Jesień

Niewielkie krople deszczu uderzały w twarz Japończyka. Była jesień. Piękna jesień. Liście opadały z drzew, unosiły się na wietrze, aby po jakimś czasie opaść spokojnie na ziemie. To był pierwszy deszczowy dzień, odkąd nadeszła jesień. Niewielkie krople spadły tak nagle, że niewielu było na to przygotowanych. Jedną z takich osób był Yuri. Powoli mijał kolejne ścieżki parku. Nie śpieszyło mu się jednak do domu, o ile miejsce w którym mieszkał mógł nazywać domem. Nie miał po co tam wracać, mimo że była jego mama i Mari to, nie je pragnął zobaczyć. Nie potrafił się nawet cieszyć pięknem różnokolorowych liści, a wszystko przez pewnego niebieskookiego Ruska, który po tym jak wrócił do swojej kariery, przestał się w ogóle odzywać.

Brunet czuł ogromny żal i gniew. Od tamtego feralnego dnia minęły trzy lata. On jednak wciąż pamiętał tamtą sytuację. Chciał lecieć z Viktorem, ale nie mógł ponieważ jego tata w tamtym czasie zachorował i ktoś musiał pomóc przy gorących źródłach. A Viktor? Bez zbędnego protestowania, czy chociażby przełożenia lotu, wyjechał. Zostawiając go samego z problemami, które z każdym kolejnym dniem rosły na sile. Zaledwie trzy miesiące później jego ojciec, zmarł. Nie miał sił by wygrać z białaczką. Wszystko wtedy się zmieniło. Na twarzy jego rodzicielki przestał się pojawiać prawdziwy uśmiech. Mari rzuciła palenie i nawet zaczęła szukać sobie faceta. A on? Rzucił łyżwiarstwo, znalazł dobrze płatną pracę w jednej z Japońskich firm, wynajął mieszkanie i razem w nim zamieszkali. Gorące źródła zostały sprzedane. Zmienił nie tylko otoczenie, ale także samego siebie. To co się wydarzyło pomogło mu rozwinąć skrzydła. Z zakompleksionego chłopaczka stał się poważnym mężczyzną. Cieszył się ze zmiany, jednak wciąż cholernie tęsknił za Rosjaninem. W końcu nie da się od tak zapomnieć osoby, którą kochało się ponad życie.

Yuri nie zauważył nawet kiedy znalazł się pod mieszkaniem. Znudzony otworzył drzwi i wszedł do środka, zdejmując buty w korytarzu.

- Wróciłem!

Zdjął kurtę, odłożył czarną, skórzaną aktówkę i od razu wszedł do salonu. Stanął zszokowany w progu. Na kanapie obok jego matki, we własnej osobie siedział Yakov Feltsman. Nie wiedział co zrobić ani jak zareagować. To było aż niewiarygodne żeby od tak przyleciał do Japonii prosto z Rosji.

- Co pan tu robi? - spytał w końcu, zwracając na siebie uwagę gościa.

- Yuri? - spytał wyraźnie zszokowany Rosjanin.

Ostatni raz kiedy go widział, chłopak wyglądał inaczej. A teraz? Miał na sobie czarny dopasowany garnitur, no i wyglądał jak model z okładek gazet, a nie ten wstydliwy łyżwiarz, którym był zaledwie trzy lata temu.

- Zmieniłeś się - skomentował.

Hiroko przeczuwając, że powinna ich zostawić, wstała i udała się do swojej sypialni.

- Pan za to nie bardzo. Co pana do mnie sprowadza? - spytał, siadając na kanapie oraz odzyskując spokój myślenia.

- Przyleciałem porozmawiać o Viktorze - oznajmił, lekko wytrącony z równowagi. Nie spodziewał się takiego zachowania po brunecie.

- Tylko dlatego? Wspaniały Viktor Nikiforov pierwszy raz w całej swojej wspaniałej historii przegrał, nabawił się kontuzji i co? Mam do niego lecieć i pocieszać? Niedoczekanie - rzekł z kpiną.

Pierwszy raz wciągu tych wszystkich lat Rosjaninowi zabrakło słów. Jako trener legendy łyżwiarstwa figurowego, miał do czynienia z wieloma osobami. Jednak jeszcze żadna nie zachowała się tak jak teraz Japończyk. Nie dość, że od razu się zorientował po co przyleciał to jeszcze odpowiedział na pytanie, którego nie zdążył zadać. Jakby tego było mało emanowała od niego niebywała pewność siebie i determinacja.

- Wiem, że Viktor zachował się strasznie i cie skrzywdził, ale on jest naprawdę w złym stanie psychicznym. On za tobą tęskni i wciąż cię kocha. Tylko ty możesz mu pomóc. Gdyby z nim nie było aż tak źle nie było by mnie tu.

- Cóż za ironia. Kiedy ja go potrzebowałem... Kiedy musiałem patrzeć jak mój ojciec umiera na moich oczach, on po prostu wyjechał i mnie zostawił. Nie odezwał się ani razu. Nawet nie przyleciał na pogrzeb. Ale teraz kiedy sam jest w potrzebie mam wszystko rzucić i do niego lecieć?

- Yuri nie karzę ci mu wybaczać, tylko proszę o pomoc. Obawiam się, że coś może sobie zrobić. Jeśli wciąż choć trochę ci na nim zależy to leć ze mną do Rosji.

***

Ostatecznie po długim jesiennym spacerze i wielu godzinach myślenia o wszystkich za i przeciw, Yuri podjął decyzję. Nie mógł zostawić Viktora w potrzebie, mimo że od trzech lat go nie widział. Obawiał się tego spotkania.

Znajdował się w jednym z Moskiewskich szpitali, przed salą Rosjanina. Wahał się, ale w końcu chwycił za klamkę i wszedł do szpitalnej sali. Stanął jak sparaliżowany, widząc w jakim stanie jest jasnowłosy, mimo że leżał bokiem. Niepewnie podszedł i usiadł na metalowym krzesełku. Dopiero kiedy to zrobił Viktor podniósł na niego wzrok. Czuł jak jego serce zaczyna przyspieszać. Japończyk był ostatnią osobą jakiej się spodziewać.

- Yuri - szepnął nie dowierzając i podnosząc się lekko, uważając na bolące kolano oraz plecy.

Brunet jednak się nie odezwał. Po prostu nie wiedział co ma powiedzieć. Przez ostatnie lata zastanawiał się co mu powie, kiedy go zobaczy, a teraz gdy w końcu mógł go zobaczyć, nie wiedział jak zareagować. Wziął kilka głębokich wdechów i powoli zaczął odpinać guziki brązowego, jesiennego płaszcza.

- Nic nie powiesz? Nie nakrzyczysz na mnie? - spytał drżącym głosem. Był na skraju załamania, a jedyne czego potrzebował to Yuriego. Kochał go i cholernie żałował decyzji, która podjął.

- Rozmawiałem z twoim lekarzem prowadzącym. Uszkodzony kręgosłup jest w miarę dobrym stanie, ale przez kilka miesięcy będziesz potrzebował rehabilitacji. Z kolanem jest gorzej. Będziesz mógł chodzić, ale już nigdy nie będziesz mógł jeździć na łyżwach. Za niedługo powinieneś dostać wypis, dalsze leczenie czeka cię w Japonii. Yakov obiecał, że załatwi nam bilety - oznajmił obojętnym tonem, patrząc na Viktora.

Rosjanin patrzył na niego zdumiony.

- Yuri - tylko tyle był w stanie powiedzieć. To nie mogła być prawda. To musiał być sen.

Chłopak widząc szok na twarzy ukochanego, sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął żółto czerwony liść klonu. Położył go na na dłoni Viktora uśmiechając się przy tym subtelnie.

- Makkachinowi spodoba się jesień w Japonii.

Rosjanin chwycił niepewnie kolorowy liść. Mimo skaz, mimo tego że był lekko ususzony wciąż pozostawał piękny. Wedy dotarło do niego, co ten liść oznacza. Po jego policzkach zaczęły spływać łzy.

- Nie zasługuję na ciebie - szepnął.

- Moim zdaniem warto ratować naszą miłość - złapał dłoń Viktora i ucałował złotą obrączkę, którą dopiero co dojrzał. Nie zamierzał popełniać jego błędu. W końcu on też chciał być szczęśliwy, a to mogło być możliwe tylko przy Rosjaninie.

*****

Dziabara tradycyjnie melduje wykonanie zadania.

Kolejny Shot za mną. Została tylko zima.
Limit delikatnie przekroczony, ale co tam. To tylko kilka słów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top