5.
Zapomniałam wspomnieć, że wzięłam też podwiązkę w której umieściłam mój kochany nóż. Podążałam w stronę klubu.
***
Zauważyłam klub już z daleka, był mocno oświetlony. Pod budynkiem czekał już na mnie Zachary.
-Cześć- powiedziałam i podeszłam do niego.
-Cześć- chłopak posłał mi ciepły uśmiech i wprowadził do środka.
Tak jak mówił... dzisiaj wszystkie dziewczyny miały na sobie sukienki, a każdy chłopak koszulę ale o tym już nie wspomniał. Poszliśmy w stronę baru, nie zamierzałam dzisiaj pić, jak już to może jedno piwo, ale chce zachować trzeźwy umysł. W tym samym czasie Zachary dostał wiadomość, zrobił dziwną minę i włożył telefon do kieszeni.
Tak jak wspomniałam wzięłam jedno piwo i poszłam za Zach'em do jednej z loży. Siedział tam o ile pamiętam Bailey i reszta znajomych mojego towarzysza, ale jednego z nich nie było wtedy w kawiarni.
-To jest Emily- powiedział Zach. Wszyscy powiedzieli głośno "Cześć" z wyjątkiem tego jednego chłopaka.
-Jestem Bailey, to moja dziewczyna Eilidh, to Dexter i jego dziewczyna Niamh, a to...- chłopak już chciał powiedzieć jego imię gdy ten chłopak powiedział za niego.
-Leo- powiedział Mulat.
Usiadłam obok Niamh i Zachary'go. Wszyscy pogrążyli się w rozmowie. Tylko ja i Leo siedzieliśmy cicho. Po chwili dostałam wiadomość.
RBW: Ślicznie wyglądasz
Ja: Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego o tobie. Zawsze mnie obserwujesz?
RBW: Taka praca, a teraz mam na ciebie idealny widok
To znaczy, że jest blisko. Dopiłam piwo do końca i wyszłam z loży. Poszłam w stronę baru i włożyłam butelkę na ladę i obróciłam się w kierunku parkietu.
-Zatańczysz?- usłyszałam. Obróciłam się w tamtą stronę i zauważyłam jakiegoś szatyna.
A co mi tam.
-Okey
Chłopak chwycił mnie za rękę i poprowadził w stronę parkietu. Zaczęliśmy tańczyć, tak jak przystało w klubach, ocierając się o siebie. Muzyka grała, a my nadal tańczyliśmy. Chłopak miał ręce na moich biodrach, a ja byłam odwrócona do niego tyłem.
Czas mijał i mijał...
Po kilku kawałkach powiedziałam szatynowi, że mi już wystarczy.
Poszłam w stronę wyjścia ewakuacyjnego, gdzie imprezowicze zwykle idą zapalić, przy drzwiach stał, tak zwany goryl, pomachałam mu paczką papierosów przed twarzą, a on zrobił mi jakąś kropkę na ręce i otworzył drzwi.
RBW: Gdzie ty jesteś?
Ja: Poszłam zapalić
Wyjęłam zapalniczkę i podpaliłam jednego papierosa. Po chwili drzwi znowu się otworzyły i wyszedł ten sam szatyn z którym tańczyłam. Podszedł do mnie i wyrwał mi papierosa z ust i go zadeptał, po czym przywarł do moich ust i zaczął mnie macać. Zareagowałam szybko, podniosłam kolano i kopnęłam go w krocze.
-Pożałujesz suko!- krzyknął, po czym za nim ustawił się grupa dość umięśnionych kolesi. Przyszedł z wsparciem? Serio?
Było ich chyba z siedmiu, jak nie dam rady to przynajmniej nie powiedzą, że nie próbowałam walczyć.
Zdjęłam obcasy i przygotowałam się do walki.
Prawy sierpowy, lewy... z lewego kolana. Wyjęłam nóż i wbiłam jednemu w nogę. Jeden z nich chwycił mnie za ręce, tak, że miałam je za plecami już miałam przyłożyć mu z nogi w piszczel gdy inny z nich chwycił mnie za nogi. Oczywiście wyrywałam się i kopałam tamtego oblech, ale widocznie na aż tak mocno. Muszę poćwiczyć nogi.
Nagle podjeżdża samochód, a z niego wyskakuje Leo. Okłada pięściami każdego kto się nawinął. Wykorzystałam chwilę nie uwagi kolesia który trzymał mi nogi i kopnęłam go z całej siły, aż ten się przewrócił. Potem jak się okazało, ten który trzymał mi ręce miał mój nóż wbity w nogę. Sięgnęłam go palcami u stóp i jak tylko się dało przekręciłam. Mężczyzna automatycznie mnie puścił. Szybko się obróciłam i strzeliłam mu z prawego sierpowego. Po czym odwróciłam się w stronę Leo, który kończył bijatykę z jednym z gości. Wzięłam swój nóż wytarłam go w kurtkę jednego z leżących już na ziemi ludzi i podeszłam do Leo, który akurat już skończył. Już miałam mu podziękować, gdy to On jako pierwszy zabrał głos.
-Do samochodu- powiedział stojąc do mnie tyłem.
-Co?
-Wsiadaj do samochodu- teraz się ruszył.
Wzięłam obcasy które wcześniej zdjęłam i wsiadłam do samochodu chłopaka.
Leo ruszył z piskiem opon po czym spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy się śmieć jak opętani.
-Dzięki Leo- powiedziałam.
-Nie Leo- powiedział- Znałaś mnie już przed dzisiejszą nocą.
Spojrzałam na niego i przymrużyłam oczy.
Znam Go
Jest z Londyn'u, a szczerze to nikogo tu nie poznałam.
I nagle mnie olśniło.
-RBW- powiedziałam. Chłopak przytaknął- Jedziemy do siedziby?- znowu przytaknął- No i jak to będzie? Przyjadę tam i co?
-Zostaniesz jedną z nas- oznajmił.
-Przepraszam.. ale jestem już w jednym gangu- powiedziałam.
-Ty nic nie wiesz- powiedział.
-Czego nie wiem?- zapytałam.
-Dowiesz się na miejscu- oznajmił.
Wyjęłam mój nóż spod podwiązki i szybko przyłożyłam do jego gardła.
-Gadaj i to teraz!- warknęłam. Jeśli chodzi o moją rodzinę, jestem w stanie podjąć nawet radykalne środki.
-To ci nic nie da.
-Tu chodzi o moją rodzinę, zrobię wszystko, by dowiedzieć się choć najmniejszej wiadomości co u nich.
Chłopak wjechał w jakąś polną drogę, a potem wjechał w las, zatrzymał się.
-To jest nas dwóch- powiedział i bardzo szybko odsunął moją ręką od swojej szyi. Był silny i to bardzo, wyrwał mi nóż z ręki- Nigdy więcej tak nie rób. My nie jesteśmy twoimi wrogami. Myślisz, że ganiałem za tobą po całym Londyn'ie, bo mi się tak chciało. Dostałem zlecenie, że mam cię chronić, bo inni z grupy to ciecie- mimo, że to była bardzo mądra przemowa to zachciało mi się śmiać przy ostatnich słowach- Z czego się śmiejesz?- zapytał.
-Z cieci- zaśmiała się na głos.
-Jesteś psychopatką- skomentował.
-Chcesz się przekonać?- momentalnie spoważniałam.
-Nie teraz, muszę cię dowieść na miejsce całą i zdrową, chociaż nie wiem jak z tym ostatnim- powiedział, odłożył nóż do schowka w drzwiach od swojej strony, tak żebym nie mogła go sięgnąć i znowu ruszył.
-Jak ty w ogóle masz na imię?- zapytałam- Wiem na 100%, że nie Leo, więc jak?
Chłopak spojrzał na mnie potem na drogę.
-Zayn- powiedział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top