54
Rafferty
Kilka godzin wcześniej
Wpadłem z Davidem do pokoju, w którym jeszcze nie sprawdziliśmy żadnego zakątka. To tutaj właśnie istniało największe prawdopodobieństwo na to, że znajdziemy tajemniczego Rodrigo i Jacoba, który był jego niewolnikiem.
Wskazałem Davidowi na szafę. Staraliśmy się być tak cicho, jak to tylko możliwe. David nie miał obycia w takich akcjach, ale mnie wojsko całkiem sporo nauczyło. Nie było mi łatwo, gdy przebywałem w Iraku, ale to, co tam przeżyłem, mocno mnie ukształtowało. Nigdy miałem nie zapomnieć śmierci moich kolegów takich jak Xavier, ale dzięki temu stałem się silniejszy. Choć to odkryła we mnie dopiero moja królowa.
Gdy zobaczyłem leżącą na łóżku w sali tortur Nebbie, coś we mnie drgnęło. Spodziewałem się, że będzie w fatalnym stanie, ale nie sądziłem, że będzie aż taka bezradna. Jej ciało w ogóle nie reagowało, gdy weszliśmy do pomieszczenia. Nebbie zachowywała się tak, jakby pogodziła się ze wszystkim, co miało ją czekać.
To bolało. Jednak mimo, że w środku przeżywałem katusze, na zewnątrz starałem się nie dać tego po sobie poznać. Spętałem Nebbie nadgarstki, po czym zacząłem całować ją w szyję. Chciałem zabrać z niej cały ból, jakiego doświadczyła z rąk chorego psychopaty imieniem Rodrigo. Niebawem miałem zabić tego śmiecia, choć poprzysiągłem sobie, że już nigdy więcej nie zadam nikomu śmierci. Niestety, ale musiałem złamać swoją obietnicę. '
David dyszał ciężko. Powoli przybliżaliśmy się do szafy. Mój kumpel kręcił głową, patrząc na mnie błagalnie. Rozumiałem, że się bał. Miał żonę i dziecko w drodze. Nie mógł pozwolić sobie na śmierć, ale obiecałem sobie, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to ja przyjmę za niego kulkę.
Starałem się działać szybko. Gwałtownie otworzyłem drzwi szafy i usłyszałem krzyk chłopaka. Domyślałem się, że to właśnie był Jacob.
- Kurwa, co jest?!
Rodrigo był dużym mężczyzną z dobrze wypracowanymi mięśniami, ale dla mnie nie stanowił problemu. Może wyglądał na przerażającego i dobrego w walce, ale ufałem swoim umiejętnościom.
Mężczyzna zostawił Jacoba na pastwę losu, co jasno świadczyło o tym, jakie miał podejście do chłopca. Może właśnie pocieszał go w tej pieprzonej szafie, ale to, że był gotów zostawić go bez opieki, mówiło o tym, że nie był dobrym panem. Dla niego Jacob był tylko ciałem do zabawy i choć było to smutne, to wierzyłem, że dzięki tej świadomości chłopak szybciej pogodzi się z nadchodzącą śmiercią swojego właściciela.
Wyciągnąłem Rodrigo z szafy, po czym rzuciłem go na podłogę. Jacob wyszedł z szafy, próbując pomóc swojemu panu. Gdyby był przy zdrowych zmysłach, nigdy nie zachowałby się w taki sposób. On jednak nie myślał logicznie. Miesiące niewoli zrobiły swoje z jego umysłem. Nie oceniałem go za to. Doskonale rozumiałem, że chłopak cierpiał.
- Nie! Zostawcie go!
David chwycił Jacoba za ręce, wykręcając mu je za plecy. Widziałem smutek na jego twarzy, gdyż na pewno nie chciał być tak okrutny dla niewinnego chłopaka, ale musiał się tak zachowywać.
Mój przyjaciel podciął Jacobowi nogi, po czym skuł mu ręce. Jacob wyrywał się niemiłosiernie. Skinąłem Davidowi głową, prosząc go tym sposobem o to, aby zawiązał oczy chłopakowi. Nie miałem pojęcia, ile dzieciak miał lat, ale nie wyglądał na więcej niż dwadzieścia. Może to przez to, jak chudy był.
Rodrigo nie tracił czasu. Zacięcie walczył ze mną o dominację. Posuwał się nawet do takich sztuczek jak plucie na mnie, ale było to po prostu żałosne. Dorosły i dojrzały mężczyzna nie powinien walczyć w taki sposób.
- Złaź ze mnie, do kurwy nędzy! - krzyknął, przejmując nade mną kontrolę. Udało mu się położyć mnie na plecach i chwycić mnie za nadgarstki, ale w momencie jego nieuwagi kopnąłem go w jaja. Mężczyzna przewrócił się na bok, a ja wykorzystałem tą chwilę, aby spętać mu nadgarstki za plecami.
Rodrigo kopał, próbując się ode mnie odczołgać, ale wtedy sięgnąłem po broń i przestrzeliłem mu kolana. Z gardła Meksykanina wydostał się jęk pełen cierpienia. Spojrzał na mnie z niezrozumieniem, podczas gdy Jacob krzyczał i płakał, wyrywając się z uścisku Davida.
Uklęknąłem przed porywaczem na jedno kolano. Uśmiechnąłem się lekko. Jego śmierć może nie miała trwać długo jako, że spieszyło mi się do Nebbie, ale zamierzałem upewnić się, że będzie efektowna i duch Rodrigo będzie mówił o niej innym duszom w piekle.
- Ty skurwielu!
- Tak na mnie mówisz? - spytałem, śmiejąc się. - Może powiesz mi o tym, co zrobiłeś mojej niewolnicy?
- Ach, więc to twoja dziwka? - spytał, a ja miałem ochotę obić mu gębę. To jednak postanowiłem zostawić na za moment.
- Nebbie nie jest dziwką. Jest pieprzoną królową. Położyłeś łapy na mojej własności i poniesiesz za to konsekwencje.
- Niemożliwe. Nic mi nie zrobisz. Georgina cię dopadnie i...
- Georgina nie żyje, skurwielu.
Krew odpłynęła z jego twarzy. Widziałem moment szoku i niedowierzania. Mężczyzna pokręcił przecząco głową, patrząc na mnie jak na najgorszego kłamcę.
- To nie może być prawda. Georgina musi żyć.
- Wyślę ci zdjęcie jej zwłok do piekła. Myślisz, że mają tam dobry internet?
- Nie zabijajcie go! - krzyczał Jacob, którego cierpienie rozumiałem, ale którego krzyki doprowadzały mnie do białej gorączki. - To mój pan! Mam tylko jego! Proszę, nie chcę zostać na tym świecie sam!
Kurwa, doskonale rozumiałem rozterki Jacoba. Ofiara porwania często po jakimś czasie zaczynała sympatyzować ze swoim oprawcą, a nawet się w nim zakochiwała. Jacob myślał, że poza Rodrigo nie było świata, ale zamierzałem pokazać mu, że było inaczej.
- Nie jesteś sam, Jacobie - odpowiedziałem chłopakowi, choć nie byłem pewien, czy moje słowa aby na pewno do niego dotarły.
- Zabijesz mnie, tak? - spytał Rodrigo, śmiejąc się, choć jego krwawiące kolana nie podpowiadały mi, że facet miał powody do radości. - Co z tego, że mnie zabijesz? Na świecie jest mnóstwo mężczyzn podobnych do mnie. Nie masz pojęcia, jak wiele zniewolonych osób żyje w dzisiejszych czasach. Niewolnictwo nie wyginęło w średniowieczu. Wręcz przeciwnie. Dopiero teraz ożyło. W dobie internetu wszystko jest łatwiejsze. Wystarczy wiedzieć, gdzie szukać. Możesz więc mnie zastrzelić, ale to nie pomoże wszystkim innym zniewolonym osobom. Tego procesu nie da się zatrzymać. Chyba, że jesteś na tyle głupi, aby sądzić inaczej?
Uśmiechnąłem się. Skinąłem głową, przyznając mu rację.
- Owszem. Na świecie jest mnóstwo niewolników, ale uratowanie życia jednej osoby jest dla mnie bardzo ważne. Pewnie nigdy nie zostanie zastopowany tej okropny proceder, jakim jest handlowanie ludźmi, ale nie jestem pieprzonym super-bohaterem. Zrobię w swoim życiu tak wiele, ile dam radę. Nie uratuję wszystkich, ale uratuję Nebbie, Jacoba i wszystkich tych, którzy znajdowali się pod panowaniem suki zwanej Georginą.
Nie miałem czasu do stracenia. Chcąc jak najszybciej zobaczyć się z Nebbie, ruszyłem do akcji.
Wstałem i poprosiłem Davida, aby przywiązał Jacoba do kaloryfera znajdującego się w rogu pokoju. Mój przyjaciel miał być mi potrzebny w tym, co zaplanowałem dla naszego drogiego Meksykanina.
Jacob szarpał się niemiłosiernie. Krzyczał i płakał tak bardzo, że na podłodze zrobiła się mała kałuża jego łez. Było mi go żal. Na samą myśl o tym, co musiał przeżyć w niewoli, czułem rozgoryczenie.
Życie było niesprawiedliwe. To nie było w porządku, że niektóre osoby miały wszystko, co mogły sobie wymarzyć. Niektórzy za to nie mieli nic. Nic oprócz niekończącego się bólu.
Miałem ochotę podejść do Jacoba i wytłumaczyć mu, że wszystko się ułoży, ale to nie była na to odpowiednia chwila. Chłopak był roztrzęsiony, gdyż jego pan miał zaraz zostać zamordowany. Jacob mógł tylko cieszyć się z tego, że kazałem zasłonić mu oczy. Dzięki temu nie będzie musiał w przyszłości przeżywać tego koszmaru na nowo.
Razem z Davidem podwiązaliśmy bezradne ciało Rodrigo do haka znajdującego się pod sufitem. Byłem pewien, że ta szumowina niejednokrotnie przykuwała bezbronnego chłopca do tego samego haka.
Rodrigo dyszał ciężko. Patrzył mi w oczy, a ja tylko się śmiałem. Byłem szczerze rozbawiony jego zachowaniem. Jeśli o mnie chodziło, mógł jednak wykazać się trochę większą wolą walki. Na razie wszystko wskazywało na to, że szybko się poddał.
Wyciągnąłem do Davida rękę. Przełknął ślinę i podał mi ostry nóż z ząbkami, który dotychczas miał przy sobie. Podziękowałem mu skinieniem głowy i przycisnąłem nóż do brzucha Meksykanina. Dźgnąłem go kilka razy. Bulgot Rodrigo mieszał się z krzykami Jacoba.
- Zabij mnie - wyszeptał, wyraźnie mając dość.
- Poczekaj, przyjacielu. Jeszcze moment. Nie każ mi kończyć tej zabawy zbyt szybko.
- Po co ci to? - spytał, gdy krew wypływała z kącików jego ust. Czułem, że i tak niebawem zdechnie, ale jakimś cudem jeszcze umiał mówić. - Po co chcesz mnie torturować?
Wbiłem nóż głęboko i okręciłem go wokół własnej osi. Rodrigo splunął na mnie krwią.
- Fuj, bądź czysty. Chociaż w ostatnich chwilach swojego nędznego istnienia.
- Nic z tego nie rozumiem. Po co mnie torturujesz? Weź sobie mojego niewolnika i spieprzaj stąd.
- Panie! - krzyknął Jacob, który wyglądał tak, jakby był gotów oderwać kaloryfer od ściany, aby tylko być blisko swojego pana.
- Nie kochasz swojego niewolnika? - spytałem, chwytając go za łeb i odwracając jego głowę tak, aby spojrzał na wijącego się chłopca. - Przecież on wyraźnie cię kocha. Próbuje się uwolnić, aby tylko z tobą być. Naprawdę jesteś w stanie oddać go w moje ręce? Nie będziesz o niego walczył?
- Nie, kurwa. To była dla mnie tylko dziura do spuszczania się!
Jacob zamilkł. Nie przestał płakać, ale chyba dotarł do niego szok. Na pewno nie spodziewał się, że jego pan, którego rzekomo tak bardzo kochał, powie coś tak bezdusznego.
- Mów dalej.
Wbiłem nóż w jego pierś. Krążyłem blisko serca, ale nie dotarłem jeszcze do celu. Chciałem, aby przed śmiercią całe ciało Rodrigo było zakrwawione. Musiałem jeszcze chwilę zaczekać, aby osiągnąć swój cel.
- Jacob był dobrą dziwką. Podoba mi się jego ciało. Ten uległy ton głosu. Fakt, że był w stanie wykonać z mojego rozkazu każdą poniżającą czynność. Jacobie, byłeś dobrą suką. Cieszę się, że cię poznałem.
Jacob, wciąż w szoku, nic nie mówił. Pochylił głowę, przyciskając podbródek do swojej piersi. Potem miałem się nim zająć. Najpierw musiałem doprowadzić do końca sprawę tego sukinsyna.
- Żegnaj, skurwielu. Oby w piekle pieprzono cię tak, jak ty pieprzyłeś biednego Jacoba.
Wpadłem w morderczy szał. Poderżnąłem mężczyźnie gardło i patrzyłem, jak z jego szyi tryska krew. Mimo, że Rodrigo wykrwawiał się na moich oczach, to nie zaprzestałem. Wiedziałem, że miał być on ostatnią ofiarą, jaką miałem zabić w swoim życiu. Już nigdy więcej nie chciałem nikogo skrzywdzić, gdyż Nebbie nie chciałaby mieć męża, który byłby mordercą.
Mąż. Kurwa, jak to pięknie brzmiało.
Wierzyłem, że pewnego dnia oświadczę się mojej królowej, robiąc to tak, jak na to zasłużyła. Chciałem, aby ta chwila była wyjątkowa i została zapamiętana przez naszą dwójkę na zawsze. Zabawne było to, że myślałem o oświadczynach w chwili, w której zabijałem, ale może była to dla mnie po prostu ucieczka. Od czegoś, czego nie chciałem robić, ale wiedziałem, że było to konieczne.
Rodrigo bulgotał krwią, która wypływała z wszystkich ran, jakie mu zadałem. Jego pierś wyglądała jak pieprzone dzieło sztuki. Oczywiście takie należące do szaleńca, gdyż daleko było mi do normalnego człowieka.
Zanim Rodrigo skonał, odciąłem mu kutasa i wsunąłem mu go do ust. Pozwalałem, aby zadławił się nim na śmierć. Śmiałem się przy tym tak, jakbym przeżywał najzabawniejsze chwile swojego życia. Byłem chorym wariatem, ale było mi z tym dobrze. Nigdy nie chciałem być nikim innym. Cóż, może kiedyś, gdy byłem dzieciakiem, ale marzenia zmieniały się wraz z wkroczeniem w dorosłość, prawda?
Na koniec odciąłem Rodrigo głowę, która potoczyła się aż pod kolana Jacoba. Chłopak na szczęście nie mógł tego zobaczyć przez opaskę, która znajdowała się na jego oczach. Cieszyłem się, że zabiłem tą szumowinę, ale najwięcej pracy znajdowało się przede mną. Musiałem bowiem pomóc Jacobowi, co z pewnością nie miało być łatwe.
- Umyj ręce, Rafferty.
Spojrzałem na Davida. Jak dobrze, że chociaż on zachował trzeźwy umysł.
Posłusznie poszedłem do łazienki, aby umyć ręce. Kiedy wróciłem, zastałem w pokoju Jacoba trzymanego w objęciach Davida. Mój przyjaciel pocieszał chłopca, który wrzeszczał z rozpaczy. Miałem nadzieję, że gdzieś tam Jacob miał dom. Musiał wrócić do swojej rodziny, ale najpierw zamierzałem z nim popracować.
- Jacobie, twój pan nie żyje.
Chwyciłem chłopaka za podbródek. Nie mogłem spojrzeć mu w oczy, ale wystarczyło mi to, że przyciągnąłem jego uwagę.
- Zamordowałem go, ale dzięki temu cię uratowałem.
- On musi żyć! Musi!
- Przykro mi, chłopaku. Pewnego dnia zrozumiesz, że było to jedyne rozsądne wyjście.
- Nieprawda! - wrzasnął tak, że miałem ochotę zakryć swoje pierdolone uszy. - Kocham go! Kocham mojego pana! Nie mam już nikogo!
Skinąłem Davidowi głową, aby wyprowadził chłopaka z domu. Mój przyjaciel posłusznie skinął głową i wyszedł z pomieszczenia. Gdy usłyszałem trzask zamykających się za nimi drzwi, podpaliłem salę tortur. Uśmiechnąłem się po raz ostatni, gdyż te płomienie symbolizowały coś więcej niż śmierć Rodrigo.
Były symbolem mojego odrodzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top