Wizyta

Tak się akurat złożyło, że w Yu-topi swój urlop postanowili spędzić Yurio wraz z Otabekiem oraz Chris. Nikt nie spodziewał się, że w ostatniej chwili ktoś dołączy do ich niewielkiego grona. Jakie więc było zdziwienie Yuriego, kiedy zobaczył jak jego najlepszy przyjaciel rozpakowuje się w dopiero co wynajętym pokoju.

- Phichit! - głos Japończyka rozniósł się po całym korytarzu. Upuścił ręczniki, które miał ze sobą i od razu podbiegł do przyjaciela.

- Yuu-chan! - obaj upadli ze śmiechem na łóżko. Nie widzieli się od dobrych sześciu miesięcy. Mimo rozmów oraz masy fotek to wciąż nie wiedzieli, co tak naprawdę się w ich życiach dzieje.

Viktor zaalarmowany krzykiem ukochanego, natychmiast pojawił się w progu pokoju. Zmrużył niezadowolony oczy z zazdrością obserwując scenę przed sobą. To nie tak, że był zazdrosny. On po prostu nie znosił kiedy ktoś naruszał osobistą przestrzeń jego ukochanego.

- Wystarczy tego dobrego - mruknął, dając o sobie znać.

Yuri niechętnie odsunął się od przyjaciela.

- Mam dla ciebie wspaniałą wiadomość Yuriś! - pisnął szczęśliwy, wstając z łóżka.

Nie minęła chwili kiedy całe ich niewielkie grono siedziało w salonie, patrząc na rozradowanego Phichita. Radość biła od niego na kilometr.

- A więc o co chodzi Phichit-kun?

- Nie uwierzysz co załatwiła Cortney!

Wspomnienie dziewczyny uderzyło w Yuriego z niebywałą siłą. Zamarł w bezruchu domyślając się co zaraz usłyszy.

- Lecimy do Detroit na spotkanie z całym naszym rocznikiem! Na dodatek możemy zabrać ze sobą kogo chcemy! - krzyknął szczęśliwy.

Przez chwilę Japończyk nie wiedział jak zareagować. Przed jego oczami zaczęły się pojawiać wspomnienia ze znajomymi. Zaczął się obawiać. Jego taniec na rurze na tym feralnym bankiecie był zaledwie czubkiem góry lodowej, tego typu rzeczy były dla niego codziennością w Detroit.

- Dlaczego mam wrażenie, że to ty za wszystkim stoisz? - spojrzał wściekle na przyjaciela.

- Oj... Widzę, że wraca mój Yuriś. To znaczy, że się zgadzasz? Zawsze możesz zadzwonić do Cortney i zmienić miejsce spotkania na Vegas. W końcu zawsze byłeś jej ulubieńcem - uśmiechnął się znacząco, na co Viktor miał ochotę zdzielić go w twarz. Od początku nie spodobał mu się przebieg tej całej rozmowy.

Brunet wstał z kanapy, wyplątując się z uścisku ukochanego i zaczął chodzić w te i we wte, zastanawiając się nad wszystkimi za i przeciw. W końcu jednak pomyślał o Susan i wszystko stało się jasne. Był niemalże pewien, że jeśli się nie zgodzi to Susan mu tego nie wybaczy. Jako jedna z najlepszych projektantek w Stanach, miała naprawdę dużo na głowie, jeszcze więcej kreacji do uszycia oraz niewiele wolnego czasu. Wiedział, że nie odpuści sobie tego spotkania. Po prostu nie wybaczyła by sobie gdyby jej zabrakło z powodu pracy.

- A więc jak? Viktor, Chris, Yurio, Otabek lecicie z nami? - uśmiechnął się czarująco w ten swój charakterystyczny, a jednocześnie tak wymarły sposób.

- Wy też to widzicie, czy mam halucynacje? - odezwał się do tej pory milczący Yurio, pierwszy raz widząc u Japończyka taką pewność siebie.

- Yuu-chan! Nawet nie wiesz jak się ciesze! Zabawimy się tak jak za starych dobrych czasów!

No i tego właśnie najbardziej się obawiał. To kim był wtedy, a to kim był teraz to były dwa różne światy.

Jednego jednak był pewien. Ta wizyta na zawsze zostanie w jego pamięci, jako wspomnienie "normalności". Znał Phichita, Cortney i Susan. Był pewien, że to co się tam wydarzy odciśnie ogromne piętno w jego poukładanym życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top