27

Rafferty

Kurwa.

Kurwa. 

Kurwa mać.

Byłem pierdolonym ignorantem, który nie dopilnował tego, co najważniejsze. Nie miałem jednak pojęcia o tym, że pierdolony operator telewizyjny zostawił mi te kanały, o których usunięcie poprosiłem kilka tygodni temu. Byłem wściekły i miałem zamiar upewnić się, aby osoba, które nie wywiązała się ze złożonej mi obietnicy, wylądowała na bruku.

Zszedłem na dół, mając ochotę coś rozwalić. Nie mogłem jednak tego zrobić. Musiałem się opanować. Jeśli nie dla siebie, to dla mojej dziewczynki. Dla Nebbie, która widziała we mnie potwora. Takiego, który obiecywał, że się zmieni, ale jak do tej pory nic z tego nie wyszło. 

Planowanie "pogrzebu" Nebbie nie było wcale takie trudne. Wystarczyło, abym zapłacił odpowiednią sumę pieniędzy właściwej osobie, aby zajęła się ona tym, czego ja nie chciałem się podejmować. Była to trochę ryzykowna operacja, ale najważniejsze było to, że się udało. Już nikt nie miał szukać Nebbie, dzięki czemu czułem spokój. Tak naprawdę w tym miejscu nikt by mnie nie znalazł, ale wolałem dmuchać na zimne. Już raz straciłem miłość swojego życia i nie zamierzałem dopuścić do tego, aby wydarzyło się to po raz kolejny.

Rozłożyłem na stole w salonie zdjęcia, których kopię otrzymałem na maila dziś rano. Wydrukowałem je. Nie po to, aby napawać się aktami masochizmu, ale po to, aby próbować zrozumieć, dlaczego Serafina nie chciała mnie znać. 

Miałem komplet zdjęć, który został dostarczony mojej byłej narzeczonej wtedy, gdy podjęła decyzję o tym, aby związać się z moim bratem. Patrzyłem na te zdjęcia z bólem. Na szczęście nie pamiętałem siebie z tamtego czasu, gdyż byłem wówczas nieprzytomny w szpitalu. Wciąż nie wiedziałem, kto zrobił mi te zdjęcia, ale nie zamierzałem zostawić tej sprawy w spokoju. Niebawem chciałem zająć się tym tematem, a gdy znajdę osobę, która zdecydowała się zniszczyć mi życie, zapłaci mi za to. Najwyższą cenę.

Wbrew temu, co sądziło wiele osób, najwyższą ceną wcale nie miała być śmierć. Śmierć była pieprzonym ratunkiem. Ucieczką od rzeczywistości. To tortury były tym, co zamierzałem zadać osobie, które zrobiła mi te zdjęcia i je rozpowszechniła. 

Gdy oglądałem zdjęcia, nagle rozdzwonił się mój telefon. Naszły mnie obawy, że zadzwonił do mnie ktoś, kto był związany ze "śmiercią" Nebbie, ale zdziwiłem się ogromnie, gdy na ekranie zobaczyłem imię Davida.

Drżącym palcem kliknąłem przycisk "odbierz połączenie". Przyłożyłem telefon do ucha i nic nie mówiłem. Chyba nie byłem w stanie nic powiedzieć. Tak bardzo bałem się rozmowy z człowiekiem, na którym mi zależało, że nie umiałem nic z siebie wydusić. 

- Rafferty, jesteś tam? 

Skinąłem głową, ale jak głupi po chwili zrozumiałem, że David przecież nie mógł mnie zobaczyć. 

- Tak, jestem. 

Odchrząknąłem. Mój głos brzmiał tak, jakby wcale nie należał do mnie. 

- Posłuchaj, dzwonię do ciebie w konkretnej sprawie. Chodzi o zdjęcia. 

Gdybym nie był przerażony permanentną utratą przyjaciela, pewnie bym się zaśmiał. Był to bowiem czysty przypadek. Akurat w momencie, w którym oglądałem zdjęcia, David postanowił do mnie zadzwonić w tej sprawie. 

- Davidzie, nie chcę być niemiły, ale dlaczego do mnie dzwonisz, skoro nie chciałeś mnie już nigdy widzieć? 

Miałem nadzieję, że gdy mój głos będzie łagodny, przyjaciel nie będzie się mnie obawiał. Bowiem widok uciekającego z mojego domu Davida miał pozostać w mojej głowie na zawsze. To, co zrobił, bardzo mnie bolało, ale zasługiwałem na to. Byłem śmieciem i ludzie mieli prawo się mnie bać. Cierpiałem okropnie, ale taka była moja kara. Za to, że się, kurwa, urodziłem. 

Po drugiej stronie słuchawki przez chwilę panowała cisza. Bałem się, że David się rozłączył, ale na szczęście po chwili się odezwał.

- Przepraszam, Rafferty. Zachowałem się okropnie. Wiem, że masz pewne problemy, które musisz przepracować. Nie powinienem od ciebie uciekać. Zwłaszcza, że sam zaproponowałem ci pomoc. 

Skinąłem głową, słuchając go z nadzieją. 

- Przepraszam więc za to, że uciekłem. Po prostu przeraziło mnie to, jak potraktowałeś Nebbie. Znam ją i jest mi przykro, że życie dało jej takiego kopa w tyłek. Nebbie jest cudowna i straciła brata, więc powinna mieć wsparcie. Nie myśl, proszę, że mówię ci, co powinieneś robić ani jak żyć. Nie jestem od tego. Jestem lekarzem, który ratuje życia, ale czuję się w obowiązku, aby pomóc również wam. Nie chciałbym stracić z tobą kontaktu, Raff. Znam cię od wielu miesięcy i cieszę się, że mam takiego przyjaciela jak ty. Postaraj się jednak zrozumieć mnie. Moja żona jest w ciąży, a wiem, do czego jesteś zdolny. 

Po moim policzku spłynęła samotna łza, ale starłem ją. 

- Jeszcze raz przepraszam więc za swoje zachowanie i obiecuję, że się zmienię. Po prostu daj mi kilka dni, abym doszedł do siebie. Nie mam prawa wtrącać się w twoje życie, ale błagam, nie krzywdź Nebbie. Jest mi jej tak cholernie szkoda. 

Wiedziałem o tym. Szanowałem Davida za to, że odważył mi się to powiedzieć. Nie musiał tego robić, a jednak to uczynił. Był moim bohaterem. 

- Jeśli jednak chodzi o zdjęcia, to mam pewien trop. Nie wiem, czy jest słuszny, dlatego nie odpalaj się, dobrze?

- Postaram się - odparłem, a mój głos wciąż drżał. 

- Dobrze. 

David odchrząknął. Chyba potrzebował chwili, aby zebrać myśli. 

- Sądzę, że mógł być to Weston. 

- Weston? - spytałem, myśląc o mężczyźnie, który razem z Davidem zajmował się mną, gdy moje życie spisane było na straty. 

- Tak, on. Posłuchaj, Rafferty. Może nie ma to sensu, ale wszedłem wczoraj do gabinetu Westona, gdy miał przerwę. Chciałem porozmawiać z nim o pewnym pacjencie, którym razem się zajmujemy, ale Weston chyba poszedł do toalety. Zanim wrócił, zobaczyłem to, co znajdowało się na ekranie jego prywatnego laptopa. Nie wiem, czy to możliwe, ale...

- Co tam widziałeś, Davidzie? - spytałem, czując się tak, jakbyśmy wspólnie starali się rozwiązać jakąś niebywale trudną zagadkę. 

David ciężko oddychał.

- Widziałem tam zdjęcia trupów. 

- Co, kurwa? 

- Mi też trudno było w to uwierzyć, ale zdążyłem rzucić okiem na kilka zdjęć. Na początku myślałem, że po godzinach Weston wykonuje sekcje zwłok, ale wydawało mi się nie mieć to sensu. Poza tym, te zdjęcia były bardzo ładnie wykonane. Wyglądały tak, jakby robił je hobbysta. Pasjonat zwłok. Źle to brzmi, prawda? 

Próbowałem ogarnąć umysłem to, co mówił mi David. Wydawało mi się to szalone, ale nie niemożliwe. Może nie znałem Westona dobrze, ale zdążyłem poznać go na tyle, aby sądzić, że był naprawdę dobrym człowiekiem. Zajmował się mną i rozmawiał ze mną jak dobry kumpel, choć jakby spojrzeć na to z innej strony, czasami odwalał podejrzane akcje. Był tajemniczy, ale sądziłem, że taki po prostu miał sposób bycia. Jeśli podejrzenia Davida miały okazać się prawdziwe, stała przed nami interesująca zagadka. 

- Po chwili Weston wrócił do gabinetu i natychmiastowo zamknął laptopa. Widział, że coś widziałem. Mam wobec niego podejrzenia, ale nie mam dowodów. Nie wystarczy to, że widziałem coś w jego laptopie. Musiałbym się do niego włamać, a czuję, że Weston tak szybko nie pozwoli mi zbliżyć się do swojego laptopa.

Mruknąłem z zainteresowaniem. To, co mówił David, miało bowiem sens. Istniała możliwość, że Weston dopuścił się czegoś takiego, ale po co to robił? Jaki miał w tym cel? 

- Myślisz, że to on mógł dostarczyć te zdjęcia Serafinie, Davidzie?

Mój przyjaciel przez chwilę się zamyślał. 

- Sądzę, że tak. To jednak tylko przypuszczenia. Nie możemy być niczego pewni na sto procent. 

- Masz rację. Davidzie, dziękuję ci za to, że do mnie zadzwoniłeś. Nie musiałeś dzielić się ze mną tą informacją, ale to zrobiłeś. Jesteś moim prawdziwym przyjacielem. 

Usłyszałem po drugiej stronie krótki śmiech mężczyzny. 

- To ja ci dziękuję, Raff. Za to, że odebrałeś. Zachowałem się jak dupek i miałeś prawo się na mnie obrazić. 

- Nie, wcale nie miałem takiego prawa. Gdybym miał żonę, również chroniłbym ją przed kumplem, jeśli ten byłby mordercą.

Zaśmiał się znowu. Ten dźwięk był jak miód na moje uszy. 

- Zastanawiam się nad tym, abyście zostali z Nebbie rodzicami chrzestnymi naszego dziecka, Raff. 

Zatkało mnie. Dosłownie.

- Co? 

- Mówię poważnie. Nie musisz odpowiadać już teraz, bo wiem, jak duże to jest zobowiązanie. Chcę jednak, abyś był częścią mojego życia. Może nie jest to z mojej strony odpowiedzialne, ale gdy zyskałem takiego pacjenta jak ty, poczułem misję. Chciałem zmienić nie tylko twoje życie, ale także swoje. Mało kto wie, jakie mam problemy. Mimo, że kocham swoją żonę, to często czuję się samotny. Skoro jestem lekarzem, powinienem udać się do psychologa wiedząc, jak ważne jest zdrowie mentalne, ale na razie nie odważyłem się tego zrobić. Wybacz, że zamęczam cię swoimi problemami, Rafferty. Już kończę. Na koniec chciałbym tylko jeszcze raz przeprosić cię za moje zachowanie i obiecać, że nie stracę z tobą kontaktu. Zadzwonię do ciebie, gdy uda mi się znaleźć jakieś nowe informacje w sprawie Westona. Trzymaj się, stary. Koniecznie pozdrów ode mnie Nebbie i troszcz się o nią, dobrze?

- Tak, Davidzie. Tak zrobię. 

Mężczyzna się rozłączył. Gdy zakończył połączenie, w szoku odłożyłem telefon na stół. Nie potrafiłem pojąć tego, co się właśnie wydarzyło. Moje modlitwy wnoszone do szatana chyba zostały wysłuchane. Tak, modliłem się do szatana, gdyż wiedziałem, że Bóg za nic by mnie nie wysłuchał. Zostałem skazany na potępienie i pogodziłem się z tym, że po śmierci trafię do piekła. 

Oczy szczypały mnie od łez. Przycisnąłem kciuki do oczu, aby zmusić się do tego, żeby nie płakać. Czułem jednak wzruszenie. Byłem cholernie szczęśliwy. Miałem szansę odzyskać przyjaciela. Kurwa, było mi tak dobrze.

Po chwili usłyszałem kroki Nebbie, która powoli schodziła po schodach. Odwróciłem się i ujrzałem ją ubraną w moją bluzę z trupią czaszką. Jej nogi były nagie. Podobała mi się w takim wydaniu. Nie zamierzałem złościć się na nią za to, że założyła ubranie bez mojej zgody. 

Pokazałem Nebbie gestem dłoni znak, aby podeszła bliżej. Niepewnie weszła do salonu. Jej wzrok od razu spoczął na zdjęciach, które rozłożyłem na dębowym stole. Zasłoniła usta dłonią, aby nie zwymiotować. 

- Tak wyglądałem po tym, jak przewieziono mnie z Iraku do Stanów. 

Nebbie kręciła głową z niedowierzaniem. Rozumiałem to, że wolałaby nie patrzeć na zdjęcia, o których wcześniej jej mówiłem, ale czułem się w obowiązku, aby jej je pokazać.  Nie miałem pojęcia, co tak właściwie mną kierowało. To była po prostu potrzeba, którą musiałem spełnić.

- To zrobili ze mną ci irańscy skurwiele - przyznałem, biorąc do ręki zdjęcie, na którym widać było obrażenia mojej twarzy. Brakowało mi sporej części nosa. Wyglądałem jak zombie. Ten, którym chciałem się stać, gdy byłem dzieckiem. - Moi przyjaciele z jednostki nie mieli tyle szczęścia, co ja. Choć tak naprawdę to nie wiem, kto miał w tym wypadku szczęście. Może to oni powinni być uznawani za szczęśliwych, skoro nie musieli przeżywać tego, co ja. Zmarli, ale nikt ich nie zostawił w potrzebie. Nie zapomniano o nich. W przeciwieństwie do mnie. 

- Rafferty...

- Tutaj możesz zobaczyć zdjęcie moich nóg. Myślałem, że nie będę mógł już nigdy chodzić, ale David poczynił cuda. Musiałem nauczyć się wielu rzeczy od nowa, ale wiedziałem, że mam o co walczyć. Miałem nadzieję, że gdy wyjdę ze szpitala, poznam moją córeczkę, o której tak marzyłem. 

Wsunąłem Nebbie do dłoni zdjęcie moich nóg, od których odchodziła skóra. Na fotografii widniało żywe mięso. Było to obrzydliwe, ale moja dziewczynka dzielnie znosiła te widoki. 

- Tu jest zdjęcie mojej piersi. Była skatowana, kwiatuszku. Kiedy Irańczycy mnie bili, czułem się tak, jakby kości żeber wbijały mi się w płuca. 

Nebbie moczyła fotografie łzami. Patrzenie na to wszystko było dla niej cholernie trudne. Jej ból był moim bólem, ale ten sam ból stanowił dla mnie także satysfakcję. Byłem popapranym sukinsynem, ale nigdy nie twierdziłem, że było inaczej. 

- Nie pokazuję ci tego, żeby było ci mnie żal - zaznaczyłem, chcąc dotknąć jej karku, ale nie odważyłem się na to. - Chciałbym tylko, żebyś powiedziała mi, dlaczego Serafina przestała mnie kochać? Czy gdybyś zobaczyła zdjęcia swojego ukochanego w takim stanie, zostawiłabyś go na pastwę losu? 

Nebbie odłożyła fotografie na stół. Drżące dłonie położyła na mojej piersi. W pierwszym odruchu chciałem się cofnąć, gdyż nie zasługiwałem na jej dotyk, ale zostałem w miejscu. Żałowałbym, gdybym się od niej odsunął. 

- Nie odeszłabym od ukochanego, gdyby stało mu się coś tak strasznego. Wiesz dlaczego? 

Pokręciłem przecząco głową. 

- Dlatego, że prawdziwa miłość rodzi się i istnieje tutaj - wyjaśniła, klepiąc mnie po piersi w miejscu, gdzie znajdowało się serce. - To tutaj dzieją się najpiękniejsze i najbardziej pokręcone rzeczy. Mogę zrozumieć to, że jeśli twoja była narzeczona kochała twój wygląd, poczuła smutek, ale nie miała prawa robić tego, co uczyniła. Ja jednak nigdy bym tego nie zrobiła. Gdybym wiedziała, że to jest moja prawdziwa miłość, byłabym z nią do śmierci. Tak, jak powinno być. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top