56
Rafferty
Kiedy położyłem Nebbie spać, zszedłem do piwnicy.
Weston nie przyszedł do nas na kolację. Napisał do mnie wiadomość z prośbą, abym przyniósł mu dwa talerze pełne jedzenia pod pokój rozkosznych przyjemności. Zrobiłem to. Mimo, że nie znosiłem, gdy ktoś mi rozkazywał, to postanowiłem się ugiąć. Wiedziałem, że robiłem to dla dobra Jacoba.
Od momentu, kiedy zaniosłem do piwnicy talerze, minęły trzy godziny. Zarówno Nebbie, jak i David już spali, więc nie miałem z kim pogadać. Nie chciałem być takim bezdusznym bydlakiem, który obudziłby Nebbie tylko po to, aby jej się wyżalić. Mimo, iż kochałem z nią rozmawiać, to moja dziewczynka zasługiwała na spokój.
Denerwowałem się tym, że Weston przebywał z Jacobem tak długo. Byłem pewien, że mężczyźni po prostu rozmawiali, ale i tak czułem niepokój. Dlatego w końcu postanowiłem iść do piwnicy i gdy już unosiłem rękę, aby zapukać do drzwi pokoju, stanąłem oko w oko z doktorem.
Weston uśmiechnął się do mnie lekko. Widać było, że był zmęczony. Spojrzałem ponad jego ramieniem i ujrzałem Jacoba, który leżał na boku w łóżku. Był nagi, ale tulił do siebie koc.
- Możesz z nim porozmawiać, Raff. Pójdę się przespać w salonie, dobrze?
Pokiwałem głową. Nie miałem serca odsyłać Westona do domu. Może byłem samotnikiem, ale chyba spodobało mi się to, że miałem w domu tak wiele osób, które lubiłem.
Weston wyminął mnie i poszedł na górę. Ja za to wkroczyłem do pokoju, w którym rozpocząłem swoją przygodę z Nebbie. Dziś byłem na siebie wściekły za to, jak bardzo ją skrzywdziłem, ale gdybym miał cofnąć się w czasie, pewnie podjąłbym taką samą decyzję. Może zmieniłbym tylko to, że nie zgwałciłbym mojej królowej. Czułem się za to cholernie winny i chętnie zabiłbym się za karę, ale miałem dla kogo żyć.
Zamykając drzwi na klucz, podszedłem do Jacoba. Usiadłem na brzegu łóżka. Widziałem tylko plecy chłopaka, ale po jego oddechu domyślałem się, że nie spał.
- Jak się czujesz, chłopaku?
Jacob nie odpowiadał przez dłuższy czas. Gdy już myślałem, że się na mnie obraził i nic z niego nie wyciągnę, postanowił się odezwać.
- Zabiłeś mojego pana.
- Owszem. Zrobiłem to i dzięki temu cię uwolniłem.
Jacob prychnął. Pokręcił przecząco głową. Zsunąłem wzrok niżej, aż dotarłem do jego pośladków. Nie powinienem wykorzystywać tego, że chłopak nie miał na sobie ubrań, ale jego blizny przyciągały spojrzenie. Wiedziałem, że podobne blizny do śmierci będzie nosić Nebbie. Nie chciałem, aby została oszpecona. Nie chodziło o to, że odbierało jej to piękno. Wręcz przeciwnie. Dzięki tym bliznom Nebbie wydawała mi się bardziej ludzka. Problem jednak polegał na tym, że ktoś inny niż ja podarował jej te blizny. Tego nie mogłem zdzierżyć.
- Nie chciałem, żeby umarł. Teraz jestem sam.
- Nieprawda - zaprotestowałem, mając ochotę nim potrząsnąć, ale postanowiłem go nie dotykać. - Masz rodzinę, która na ciebie czeka. Pomyśl o swojej mamie. O swoim tacie i swojej siostrze.
Jacob podniósł się do pozycji siedzącej. Odwrócił głowę w moją stronę i pozwolił, aby koc odkrył w pełni jego ciało. Chłopak wcale nie krępował się tym, że widziałem jego penisa. Na pewno przez dwa lata niewoli zdążył przywyknąć do chodzenia bez ubrań. Dla niego to właśnie było naturalne.
Oczy Jacoba wyrażały głęboki smutek. Chłopak stracił pana, więc rozumiałem, co czuł. Na pewno niebawem miał zrozumieć, jakim potworem był Rodrigo. Umysł niewolnika funkcjonował jednak inaczej niż umysł zdrowej osoby. Niewolnik bez swojego pana czuł się jak pies bez właściciela. Był zagubiony i nie miał pojęcia, co ze sobą począć. Towarzyszyło mu głębokie poczucie beznadziei. Jacob miał prawo być na mnie wściekły za to, że zabiłem jego właściciela, ale wierzyłem, że pewnego dnia mi za to podziękuje. Nic nie smakowało przecież lepiej niż wolność.
- Jak mam pokazać się rodzinie? Jestem niewolnikiem. Męską dziwką.
- Jacobie, wcale nie jesteś męską dziwką.
- Właśnie, że jestem! Mój pan używał sobie na mnie, kiedy tylko chciał! Jestem zabawką, a nie człowiekiem!
Gdy już byłem gotów, aby unieruchomić krzyczącego chłopaka, ten schował twarz w dłoniach i się skulił.
Usiadłem bliżej niego. Pozwoliłem, aby nasze uda się ze sobą stykały. Ja miałem na sobie spodnie dresowe, więc miałem nadzieję, że Jacob nie poczuje się ze mną niekomfortowo. Choć nie mogłem ukryć, że wolałbym, aby miał na sobie ubrania.
- Twoi rodzice na pewno na ciebie czekają - powiedziałem miękko, aby się nie wystraszył. - Wiem, o czym mówię, chłopaku. Moja córeczka została zamordowana przez wariatkę, z którą się związałem. Byłem zakochany i głupi, więc nie wiedziałem, co robię. Oddałem serce niewłaściwej osobie, która kochała mnie tylko z powodu mojego wyglądu. Gdy wróciłem z wojny z wieloma bliznami na ciele, ona wyjaśniła mi, że zabiła naszą córeczkę. Nie zdążyłem jej nawet wziąć na ręce, Jacobie. Oddałbym wszystko, aby móc spędzić z Sophie choć minutę. Wiem więc, jak czuje się rodzic, którego dziecko zginęło. Ty jednak nie umarłeś, Jacobie. Wciąż żyjesz, a twoja rodzina z pewnością bardzo się o ciebie martwi. Proszę, daj sobie szansę.
Jacob milczał przez dłuższą chwilę. Chyba musiał poukładać sobie w głowie to, co mu powiedziałem.
- Przykro mi, że straciłeś córkę. Teraz jednak jesteś z Nebbie, prawda?
- Tak. Jestem z Nebbie i bardzo ją kocham. Twój pan wyrządził jej okropną krzywdę, chłopaku. Nebbie została przez niego zgwałcona i skatowana. Rodrigo nie był dobrym człowiekiem.
Jacob zadrżał. Spuścił wzrok.
- Próbowałem ochronić Nebbie, ale mój pan przykuł mnie do kaloryfera. Wstawiła się za mną, a ja nie mogłem jej pomóc.
- Czy teraz już widzisz, że twój pan był zły?
Jacob za wszelką cenę unikał mojego wzroku. Chyba bał się tego, co mógłbym ujrzeć w jego oczach.
- Może był zły, ale mnie kochał.
- On cię gwałcił, Jacobie. Używał sobie na na tobie za każdym razem, gdy czuł podniecenie. Wiem, że bywały chwile, w których był dla ciebie dobry, ale były to tylko przebłyski. Nie był taki przez cały czas, prawda?
- On mnie bił.
Milczałem. Dałem Jacobowi czas. Miałem nadzieję, że gdy zrozumie, iż nie byłem jego wrogiem, powie mi coś więcej. Chciałem dotrzeć do tego chłopaka. Nie udało mi się pomóc Sophie, ale zamierzałem pomóc jemu. Jacob miał wczoraj urodziny Miał tylko dwadzieścia lat. Miał przed sobą całe życie do przeżycia.
- Rodrigo mnie tresował. Jak psa, choć to słabe porównanie, bo bardzo kocham psy i nigdy nie pozwoliłbym, aby żaden człowiek robił psu to, co mój pan robił mnie.
Zaczynało się mocno. Czekałem na więcej.
- Na początku, gdy trafiłem do mojego pana po półrocznej tresurze, był dla mnie okrutny. Starał się dopasować mnie pod swoje preferencje. Nie chciałem wykonywać jego poleceń. Próbowałem uciekać, ale za każdym razem spotykała mnie okropna kara. W końcu się poddałem. Zacząłem czuć do Rodrigo coś więcej niż nienawiść. Wiem, że nie powinienem tak szybko mu ulegać, ale miałem dość walki. Potrzebowałem, aby ktoś się mną zaopiekował.
- Nie ma w tym nic złego. Każdy człowiek potrzebuje miłości. Nie miałeś jej przez dwa lata, chłopaku. Miałeś prawo szukać jej w swoim panu.
Jacob pokręcił głową. Otarł wierzchem dłoni łzy. Podałem mu paczkę chusteczek, aby chłopak mógł się wysmarkać.
- Może miałem prawo, ale żałuję, że to zrobiłem. Wiem, że Rodrigo nie był dobrym człowiekiem, ale był jedynym, z jakim miałem kontakt. Gdy do mojego pana przychodzili przyjaciele ze swoimi niewolnikami, nie mogłem z nikim rozmawiać. Gdy raz spróbowałem zagadać śliczną niewolnicę, mój pan wsadził mi do ust knebel pierścieniowy. Taki, dzięki któremu musiałem mieć przez cały czas otwarte usta, bo mechanizm zaciskał mi się na zębach.
- Wiem, czym jest knebel pierścieniowy. Sam mam taki w kolekcji.
Jacob spojrzał na mnie zaskoczony i przerażony jednocześnie. Ja jednak zbyłem to śmiechem.
- Nie martw się. Nie kręcą mnie faceci. Poza tym, mam niewolnicę, która jest ze mną z własnej woli. Do niczego nie muszę jej przymuszać, choć na początku było inaczej.
- Porwałeś Nebbie, mam rację?
Nie chciałem wracać do nie tak dalekiej przyszłości. Musiałem jednak to uczynić. Jacob się przede mną otwierał, więc gdybym pozostał mu dłużny, byłbym prawdziwym dupkiem.
- Tak. Uprowadziłem ją i bardzo ją skrzywdziłem. Każdego dnia tego żałuję, Jacobie. Nie żałuję porwania jej. Co to, to nie. Żałuję jednak tego wszystkiego, co jej zrobiłem. Nienawidziłem kobiet po tym, jak moja była narzeczona mnie zdradziła. I to w dodatku z moim bratem. Oboje ich zabiłem, a potem porwałem Nebbie.
- Z-zabiłeś ich?
Westchnąłem ciężko. Czasami żałowałem zabicia Vena, ale wiedziałem, że było to konieczne. Nie żałowałem jednak odebrania życia Stefanie. Ta dziwka zasługiwała na to, aby zdechnąć.
- Tak, Jacobie. Odebrałem życie zarówno mojej byłej narzeczonej, jak i mojemu bratu. Nie mogłem pozwolić, aby ta niebezpieczna kobieta żyła. Zabiła małe, bezbronne dziecko. Stanowiła niebezpieczeństwo, więc musiałem się jej pozbyć. Mojego brata nie zabiłem za zdradę wobec mnie. Mógłbym przełknąć to, że związał się ze Stefanie, gdy ja byłem na wojnie, ale Ven dopuścił się czynów, które zadecydowały o tym, że dziś go już z nami nie ma.
- Co zrobił?
Zdawałem sobie sprawę, że mówiąc o tym wszystkim Jacobowi, być może popełniałem ogromy błąd. Zamierzałem przecież niebawem odstawić chłopaka do domu. Do jego rodziców i siostry. Gdy Jacob miał wrócić na wolność, mógł iść na policję i podać im wszystkie informacje dotyczące mnie i tego, co zrobiłem. Policja zgarnęłaby mnie i trafiłbym za kratki. Wierzyłem jednak, że chłopak tego nie zrobi. O tym zamierzałem porozmawiać z nim jednak trochę później.
- Pomógł zabić moją córeczkę. Pomógł także w zamordowaniu naszej matki.
Jacob zasłonił dłonią usta tak, jakby powstrzymywał się przed tym, aby nie zwymiotować. Nie dziwiłem mu się. Sam miałem ochotę rzygać, gdy myślałem o tym, co zrobił Ven.
- Rafferty, bardzo mi przykro.
- Tak, mnie też - odparłem, przeczesując palcami swoje ciemne włosy, które z dnia na dzień robiły się coraz dłuższe. - Mój braciszek musiał zginąć, abym poczuł spokój. Tak właściwie to już nigdy nie poczuję w pełni spokoju, ale wiem, że postąpiłem słusznie. Stałem się mordercą, z czego nie jestem dumny, ale dzięki temu poznałem kobietę, którą kocham nad życie.
Jacob uśmiechnął się lekko. Pokiwał twierdząco głową.
- Nebbie jest wspaniała. Ma dobre serce i jest kochana. Masz fantastyczną dziewczynę, Rafferty. To znaczy niewolnicę.
- Wiem o tym, chłopaku. Każdego dnia dziękuję istotom pozaziemskim za to, że mi ją dały. Choć na dobrą sprawę to ja ją sobie porwałem i sprezentowałem.
Jacob i ja wybuchnęliśmy śmiechem. Czułem się tak, jakbym rozmawiał z kumplem, z którym nie widziałem się przez kilka lat. Rozmowa z Jacobem była dla mnie odświeżająca i dzięki niej poczułem, że zrobiłem coś dobrego. Zabicie Rodrigo na pewno miało mu się przysłużyć. Wierzyłem, że po kilku miesiącach terapii Jacob wróci do takiego życia, które utracił przed dwoma laty.
- Rafferty, boję się jednego.
Spojrzałem z boku na Jacoba. Przygryzał dolną wargę niemal do krwi i bawił się palcami obu dłoni. Podwijał palce stóp. Był taki przerażony. Nie chciałem myśleć o tym, jak dużo czasu musiał spędzić w klatce. Niczym najprawdziwszy niewolnik.
- Czego?
Jacob powędrował dłonią do obroży, która znajdowała się na jego szyi.
- Jestem heteroseksualny. To znaczy taki byłem. Teraz chyba jestem...
- To nic złego. Jeśli jesteś biseksualny albo homoseksualny, nie ma to żadnego znaczenia.
- Racja, Rafferty. To nie jest takie ważne. Chodzi mi jednak o to, że potrzebuję kogoś, to prowadziłby mnie przez życie. Kogoś, kto pokazywałby mi, co jest dobre, a co powinienem omijać. Potrzebuję przewodnika. Kogoś, u kogo stóp będę mógł klęczeć i będę wiedział, że jest to moje bezpieczne miejsce. Kogoś, kto pokocha mnie za to, jaki jestem. Kogoś, kto zaakceptuje moją uległość i nie będzie się z niej śmiał. Kogoś, kto będzie dla mnie wszystkim.
- Potrzebujesz pana.
Wystarczyło jedno słowo, którym Jacob mógłby określić to, czego pożądał. On jednak wolał nie wypowiadać go na głos, gdyż to sprawiłoby, że jego myśli stałyby się bardziej realne.
Uległej osobie często trudno było przyznać przed samą sobą, że potrzebowała pana. Nie było w tym jednak nic złego. Ludzie dzielili się na uległych i dominujących. Często nie zgadzali się ze swoją naturą. Kwestionowali ją, czując wstyd.
Położyłem dłoń na głowie Jacoba. Chłopak podniósł na mnie wzrok zaszklonych od łez oczu. Zacisnął usta w wąską kreskę, a ja poczochrałem go po włosach.
- Jestem pewien, że pewnego dnia znajdziesz swojego pana, Jacobie. Dopilnuję, aby to się stało.
Oczy chłopaka stały się duże. Po chwili zarzucił mi ręce na szyję i się we mnie wtulił. Nie czułem się zbyt komfortowo, przytulając się do nagiego chłopaka, ale tego właśnie potrzebował. Jeśli mogłem mu coś dać, nie miałem zamiaru mu tego odmawiać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top