31

Nebbie

Odrzuciłam pejcz na podłogę, mając dosyć. Moja ręka płonęła. Nie sądziłam, że zadawanie uderzeń pejczem było takie wymagające, ale na pewno była to czynność, która wymagała pewnej taktyki.

Powoli wyciągnęłam zatyczkę analną z tyłka Rafferty'ego. Otwór w jego dupce trochę się powiększył, co mnie rozbawiło, ale przecież właśnie po to służyły korki analne, prawda? Mimo, że chciałam wsunąć mu tam sztucznego penisa, to się na to nie odważyłam. 

Po tym zdjęłam mu klamerki z sutków i rozmasowałam obolałe sutki Rafferty'ego. Mruczał i wił się, a jego penis znowu był twardy. Śmiałam się cicho. 

Odsunęłam się kilka kroków w tył, aby spojrzeć na ślady po pejczu znajdującego się na jego pośladkach. Wyglądały naprawdę rozkosznie. Przynajmniej taką mogłam dać mu karę za to, jak bardzo mnie zawiódł i jak wiele razy to już uczynił. Cieszyłam się, że go zdominowałam i mimo, że mój rozsądek krzyczał na mnie, abym nigdy więcej tego nie robiła, to moje serce cieszyło się jak dziecko. W końcu spełniłam jedną ze swoich fantazji i już myślałam o tym, kiedy mogłabym ją powtórzyć. 

- Dziękuję za karę, moja pani. Prawdziwy niewolnik wie, że za karę zawsze należy podziękować.

Odchrząknęłam. Tego się po nim nie spodziewałam. 

- Nie ma za co? 

Zaśmiał się, słysząc w moim głosie zaskoczenie. 

- Czy uwolnisz mnie, królowo? Czy mam tutaj zostać? 

- Już cię uwalniam, Rafferty. To znaczy niewolniku. 

Parsknął śmiechem. Najpierw rozkułam kajdany krępujące jego kostki, a potem nadgarstki. Po tym Rafferty odsunął się od konstrukcji krzyża i uklęknął przede mną. Położył dłonie płasko na podłodze i złożył pocałunki na obu moich stopach. Zrobiło mi się gorąco. Myślałam, że jak na jeden dzień oboje mieliśmy już dość doznań, ale wcale tak nie było. Najlepszymi dowodami potwierdzającymi ten fakt były nasze rozgrzane ciała. Twardy kutas Rafferty'ego i moja mokra cipka. 

- Dziękuję, pani. To było oczyszczające doświadczenie. 

- Spodobało ci się to bardziej niż dominacja nad kobietą? 

Bez wahania pokiwał twierdząco głową. Zaskoczyło mnie to, że był taki pewny swego zdania. Sądziłam przecież, że znacznie bardziej wolał dominację nad kobietą niż uleganie jej, ale może nie chodziło o każdą kobietę. Może chodziło o mnie. 

- Tak. Ta bezbronność ma w sobie coś pięknego. Gdybym był z inną kobietą, nie ufałbym jej. Tobie jednak ufam, Nebbie. Wiem, że mnie nie zranisz, choć ja tak bardzo cię skrzywdziłem. Nie zasługuję na ciebie. 

Miał rację. Rafferty Donovan na mnie nie zasługiwał, ale miałam tylko jego. Mimo, że zrobił wiele rzeczy, których nie pochwalałam, to poczułam do niego przywiązanie. Nie minęło wiele dni, od kiedy zostałam porwana i sprowadzona do roli seksualnej zabawki, a poczułam do swojego porywacza coś, czego nie byłam w stanie określić żadnymi słowami. Miałam świadomość tego, że moje zachowanie nie było normalne i powinnam się leczyć, ale po co miałam z nim walczyć, skoro koniec końców on zawsze wygrywał? Czy męczenie się było tego warte? 

Rafferty podniósł głowę, ale nie podniósł się z klęczek. Drżącą dłonią objęłam jego pobliźniony policzek i małym palcem dotknęłam jego zmasakrowanego nosa. 

- Kiedy wyszedłem ze szpitala i zabiłem Stefanie i Vena, nie od razu ogarnął mnie mrok. 

Zmarszczyłam brwi, gdyż nie rozumiałam, o czym mówił.

- Chciałem stać się dobry. Zamierzałem zamazać swoje grzechy dobrymi uczynkami, ale spotkało mnie kilka sytuacji, które przekreśliły szansę na normalność.

- Chcesz mi o tym opowiedzieć? 

- Powinienem - odparł, wzdychając ciężko. - Pewnego dnia chciałem pomóc bezdomnemu i dać mu trochę pieniędzy, ale gdy zobaczył moją twarz, zaczął na mnie krzyczeć. Nie rozumiałem go, bo mówił po hiszpańsku, ale zrobiło się wokół nas zbiegowisko. Jakiś potężny facet mnie uderzył i padłem na ziemię, a mały chłopczyk na mnie splunął. To było upokarzające. 

Im więcej faktów dowiadywałam się o tym człowieku, tym bardziej rozumiałam jego postępowanie. Był niebezpieczny i tego nie dało mu się odmówić, ale nie stał się taki z własnej woli.

- Próbowałem gdzieś się zatrudnić. Przez cały czas myślałem o zemście, choć nie miałem jej na kim dokonać, ale próbowałem, aby mrok nie ogarnął mnie całkowicie. Starałem się o podjęcie pracy jako opieka w domu seniora, ale stamtąd też wyrzucili mnie z krzykiem. Zabawne jest to, że ludzie mówią, że wygląd nie znaczy wiele, ale kłamią. Ludzie to perfidne szuje, nie uważasz, kwiatuszku? 

Moja ręka otulająca jego policzek drgnęła. Rafferty zauważył, że niepozornie staram się od niego odsunąć, ale nie pozwolił mi na to. Położył rękę na mojej dłoni i mruknął z zadowoleniem, dociskając ją sobie do swojego policzka.

- Nie chciałem być zły. Nie chciałem być samotny. Miałem tylko Davida, a może aż jego. Codziennie widziałem, jak bardzo się mnie boi, ale jakimś cudem nie zostawił mnie na pastwę losu. Jest dobrym człowiekiem. Ma ogromne serce. 

Z tym musiałam się zgodzić. W ostatnich dniach życia mojego braciszka David spędzał z nim dużo czasu. Śmiał się z moim bratem, grał z nim w gry planszowe i robił wszystko, aby Jake choć na moment się uśmiechnął. Współudział w porwaniu mnie musiał być dla Davida trudny, ale zrobił to dla swojego przyjaciela. Miał wyrzuty sumienia, co stanowiło idealny dowód, że był dobry. 

- Postaram się być dla ciebie lepszy, królowo. Dasz mi szansę na poprawę? 

- Chyba nie mam większego wyboru, prawda?

Uśmiechnęłam się do niego, obejmując jego twarz obiema dłońmi. Pochyliłam się i pozwoliłam, aby nasze usta się spotkały. Pocałowaliśmy się lekko i delikatnie, a także czule. Po tym, jak nasze usta się od siebie oderwały, Rafferty wtulił się w moje nogi. Objął je rękoma i wtulił twarz w moje kolana. 

- Kocham cię, moja pani. Nie masz pojęcia, jak bardzo. 

- Nie jest to czysta miłość, prawda?

- Nie jest i nigdy nie będzie. Najważniejsze jest jednak to, aby była prawdziwa, czyż nie? 

Pokiwałam twierdząco głową, nic już nie mówiąc.

*** 

Położyliśmy się spać nad ranem, więc przespaliśmy cały dzień. Ani śniło mi się wstawać. Było mi tak dobrze, że mruczałam z zadowoleniem. Kotłowałam się w łóżku z Rafferty'm, czując wyrzuty sumienia. Mimo, że było mi dobrze, gdy obejmował mnie ręką w pasie i wtulał twarz w moją pierś, czułam się okropnie. Nie chodziło o to, co wyprawialiśmy w nocy. Pogodziłam się ze swoją seksualną naturą i nie chciałam wstydzić się tego, jaka byłam. Chodziło jednak o to, że dziś miał odbyć się "mój" pogrzeb. 

Moi rodzice pochowali już jedno dziecko. Był nim ich ukochany syn, a mój wspaniały brat. Pożegnanie Jake'a było dla nas ciosem, ale szykowaliśmy się na niego miesiącami. Wiedzieliśmy, że Jake w końcu odejdzie, więc nie był to dla nas szok. 

Moja mama i mój tata nie byli jednak przygotowani na to, że zostanę porwana i "zamordowana". Ta druga część oczywiście nie była prawdą, gdyż wciąż byłam żywa, ale moi rodzice nie mogli o tym wiedzieć. Na pewno winili mnie za to, że jak ostatnia idiotka poszłam na randkę w ciemnym parku z chłopakiem, którego poznałam przez internet, ale stało się. Gdybym mogła cofnąć czas, nie poszłabym na spotkanie z Rafferty'm, choć znając jego upór, prędzej czy później dorwałby mnie w swoje ręce. Znalazły sposób na to, aby porwać mnie w innym miejscu i o innym czasie. Był bardzo kreatywny, czego doskonałym dowodem było to, jakie scenariusze na uprowadzenie mi przedstawił. 

Łzy napływały mi do oczu na myśl o tym, co musieli czuć dzisiaj moi rodzice. To nie ja miałam spocząć w grobie, ale wszystko czuć było tak, jakbym to ja umarła. 

Po części tak właśnie było. Nebbie Harrison już nie żyła. Umarła dla świata zewnętrznego, ale żyła tutaj, w tym lesie z dala od cywilizacji. Miałam przy sobie mojego porywacza, który wyczyniał z moim umysłem niebezpieczne rzeczy, ale jakimś cudem serce mnie do niego ciągnęło. 

Byłam głupia. Tak, byłam głupia, ale nie chciałam żyć w wiecznej nienawiści do Rafferty'ego Donovana, gdyż nie przysłużyłoby się do żadnemu z nas. Mogłam z nim walczyć i go nienawidzić, ale nie miałoby to większego sensu. Rafferty bowiem miał władzę, której ja nie posiadałam. Może oddał mi część władzy w nocy, gdy padł przede mną na kolana, ale była to pozorna wymiana siły. Nie dało się zapomnieć o tym, że to ja byłam jego niewolnicą. 

Nie mogłam dłużej myśleć o mamie i tacie, gdyż to za bardzo bolało. Miałam nadzieję, że jakoś przetrwają "mój" pogrzeb i wybaczą mi to, jak głupia i naiwna byłam. Wierzyłam też, że moja przyjaciółka nie będzie miała sobie za złe tego, że puściła mnie na randkę samą. Podobnie jednak jak ja, ufała ludziom zbyt łatwo. To mnie zgubiło. 

Pociągnęłam nosem i otarłam łzy, które wypłynęły mi z oczu. Okazało się, że właśnie w tej chwili obudził się Rafferty.

- Królowo? Co się dzieje? 

Mój... 

Właśnie, kim on dla mnie był? 

Panem? 

Niewolnikiem? 

Porywaczem?

Uległym? 

Rafferty podniósł się i nagi usiadł na mnie okrakiem. Chwycił mnie łagodnie za nadgarstki i przeniósł mi je nad głowę. Tak, oboje spaliśmy tej nocy (lub raczej dnia) nago. Nie krępowałam się jednak przy Raffertym, gdyż coś się między nami zmieniło. 

- Kwiatuszku, o co chodzi? Jak mogę ci pomóc? Znowu miałaś zły sen? 

Pokręciłam przecząco głową, odwracając ją potem w bok, aby Raff nie mógł zobaczyć emocji malujących się w moich oczach. 

- Chodzi o rodziców? 

Skinęłam lekko głową. 

- Kochanie... 

- Nie przejmuj się mną, proszę - wyszeptałam, oddychając głęboko, aby zmusić swój organizm do zachowania spokoju. - To dla mnie trudny dzień, ale najgorzej mają moi rodzice. Wiesz, co to znaczy pochować dziecko, prawda? 

Zacisnął usta w wąską kreskę. 

- Wiem, co to znaczy, gdy dziecko umiera, Nebbie. Nie miałem jednak możliwości pochowania Sophie. Jej ciało zostało zmielone w maszynie podobnej do tej do mielenia mięsa. Nie mam pewności, czy tak rzeczywiście było, bo Stefanie mogła kłamać, ale nie Ven. Mogę powiedzieć o swoim zdechłym bracie wiele, ale nie to, że był kłamcą. 

W jego oczach zobaczyłam ogromny smutek. Rafferty w końcu ze mnie zszedł i usiadł obok. Położył jednak dłoń na moim odkrytym udzie tak, jakby nie chciał ze mną w zupełności tracić kontakt cielesnego. 

- Przykro mi, Rafferty. Nie chciałam przywoływać tematu twojej córeczki. 

- Nie masz za co przepraszać - mruknął, kręcąc głową. - Nie chcę zapomnieć o Sophie, dlatego mówienie o niej jest dla mnie bardzo ważne. Boli mnie tylko to, że nie mogłem jej poznać. Nigdy nie wziąłem na ręce córeczki, o której tak długo marzyłem. Nie mogłem zobaczyć, jak wyglądała. Nie mam jej żadnych zdjęć. Czasami mam wrażenie, że w ogóle nie istniała. 

- Może tak jest lepiej? - spytałam, podnosząc się tak, aby klęknąć na materacu. Przybliżyłam się na kolanach do mężczyzny i położyłam dłonie na jego ramionach. - Wiem, że to boli, ale gdybyś pamiętał Sophie, bolałoby jeszcze bardziej.

- Zasłużyłem na ból, Nebbie. Byłem okropnym ojcem. Jaki tata chciałby doprowadzić do śmieci swojego dziecka?

Objęłam Rafferty'ego od tyłu, wtulając się w niego swoim drżącym ciałem. Oboje mierzyliśmy się z tragediami, jakie nas spotkały. Nie było to łatwe, ale musieliśmy ruszyć dalej. Nie byliśmy w tej podróży osamotnieni, gdyż mieliśmy siebie nawzajem. Może nie było to wymarzone towarzystwo, ale lepsze takie, niż żadne. 

Rafferty trzymał twarz w dłoniach, walcząc z płaczem. Kusiło mnie, aby powiedzieć mu, żeby sobie popłakał, ale nie chciałam robić niczego na siłę. On sam wiedział, czego w danej chwili potrzebował. 

- Co ty na to, abyśmy poszli dzisiaj do lasu? 

Mogłam spodziewać się każdego pytania, ale na pewno nie takiego. 

- Chcesz iść ze mną do lasu?

Potaknął. Odwrócił się do mnie i uśmiechnął, chwytając mnie za rękę. 

- Może nie będzie to najbardziej romantyczny spacer w dziejach ludzkości, ale robię, co mogę. Pokażę ci kilka gatunków ptaków, które mieszkają w pobliskich drzewach. Może uda nam się natknąć na lisy. Będę przy tobie, więc cię ochronię, królewno. 

Uśmiechnęłam się. Potaknęłam, po czym zarzuciłam ręce na jego szyję. 

- Jeszcze pomyślę, że chcesz mnie udusić, moja pani!

- Skąd wiesz, że tego nie chcę?

- Masz rację. Zasłużyłem.

Raff odwzajemnił mój uścisk, ściskając mnie tak długo, aż w końcu zrobiliśmy się głodni i musieliśmy się ruszyć. Wzięliśmy wspólny prysznic, a gdy nawzajem wycieraliśmy swoje ciała, wpadłam na pewien pomysł. Zobaczyłam bowiem nasze odbicia w lustrze i zrozumiałam, że czegoś brakowało, aby ten obrazek był pełen.

- Zanim pójdziemy do lasu, chciałabym coś zrobić. 

Mój porywacz zmrużył podejrzliwie oczy. Przechylił lekko głowę, wpatrując się we mnie pytająco.

Powędrowałam obiema dłońmi do jego szyi i lekko ją ścisnęłam. 

- Skoro stałam się twoją panią, czas założyć ci obrożę, mój niewolniku. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top