3. [Galevy] Zostanę ojcem?

Gajeel rzucił się na kanapę i włożył głowę pod poduszkę, aby zadusić krzyk. Trzy misje w ciągu jednego tygodnia i to bez żadnej walki. Był bardziej zmęczony niż po kilkumiesięcznej misji, gdy wyruszył na poszukiwanie słynnego smoczego kła. Nie znalazł go, ale przynajmniej zbił mordy paru gościom.

— Cześć — usłyszał cichy, nieśmiały głos Levy.

— Hej — jęknął spod poduszki i machnął do dziewczyny dłonią. — Jak tam?

— Ja... — urwała i westchnęła ciężko. — Będziesz ojcem.

— Ojcem. — Nie dotarło do niego. Czy na pewno padło słowo „ojciec"?

— Jestem w ciąży — oświadczyła Levy, a potem cichaczem uciekła z pokoju, pozostawiając za sobą światło na korytarzu.

Gajeel podniósł się. Zamrugał kilka razy ze zdziwienia, a potem najzwyczajniej w świecie się rozpłakał.

— Zostanę ojcem, aha... — Spojrzał w kierunku korytarza. — Ej, matka, gdzie ty uciekasz! — krzyknął za Levy.

Zerwał się z kanapy i pobiegł do dziewczyny. Złapał ją w talii, nim zdążyła wyjść z domu i wtulił ją w swoje ogromne, spocone cielsko.

— Śmierdzisz! — wyżaliła się, waląc drobnymi piąstkami w pierś Gajeela.

— Cieszę się... — wyszeptał do jej ucha. — Kocham cię...

Levy odpowiedziała ciepłym, słabym uściskiem, który przypomniał Gajeelowi, dlaczego chodził na nudne misje związane z szukaniem zaginionych zwierząt czy małżonków. Dla niej, dla ukochanej, dla Levy, a teraz i dla maluszka, któremu nigdy w życiu, za nic na świecie, nie opowie, jak poznał jego matkę...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top