, wytykając nam język.
– Ja też płaczę na tanich romansidłach – broniłem szesnastolatki. – Poza tym, moje hormony w ciąży to jakiś żart, więc płaczę bardzo często.
– Na przykład jak jesteś głodny – parsknął Louis.
– Wtedy padam w histerię – przyznałem, jakbym był z tego całkowicie dumny. Wszyscy patrzyli na nas z rozbawieniem.
– A spróbujcie zabronić mu zjeść czegoś! – kontynuował chłopak. – Trzecia wojna światowa! Raz nawet mówił, że ze mną zerwie jak go na ile chciałem zabrać do McDonald's!
– Nie bądź uszczypliwy! – burknąłem, patrząc na Louisa spod długich rzęs, którymi zatrzepotałem parę razy.
– Ty możesz być od ponad pół roku, więc ja też! – uszczypnął mnie w ucho, w ostatniej chwili zabierając rękę, którą uderzyłem. Po uspokojeniu się, postanowiłem bardziej wtulić swoje ciało w to Louisa. Zawsze po takiej wymianie zdań przytulasy były przyjemne.
– Oni nie są normalni – podsumowała nas Lottie. – Szczypią się, gryzą...
– Na końcu i tak się tulą, więc nie czepiaj się, Lotts – powiedziała Daisy, uśmiechając się do dziewczyny.
– Żeby tylko kończyło się na tuleniu...
– Tutaj są dzieci! – córkom zwróciła uwagę matka.
– Mówisz tak, jakbyśmy już nie oglądały na nocowaniu "Pięćdziesięciu twarzy Greya" – prychnęła Pheobe, na co jej mama wyraźnie pobladła. Łącznie z Louisem.
– Mów dalej Pheobe, zrobiło się ciekawie – Jay chłodno zaśmiała się, utrzymując wzrok na córce, która wyglądała na lekko przestraszoną, podczas gdy reszta sióstr patrzyła na nią wrogim spojrzeniem w stylu: "policzmy się później".
– Czy tylko ja w ich wieku nadal czerwieniłem się, słysząc słowo "wagina"? – zapytał nas wszystkich, wyraźnie zdegustowany szatyn.
– W końcu zostałeś gejem, więc raczej nie używasz tego słowa – zauważyła Lottie.
– Nieistotne! – machnął ręką. – Ubolewam tutaj nad tym, jakie czasy nadeszły – jęknął.
– Taa... faceci w ciąży chodzą! Nie do pomyślenia! – dodałem od siebie. Szatyn zaśmiał się, drapiąc mnie pod uchem. Ziewnąłem krótko, zakrywając usta dłonią. – Przepraszam – powiedziałem szybko.
– Jest już późno – zauważyła Lottie. – A ty, Harry, powinieneś przez ten miesiąc przed porodem jak najlepiej się wysypiać – przypomniała mi.
– Nasza pani ginekolog ma rację – Louis zaśmiał się nad moim uchem. Uśmiechnąłem się i zgodziłem się z obojgiem skinięciem głowy.
– Niestety musimy się zbierać – podniosłem się z krzesła, co chłopak uczynił zaraz po mnie. Ułożył dłoń w dole moich pleców chwilę później oplatając ją ramienim i przyciągając bliżej siebie.
– Musicie? – Daisy wydęła w niezadowoleniu dolną wargę również wstając. Posłałem jej pokrzepiający uśmiech.
– Gdyby nie mój stan, rozmawiałbym z wami do rana – przyznałem zgodnie z prawdą, dotykając policzka dziewczynki. One podeszły do nas i przytuliły najpierw mnie, a później swojego brata, który obejmował je tak jakby najchętniej mógł już nigdy nie wypuszczać z ramion.
– Wrócisz jeszcze? – spytała delikatniejsza z bliźniaczek, przytulając Louisa.
– Oczywiście – obiecał i widziałem w jego oczach, że już od dawna nie był tak szczery. – Jeśli chcecie mogę was nawet niedługo zabrać do siebie i Harry'ego.
– Tak! Teraz już cię nie puścimy – powiedziała Daisy. – Ani Harry'ego – dodała uśmiechając się do mnie serdecznie.
– A ty Fizzy, chciałabyś wpaść czasem do swojego starego brachola? – zagadnął ją, podchodząc bliżej niej. Dziewczyna uśmiechnęła się, kiwając głową i również przytuliła szatyna. To samo z Lottie, która zagadnęła jeszcze o kontroli dotyczącej ciąży.
– Mamo... – chłopak zwrócił się tym razem do kobiety, która była wyraźnie zaskoczona tym, że sam się do niej odezwał. – Ty też jesteś mile widziana.
Johanna uśmiechnęła się przełykając delikatnie ślinę. Kiedy chłopak przytulał dziewczynki, podeszła do mnie. – Dziękuję – szepnęła, wspinając się na palcach, by pocałować mój policzek.
– Nie ma za co – odpowiedziałem jej tak cicho, że sam ledwo mogłem się usłyszeć. – Ja zupełnie nic nie robię, proszę pani. Staram się tylko dawać Louisowi to, na co tak bardzo zasługuje.
Miłość.
***
– Nawet nie wiesz, jaki dumny jestem z ciebie w tym momencie – oznajmiłem sennie, opierając głowę na szybie, kiedy byliśmy już w połowie drogi do domu.
– Mnie samego rozpiera duma, więc mogę sobie tylko wyobrażać twoją – odrzekł, patrząc się cały czas na drogę.
– Jestem bardzo zadowolony – uśmiechnąłem się, wgniatając plecy w fotel. Robiłem się bardzo senny jak na to, że zbliżała się dopiero dwudziesta.
– Nie uważasz, że należy mi się, hmm... nagroda? – zaczepił mnie, podszczypując sugestywnie moje udo.
– Jutro, Bearboo – mruknąłem przymykając powieki.
– Chciałeś chyba powiedzieć Boobear, kotku – Louis zaśmiał się, na co ja pokiwałem głową, uderzając się z otwartej dłoni w czoło. – Nie będę cię męczyć, bo jeszcze mi zemdlejesz w połowie.
– Jutro dostaniesz nagrodę – mruknąłem, kierując głowę na szybę, za którą panowała ciemność. – Oddam ci się całkiem, jeśli znajdziesz odpowiednią pozycję – zachichotałem, patrząc na niego.
– Podoba mi się. Oferta przyjęta – powiedział oficjalnym tonem, na który ja przewróciłem na wpół przymkniętymi oczami. Nie wiedząc kiedy... po prostu odpłynąłem, zatracając się we śnie.
Przebudziłem się, gdy poczułem jak szatyn próbuje ściągnąć z moich nóg jeansy, gdy leżałem już na łóżku. Uchyliłem powoli powieki, przyglądając mu się zanim nie mruknąłem ochryple.
– Nie wiedziałem, że pociąga cię nekrofilia.
Chłopak zachichotał, ściągając spodnie z moich nóg, przez co zostałem w samej bieliźnie.
– W ogóle... Jak się tu znalazłem? – zamrugałem kilka razy.
– Zaniosłem cię z samochodu na rękach, bo bardzo twardo zasnąłeś – odparł. – A rozbierałem cię, żeby było ci wygodnie, a nie, żeby zgwałcić twoje nieświadome ciało niczym w "Dziecko Rosemary".
– Uniosłeś moje osiemdziesiąt kilo? – spytałem z niedowierzeniem.
– Owszem – pokiwał głową. – Wiesz, że teorytycznie do swojego wzrostu to byłaby twoja odpowiednia waga?
– Chyba oszalałeś, mówię stanowczo nie – pokręciłem głową, patrząc na niego jakby zwariował.
– Ostatnio nudziło mi się jak drzemałeś i sprawdzałem „bmi" dla nas obu. Moje jest prawidłowe, ale ty przed ciążą miałeś zdecydowanie niedowagę – oznajmił, ściągając koszulkę.
– Trudno. Moje ciało mi się wtedy podobało. Nie sugeruję się „bmi" – wydąłem moją wargę. – Może po ciąży nie wrócę do tamtej wagi, ale na pewno będę musiał zrzucić trochę, i oh.. Louis, mogę spać bez bielizny? Nie wygodnie mi – burknąłem kręcąc biodrami.
– Dlaczego mnie o to w ogóle pytasz? – zaśmiał się. – To twoje ciało i ty decydujesz jak chcesz spać – mówiąc to, pozbył się szybko moich bokserek.
– Po prostu wolałem zapytać, żebyś się nie zdziwił lub nie wziął tego jako erotyczną propozycję. Nie dzisiaj.
– Kiedyś bardzo często spałem nago – wyznał mi, kładąc się obok, gdy sam został już tylko w bieliźnie.
– Więc czemu to uległo zmianie? – spytałem, odwracając się w jego stronę. Wzruszył ramionami.
– Mam zawsze poranną erekcję i nie chciałem na samym początku naszego związku sprawiać, że czułbyś się niekomfortowo.
– Oh... Wiesz, już nie jesteśmy na początku związku – podjąłem niepewnie temat, kręcąc palcami przy gumce jego bokserek. Chłopak moment później, wsuwając kciuki za gumkę bielizny, pociągnął ją w dół, pozostając nagim.
– Kocham widzieć całe twoje ciało – przyznałem, rumieniąc się nieznacznie.
– Dlaczego cały czas mam wrażenie, że trochę się przy mnie krępujesz, co? – spytał, przykrywając nas obu kołdrą.
– Tak już na mnie działasz, nie krępuje się tylko... nie wiem jak to wytłumaczyć. Może to krępowanie? Ale krępowanie w taki pozytywny, przyjemny sposób. Onieśmielasz mnie – odparłem, nie potrafiąc dobrze dobrać słów przez moją senność.
– Nieważne, kochanie – powiedział, głaszcząc mnie po policzku, którego nie chciało mi się golić od paru dni i pojawił się na nim mały meszek. – Maszynka by ci się przydała, hmm?
– Nie mam swojej, bo nigdy nie używałem – odparłem, wtulając się bardziej w jego dłoń.
– Żartujesz sobie ze mnie? – parsknął. – Naprawdę do tej pory ci nie rósł zarost?
– Nie bardzo. Pojedyńcze włoski mogłem wyrwać palcem – zaśmiałem się przymykając powieki na czuły dotyk. – Z resztą... moje nogi też wyglądają raczej mało męsko, nie uważasz?
– Boże... Widziałeś moje stare zdjęcia. Ja już od dawna miałem porządny zarost i szczerze nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty... Nie tylko w kwestii brody – przyłożył koniuszek swojego nosa do mojego.
– To znaczy, że jestem wyjątkowy? – spytałem, pocierając czubki naszych nosów.
– Jedyny w swoim rodzaju, gwiazdeczko – pocałował moje usta. – Śpij już, hm?
– Kocham cię – mruknąłem sennie, gdyż wyjawianie miłości przed snem było naszym rytuałem, czymś, co wychodziło bardzo naturalnie.
– A ja ciebie – ponownie mnie pocałował, tym razem w czoło, kiedy tylko zamknąłem oczy. – Najbardziej na świecie.
– M-hmm... Jeszcze w usta – poprosiłem na wpół przytomny. W końcu chłopak cmoknął moje wargi, więc mogłem z pełnym spokojem wtulić się w jego sylwetkę i po prostu zasnąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top