29
Nebbie
Mój porywacz wstał z łóżka, nie pozwalając mi dojść. Wzięłam głęboki oddech pozwalając, aby wstyd ogarnął mnie całą. Nie powinnam była tego robić. To było z mojej strony głupie i nieodpowiedzialne. Nigdy nie miałam sobie tego wybaczyć.
Klęczałam na łóżku słysząc, że Rafferty krząta się po sypialni. Po jakimś czasie poklepał mnie po ramieniu, po czym na niego spojrzałam.
Mój pan trzymał w dłoniach różne rzeczy. Skórzane kajdanki, zatyczkę analną, lubrykant i zaciski na sutki. Przeniosłam wzrok na jego oczy.
- Nie mam ochoty się bawić. Proszę, nie każ mi tego robić. Popełniłam błąd.
- Kotku - zaczął Rafferty, klękając na łóżku na jednym kolanie. Odłożył zabawki na kołdrę i delikatnie chwycił mnie obiema dłońmi za twarz. - To, że chciałaś się zabawić, nie jest niczym złym. Nie proponuję ci jednak tego, o czym myślisz.
- Nie?
Pokręcił przecząco głową, uśmiechając się łagodnie.
- Chciałbym, abyś to mnie skrępowała i zabawiła się moim ciałem.
- Nie, nie zrobię tego.
Odsunęłam się od Rafferty'ego, ale on w porę objął dłonią moją kark. Nie chciał, abym od niego uciekła, jednak zaczęłam panikować.
- Nie bój się, Nebbie. Proszę, przynajmniej o tym pomyśl. Będziesz miała mnie całego do swojej dyspozycji. Będziesz mogła zrobić ze mną wszystko, co ci się zamarzy. Możesz mnie nawet przykuć do krzyża i wychłostać, aż moje ciało będzie krwawą miazgą. Wiem jednak, że zapewne tego nie zrobisz, ale daję ci na to przyzwolenie. Pomyśl tylko, kwiatuszku. Gdy zniewolisz mi ręce, nie będę mógł nic ci zrobić. Nie skrzywdzę cię. Wykorzystasz mnie dla własnej przyjemności. Będziesz mogła usiąść mi na twarzy i ujeżdżać moje usta, albo będziesz podskakiwać na moim kutasie, aż...
- Nie mogę, panie - powiedziałam, choć obiecałam sobie, że nie będę tak już się do niego odnosić. Po tym śnie poczułam się jednak inaczej. Nie powinnam tak się czuć, ale było to tak silne, że nie mogłam tego powstrzymać. To doskonale świadczyło o tym, jak słaba byłam.
- Proszę, Nebbie. Pomyśl o tym.
Mój oprawca wstał z łóżka. Rozebrał się do naga, a ja nie wiedziałam, co on wyprawia. Po chwili rozpiął bransolety ciężkich skórzanych kajdan i próbował sam je sobie założyć.
- Rafferty...
- Możesz nazywać mnie swoją dziwką, gdy będę wobec ciebie uległy. Nie będę już twoim panem. Nie kusi cię to?
- Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?
Westchnął ciężko, poddając się. Okazało się bowiem, że samodzielne założenie sobie kajdan nie było wcale takie proste.
- Kocham cię, Nebbie - odrzekł ze zrezygnowaniem, wzdychając ciężko. - Jesteś miłością mojego życia. Tak, wiem, powtarzam się, ale chciałbym, aby w końcu dotarło do ciebie to, jak wiele dla mnie znaczysz. Jesteś dla mnie wszystkim i wierzę, że pewnego dnia odnajdziemy wspólny język. Życie nauczyło mnie jednak, że jesteśmy na tym świecie tylko przez maleńki odcinek czasu. To prawie nic nie znaczy wobec całej historii świata. Mamy jednak szansę pięknie wykorzystać nasze życie i to właśnie chcę z tobą zrobić. Mówiłem ci już, że nigdy nie będę ideałem mężczyzny, ale nawet do tego nie aspiruję, bo wiem, że po prostu nie mam szans. Chciałbym jednak, abyś dała mi szansę. Im szybciej oddasz mi serce, tym lepiej dla nas. Po co mamy się kłócić, skoro możemy żyć w pokoju i miłości?
Miałam wrażenie, że ktoś podmienił tego Rafferty'ego Donovana, którego znałam. Nie mogłam bowiem uwierzyć w to, jak bardzo się zmienił. Wciąż nie ufałam w jego cudowną i nagłą przemianę, ale może on naprawdę zamierzał zacząć wszystko od nowa?
Nie zamierzałam mu wybaczyć. Nie zamierzałam zapomnieć o tym, co mi zrobił. To jednak nie skreślało szansy na spokojne życie dla naszej dwójki. Wspólne życie.
Wstałam z łóżka i wzięłam do ręki czarne kajdany. Nie wiedząc, co właściwie robię, założyłam jedną z bransolet na nadgarstek Rafferty'ego. Oddychałam ciężko, nie mając pewności czy to, co robiłam, było właściwe, ale byłam tak podniecona, że nie myślałam mózgiem.
Kiedy prawy nadgarstek Rafferty'ego został zniewolony, puściłam kajdany. Pociągnęłam mężczyzną w stronę łóżka za łańcuch kajdan.
- Co mam zrobić, moja pani? Jak mam się ułożyć?
Dobry Boże.
On naprawdę nazwał mnie swoją panią.
Nie mogłam jednak zapomnieć, że to była tylko gra. Ułuda, która nie była prawdziwym życiem.
- Ustaw się na czworakach, tyłkiem do mnie.
- Dobrze, moja pani. Tak zrobię.
Nie dowierzałam w to, co widziałam. Rafferty bowiem się mnie słuchał. Zachowywał się tak, jakby był moim osobistym niewolnikiem, co było seksowne i gorące zarazem.
Spojrzałam z zainteresowaniem na zatyczkę analną, którą przyniósł. Jeśli chociaż w jakiś sposób mogłam sprawić, aby Rafferty poczuł się tak jak ja wtedy, gdy pieprzył mnie w tyłek, to chciałam to zrobić.
Przykułam nadgarstki mojego porywacza do ramy łóżka. Poklepałam Rafferty'ego po pośladkach i uśmiechnęłam się z satysfakcją, gdy zauważyłam, że jego penis stwardniał i czubeczkiem dotykał brzucha mężczyzny. Rafferty mógł zacząć ocierać się o pościel, aby sobie ulżyć, aby tego nie zrobił. Może myślał, że uśpi moją czujność, a może naprawdę miał zamiar być posłusznym niewolnikiem.
Uklękłam za Raffem i wycisnęłam trochę lubrykantu na zatyczkę analną. Po chwili zajęłam się wpychaniem zabawki do tyłka mojego uległego. Rafferty syczał i wił się, ale miałam to gdzieś. Miało być to dla niego niekomfortowe. Zasłużył sobie na to po tym, jak okrutnie i bezlitośnie mnie potraktował, gdy byłam bezbronna i prosiłam o pomoc. Nigdy nie miałam ukarać go tak, jak on ukarał mnie, ale jeśli choć trochę mogłam sobie ulżyć, to nie zamierzałam się hamować.
Kiedy wepchnęłam korek do końca, zaśmiałam się. Rafferty także parsknął śmiechem.
- Jak podoba ci się twoja nowa rola, moja pani?
- Mogłabym się do niej przyzwyczaić.
- W to nie wątpię. Co mam teraz zrobić, królowo?
Nie śmiał się, gdy tak mnie nazywał. On naprawdę wszedł w swoją rolę.
Miałam kilka pomysłów na później, ale najpierw zamierzałam zrobić to, co sądziłam, że najbardziej upokorzy mojego porywacza.
Odpięłam kajdany od wezgłowia łóżka, po czym szarpnęłam Rafferty'ego tak, aby klęczał na łóżku. Spięłam mu nadgarstki za plecami. Pociągnęłam go tak, aby uklęknął na podłodze, co zrobił bez słowa narzekania.
- Gdzie trzymasz obroże?
Rafferty był zaskoczony tym pytaniem, ale posłusznie odpowiedział.
- W drugiej szufladzie komody pod oknem. Są tam również smycze.
Podeszłam do komody i wybrałam idealną obrożę. Była różowa i z cekinami. Dobrałam do niej także różową smycz. Rafferty pozwolił, abym założyła mu obrożę i dopięła do niej smycz. Zaśmiałam się, widząc go w takim stanie. Nie chodziło o to, że podobało mi się poniżanie go, ale było coś upajającego w tym, że z taką pokorą czekał na moje rozkazy i był gotów zrobić wszystko, co miałabym ochotę z nim począć.
Rozebrałam się do naga. Oczy Rafferty'ego błyszczały. Przełknął ślinę, a jego biedny penis cierpiał katusze.
- Całuj moje stopy.
Raff jęknął, ale bez wahania pochylił się i zaczął całować oraz lizać moje stopy. Nie było to dla niego łatwe, gdyż miał ręce skute za plecami i ciężko było mu utrzymać równowagę, ale czego nie robiło się dla swojej ukochanej pani, prawda?
Czułam podniecenie, czego idealnym dowodem był zapach mojej wilgoci unoszący się w sypialni. Miałam ochotę wsunąć sobie palce w cipkę i doprowadzić się do ekstazy, ale uznałam, że jeszcze trochę zaczekam. Chciałam, aby napięcie maksymalnie wzrosło. Czułam niezrozumianą satysfakcję z tego, co się działo i chciałam, aby było tak już zawsze. Zamierzałam stać się dla Rafferty'ego panią, choć wiedziałam, że on mi na to nie pozwoli.
Póki co jednak, cieszyłam się tym, co się działo. Rafferty naprawdę przykładał się do tego, co ze mną wyprawiał. Jego język i usta pieściły mnie czule, co łapało mnie za serce.
- Podnieś głowę!
Krzyknęłam na niego, szarpiąc za smycz. Rafferty podniósł głowę i spojrzał na moje rozłożone nogi. Przyciągnęłam go za pomocą smyczy do siebie i pozwoliłam, aby jego twarz oparła się o moją cipkę.
- Liż, ale nie waż się doprowadzić mnie do orgazmu, niewolniku.
Rafferty lizał mnie tak, jakby od tego zależało jego życie. Ssał moją łechtaczkę i wsuwał język do mojej dziurki. Jęczałam, odchylając głowę w tył. Nie sądziłam, że poczuję się tak dobrze jako domina. Byłam pewna, że byłam uległa w łóżku, ale dominacja nad mężczyzną podobała mi się o wiele bardziej niż uleganie jego zachciankom. Choć w obu sprawach było coś pięknego.
Raff niemal zanurzył całą twarz w mojej cipce. Czułam ogromną rozkosz, ale nie chciałam dojść, gdyż na finał zostawiłam sobie inny pomysł. Nie mogłam jednak przestać ujeżdżać jego twarzy, gdyż było to po prostu cudowne. Nie miałam pojęcia, co strzeliło mi do głowy, abym odważyła się posunąć tak daleko, ale w tej chwili nic nie miało znaczenia. Liczyło się tylko moje spełnienie. To ja byłam bowiem królową, której należało słuchać i której rozkazy należało wykonywać.
- Jesteś moim niewolnikiem - wyszeptałam, gdy Rafferty spojrzał do góry. Wyglądał w tej chwili tak ulegle. Podobał mi się w takim wydaniu.
Puściłam smycz i zaczęłam masować sobie piersi. Ściskałam je i rolowałam sobie sutki. Było mi tak dobrze. Dobry Boże, nigdy nie czułam się tak wspaniale!
- Odsuń się ode mnie, bo zaraz dojdę.
Rafferty posłusznie wykonał rozkaz. Odsunął się ode mnie na klęczkach i spojrzał w górę. Na jego wargach widziałam swoją wilgoć, ale wcale nie uważałam tego za coś uwłaczającego. To było naprawdę gorące i seksowne.
- Jesteś taka piękna, moja królowo. Chciałbym służyć ci do końca moich dni.
- Masz na to szansę - wysapałam czując, jak po udach spływa mi wilgoć.
- Pragnę przeprosić cię za wszystkie moje grzechy, pani. Tak bardzo cię przepraszam.
Och, tak. Miał za co mnie przepraszać. Rafferty miał na sumieniu wiele grzechów, ale w tej chwili był moją zabawką do masturbacji. Inne sprawy się nie liczyły, choć może powinny.
- Jesteś moim niewolnikiem. Spotkał cię zaszczyt, nie sądzisz?
Pokiwał energicznie głową, jęcząc cicho.
- Tak, pani. Jestem zaszczycony. Błagam...
- O co mnie błagasz?
Zostawiłam swoje ciężkie od podniecenia piersi w spokoju. Podeszłam bliżej Rafferty'ego i złapałam go za smycz, owijając ją sobie kilkukrotnie wokół dłoni. Mój niewolnik uniósł głowę, patrząc mi błagalnie w oczy.
- Możesz zrobić ze mną wszystko, co zechcesz, królowo. Możesz mnie nawet zabić. Nie wiem, jak tkwiłbym w zaświatach z myślą, że znalazłaś sobie innego mężczyznę, ale musiałbym sobie poradzić.
W jego niebieskich skrzywdzonych oczach zobaczyłam łzy. Rafferty lekko się uśmiechnął, jakby chcąc je odgonić. Nie mógł jednak sobie poradzić, gdyż miał ręce skute za plecami, więc nie mógł otrzeć sobie łez. Zrobiłam to jednak za niego.
- Nie znajdę sobie innego mężczyzny, bo mam ciebie - wyznałam, choć wiedziałam, że nie zasłużył sobie na to, aby usłyszeć z moich ust takie słowa. - Nie wiem, co ze mną robisz, Rafferty. Mam świadomość, że nie jest to zdrowe, ale nie mogę przestać. Kiedyś uważałam syndrom sztokholmski za coś niepojętego. Za coś, co należało leczyć. Teraz jednak rozumiem wszystkie te ofiary, które zaczęły czuć coś do swoich porywaczy. Nie istnieją żadne słowa, którymi mogłabym opisać to, co ze mną robisz. Choć nie, istnieje jedno takie słowo.
- Jakie, moja królowo?
Uśmiechnęłam się, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Szaleństwo.
Szarpnęłam go za smycz tak, aby stanął na nogach. Po tym kazałam mu położyć się na plecach na łóżku. Przykułam jego nadgarstki do prętów wezgłowia i rozpaczliwie zaczęłam szukać w szufladach prezerwatyw.
- Co robisz, moja pani?
- Szukam gumek, dupku.
Gdybym odezwała się do niego w ten sposób jeszcze kilka dni temu, dostałabym po tyłku.
- Są w szafce obok mojej głowy. Tutaj, po prawej.
Zbliżyłam się do szafki tak szybko, jakbym miała spłonąć, gdybym nie wzięła do ręki prezerwatyw. Gdy w końcu miałam w dłoniach paczkę, rozerwałam ją szybko i naciągnęłam gumkę do twardego fiuta Rafferty'ego. Mój niewolnik, zamiast czuć ekscytację i nie mogąc się doczekać tego, co z nim zrobię, patrzył na mnie ze smutkiem.
- Królowo, nie chcę, abyś tego żałowała.
Pokręciłam przecząco głową. Gdy jego penis był już zabezpieczony, usiadłam okrakiem na jego udach i wzięłam w dłoń tego dorodnego kutasa. Zaczęłam poruszać na nim dłonią i go ściskać. Rafferty jęczał.
- Nie musisz tego robić, moja pani - poprosił, choć wiedziałam, że gdyby to on dominował, zrobiłby wszystko, aby się we mnie znaleźć. - Boję się, że tego pożałujesz i...
Zasłoniłam usta Rafferty'ego swoją dłonią. Po chwili wpadłam jednak na dziki pomysł i wsunęłam mu do ust własne majtki, które leżały w pobliżu. Spojrzał na mnie z pragnieniem. On mnie naprawdę kochał. Nie była to miłość normalna, ale ten pokrzywdzony przez życie człowiek oddał mi swoje serce. Tak, jak stało się to w moim koszmarze.
- Pozwól, że dziś to ja będę decydowała o tym, co jest słuszne. Teraz chcę mieć w swojej mokrej cipce twojego fiuta i nic mnie przed tym nie powstrzyma. Przygotuj się więc na szaloną przejażdżkę, mój niewolniku. Pokażę ci, jak cudownie byłoby, gdybyśmy na stałe zamienili się rolami.
Mówiąc to, wsunęłam się na jego penisa.
Było mi jak w niebie.
Nie, bardziej jak w piekle. Jednak takim, w którym chciałam zostać i spłonąć z miłości i pragnienia.
***
Spokojnych Świąt Wam życzę!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top