Rozdział dziewiąty
Colton
Gdy Olivier wypowiada jej imię, moje palce drgają, by sięgnąć po broń i posłać mu kulkę między oczy. Z trudem udaje mi się ukryć wszystkie emocje. Nie dlatego, że boję się o siebie, ale dlatego, że praktycznie tuż obok jest Ava i gdybym swoim zachowaniem cokolwiek zdradził, naraziłbym ją na pieprzone niebezpieczeństwo. Nie dopuszczę do tego. Nie będę przyczyną jej śmierci, bo tylko to ją czeka, gdy wróci do Knife'a.
- Słuchaj, Donatello, jeśli na nią wpadniemy damy znać, ale szczerze? Sądzę, że już dawno nie ma jej w mieście. - Mam nadzieję, iż właśnie tak pomyśli i odpuszczą.
- Była słaba i ranna, nie ma szans na to, by mogła zwiać gdzieś daleko nie zwracając na siebie uwagi.
- Skąd wiesz, że była ranna?
Unoszę na niego brew wyczekując odpowiedzi.
Donatello przez sekundę wygląda jakby się wahał, ale gdy odpowiada wiem już, że popadam w paranoję.
- Knife dość szczegółowo opowiedział mi, co z nią wyprawiał. A wierz mi, ma facet fantazję.
Jego śmiech doprowadza mnie na skraj wytrzymałości. Jest mi coraz trudniej utrzymać nerwy na wodzy. Brakuje tak niewiele, by się przed nim odsłonić i podać mu Avalon na złotej tacy.
- Nie chcę być nieuprzejmy, ale muszę się wreszcie położyć. Ten cholerny postrzał daje mi się we znaki.
- A tak, jasne.
Wyciąga w moją stronę dłoń, więc odwzajemniam gest, gdy coś przykuwa naszą uwagę. Jakiś niewyraźny dźwięk dochodzący z kuchni.
Kurwa!
- Co to było? - pyta, patrząc w tamtym kierunku.
- Pewnie kot - pierdolę pierwsze co mi przychodzi do głowy.
- Masz kota? - Nie wiem co bardziej dominuje w jego głosie, zaskoczenie czy podejrzliwość.
- Nie. Harper nam go podrzuciła na kilka dni. - Wymyślam. - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że stałeś się miłośnikiem czworonogów.
- Ja? Skądże.
Puszczam jego dłoń i próbuję skierować jego kroki w stronę drzwi. Na moje cholerne szczęście udaje mi się to. Jednak ten nie odpuszcza.
- Ładnie masz urządzony ten dom.
Rozgląda się dookoła, jakby czegoś szukał, a może tylko mi się wydaje.
- Dzięki.
Otwieram drzwi, mając nadzieję, że zrozumie aluzję. Rozumie, ale coś mi się nie podoba w jego postawie. Jakby mnie sprawdzał, skubany. Gdy tylko przekracza próg, zatrzaskuję za nim drzwi, ale nie biegnę od razu do kuchni. Czekam chwilę, upewniając się, że Donatello wsiada do swojej cholernej limuzyny, i dopiero, gdy znika mi z pola widzenia, łamię sobie dosłownie nogi, by dotrzeć jak najszybciej do Avy.
To co zastaję w schowku to jakiś pieprzony koszmar.
- Jasna kurwa!
Ava leży na ziemi w pozycji embrionalnej. Płacze niemal niesłyszalnie, i gdyby nie jej trzęsące się ramiona, pewnie przegapiłbym ten szczegół. Podchodzę bliżej i kucam koło niej. Nie mam pojęcia czy jest świadoma mojej obecności, gdyż twarz ma ukrytą w ramionach. Kładę dłoń na jej plecach i wtedy zrywa się jakby ją parzyła. Siada i odsuwa się ode mnie, uderzając z hukiem w regał, z którego spada jeden z wielu słoików. Bez zastanowienia wyciągam gwałtownie rękę i go chwytam, żeby w nią nie uderzył. Ava zaczyna krzyczeć, chowając przede mną swoja piękną twarzyczkę.
- Nie! Proszę sir, nie rób mi nic.
Całe powietrze z moich płuc zostaje brutalnie wyssane. Myśl, że Ava nazwała mnie "sir" sprawia, że mam ochotę wyrzygać wnętrzności.
- Ava, to ja, Colton - mówię drżącym głosem, czego kompletnie się po sobie nie spodziewam. - Spójrz na mnie, proszę.
I robi to.
Patrzy na mnie, a ja pierwszy raz od naprawdę wielu lat, mam ochotę się rozpłakać.
Jej ciało, twarz, oczy... wszystko aż krzyczy, że dziewczyna się mnie boi. Panika bucha z niej żarem tak palącym, że pragnę wydostać się z tego ciasnego pomieszczenia.
- Powiedz coś, proszę. Cokolwiek - błagam.
Nie mówi. Patrzy jedynie na mnie spojrzeniem pustym, jakby patrzyła przeze mnie, a nie na mnie.
- Jezu, kurwa, Chryste! Avalon, co się stało przez tą chwilę?
Zgarniam ją w swoje ramiona, ignorując jej słabe uderzenia pięściami. Mam w dupie też to, że próbuje mi się wyrwać i krzyczy, jakby mój dotyk robił jej krzywdę. Ignoruję nawet niespotykany mi dotąd ból w klatce piersiowej.
Kładę jedną rękę na jej plecy, a drugą pod nogi i wstaję razem z nią, gdy tylko opada z sił i przestaje się wyrywać. Jestem tak zajęty nią, że nie zauważam obecności osoby trzeciej. Dopiero, gdy się odwracam i chcę wyjść ze schowka dostrzegam przyglądającego się nam Speeda.
- Co...
- Nie teraz, Corban.
Nie naciska więcej. Odsuwa się, robiąc nam przejście, a ja od razu kieruję się do jej sypialni i gdy tam docieram, kładę ją na łóżku. Ava odwraca się do mnie plecami i zwija w małą kulkę. Wiem, a raczej czuję, że powinienem zostawić ją w spokoju, ale chęć dowiedzenia się, co tak na nią wpłynęło jest silniejsza.
- Nie wyjdę stąd dopóki mi nie powiesz, co się stało. - Próbuję zachować spokój, co nie jest proste. - Avalon, nie pomogę ci, jeśli ze mną nie porozmawiasz.
- Nie chcę.
Ledwo ją słyszę, ale to i tak lepsze niż milczenie.
- Ale musisz. Co się stało? - naciskam. - To Donatello tak cię przeraził?
Na nazwisko Oliviera, Ava zaczyna cała drżeć i dopiero teraz uświadamiam sobie, że musiała słyszeć naszą rozmowę.
- Słyszałaś, tak? Słyszałaś jak pytał, czy cię nie widzieliśmy. To o to chodzi?
Gdy nie dostaję odpowiedzi zrywam z niej pościel. Wiem, że prawdopodobnie tym zachowaniem dolewam oliwy do ognia, ale nie pozostawia mi innego wyboru. Nie chcę przerazić jej na śmierć, więc delikatnie próbuję przekręcić ją w moją stronę, lecz gdy nadal stawia mi opór, moja cierpliwość zwyczajnie idzie w cholerę. Używam siły, której wobec niej nie chcę używać. Obracam ją i przytrzymuję jej ramiona, by nie mogła mi się wyrwać. Jej łzy sprawiają mi ogromny ból, którego nigdy wcześniej nie czułem. Wiele nieznanych emocji zaczyna mi towarzyszyć, odkąd Ava zjawiła się w moim życiu, a które mnie przerażają.
- Avalon, posłuchaj, bo powiem to ostatni raz. Nic ci tu nie grozi. Nikt cię tu nie znajdzie. Nie mam pojęcia, dlaczego Olivier dzisiaj tu przyjechał, prawdopodobnie miało to związek z moim postrzeleniem, a to że pytał o ciebie to dlatego, iż zna Knife'a.
Chcę jej jeszcze wiele powiedzieć, ale odnoszę wrażenie, że zamiast uspokajać, straszę ją jeszcze bardziej. Wzdycham i puszczam jej ramiona. Czuję się jak wielki przegrany. Nie umiem dotrzeć do kobiety, choć... jakby na to nie patrzeć, nigdy nie próbowałem ich zrozumieć. Nie musiałem zastanawiać się, co i jak powiedzieć, żeby ich nie zranić. I przede wszystkim, na żadnej mi nie zależało.
Wstaję z łóżka i kieruję się w stronę drzwi z nadzieją, że może jeśli się prześpi, sama będzie chciała porozmawiać. A może gdzieś w głębi siebie chcę, by już teraz mnie zatrzymała? Tak, myślę, że wystarczałoby jedno słowo, a ja czołgałbym się do niej jak pies z podkulonym ogonem. Jednak to się nie dzieje. Jedyne co się do mnie odzywa to drzwi, które aż ze mnie drwią, gdy się zatrzaskują.
Wracam do kuchni, gdzie czeka na mnie Speed. Siedzi przy stole z butelką piwa w dłoni i drugą czekającą na mnie. Bez wahania ją biorę i wypijam połowę jej zawartości.
- Możesz mi powiedzieć, gdzie byłeś? - pytam.
- Po tym zjadliwym tonie wnioskuję, że czujesz się już lepiej.
- Czuję się fatalnie. Rana mnie rwie, łeb mi pęka, a jakby tego było mało odwiedził mnie, Donatello. Więc, możesz mi powiedzieć, dlaczego do niego nie pojechałeś?
- Ugryzło cię coś w dupę, Colton? Bo jeśli tak, odwal się ode mnie. Byłem u Donatello, a potem pojechałem zobaczyć co z Crispinem.
Wzdycham, bo Speed ma rację. Wyżywam się na nim, choć nie miał nic wspólnego z tym, co działo się od momentu pojawienia się Oliviera.
- Wybacz, stary. Wkurwia mnie to wszystko głównie dlatego, że zanim Donatello się tu zjawił, Ava zaczynała zachowywać się normalnie, a po jego wyjściu... - Wzdycham. - Sam widziałeś. Progres jaki osiągnęła poszedł się jebać.
- Widział ją?
- Pojebało cię? Myślisz, że zostawiłby mi ją w prezencie? Kazałem jej się schować.
Speed wypija resztę swojego piwa i bawi się pustą butelką. Nie pyta o nic, ale wygląda jakby nad czymś intensywnie się zastanawiał. Towarzyszę mu w milczeniu, choć nie na to mam ochotę. Chcę gdzieś wyjść i rozładować napięcie, ale ból w boku mi nie pozwala. Na moje cholerne szczęście, nie jest to nic poważnego, a jedynie draśniecie, co nie zmienia faktu, że moje aktywne życie będzie przez chwilę ograniczone.
- Może zadzwonię po Harper - proponuje po chwili Speed.
- Po co?
- Żeby porozmawiała z Avą.
- Nie. Jutro ją o to poproszę. Dzisiaj dajmy jej już spokój. Sam jestem dziwnie zmęczony.
- Jak chcesz. - Wstaje, podchodzi do mnie i klepie po ramieniu. - Idę się położyć. Tobie też radzę to zrobić, bo wyglądasz jak gówno.
- Czuję się jeszcze gorzej.
Nie jest to kłamstwo, tylko niekoniecznie ma to związek z raną.
*
Od niemal trzech godzin leżę w łóżku i wpatruję się w cholerny sufit. Czuję, że zmęczenie osiągnęło swój szczyt, ale myśli próbujące odgadnąć, co tak wpłynęło na Avalon, nie pozwalają mi zasnąć. Odtwarzam rozmowę z Donatello raz za razem, doszukując się czegoś, co być może przegapiłem, ale nic takiego nie znajduję. Wspomniał o Avalon jedynie raz. Jeden cholerny raz, który doprowadził do jej załamania.
Przewracam się na bok, mając nadzieję, że zmiana pozycji coś zmieni i zasnę, ale wtedy mój wzrok sięga drzwi do łazienki i przed moimi oczami pojawia się obraz Avy, gdy przywiozłem ją do domu. Jej plecy i rany na nich pojawiają się w mojej głowie nieustannie, jak zdarta taśma, powtarzająca ten sam fragment. Jestem zmęczony własną bezradnością. Niemocą, by pomóc dziewczynie wymazać z pamięci bolesne wspomnienia z pobytu u Knife'a.
Nie potrafię także wytłumaczyć sobie, dlaczego mam w sobie tyle chęci, by jej pomóc. Dlaczego czuję się tak dziwnie, gdy ona jest w pobliżu. Dlaczego działa na mnie tak, jak żadnej kobiecie do tej pory się to nie udało.
Zaczynam słyszeć jakieś głosy i myślę, że z moją głową jest naprawdę źle.
Słyszę pieprzone głosy w środku nocy.
To oscyluje na pograniczu szaleństwa.
Zaczynam zastanawiać się, co będzie następne. Białe myszki? Przezroczyste postacie?
Nic z tego na szczęście się nie pojawia. Za to pojawia się Corban w progu mojego pokoju.
- Śpisz? - pyta.
- Chciałbym, kurwa.
- W takim razie chodź szybko.
Nie mówi nic więcej, więc wstaję zbyt gwałtownie. Przeklinam ból rozchodzący się po moim ciele i idę za kumplem. Szybko dociera do mnie, że głos, który słyszałem, to nie wytwór mojej wyobraźni. To Avalon. Przyśpieszam, żeby sprawdzić, co się dzieje, ale Speed mnie zatrzymuje.
- Puszczaj! Pewnie znowu ma koszmary.
- Ma, ale nie idź tam.
Patrzę na kumpla jakby zwariował. Chciał, żeby dziewczyna cierpiała i męczyła się, podczas gdy wystarczy ją obudzić. I wtedy słyszę powód jego szaleństwa.
- Nie, błagam, panie Donatello, nie!
- Co do kurwy?
- Spokojnie, Sicko. - Trzyma mnie w stalowym uścisku. - Nie ma go tam, gdyby było inaczej nie powstrzymywałbym cię, ale...
Przerywają mu kolejne krzyki z nazwiskiem Oliviera w roli głównej. Podchodzimy cicho do drzwi, które Speed uchyla. Ava rzuca się na łóżku. Jej rude włosy zasłaniają twarz, a ciało szczelnie zakrywa pierzyna.
- O co tu chodzi? Dlaczego ona wymawia jego nazwisko?
- Nie mam pojęcia, Speed. Słyszała je dziś, może...
- Nie, Colton. To nie to. Nie wmówisz mi, że to tylko dlatego, że je słyszała.
- Co sugerujesz?
- Wiesz doskonale.
Nie wiem, ale się domyślam. I bardzo mi się ta myśl nie podoba. Wyrywam się z uścisku kumpla i wchodzę do pokoju Avy. Przez chwilę gapię się na nią, jakby miała udzielić mi odpowiedzi na wszystkie niezadane pytania. Jednak kolejny raz, zamiast tego, słyszę jak błaga o coś Donatella. Jestem tak wkurwiony, że nie mogę już tego słuchać. Podchodzę do niej i próbuję ją obudzić.
- Colton? - pyta z półprzytomnym wzrokiem.
- Tak - odpowiadam jedynie, choć na usta ciśnie mi się pytanie 'co, do kurwy, ma z tym wszystkim wspólnego Donatello'.
Postanawiam z tym poczekać do rana. Jestem więcej niż pewien, że teraz nic bym nie wskórał, tym bardziej, że przerażony wzrok Avy pada na Corbana.
- Miałaś znowu koszmar - wyjaśniam. - To Speed usłyszał twoje krzyki i przyszedł mi o nich powiedzieć.
- Przepraszam - mówi cicho. - Powinnam odejść.
- Co? - Ku własnemu zaskoczeniu, to nie ja się odzywam. - Wybacz za szczerość, ale jeśli opuścisz ten dom, nie przetrwasz nawet tygodnia.
- Speed! - upominam go.
- Taka jest prawda. Jestem więcej niż pewien, że Knife ma więcej znajomości, niż możemy to sobie wyobrazić. Ava - patrzy na nią wzrokiem, którego nawet ja bym nie wytrzymał - nie zrozum mnie źle, ale nie dasz sobie bez nas rady i albo skończysz martwa, albo jako seks zabawka tego kutasa Knife'a.
- Speed, kurwa!
- Nie kurwuj mi tu. Przespałeś moment, gdy Knife mówił, że Ava ma mu zostać dostarczona żywa lub martwa? Jemu jest wszystko jedno.
Słyszę przyśpieszony oddech Avalon i z jednej strony chcę powstrzymać Speeda przed mówieniem tego wszystkiego, z drugiej, Avalon powinna mieć świadomość zagrożenia, a ja nie mam odwagi, by jej to powiedzieć. Jest jednak coś, co nie może zostać teraz poruszone, a widząc jak Speed się rozkręca, jestem więcej niż pewien, że poruszy ten temat, więc muszę zareagować w porę.
- Przynieść ci wody lub soku, zanim się znowu położysz?
- Nie, ale dziękuję.
- W takim razie zostawiamy cię - patrzę wymownie na kumpla - wyglądasz na wyczerpaną.
Kiwa głową, więc szybko podchodzę do drzwi, gdzie stoi Speed i wyprowadzam go na zewnątrz, zanim powie coś nieodpowiedniego.
- Dlaczego nie spytałeś jej o to co słyszeliśmy? - pyta, gdy zamykam za nami drzwi.
- Zrobię to rano. Muszę pomyśleć tylko jak. A teraz idę spać.
- Jak chcesz. - Wzrusza ramionami i idzie do swojej sypialni.
Ostatni raz zerkam na drzwi, za którymi znajduje się dziewczyna i po raz pierwszy odkąd się tu zjawiła, zastanawiam się, czy przygarniecie jej to była dobra decyzja. Czy aby nie naraziłem całej naszej paczki na cholerne niebezpieczeństwo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top