Rozdział czternasty

Colton

Do końca dnia nie opuszczam pokoju Avalon. Jakaś samolubna część mnie ma w głębokim poważaniu, że dziewczyna być może jest zmęczona, albo zwyczajnie chce zostać sama. Jest mi zbyt dobrze w jej towarzystwie, żeby z tego rezygnować. Poza tym, temperatura sprawia, że jestem osłabiony. Nie jest już tak wysoka jak na początku, ale nadal jest świetnym pretekstem, by nie ruszać się z jej łóżka.

Mam wrażenie, że od wczoraj w zachowaniu Avalon zaszła zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. I przysięgam, że gdybym wiedział wcześniej, iż tak będzie, poprosiłbym Corbana już dawno, żeby mnie postrzelił. Może chęć czucia się potrzebną, jest kluczem do jej poprawy psychicznej. Więc tak, zlinczujcie mnie, ale trochę ten mój stan wyolbrzymiam. Rana boli, ale nie na tyle, żebym nie mógł się swobodnie poruszać po mieszkaniu. Temperaturę mam, ale nie na tyle wysoką, by unieruchomiła mnie w łóżku. Dodaję do tego wszystkiego kilka jęków podczas próby poruszania się i Avalon jest w gotowości. Jeśli to sprawia, że czuje się potrzebna, mogę udawać jeszcze długo.

Niestety od jakiegoś czasu słyszę, jak ktoś usilnie próbuje się do mnie dodzwonić. Moja komórka leży w salonie, więc czy chcę, czy nie, muszę wstać.

– Co robisz? – pyta.

– Muszę zejść do salonu.

– Powinieneś leżeć.

Jakaś część mnie, chce wierzyć w to, że słowa Avalon są niczym innym jak próbą zatrzymania mnie w swoim łóżku. Jednak ta racjonalna część, która sugeruje, że to nic innego jak obawa o mój stan, ma raczej przewagę.

– Nic mi nie będzie. Poza tym, oboje powinniśmy coś zjeść.

Przytakuje, zgadzając się ze mną. Wstaję powoli i dopiero teraz czuję, jak cały lewy bok mnie rwie. W sumie mam to wszystko na własne życzenie. Tate ostrzegał mnie, że powinienem na siebie uważać, ale zawsze było coś ważniejszego. Ciągle coś musiałem zrobić, czymś się zająć, aż organizm powiedział stop. A teraz ja to mówię. Robię sobie przynajmniej kilkudniową przerwę od wszystkiego. Nie zamierzam wychodzić i zajmować się interesami.

Schodzimy z Avalon do salonu. Przez całą drogę bacznie mnie obserwuje. Jakby bała się, że zemdleję, a ona będzie musiała mnie zbierać.

– Nic mi nie jest. Naprawdę – zapewniam ją.

– Tak, widziałam to nic.

Jestem więcej niż pewien, że dostrzegłem jak wywraca na mnie oczami.

– To tylko draśnięcie. Z gorszymi rzeczami sobie w życiu musiałem radzić. – Zastępuję jej drogę i patrzę w smutne oczy dziewczyny. – Nie martw się. Spędzę kilka dni w domu, żeby dojść do siebie, a Ty mi w tym pomożesz.

– Ja?

– Oczywiście. – Uśmiecham się, żeby rozluźnić atmosferę. – A kto ma mi zmieniać opatrunki?

– Corban?

Kręcę głową rozbawiony. Czyżby wróciło jej poczucie humoru? Nie chcę robić sobie nadziei, ale byłoby super.

– Znając Corbana, w odwecie za coś, co mu kiedyś zrobiłem, wsadzi mi palec w ranę z szerokim uśmiechem na twarzy. A teraz chodź. – Obejmuję ją ramieniem, ale gdy się wzdryga, szybko się odsuwam.

– Przepraszam. Nie zrobiłeś nic złego, ja...

Spuszcza wzrok na swoje stopy.

– Ty, co?

– Mówiłam ci już, boję się dotyku.

Mówi to ledwo słyszalnym szeptem. Jakby się tego wstydziła lub uważała, że to jej wina.

– Jeśli chcesz, pomogę pozbyć ci się tego lęku. – Słowa same mnie opuszczają, zanim jeszcze mam możliwość je przemyśleć.

Boję się, że ją wystraszyłem, że zamiast zrobić kolejny krok do przodu, cofam się dwa do tyłu. Na szczęście Ava mnie zaskakuje.

– Jak, Colton? Już sama wizja tego, że ktoś może mnie dotknąć sprawia, że mam ochotę zacząć krzyczeć. Dotyk kojarzy mi się tylko z jednym. Z bólem i upokorzeniem. Najpierw pobyt w sierocińcu nauczył mnie, że jeśli nie robię tego, co chcą inni, karą będzie bicie pasem, zamknięcie w pokoju lub upokorzenie przez innymi dzieciakami. A potem pobyt u Knife'a. I chyba wolałabym być bita pasem przez resztę życia, niż doświadczać to, co mi tam zafundowali.

– Zabiję Knife'a. Masz moje słowo.

– Jego? – Wzdryga się. – On był tam moim najmniejszym problemem.

Widzę ile kosztuje ją ta rozmowa i tak jak nie chcę naciskać, muszę znać jak najwięcej szczegółów.

– To co było największym?

– Źle zadałeś pytanie, Colton. Nie co, a kto.

– Więc, kto?

– Vin. Prawa ręka Knife'a.

Uświadamiam sobie, że wspominała to imię już parę razy. To nie może być byle płotka. Najwyraźniej wolno mu bardzo dużo. Problem sprowadza się do tego, że nadal nie wiem, jak wiele mu było wolno w stosunku do Avalon.

– Bił cię?

Wymija mnie i idzie do salonu, więc podążam za nią.

– Bił, szkolił, dotykał i robił wiele innych rzeczy, które nie przejdą mi przez gardło.

– Gwałcił cię?

Tylko cudem udaje mi się na nią nie wypaść, gdy gwałtownie się zatrzymuje. Obraca się i patrzy najsmutniejszym, a jednocześnie najzimniejszym spojrzeniem, jakie kiedykolwiek widziałem.


Avalon

Zatrzymuję się gwałtownie, gdy Colton zadaje najboleśniejsze z pytań. Wystarczy to jedno konkretne słowo, a czuję, że staczam się w otchłań, która pochłania mnie bez reszty. Jestem świadoma, że nigdy nie zapomnę tego, co mnie spotkało, ale mogę przestać o tym myśleć. Uda mi się to niestety tylko wtedy, gdy Colton przestanie zadawać pytania. Jednak to nastąpi w momencie, gdy wszystkiego się dowie. Powiedzieć, że jestem w czarnej dupie, jest tu sporym niedopowiedzeniem.

Nie czuję się na siłach do zwierzeń, ale gdzieś wewnątrz czuję, że jestem mu to winna. Chociaż tyle mogę zrobić za dach nad głową, jaki mi oferował.

– Mów... – Chrząkam, bo głos mnie zawodzi. – Mówiłam, że dla twojego szefa musiałam zostać dziewicą. – Chcę brzmieć pewnie, ale tak nie jest. W jego oczach dostrzegam coś w rodzaju bólu. Nie rozumiem tego. To nie on tu jest ofiarą. Jego postawa sprawia, że pierwszy raz od dawna czuję złość. – I odpowiem na twoje następne pytanie. - Nie, dzięki pomocy Drew, Donatello też nie zdążył odebrać mi dziewictwa. Nie zmienia to jednak faktu, że sam widziałeś, co mi zrobił.

Jestem zdziwiona własnym zachowaniem, ale on chyba jeszcze bardziej. Zostawiam go w szoku i wchodzę do salonu, a następnie do kuchni. Kładę dłonie na blat i zwieszam głowę. Próbuję wyciszyć swoje serce, które szaleje, jakby chciało wygrać najważniejszy w życiu bieg. Jestem przerażona, bo budzą się we mnie emocje, których od dawna nie odczuwałam. Stały mi się obce i nierealne, ale odkąd pojawiłam się w tym domu, nieustannie próbują przedostać się przez mur, który skrupulatnie budowałam, każdego dnia pobytu u Knife'a.

– Kim jest Drew? – pyta Colton.

Nieświadoma jego obecności podskakuję.

– Słucham?

– Powiedziałaś, że dzięki pomocy Drew, Donatello nie skończył tego, co zaczął.

Samo wspomnienie tego imienia sprawia, że pragnę zniknąć. Chcę zaufać Coltonowi, ale nie potrafię pozbyć się z głowy świadomości, że pracuje dla tego zwyrodnialca. Boję się przed nim otworzyć, boję się dać mu kredyt zaufania, bo z doświadczenia wiem, że kończy się to dla mnie źle. I co z tego, że obiecywał. Dolores też wiele obiecywała. Tak samo jak rodzice i sąsiadka. Nikt z nich nie dotrzymał słowa.

Otwieram lodówkę, starając się go ignorować. Liczę na to, że jeśli się czymś zajmę, przestanę myśleć i kalkulować. Jednak Colton to Colton. Już parę razy miałam okazję się przekonać, że jak czegoś chce, to to dostaje.

– Usiądź. Zaraz nam coś zrobię...

– Umiem gotować, Colton. W sierocińcu zdarzało im się nas także uczyć i przygotowywać do życia.

– Nie o to mi chodziło.

– Wiem. – Wzdycham.

Jakaś część mnie podsuwa mi myśl, że jestem dla niego niesprawiedliwa. Człowiek mógł mnie zostawić na tamtym parkingu, mógł zawieźć mnie do szpitala, mógł odwrócić się i nie oglądać za siebie, a jednak tego nie zrobił. Zabrał obcą mu dziewczynę do własnego domu, nieświadomie narażając siebie i swoich bliskich na niebezpieczeństwo. A nawet dowiadując się, skąd i od kogo uciekłam, nie wyrzucił mnie na bruk.

– Nie wiem, kim jest Drew – odpowiadam zrezygnowana. – Wiem tylko, że znalazł się w odpowiednim miejscu, o właściwym czasie. Skorzystał z tego, że Donatello musiał na chwilę wyjść, rozwiązał mnie i pomógł mi uciec przez okno. Więcej go nie widziałam.

– Musi dla niego pracować. – Myśli na głos.

– Skąd to wiesz? – pytam. Opieram się o blat i bacznie mu się przyglądam.

– Nie wiem tego na sto procent, ale Donatello nie dopuszcza do siebie nikogo z poza swojego kręgu zaufanych ludzi. Pamiętasz gdzie cię przetrzymywał?

Kręcę głową.

– Nie mam pojęcia. Jedyne co pamiętam, to że było to mieszkanie w kamienicy. – Tak, ten pokój na długo pozostanie w mojej głowie. Nawet teraz, gdy sobie o nim przypominam, czuję, jak wszystkie moje mięśnie naprężają się, w obawie przed tym, co może mnie czekać. Jednak w natłoku strachu i negatywnych uczuć jest coś, co nie daje mi spokoju. – Colton, jest coś jeszcze.

– Tak? Co?

– Gdy spytałam tego chłopaka, dlaczego mi pomaga, powiedział, że Skeeter go o to prosiła. – Głos mi się łamie, gdy przypominam sobie tę ksywkę.

– A kto to?

– Była ze mną w sierocińcu...

Nie kończę, bo nagle zasycha mi w gardle. Wcześniej byłam tak zajęta użalaniem się nad sobą, że nawet nie zastanowiłam się, skąd chłopak może ją znać.

– Avalon?

– Jezu, Colton! – Kręcę głową nad własną głupotą. – Co jeśli ona... To znaczy...

– Jeśli też jest u Knife'a lub Donatello? – podsuwa.

Potwierdzam skinięciem. Podchodzi do mnie i kładzie dłoń na moim policzku. Wzdrygam się i próbuję odsunąć, ale mi nie pozwala.

– Nie każdy dotyk jest zły, Ava. Są przyjacielskie, pocieszające, przedrzeźniające. Cała masa. Są też te złe, ale nie możesz z góry zakładać, że każdy taki jest.

Kładzie obie dłonie na moich policzkach. Początkowo wkłada w to odrobinę siły, ale gdy widzę, że z nim nie wygram, odpuszczam i on robi to samo.

I to nie tak, że boję się każdego dotyku. Przerażają mnie jedynie te, które pochodzą od mężczyzn.

Czasami pragnę zasnąć i obudzić się dopiero, gdy wszystko ulegnie zmianie, gdy moje ciało i umysł zapomną o wszystkim, co się wydarzyło, a ja z pełną świadomością, wezmę głęboki oddech i powiem 'tak, to będzie piękny dzień'. Colton wielokrotnie wyciągał do mnie rękę, próbując wydostać mnie z otchłani, i gdy już mam nadzieję, że uda mu się, a ja przestanę dławić się koszmarami, dzieje się coś, że znów się cofam, zamiast zrobić krok do przodu. Jestem przesiąknięta bólem i strachem do tego stopnia, że słyszę zewsząd drwiny, krzyczące 'jesteś stracona'.

– Czy nie ma na świecie nikogo, kto potrafi mnie uratować?

– Jestem ja – odpowiada Colton. Nawet nie jestem świadoma, że powiedziałam to na głos. Opuszkiem kciuka ściera łzę, samotnie spływającą po moim policzku. – Musisz tylko pozwolić się ratować, Avalon. Musisz uwierzyć, że jesteś tego warta. Bo ja wierzę.

Zgarnia mnie w swoje ramiona. Początkowo chcę z nim walczyć, ale poddaje się szybciej, niż miało to miejsce do tej pory.

– Naucz mnie, Colton.

W moich oczach musi dostrzegać coś, co sprawia, że jego postawa łagodnieje.

– Czego, Avalon?

– Nie bać się dotyku.

Moja prośba go zaskakuje. Mnie początkowo także, ale nie chcę się już bać. Chcę zacząć czuć wszystko, za wyjątkiem strachu. Gdy milczy, przez chwilę mam ochotę zniknąć, przekonana, że mi odmówi, a gdy zaczyna mówić, wstrzymuję oddech.

– Avalon, wszystko w swoim czasie. Dojdziemy do tego pomału, bez pośpiechu, presji. W przeciwnym razie, mogę tylko sprawić, że będziesz jeszcze bardziej cierpiała. A tego nie chcemy. Ani ty, ani ja.

Kiwam głową na zgodę. Nie mam odwagi powiedzieć nic więcej. Ta prośba i tak dużo mnie kosztuje.

– A teraz koniec z pochmurnymi wspomnieniami. Ja zamówię chińszczyznę, a ty wybierz jakiś film. Tylko, żeby to nie był gówniany wyciskacz łez. Urządzimy sobie seans.

Jest podekscytowany tym pomysłem, ja nie do końca.

– Jak mam wybrać film? – pytam. Jestem zażenowana, że nie potrafię wykonać tak prostej czynności.

Jemu na szczęście to nie przeszkadza.

– Mamy Netfilksa – mówi, jakby te dwa słowa miały mi wszystko wytłumaczyć. – To coś w rodzaju domowej wypożyczalni filmów. Chodź, pokarzę ci.

Niecałe dwadzieścia minut później leży przed nami ogromna miska popcornu, chińskie jedzenie, a na ekranie telewizora czeka film o jakiś superbohaterach, z czego jeden z nich jest zielony. Zanim jednak zaczynamy oglądać, Colton oddzwania do Corbana, który przez długi czas próbował się z nim skontaktować. Słyszę, jak Colton wyjaśnia mu, że już wszystko w porządku i nie ma się martwić.

– Dobra, a teraz jako kapitan tego statku, rozkazuję odprężyć się – mówi, gdy tylko rozłącza się z przyjacielem.

– Czy w razie czego są tu jakieś szalupy, gdybym nagle musiała ewakuować się z pokładu?

Zaskakuje go moja nagła śmiałość. W sumie sama jestem nią zaskoczona, ale jakaś część mnie, pragnie choć na chwilę zapomnieć o tym co mnie spotkało i zachowywać się jak na młodą osobę przystało.

– Przykro mi, młoda damo, ostatnią szalupą statek opuściły troska i zmartwienie, więc zostaliśmy tylko my. Dobry humor i świetna zabawa.

Śmieję się pierwszy raz od bardzo dawna naprawdę szczerze. Jednak szybko przestaję, zaskoczona, gdy Colton pochyla się, chwyta moje stopy i kładzie je sobie na kolanach.

– Nie zjem ci ich – mówi, zanim mam możliwość zaprotestować. – Połóż się i pozwól mi ułatwić ci odprężenie się.

– Czy to kolejny kapitański rozkaz? – W moim głosie nie ma już tej samej pewności, co chwilę wcześniej, mimo to, powoli opuszczam swoją górną partię ciała, aż czuję pod plecami miękkie poduszki.

– Tak lepiej – mówi z triumfem. – I nie, to nie był rozkaz.

Zdejmuje jedną z moich skarpetek, więc to zrozumiałe, że naturalnym odruchem jest próba wyrwania nogi. Na próżno. Colton mi na to nie pozwala.

– Co robisz?

– Jak już mówiłem, pomagam ci się odprężyć.

– Rozbierając mnie?

– To tylko skarpetka, Ava. Przestań myśleć, że każde takie działanie prowadzi do jednego. – Pochyla się i patrzy mi prosto w oczy. – Zaufasz mi wreszcie, Avalon Brown?

Przełykam głośno i powoli, walcząc z własnym strachem. Obiecałam mu już to nie raz, ale jak widać mam problem, żeby dotrzymać słowa. Biorę głęboki wdech i rozluźniam mięśnie nogi, która walczy o swobodę. Colton uśmiecha się szeroko, jakby wygrał walkę życia. Kładzie dłoń na spód mojej stopy i dzieje się coś, czego absolutnie się nie spodziewamy. Zaczynam się głośno śmiać.

– Przestań! Mam łaskotki.

– Jeśli tylko to sprawia, że mogę usłyszeć twój szery śmiech, to bardzo mi przykro, ale nie przestanę.

I wprowadza w życie swoją groźbę. Łaskocze mnie tak długo, że brakuje mi powietrza w płucach od śmiechu, a oczy zalewają się łzami. Ta tortura jest z jednej strony przyjemna, z drugiej okrutna, ale ta mieszanka sprawia, że nie chcę żeby przestawał. Czuję się jakbym miała ponownie kilka lat, gdzie nie mam pojęcia, co to zło, okrucieństwo i zmartwienia. Przez tą chwilę czuję się wolna i szczęśliwa. Niestety chwile są ulotne, zwłaszcza, że czuję dziwny uścisk w podbrzuszu.

– Przestań, bo się posikam – piszczę, chcąc brzmieć poważnie.

Przestaje i teraz to on wybucha śmiechem.

– Robię to tylko dlatego, że ta sofa nie należała do najtańszych. – Wytyka mnie palcem. – Ale wiedz, że jeszcze do tego wrócimy.

Zakłada skarpetkę na moją stopę, rozsiada się wygodnie, podczas gdy ja nadal leżę z nogami na jego nogach i włącza film.

Średnio mogę skupić się na fabule, gdyż Colton, wpatrzony w ekran, nieświadomie głaszcze cały czas moją łydkę. Nie mówię, że jest to nieprzyjemne uczucie, ale strasznie rozpraszające i wzbudzające moją czujność. Mam na sobie długie spodnie, jednak nawet to nie daje mi komfortu. Dotyka mnie mężczyzna, jest przy tym delikatny i tak jak moje serce tego nie chce, umysł działa na najwyższych obrotach. Walczę z nim i udaje mi się wygrać tą walkę po dłuższej chwili. Tłumaczę sobie, że nic mi nie grozi ze strony Coltona, że nie jest taki jak Knife, czy Donatello, choć przecież nie do końca go znam, jednak udowodnił to już nie raz, ani nie dwa.

Przekręcam się na bok, by mieć lepszy widok na telewizor. Czuję pod nogami, jak Colton się spina, ale po chwili ponownie rozluźnia.

Zerkam ukradkiem na niego, gdy skupia się na filmie. Wiele razy się mu przyglądałam, ale nigdy nie patrzyłam na niego w taki sposób jak teraz. Uśmiecha się delikatnie, przez co pojawia się na jego policzku niewielki dołeczek. Jego mocno zarysowana szczęka, pokryta jest kilkudniowym zarostem, a włosy wyglądają, jakby od dawna nie miały styczności z niczym do czesania. Zjeżdżam wzrokiem na jego ciało i jedyna myśl, jaka przychodzi mi do głowy, jest bardzo niepokojąca. Nigdy wcześniej nie czułam takiej potrzeby, by dotknąć jakiegoś mężczyzny, by przekonać się czy jego mięśnie rzeczywiście są tak twarde, na jakie wyglądają. Ma na sobie koszulkę, ale nawet ona nie jest w stanie ukryć przede mną idealnej rzeźby jego klatki piersiowej, czy ramion.

Widzę, jak Colton obraca głowę w moją stronę, więc szybko odrywam od niego wzrok i przenoszę go na telewizor. Jednak jego delikatny śmiech, daje mi do zrozumienia, że zostałam przyłapana na podglądaniu. Czuję jak na moją twarz wpełza rumieniec, ale nie dam mu tej satysfakcji i nie przeproszę, świadomie przyznając się do winy.

– Chyba nie bardzo interesuje cię film – stwierdza, rozbawiony.

– Dlaczego tak sądzisz? To całkiem interesujące patrzeć, jak dorosły facet zmienia się w wielkiego, zielonego i nieposkromionego potwora.

– Zabawne, że zwróciłaś uwagę akurat na doktora Bannera.

– Dlaczego?

Patrzę na niego zaintrygowana.

– Ponieważ, gdy byłem dzieciakiem chciałem być jak Hulk.

– Zielony i agresywny? – pytam, szczerze zaciekawiona.

– Nie. Bardziej chodziło o siłę. Wtedy mógłbym obronić matkę. – W jego głosie słychać nutkę nostalgii. – Ale hej, gdyby chodziło tylko o kolor, pewnie zadowoliłbym się Shrekiem.

– Shrekiem?

– Nie oglądałaś Shreka? – Kręcę głową na nie. – Koniecznie musimy to naprawić. Mamy więc repertuar na następny seans.

Jego entuzjazm byłby pewnie zaraźliwy, gdyby nie dudniące słowa w mojej głowie "mógłbym obronić matkę". Dociera do mnie, że Colton zaznał okrucieństwa w znacznie gorszym momencie życia niż ja. Był tylko małym chłopcem, gdy musiał patrzeć, jak ojciec bije matkę, a świadomość, że nic nie może zrobić, z całą pewnością zabijała od środka jego dziecięcą niewinność. To podsuwa mi kolejną myśl, a raczej odpowiedź na moje pytanie – dlaczego on za wszelką cenę próbuje mnie ochronić? Może właśnie tak ukształtował swoją osobowość. Nie mógł pomóc własnej mamie, więc w każdej osobie w tarapatach widzi właśnie ją? Może w ten sposób próbuje rozgrzeszyć dziecięcą niemoc i bezradność.

Jesteście sobie nawzajem potrzebni odzywa się głos w mojej głowie. – Musisz pozwolić się mu uratować, żeby i on zaznał wewnętrznego spokoju.

Czy to możliwe, że jesteśmy do siebie bardziej podobni niż to widać na pierwszy rzut oka? Dwóch życiowych rozbitków na jednej tratwie ratunkowej. I pewnie tylko od nas zależy czy zdecydujemy się płynąć pod prąd, ale do wyznaczonego celu, czy dryfować z prądem, mając świadomość, że jedynie się oddalamy.

– Nic nie zjadłaś.

– Nie jestem głodna. – Zauważam, że film się skończył i lecą napisy.

Podnoszę się niezdarnie i próbuję zabrać nogi, ale Colton mi tego nie ułatwia.

– Dokąd się wybierasz? Jeszcze nie skończyliśmy.

– Nie?

– Nie. Zabrałbym cię na jakiś spacer, czy coś, ale ponieważ jesteśmy oboje uziemieni, obejrzymy jeszcze jeden film. Tym razem ja wybieram, bo twój wybór nijak cię interesował. – Puszcza do mnie oczko, chwyta pilota i szuka wśród miliona tytułów tego jednego odpowiedniego. – Wiem, że to mało męski film, ale moja mama go uwielbiała i jestem więcej niż pewien, że i tobie się spodoba.

– Nie patrz na mnie.

– Nie patrzę, ale w razie gdyby Speed wrócił, zawsze będę miał wymówkę, dlaczego oglądam "Dirty Dancing".

– Zwalisz wszystko na mnie? – pytam z niedowierzaniem.

– Oczywiście, przecież nie przyznam się, że podoba mi się babski film.

Śmieje się i włącza film. Zmienia swoją pozycję, kładąc się po drugiej stronie sofy. Jego nogi znajdują się za moimi plecami, a moje, kładzie sobie przy brzuchu. Nie jest to komfortowa pozycja, ale już wiem, że w tym temacie nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Przynajmniej leżymy na bokach, co znacznie ułatwia oglądanie.

I w jednym miał rację. Film okazuje się świetny. Wciąga mnie od samego początku, aż do napisów końcowych. Jestem na nim tak skupiona, że nie przeszkadza mi głaskanie moich nóg przez Coltona, nawet gdy czuję dziwne mrowienie. Nie zastanawiam się, skąd pochodzi, nie analizuję, tylko chłonę scenę po scenie, słowo po słowie.

– Typowa kobieta – komentuje, gdy Johnny i Baby ćwiczą taniec i ona ciągle się śmieje, gdy on dłonią dociera do jej pachy. – Facet chce takiej zrobić dobrze, a ona co? Śmieje się.

– Chce jej zrobić dobrze? Przecież to tylko taniec.

– No właśnie to mówię. Chce ją czegoś nauczyć, a ona się śmieje, zupełnie jak ty.

– Ja?

– A kto wykręcał się ze śmiechu, gdy próbowałem pomasować ci stopy dla odprężenia?

– Ciii. – Uciszam go. – Zobacz, będą tańczyć w wodzie?

Śmieje się i chyba wywraca na mnie oczami, ale wraca do oglądania, a gdy docieramy do momentu, gdy Baby zjawia się u Johnny'ego, łapię się na tym, że rośnie we mnie nowe, potężne uczucie, zwane zazdrością. Wiem, że to tylko film, ale gdy patrzę, jak dotyka ją z czułością, niemal namacalną świętością, jakby była czymś wyjątkowym i niepowtarzalnym, przez moment pragnę być częścią tego filmu.

Tak, często zastanawiałam się, jakby wyglądało moje życie, gdyby rodzice nie zginęli w wypadku. Ile miałabym lat, gdy chłopak zaprosiłby mnie na pierwszą randkę, jak wyglądałby mój pierwszy pocałunek, jaka byłaby moja najlepsza przyjaciółka... Wiem, że mogę to wszystko jeszcze nadrobić, ale nic, ani nikt nie zmieni tego, że powinnam mieć to już dawno za sobą, a nie tylko zastanawiać się, co by było gdyby...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top