Rozdział dwunasty
Colton
Gdy byliśmy z Corbanem mali, lubiliśmy czytać komiksy o superbohaterach. Każdy z nas miał swojego ulubionego i chciał być dokładnie taki jak on. Ja stawiałem na Hulka i nie bynajmniej ze względu na jego zielony kolor skóry, ale na niewiarygodną siłę. Speed za to zawsze wybierał Arrow. Byliśmy przekonani, że jeśli głęboko będziemy wierzyć, staniemy się tacy jak oni, ale karma to suka i wylądowaliśmy nie po tej stronie mocy.
Nie powinno nas tu być, a jednak jesteśmy.
Często zadaje sobie pytanie, czy mrok na dobre nie zadomowił się w naszych duszach, i gdy niemal przyzwyczaiłem się do tej myśli, w moim życiu pojawiła się Ava. Dziewczyna, która zwiastuje nastanie nowego dnia. I nagle mam ochotę walczyć z tą ciemnością. Pragnę być bohaterem pozytywnym, który nie zawróci, gdy tylko pojawią się kłopoty. Dojdzie do końca, choćby ścieżka, którą będzie podążał była kręta i wyboista.
Wierzę, że na tym świecie istnieje dobro, i gdy zjawia się w moim życiu jako drobna dziewczyna, zaczynam wierzyć, że mam o co walczyć.
I długo wierzę, że ta walka jest o jej duszę, jednak dziś zrozumiałem, w jak cholernym jestem błędzie.
Chcę walczyć o Avalon, jednak stawką nie jest jej, a moja dusza.
Nareszcie mam szansę być nie tyle superbohaterem, co lepszym człowiekiem. Udowodnić całemu światu, i sobie, że nie jestem potępieńcem niosącym mrok.
Dlatego, gdy Spider i Speed, wpatrują się we mnie, pijąc piwo i czekając cierpliwie na to, co mam im do powiedzenia, podejmuję najtrudniejszą jak dotąd dla mnie decyzję.
– Słuchajcie, sytuacja dramatycznie się zmieniła, odkąd wiemy, że Donatello ma w tym wszystkim swój udział. Dopóki mieliśmy przeciwstawić się Knife'owi nie ryzykowaliśmy zbyt wiele, teraz...
– Daj spokój, Colton – wtrąca Corban. – Słyszeliśmy z Tate'em co zadecydował Lou i oboje – kiwa palcem miedzy nimi – nie podzielamy jego zdania. Jesteśmy z tobą i Avą.
Nie tego się spodziewałem.
– Chciałem powiedzieć, że również wypadacie z gry.
Patrzą na mnie, na siebie, znowu na mnie...
– Pojebało cię? – warczy Corban.
– Nie. VooDoo ma rację. To zbyt niebezpieczne, możemy stracić wszystko, a nie mogę was na to narazić. To ja ją przygarnąłem i to będzie moja wojna. Nie darowałbym sobie, gdyby któremuś z was coś się stało.
– Zapomnij, stary. Albo robimy to razem, albo wcale. – Tate'a deklaracja całkowicie zwala mnie z nóg.
– Dokładnie. Jak trzej muszkieterowie – dodaje Speed.
– Ale...
– Skończ pierdolić, Sicko. Nie spławisz ani mnie, ani Tate'a, niezależnie od tego, jakie gówniane argumenty wymyślisz. Działamy razem. Zawsze tak robiliśmy, a teraz to się nie zmieni, bo sytuacja nieco się skomplikowała. Chciałbym powiedzieć, że robię to bezinteresownie, ale prawdopodobnie okazałbym się łgarzem roku.
– Wiecie dlaczego ja chcę to zrobić? – pyta Tate. Oboje kręcimy głowami. – Nie powiem, że dzięki temu może uratuję jedno życie, bo robię to codziennie w pracy, ale dlatego, że wiem, iż jeśli ona tam wróci, to złamie ją to na resztę życia. Opowiadaliście mi, co widzieliście w klubie Knife'a, więc jeśli on jej po powrocie nie zabije, Ava w końcu podejmie próbę i nie będzie tam nikogo, kto ją uratuje.
– Ja – mówi Corban – oprócz tego, oczywiście, że mam szansę ją uratować, robię to dlatego, że zabija mnie sama myśl, że to mogłaby być Harper. Że takich dziewczyn jest więcej i są one czyimiś córkami i siostrami.
– A ja, oczywiście pomijając wspomniany przez was fakt uratowania Avy – odchrząkuję – robię to, bo wreszcie zrobię coś jak należy. I może, gdy przyjdzie pora na mój sąd ostateczny, ta jedna sprawa, ten jeden uczynek, będzie ponad te wszystkie złe rzeczy, które zrobiłem w życiu.
Chłopcy patrzą jakbym zwariował, ale po chwili biorą swoje butelki z piwem i unoszą je do toastu.
– Za dobre uczynki – mówi Corbam.
– Ty tak na serio chciałeś się nas pozbyć? – pyta po chwili Corban.
Wzruszam ramionami.
– Miałem taki plan, ale jesteście jak wrzody na dupie.
– Przyjmę to jak komplement, ale...
Tate nie kończy, bo zaczyna dzwonić jego komórka. Patrzy na wyświetlacz, a gdy odbiera mówi bezgłośnie „z pracy" i znika w kuchni, żeby swobodnie porozmawiać.
– O co chodziło z Harper, gdy wybiegła z pokoju Avy?
Czuję, że zasycha mi w gardle, bo oto nastał dzień, gdy muszę okłamać najlepszego kumpla.
– Nic. Przeraziła się jedynie tym, że zapomniała o tych tabletkach.
– Nadal nie rozumiem, po co one jej były.
Biorę łyk piwa i odpowiadam.
– Nie mogła spać. W sumie jak się nad tym zastanawiam, to chyba sam poproszę Tate'a o te tabletki.
– Jakie?
O wilku mowa.
– Te, które załatwiłeś Harper.
Zamierzam napić się piwa, ale dłoń trzymająca butelkę zamiera w połowie drogi, gdy dostrzegam przerażoną twarz Harper. Stoi w progu i wygląda jakby wizytę złożył jej sam Szatan. Corban i Tate chyba orientują się, że coś za nimi przykuło moją uwagę i jednocześnie oglądają się za siebie.
– Harper? – pyta ostrożnie Corban. Gdy ta mu nie odpowiada wstaje i idzie w jej stronę. – Na miłość boską, co się stało?
Z jej oczu wypływają łzy, a dłonie zaciskają się w pięści.
– Wiem, że to, co powiem mija się z tym, jakimi jesteście ludźmi, ale macie go zabić! – syczy. – Rozumiecie? MACIE GO ZABIĆ!
– Harper...
Speed kładzie dłonie na jej policzkach, ale to powoduje, że płacze jeszcze intensywniej.
Dziewczyna podnosi wzrok i wbija go w brata.
– Nie masz zielonego pojęcia, co on jej zrobił, więc nie próbuj mnie uspokajać. Doświadczona kobieta miałaby po wszystkim uraz do końca życia, a co dopiero dziewiętnastoletnia dziewczyna, która wcześniej nawet nie pieściła się z chłopakiem, a gdzie tu mówić o jakiejkolwiek inicjacji seksualnej.
– Harper, co ona ci powiedziała? – pytam, choć nie jestem pewien, czy chcę dalej tego słuchać.
– Wszystko, Colton. Wszystko. Jak Knife i jego ludzie gwałcili ją analnie, bo musiała nadal pozostać dziewicą dla Donatello. Jak zmuszali ją do robienia im loda, jak biczowali ją za niesubordynację i używali na niej różnego rodzaju zabawek erotycznych. Jednak wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? – Kręcę głową, bo boję się, że głos mnie zawiedzie. – Że po tym wszystkim stwierdziła, że to, co oni jej robili było niczym, w porównaniu z tym, co przeżyła z rąk Donatello.
Harper rozpłakuje się na dobre, wtulając w ramiona brata, a ja stoję i przez chwilę mam wrażenie, że moje ciało zesztywniało do tego stopnia, że jeśli się tylko ruszę, rozpadnę się na części pierwsze. Powtarzam w swojej głowie jeszcze raz słowa Harper i najpierw próbuje je wyprzeć, następnie je jednak przyswajam i analizuję każdy wyraz z osobna, by w ostateczności poczuć w sobie furię, jakiej nigdy do tej pory nie czułem. Bez zbędnego rozważania konsekwencji podchodzę do komody, w której ukryty jest sejf, wyjmuję z niego glocka i wyciągam magazynek. Wiem doskonale, że jest pełen, ale mimo to, muszę się upewnić.
– Colton, co ty, do kurwy, wyprawiasz?
– Robię to, co już dawno powinienem zrobić.
Chcę wybiec z domu, ale robię zaledwie kilka kroków i zostaję zablokowany przez Tate'a i Corbana.
– Pojebało cię? To jest misja samobójcza! – warczy Speed.
– W tym stanie nawet nie dotrzesz do Donatello, bo jego goryle cię sprzątną – dodaje Spider.
– To co mam, kurwa, robić? Siedzieć w domu i czekać, aż jakaś dziewczyna zajmie miejsce Avy? Tu nie tylko o nią chodzi. Takich jak ona mają pewnie pełno.
Wyrywam się Corbanowi i odchodzę od niego tylko po to, by z frustracji walnąć pięścią w ścianę, zamiast w najlepszego kumpla.
– Coś wymyślimy, Sicko. – Słyszę głos Harper, a po chwili czuję jej dłoń na ramieniu. – Nie możemy jednak działać tak pochopnie.
– Ty nie będziesz działać! – warczy Speed.
– Nie bezpośrednio, dupku.
Obracam się, by obserwować jak mierzą się spojrzeniami. I gdyby nie Tate, który się wtrąca, obstawiłbym ostatni cent na dziewczynę. Speed nigdy w tej grze nie miał z nią szans.
– Słuchajcie, musimy wyluzować, bo to się źle skończy.
– Dokładnie – wtóruje mu Harper i pokazuje palcem na Tate'a. – Ty jedź do domu i się wreszcie wyśpij, bo wyglądasz jak gówno po tych wszystkich zmianach w szpitalu. Ty – wskazuje mnie – idź do Avy, bo nie powinna być teraz sama, a i sam na tym skorzystasz, bo przy niej się wyciszasz. A ty – szturcha brata w ramię – weź z barku jakąś whisky i dwa kieliszki. Muszę się, kurwa napić, żeby zapomnieć to, co mi mówiła Ava i przetrwać jakoś ten dzień.
Gdyby to była inna kobieta, prawdopodobnie cała nasza trójka by ją wyśmiała i kazała spadać na drzewo, ale to jest Harper, a z nią się nie dyskutuje. Dlatego, gdy tylko kończy mówić, Tate kieruje się w stronę drzwi z krótkim „do jutra", Colton idzie do barku po coś mocniejszego niż piwo, a ja odkładam broń do sejfu i idę na górę do Avalon.
Jak cholerni pantoflarze. Bez słowa sprzeciwu.
Wchodzę na górę, ale waham się stając pod drzwiami. To, co powiedziała Harper, wdarło po moją skórę i nie potrafię pozbyć się uczucia, że jeśli czegoś z tym nie zrobię, i to natychmiast, zeżre mnie to żywcem. Kładę jednak dłoń na klamce i uchylam powoli drzwi. Jeśli tam wejdę, nie będę mógł się wycofać, a widok skulonej Avy, utwierdza mnie w tym przekonaniu.
– Śpisz? – pytam cicho, na wypadek, gdyby faktycznie spała.
– Nie – mruczy w poduszkę, więc ledwo ją rozumiem.
– Płaczesz?
– Przepraszam.
Irytuje mnie to, więc bez zastanowienia podchodzę do łóżka i siadam na jego skraju.
– Nigdy nie przepraszaj za to, że dajesz upust swoim emocjom.
Wychyla głowę spod pierzyny i patrzy na mnie najsmutniejszym odcieniem błękitu, jaki kiedykolwiek widziałem.
– Nie przepraszałam za łzy, ale za to, co zrobiłam.
Zakrywa się ponownie, jak małe obrażone dziecko, na co mam ochotę się roześmiać.
Ale tego nie robię. Uśmiecham się za to, bo to jakiś postęp. W jej przypadku, można by to nawet nazwać pyskowaniem.
– Posuń się.
Zaskakuje ją to i ponownie wychyla głowę spod pierzyny. W jej spojrzeniu dostrzegam niedowierzanie, szok i odrobinę strachu.
– Posuń się. Musimy porozmawiać skoro nie śpisz. – Waha się, więc dodaję: – Nie bój się. Nie gryzę, nie mam niecnych zamiarów i obiecuję się nie rozpychać.
Niepewnie siada i zakrywając się szczelnie pościelą, przesuwa się na drugi koniec łóżka. Jest wystraszona, jak zawsze zresztą, ale mimo wszystko coś się zmieniło. Może czuje skruchę, a może to coś innego, ale cokolwiek to jest, nie odpuszczę tak łatwo. Nie tym razem. Częściowo dlatego, że potrzebuję rozproszenia myśli.
Czyżby Harper miała rację? Obecność Avalon działa na mnie jak najlepszy lek uspokajający?
Nie. W tym musi być coś innego.
Otrząsam się z myśli i wracam do najważniejszego.
Wskakuję do łóżka, wyciągając nogi przed siebie i opierając się o zagłówek. Kątem oka widzę, jak dziewczyna sztywnieje.
– Tak bardzo nam nie ufasz, że targnęłaś się na swoje życie?
Zaskakuje ją bezpośredniość z jaką zadaję pytanie. Zdziwiłbym się, gdyby padła inna.
– Nikomu nie ufam.
Nie jestem zaskoczony tą odpowiedzią.
– A powinnaś, jeśli chcesz przetrwać.
Widzę jak otwiera buzię i zamyka ją. Nie mogę pozwolić, żeby się wycofała. Musi ze mną porozmawiać.
– Nie rób tego, Ava. Mów. Rozmawiaj ze mną. Wyrzuć z siebie to wszystko.
– Chcesz, żebym to powiedziała? – Kiwam głową. – Nie mam powodu, żeby komukolwiek zaufać. Najpierw zostawili mnie rodzice, ginąc w wypadku, choć obiecali mi, że nigdy mnie nie opuszczą. Później, gdy zabierali mnie ludzie z opieki, sąsiadka obiecała po mnie wrócić, a ja jak idiotka wypatrywałam jej codziennie w oknie bidula i się nigdy nie doczekałam. Chyba, że szyderstw ze strony innych dzieciaków i opiekunek. A na końcu Dolores, która zdradziła mnie w najbardziej okrutny sposób.
– Kim jest Dolores?
– Opiekunką, która miała załatwić mi pracę u starszego małżeństwa, a przehandlowała mnie Knife'owi.
Co za sukinsyny!
– Ava, chcę, żebyś opowiedziała nam wszystko, co tylko wiesz. Zgoda?
– Nam?
– Jeśli nie masz nic przeciwko, zawołam Corbana.
Milczy, ale po chwili przytakuje głową. Wstaję z łóżka, otwieram drzwi, ale nie wychodzę z pokoju. Nazwijcie mnie paranoikiem, ale nie potrafię pozbyć się myśli, że jeśli tylko opuszczę pokój, Ava zwieje przez okno.
– Speed! – wrzeszczę. – Rusz swoją dupę do pokoju Avalon.
Niefortunny dobór słów sprawił, że gdy się odwracam do Avalon, widzę strach.
Już mam ją przeprosić i wrócić do łóżka, gdy coś potężnego i sapiącego zderza się z moimi plecami.
– Co się stało? – pyta Corban.
– Oprócz tego, że przez ciebie boli mnie rana?
Rozgląda się nerwowo po pokoju i gdy widzi siedzącą Avalon, na twarzy pojawia się nieme pytanie.
– Siadaj. Avalon powie nam wszystko co wie, prawda?
Kiwa nieśmiało, wiec ja wracam na swoje poprzednie miejsce, a Corban siada w nogach łóżka.
– Avalon wspomniała przed chwilą o Dolores – tłumaczę. – Możesz nam wyjaśnić, kim ona jest?
Staram się brzmieć najprzyjaźniej i najspokojniej jak tylko potrafię. Nie chcę, żeby znowu się wycofała tylko dlatego, że nie umiem trzymać emocji na wodzy.
Avalon odchrząkuje i mimo zakrywającej jej pościeli widzę, że podciąga kolana, żeby objąć je rękoma.
– Dolores jest opiekunką w bidulu, która obiecała mi, że po jego opuszczeniu będę mogła pracować u starszego małżeństwa, pomagając im w obowiązkach domowych. Wiecie, sprzątanie, pranie, zakupy. Ale pod adresem, który od niej dostałam nie mieszkało żadne małżeństwo, tylko Knife.
– Ale skąd pewność, że ona ma z tym coś wspólnego? – pyta Speed.
– Widziałam ją w klubie Knife'a.
– Wiesz co to oznacza, Sicko?
– Wiem. Nie mamy już do czynienia tylko z Knife'm, lub tylko z Donatello. To jest zorganizowana grupa przestępcza, handlująca żywym towarem. – Ava wzdryga się na moje słowa. – Wybacz. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.
– A jak to się stało, że trafiłaś do Donatello? – pytam, wykorzystując, że Ava jest chętna do rozmowy.
Dziewczyna zaczyna bawić się palcami u rąk, nie patrząc na nas ani przez chwilę.
– Urządził licytację.
– Jaką, kurwa, licytację? – syczy Speed.
– Powiem wam to, co mówiły mi inne dziewczyny, bo ja niewiele z tego pamiętam.
– Nie pamiętasz? – pytam.
– Człowiek Knife'a coś mi podał i to pewnie dlatego.
Kurwa, odurza dziewczyny narkotykami, żeby były posłuszne i nie sprawiały kłopotów. Wszystko, co robi ten sukinsyn, zaczyna wykraczać poza ramy jakiegokolwiek człowieczeństwa. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak zdeprawowanym trzeba być, by posuwać się do tak nieludzkich kroków.
– Więc, co one mówiły?
Mam ochotę jebnąć Speeda za ponaglanie jej, ale, kurwa, byłbym kłamcą, gdym powiedział, że sam nie jestem ciekawy.
– Knife podobno organizuje zamknięte imprezy za każdym razem, gdy pojawia się u niego jakaś dziewica...
Ava przerywa, a gdy na nią zerkam, dostrzegam łzy na jej policzkach.
– Jak nie chcesz, to nie mów.
– Nie, nie. – Kręci głową. – Bogaci ludzie licytują na tych imprezach taką dziewczynę, a właściwie jej dziewictwo.
– Jezu! – jęczy Corban.
Wstaje i zaczyna kręcić się po jej pokoju. Wiem, że coś chodzi mu po głowie. Poznaję to po jego nieobecnym wzroku i pocieraniu brody. Nagle staje w miejscu i wlepia w nas wzrok.
– Kim jest Vin? – pytam. Powiedziała to imię już dwa razy, więc podejrzewam, że nie jest to zwykły leszcz.
– Nie wiem dokładnie, ale kimś w rodzaju prawej ręki Knife'a.
– Musimy to gdzieś zgłosić – odzywa się nagle Corban.
– Zwariowałeś?
– Colt, ja pierdolę, nie damy sobie rady sami. Nie wiem, może policja, FBI, kurwa, sam Bóg jak będzie trzeba.
– Powinnam odejść, wtedy nie będziecie mieli problemu.
– Nie ma mowy! – krzyczymy oboje.
– Nie możemy zaangażować w to ani glin, ani federalnych. Pomyśl tylko, Speed. Jeśli to zrobimy, podamy im siebie na złotej tacy. Za bardzo siedzimy w tym gównie, żeby wyjść obronną ręką.
– Kurwa, muszę się napierdolić – mówi bardziej do siebie niż do nas.
– Więc idź. Nie będziemy już męczyć Avy.
– A żebyś wiedział, że idę. Whisky i Harper na mnie czekają.
Kręcę na niego głową, gdy opuszcza pomieszczenie. Jutro będzie bardzo żałował, jeśli zrealizuje swój plan, a nie wątpię, że to zrobi. Kac morderca nie da mu o sobie zapomnieć przez cały dzień. Jednak nie zamierzam się nim przejmować. Są sprawy ważne i ważniejsze. A najważniejsza siedzi obok mnie.
Wiele razy próbowałem sobie wyobrazić, przez co musiała przejść, co jej tam robili, jak bardzo cierpiała, ale im więcej szczegółów znam, tym bardziej uświadamiam sobie, że nigdy tego nie zrozumiem. Nikt, kto tego nie przeżył, nie zrozumie.
– Dziękuję, że nam to opowiedziałaś.
– Nie mam już siły. To, co zrobiłam wcześniej, było chyba najprostszym sposobem na wyzwolenie się od tego koszaru.
Zaskakuje mnie jej szczerość.
– To był najgłupszy sposób.
– Colton...
Moje serce gubi gdzieś jedno uderzenie na dźwięk własnego imienia wypowiedzianego przez Avalon.
– Tak?
– Może ja naprawdę powinnam odejść.
– Oszalałaś? – Patrzę na nią, a ona na swoje dłonie. – Spójrz, proszę, na mnie. – I robi to. Niechętnie, ale robi. – Ty naprawdę nie potrafisz nam zaufać, prawda?
– Tu już nie chodzi tylko o zaufanie.
– Nie? A o co?
– O wasze bezpieczeństwo.
– Wiesz jak to brzmi? – Kręci głową. – Jakbyś uważała, że twoje życie jest mniej warte od naszego. A tak nie jest. I nigdy nie będzie. Musisz uwierzyć, że jesteś kimś wartościowym.
– Chciałabym, ale to takie trudne.
Odruchowo wyciągam ramię, żeby ją przytulić, a ona odruchowo wzdryga się i odsuwa. Powinienem to przewidzieć.
– Czego się boisz?
Wiem, czego. Mnie. Jednak masochista drzemiący we mnie musi to usłyszeć.
– Dotyku.
Nie tego się, kurwa, spodziewałem.
– Każdy dotyk kojarzy ci się z bólem?
– Tak.
– Pozwól proszę, że pokażę ci, iż wcale tak nie musi być.
Prawdopodobnie sam sobie strzelam w stopę, ale podejmuję ryzyko.
Jej milczenie jest gorsze niż werbalna odmowa.
Zastanawiam się, o czym myśli. Może rozważa wszystkie za i przeciw, a może kombinuje jak zwiać. Ta dziewczyna jest cholernie nieprzewidywalna. Nie potrafię przewidzieć kolejnego jej ruchu.
I nie robię tego teraz.
– Jak?
Nagłe pytanie wyrywa mnie z zamyślenia i zbija mnie z tropu.
– Jak, co?
– Jak chcesz mi to pokazać?
Jeszcze raz, ale powoli, wyciągam ramię w jej kierunku. Obserwuje dokładnie każdy najmniejszy ruch, jaki wykonuję.
– Pozwól się przytulić – mówię spokojnie. – Jeśli nie będziesz czuła się komfortowo, do niczego nie będę cię zmuszał.
Gdybym umiał, zacząłbym się modlić. Jednak dawno temu przestałem to robić. I ta myśl, podsuwa mi kolejną.
Opuszczam rękę, ale nadal pozostawiam ją wyciągniętą wzdłuż zagłówka.
– Gdy byłem mały, ojciec bił moją mamę i mnie. – Tym razem to ja na nią nie patrzę. O tym szczególe mojego życia wie jedynie Corban i Harper. Nigdy nie zamierzałem do tego wracać. Aż do teraz. Jeśli ja otworzę się przed nią, może mi zaufa. – Szczerze mówiąc, nawet tak naprawdę nie pamiętam, kiedy to wszystko się zaczęło. Ojciec zawsze był w stosunku do mnie wycofany, ale pogłębiło się to, gdy stracił pracę. Miałem wtedy kilka lat.
– Bił was? – Słyszę ból w jej głosie.
– Najpierw tylko mamę. Była wspaniałą kobietą...
– Była?
– Zmarła.
Nie wdaję się w szczegóły, bo Avalon nie musi ich znać. Ta część historii nie nadaje się dla kogoś, kto i tak ma problemy z własnymi demonami. Moje milczenie zostaje jednak przez nią źle odebrane, bo gdy w końcu na nią zerkam, widzę w jej oczach współczucie. Dostrzegam coś jeszcze. Niewielki ruch. Jakby rozważała, czy się do mnie przysunąć, czy pozostać w swojej bezpiecznej strefie. Nie zamierzam jej ponaglać, zachęcać czy prosić. Chcę, by to była jej świadoma decyzja.
– Dawno temu zmarła twoja mama? – pyta, patrząc gdzieś przed siebie.
– Kiedy miałem siedemnaście lat.
I chwilę potem, Donatello zaproponował mi pierwszą robotę, ale nie mówię tego na głos.
– Chorowała?
Biorę głęboki wdech i rozważam, czy powiedzieć jej prawdę. Wolałbym tego nie robić, ale jeśli chcę, żeby mi zaufała, muszę być wobec niej szczery.
– Nie. Gliny twierdzą, że to był nieszczęśliwy wypadek, ale ja wiem, że to ten skurwiel zrzucił ją ze schodów.
Tym wyznaniem zyskuję jej uwagę.
– Twój ojciec?
– Gdy wróciłem do domu, policja i koroner już w nim byli. To ten drugi stwierdził, że był to nieszczęśliwy wypadek, a nie morderstwo. Mój ojciec był świetnym aktorem. Płakał wtedy na zawołanie.
– Był?
– Nie wiem, co się z nim stało. Pewnego dnia wyszedł z domu i już nie wrócił.
Nastaje między nami cisza i Avalon odwraca ode mnie wzrok. Chcę wiedzieć, o czym myśli, ale o nic nie pytam. Opieram się o zagłówek i próbuję zrelaksować, co jest nie lada wyczynem. Zamykam nawet na chwilę oczy, licząc na odrobinę wyciszenia, gdy przez mój kręgosłup przechodzą ciarki.
– Chcę przestać się bać.
Mimo iż mówi to szeptem, odnoszę wrażenie jakby chciała to wykrzyczeć. Jakby próbowała się chwytać ostatniej deski ratunku. A ja jej ją podaję.
– Małymi kroczkami osiągniemy twój cel. Pomogę ci. Tylko musisz mi zaufać.
– Postaram się.
I nie rzuca słów na wiatr. Robi coś nieprawdopodobnego, coś, co wymaga od niej niewyobrażalnej siły. Opiera się o mnie, a ja natychmiast, ale delikatnie, zamykam jej drobne ciało w swoich ramionach. W pierwszej chwili wstrzymuje oddech, i gdy jestem przekonany, że się odsunie, bierze głęboki wdech i się relaksuje. Moje serce przyśpiesza swój rytm i nie mam pojęcia, dlaczego tak się dzieje. Wcześniej zdarzało mi się to jedynie w niebezpiecznych sytuacjach, gdzie główną rolę odgrywała adrenalina.
Ale teraz?
Wiele kobiet trzymałem w ramionach, jednak coś takiego nigdy nie miało miejsca. Harper nie może mieć racji, a ja nie jestem na żadnym etapie wyparcia. Kropka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top