o tym jak się zakochałem
Wszedłem do szkoły. Poprawiłem czapkę i lekko się spiąłem. Wszystkie spojrzenia były skierowane ku mnie.
Tak ludzie... tak, kurwa! Luke Hemmings ma różowe włosy! Patrzcie na nie i się śmiejcie.
Nikt oczywiście nie miał odwagi się zaśmiać mi prosto w oczy, ale za to moi przyjaciele już taką odwagę posiadali. Ash o mało nie spadł z krzesła, gdy mnie zobaczył wchodzącego do sali. Natomiast Cal, wydarł mordę na cały regulator.
-ja pierdole, zrobiłeś to! -a później był tylko śmiech. Chłopcy dogryzali mi przez cały dzień. Modliłem się, aby to wszystko szybko się skończyło. Chciałem być jak najszybciej w domu i spłukać to różowe świństwo ze swojej głowy.
Michael nawet ani razu na mnie nie spojrzał. Powinno mnie to nie wzruszać, ale nie czułem się z tym dobrze. Wczoraj był dla mnie taki miły i w ogóle nie przypominał tego chłopaka, którego znam ze szkoły.
*
Po zajęciach szybko dotarłem do domu. Nie słuchając mamy wpadłem do łazienki i wsadziłem głowę pod prysznic. Szorowałem włosy chyba milion razy, ale to różowe świństwo nie chciało zejść. Czy to był jakiś żart Clifford'a?! Cholera! Jak to nie zejdzie?!
Umyłem głowę już z piaty raz w ciągu godziny. Chyba się popłaczę!
Chwyciłem telefon i zadzwoniłem do salonu Clifford'ów. Miałem nadzieję, że zastanę chłopaka.
-salon fryzjerski raib... -zaczął znudzony głos kobiety.
-jest Michael? -przerwałem kobiecie. Chciałem tylko wiedzieć i mieć spokój. Po prostu chciałem odzyskać swój naturalny kolor włosów.
-to jest salon fryzjerski a nie jakiś koncert życzeń -można było od razu odczytać w jej głosie złość.
-wiem, gdzie dzwonie, proszę pani -próbuję być spokojny, bo kobieta naprawdę mnie irytowała -pytam o Michael'a...
-nie ma go. Chcesz się umówić? Jeśli nie to nie blokuj linii, dzieciaku -zezłościłem się. Bylem miły, prawda?! Co ta baba sobie myśli?!
-nie przypominam sobie, abyśmy...
-Michael Clifford, słucham -no i zapowietrzyłem się. Chciałem z nim porozmawiać, ale nie spodziewałem się go teraz. Przełknąłem ślinę i po prostu nie mogłem wydobyć z siebie żadnego słowa, wiedziałem jednak, że jeśli się nie odezwę, chłopak się rozłączył, a ja zostanę z różowymi włosami.
-farba nie zeszła -tyle udało mi się wydusić z siebie. Czułem się przegrany.
-Lukey? -wyprostowałem się, gdy usłyszałem swoje imię w jego ustach. Miałem wrażenie, że pieści je językiem. Nie będę ściemniał, poczułem się jakbym 'siedział' na sex telefonie. Głos Michael'a, naprawdę brzmiał seksownie. Czy to możliwe, że on mi się podoba? -Luke?
-tak. Farba nie zeszła mi z włosów. Pomóż mi, proszę... -wyszeptałem prawie płaczliwie i do końca nie byłem pewien, czy chodzi mi o pomoc z włosami, czy z moich problemem w spodniach, który coraz bardziej się uwypuklał.
-przyjedź do salonu... -jego głos nagle się zmienia. Mam dziwne wrażenie, że czegoś się boi.
-ty przyjdź do mnie, proszę... -mógłbym go błagać nawet i na kolankach, choć miałem ochotę na inną rzecz i też na kolanach.
-będę za pół godziny... nie ruszaj już włosów, Lukey -prawie jęknąłem, kiedy jego głos ściszył się do szeptu, gdy wypowiedział moje imię.
Siedziałem przez pół godziny jak na szpilkach, aby siebie uświadomić, że nie podałem swojego adresu Michael'owi. Uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło.
Sięgałem już po telefon, aby zadzwonić po raz drugi do salonu, gdy usłyszałem dzwonek u drzwi. Później było tylko słychać czyjeś głosy.
Usłyszałem jak ktoś wbiega po schodach, minutę później drzwi do mojego pokoju otworzyły się.
Moje oczy otworzyły się szeroko, gdy zobaczyłem nikogo innego jak Michael'a Clifford'a. Jego włosy były roztrzepane, a twarz zaczerwieniona i wyglądał jak chodzący seks.
Całkowicie zapomniałem, że jestem w samych spodniach dresowych. Wiadomo, chodziłem nago przy moich przyjaciołach, rozbierałem się w szatni, ale nigdy nie podobał mi się żaden chłopak i nikt inny nie patrzał na mnie tak jak Michael teraz.
-no widzę, że przegrałeś z koloryzującym sprayem -Michael zaczął się śmiać, a ja dostałem gęsiej skórki. -zaraz się zajmiemy twoimi włosami -miałem ochotę krzyknąć, aby zajął się czymś innym, a nie moimi włosami... jednak w odpowiedzi tylko pokiwałem głową.
Ruszyłem w stronę łazienki i muszę powiedzieć, że poczułem się dość skrępowany w małej klitce. Było nas w niej dwoje i każdy ruch powodował otarcie się o siebie. Brałem głębokie wdechy...
-prysznic? -mina Michael'a nie mówiła nic dobrego. -przydałaby by się wanna. Zrobimy tu powódź -zaśmiał się. -ściągnij spodnie -no i zrobiło mi się gorąco. Matko, czy on przez chwilą kazał mi ściągnąć spodnie?! -nie patrz tak na mnie. Musisz wejść do kabiny, no chyba że chcesz klęczeć na podłodze...
Szybko ściągnąłem spodnie. Byłem cały czerwony i moje włosy powoli zaczęły wtapiać się w rumieńce na mojej twarzy. To nie wróżyło nic dobrego. Chyba się zbłaźnię. Może mogłem jednak posłuchać Ash'a i chodzić na tą siłownię...
Wszedłem do kabiny. Michael ustawił się w wejściu do niej i sięgnął po słuchawkę. Patrzałem jak odkręca wodę.
-teraz zamknij oczy...
Postąpiłem jak mi kazał, po chwili poczułem jego palce w moich włosach. Matko jedyna! Jak on cudownie masował moją skórę. Jeszcze chwila a padnę tu... z przyjemności.
-teraz nie otwieraj oczu w żadnym wypadku -odpowiedziałem mruknięciem. Palce Michael'a zniknęły z moich włosów, ale za to coś lodowatego wylądowało na czubku mojej głowy. -nie otwieraj oczu... -powtórzył i zaczął rozprowadzać zimną ciecz po moich włosach.
Pięć minut później mogłem już otworzyć oczy i zobaczyłem jak różowa farba spływa do otworu w brodziku. Chciałem jak najszybciej wyjść i zobaczyć jak wyglądam.
Na moje nieszczęście poślizgnąłem się i jakby nie silne ramiona chłopaka, pewnie leżałbym i zbierałbym swoje zęby.
Spojrzałem na Michael'a i zatonąłem w jego różnobarwnych oczach. Nie interesowało mnie to, że jestem cały mokry i go moczę. Byłem tylko ja i on... nic więcej.
I wtedy to zrozumiałem...
Te wszystkie moje zaczepki w jego kierunku, poszukiwania go wzrokiem, kiedy go nie widziałem. Te uderzenia gorąca, kiedy mnie dotykał... Cały ja... Wszystko składało się do tej jednej rzeczy...
Zakochałem się...
-dlaczego mnie nie lubisz? -może w takim momencie powinienem powiedzieć coś innego, albo zrobić coś innego.
-nigdy nie powiedziałem, że cię lubię, Luke -pomógł mi się podnieść.
-to dlaczego? -stanęliśmy naprzeciw siebie. Nasze twarze dzieliły centymetry. Michael dotknął mojego policzka palcem. Mechanicznie zamknąłem oczy i przechyliłem głowę w stronę jego dłoni.
-może dlatego, że wszyscy cię lubili, a ja chciałem być inny? -uśmiechnął się -może chciałem, abyś zwrócił na mnie uwagę? -zrobił krok do przodu, nasze nosy stykały się ze sobą -a może po prostu byleś dupkiem udającym kogoś innego i to mnie wkurzało? -wyszeptał wprost w moje usta. Kolana mi zmiękły. Matko, co ten chłopak ze mnie robi?! -może dlatego, że mi się podobasz? -jego dłoń zjechała na moje biodro, przełknąłem ślinę. Na moich mokrych bokserkach, teraz ewidentnie odznaczała się moja erekcja... -a może po prostu wszystko na raz? -poczułem jak robi mi się gorąco -dobra teraz umyj głowę szamponem -odsunął się tak nagle pozostawiając mnie samego.
-gdzie ty idziesz? -złapałem go za nadgarstek za nim wyszedł z łazienki.
-do pracy -śmieje się. -urwałem się specjalnie dla ciebie, Luke... muszę wracać -zrobiło mi się strasznie smutno. Przed chwilą zrobił taką napięta sytuację, a teraz idzie? Chyba dostanę zawału, albo umrę z powodu silnej erekcji.
Zrobiłem krok w jego stronę. Na twarzy Michael'a wyszedł szeroki uśmiech, jego oczy świeciły... Szarpnął mocno ręką za którą go trzymałem, przez co poleciałem i wpadłem wprost w jego ramiona.
Usta Michael'a znalazły się na moich. Nie zdążyłem nawet odwzajemnić pocałunku. Chłopak szybko się odsunął.
-nie zapomnij umyć włosów, Lukey -dotknął moich ust palcem -do jutra -no i tyle go widziałem. Zostawił mnie w wejściu do łazienki ze stojącym penisem i wizją pieprzenia się z nim.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top