20
Rafferty
- Nebbie, nie mam pojęcia, co powinienem powiedzieć. Przysięgam, że nie maczałem w tym palców. O wszystkim dowiedziałem się później. Po tym, jak Jake odszedł.
- Jak możesz się z nim przyjaźnić? Jak?
David westchnął. Uśmiechnąłem się
- To skomplikowany temat, Nebbie. Nie mogę z tobą o tym rozmawiać. Rafferty....
- Pomożesz mi, Davidzie?
- Przykro mi, Nebbie. Niestety nie mogę tego zrobić.
Bawiłem się świetnie, słuchając ich rozmowy. Nie chodziło o to, że czerpałem sadystyczną przyjemność ze słuchania, w jakim dołku była moja dziewczynka. Po prostu wyraz, który pojawił się na jej twarzy, doświadczył mi niebywałej satysfakcji. Nebbie poczuła się zdradzona. Oszukana. Niezrozumiana.
Patrzyłem zza rogu na to, jak Nebbie kręci głową i cicho płacze. Koc zsunął się z jej ciała tak, że odsłonił obie piersi. Nie martwiłem się o to, że David cokolwiek jej zrobi, gdyż nigdy by tego nie uczynił. Można było powiedzieć o nim wiele rzeczy, ale swoją żonę kochał ponad wszystko. Poza tym wiedział, że gdyby tknął moją niewolnicę w nieodpowiedni sposób, stałby się karmą dla rybek.
Stałem na korytarzu, obserwując z ukrycia rozgrywającą się przed moimi oczami scenkę. Nebbie płakała, kręcąc głową z niezrozumieniem. Na pewno czuła się okropnie. Ufała Davidowi, gdy ten zajmował się jej młodszym bratem w szpitalu. Było mi przykro, że Jake odszedł, choć go nie znałem. Był jednak dla Nebbie całym światem. Cóż, ja również straciłem kogoś, kogo bardzo kochałem. Nie była to jednak jedna osoba, a było ich kilka.
- Bardzo mi przykro, Nebbie - wyszeptał łamiącym się głosem David, klęcząc pokornie przed również klęczącą dziewczyną.
- Po co to mówisz? Skoro mi nie pomożesz, nie potrzebuję twojej łaski.
Moja dzielna i wyszczekana dziewczynka. Kurwa, zakochiwałem się w niej nie na żarty.
- Gdybym mógł, pomógłbym ci. Rafferty jednak odrąbałby mi głowę, ale najpierw kazałby mi patrzeć na śmierć mojej żony.
- Wybacz mi, ale nie chcę z tobą rozmawiać, Davidzie. Twój widok przywołuje u mnie złe wspomnienia.
- Nebbie, jeśli chodzi o Jake'a...
- Nie mów o nim!
W mojej niewolnicy wrzała taka furia, że Nebbie zdawała się płonąć. Jej oczy były rozgniewane. Próbowała zamaskować smutek agresją, ale nic dobrego miało jej z tego nie przyjść. Była zawiedziona. Na pewno po odjeździe Davida miało mi się oberwać, ale szczerze miałem to w dupie. Nebbie mogła robić, co tylko chciała, a ja i tak znalazłbym odpowiedni sposób, aby ją ukarać i sprowadzić na prostą drogę.
- Nebbie, potrzebujesz tutaj przyjaciela - oznajmił surowiej David. - Skoro nie chcesz, abym nie był, zrozumiem to. Uszanuję twoje zdanie. Masz prawo mnie nienawidzić, skoro nie chcę ci pomóc. Nie, to nie chodzi o to, że nie chcę. Ja po prostu nie mogę ci pomóc, kochana. Moja żona zostałaby zamordowana, gdybym udzielił ci pomocy. Muszę o nią dbać. Kocham ją.
- Szczęściara z niej - zakpiła Nebbie, otulając się kocem tak, aby jej piersi dłużej nie świeciły nagością.
- Nie wiem, czy taka znowu z niej szczęściara - wyznał David, przeczesując palcami dłoni swoje włosy. - Kocham ją, ale nie jestem ideałem. Jednak staram się dla niej każdego dnia. Jest sensem mojego istnienia. Gdyby coś jej się stało...
- Właśnie, Davidzie. Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie. Co byś zrobił, gdyby twoja żona została porwana przez psychopatę, który każdego dnia gwałciłby ją i dawał kary? Takiego człowieka, który próbowałby sprowadzić ją do roli seksualnej niewolnicy? Takiego, który goniłby ją po lesie, aż twoja żona miałaby krwawiące rany na nogach?
Ramiona Davida drżały. Widziałem, jak ciężko mu było, ale nie zamierzałem wkraczać do akcji. Jeszcze nie teraz.
- Pewnie zabiłbym skurwysyna, który ośmieliłby się ją skrzywdzić.
Nebbie uśmiechnęła się ze smutkiem. Otarła wierzchem dłoni łzy z policzków.
- W takim razie ma szczęście, że ma takiego faceta, jak ty. Widzisz, ja jednak nikogo nie mam, Davidzie. Nikt mnie stąd nie uratuje. Umrę u boku człowieka, który gwałci mnie, kiedy tylko mu się to podoba. Nikt mi nie pomoże. Wracaj więc do swojego spokojnego i pięknego życia, a mnie zostaw w spokoju. Wciąż nie rozumiem, jak możesz przyjaźnić się z kimś takim jak Rafferty, ale to twój wybór. Może jednak jesteś innym człowiekiem, niż myślałam wcześniej. Cieszę się, że postarałeś się, aby ostatnie chwile mojego braciszka były spokojne i przepełnione ulgą. Za to mogę podziękować ci z czystym sumieniem. Nie dziękuję ci jednak za to, że postanowiłeś tu przyjechać, aby popatrzeć na mnie jak zwierzątko w klatce. Chciałbyś dokładnie wiedzieć, co zrobił mi mój pan? Och, wiesz, że Rafferty każe mi nazywać siebie panem?
David wstał. Pokręcił głową. Podszedł do kanapy i usiadł na niej, chowając twarz w dłoniach.
Uśmiechnąłem się, idąc do kuchni. Zgodnie z obietnicą, zrobiłem dla naszej trójki herbatę i przygotowałem ciasto. Mało kto wiedział o tym, że uwielbiałem piec. W czasie, gdy nie mordowałem, piekłem ciasta. Było we mnie dużo sprzeczności, ale lubiłem to w sobie.
Z salonu nie dochodziły żadne krzyki, więc miałem nadzieję, że Nebbie i David spokojnie rozmawiali. Wierzyłem, że mój przyjaciel zachowa zdrowy rozsądek i nie zaproponuje Nebbie ucieczki. Nawet gdyby to uczynił, w salonie miałem ukrytą kamerę i podsłuch. Później miałem zamiar na spokojnie obejrzeć sobie nagranie i wysłuchać, o czym rozmawiali, gdy mnie przy nich nie było.
Gdy ułożyłem ciasto na talerzyku, zaniosłem je do salonu. Później poszedłem po talerzyki i łyżki, ale wziąłem tylko po dwóch sztukach każdej rzeczy. Następnie przyniosłem herbatę, jednak w tym wypadku wziąłem do rąk już trzy kubki. Na jednym z nich znajdował się napis "Chcę zobaczyć twój mózg na ścianie". Ten kubek podsunąłem Davidowi.
Usiadłem w fotelu. David zajmował miejsce na kanapie, a Nebbie siedziała na podłodze przy kominku. Pstryknąłem na nią palcami, co z pewnością miało ją zdenerwować.
- Nebbie, podejdź do mnie na czworakach, kwiatuszku.
Posłała mi złowrogie spojrzenie, ale zrobiła to. Pozwoliła, aby koc w pełni zsunął się z jej ciała i obolała podeszła do mnie jak na niewolnicę przystało. Gdy znalazła się przy moich nogach, zrobiłem jej miejsce między nimi, aby mogła między nie wpełznąć. Kiedy uklękła, sięgnąłem po skórzane kajdany, które znajdowały się na półeczce pod stołem i nachyliwszy się nad Nebbie, skułem jej ręce za plecami.
David był blady, gdy na to patrzył. Przełknął ślinę i starał się nie patrzeć na mnie, ani na moją dziewczynkę. Wbijał wzrok w ścianę lub w ciasto, które znajdowało się na stole, jak na porządne przyjęcie przystało.
- Częstuj się, Davidzie. Nie bój się, nie dosypałem tam trucizny.
Zaśmiałem się, jednak jemu najwyraźniej nie było do śmiechu.
- Czy dla Nebbie nie ma talerzyka? - spytał cicho.
- Moja niewolnica będzie jadła mi z ręki.
Nebbie pochyliła głowę. Przyciągnąłem ją do siebie tak, aby policzkiem opierała się o moje udo.
- Rafferty, nie sądzisz, że to trochę...
- Jakie, Davidzie? Jeśli masz większe doświadczenie w szkoleniu niewolnic, podziel się nim ze mną, proszę. Chętnie ciebie wysłucham.
David pokręcił jednak głową. Sięgnął po ciasto i w krępującej ciszy zaczął je jeść. Wpatrywał się w swój czarny kubek z humorystycznym napisem. Najpewniej zrobiłby wszystko, aby stąd wyjść. Pewnie każdego dnia żałował, że zgodził się na to, aby mi pomóc.
- Kwiatuszku, jakie ciasto chciałabyś zjeść? Sernika? Jabłecznik? Może z czekoladą?
Pogłaskałem Nebbie po głowie, jednak ona tylko pokręciła przecząco głową.
- Nie jestem głodna, panie.
- Och, nie okłamuj mnie! Przecież wiem, jak uwielbiasz ciasto!
Uniosłem jej podbródek tak, aby spojrzała mi w oczy. Nie widziałem już nawet w nich łez. Nebbie zachowywała się tak, jakby była wypruta z emocji.
- Nie mam ochoty na ciasto, mój panie. Kiedy jest ci smutno, trudno jest jeść.
Objąłem dłonią jej policzek i pochyliłem się, aby pocałować ją w czoło.
- Sam robiłem to ciasto, kochanie. Byłoby mi przykro, gdybyś chociaż nie spróbowała.
- Panie, ale...
- Zjedz trochę czekoladowego. To twoje ulubione, prawda?
Nałożyłem na talerzyk kawałek ciasta i wziąłem do ręki widelczyk. Nabrałem na niego kawałek ciasta i podsunąłem go pod usta mojej niewolnicy. Dziewczyna posłusznie wzięła między wargi ciasto i przeżuła, po czym połknęła.
- Smakuje?
Pokiwała głową.
- Co z tobą, Davidzie? Czy moje ciasto odpowiada twoim kubkom smakowym?
- Tak, Rafferty - odpowiedział, za wszelką cenę w dalszym ciągu unikając mojego wzroku. - Jest bardzo dobre.
- Cieszy mnie to, Davidzie. Może chciałbyś kiedyś przyjechać do mnie ze swoją żoną? Ją również z radością uraczyłbym swoim ciastem. Moja niewolnica zrobiłaby dla nas wszystkich kolację, a ja upoiłbym was ciastem tak, że nie dalibyście potem rady wstać. Nie sądzisz, że powinienem w końcu poznać twoją ukochaną?
David zakrztusił się ciastem. Poklepywał się w pierś, po czym napił się herbaty. Wciąż kaszlał.
- Rafferty, bardzo mi miło, ale...
- Spokojnie, brachu - zażartowałem, dalej karmiąc Nebbie ciastem. - Przecież wiem, jak się mnie, kurwa, boisz. Nie patrzysz na mnie, bo pewnie sądzisz, że odrąbię ci głowę, jeśli spojrzysz na nagie ciało mojej niewolnicy. Nie zrobię tego jednak, Davidzie. Bardzo mi pomogłeś, gdy byłem przykuty do łóżka w szpitalu i nie mogłem liczyć na pomoc swojej rodziny. Może jestem popierdolony, ale nigdy nie zapomnę tej pomocy, jakiej mi udzieliłeś. Jesteś dobrym człowiekiem i nie skrzywdzę ani ciebie, ani twojej żony. Wiesz także, że jeśli pisnąłbyś komuś chociaż słówko o tym, że przetrzymuję w swoim domku niewolnicę, wasze życie skończyłoby się katastrofalnie, mam rację?
David odłożył talerzyk na stół. Wstał z kanapy. Spojrzałem na niego z niezrozumieniem.
- Nie mów, że już wyjeżdżasz.
- Przykro mi, Rafferty, ale nie jestem w stanie tutaj być.
- Niby dlaczego? - spytałem, marszcząc brwi.
- Pomogłem ci porwać Nebbie - oznajmił, zaciskając dłonie w pięści, jakby to miało dodać mu pewności siebie. - Zrobiłem to, co do mnie należało. Nie potrzebujesz mnie już. Masz swoją kobietę, którą tak bardzo chciałeś mieć. Nebbie nie chce mnie znać i wcale jej się nie dziwię. Wiem, że popełniłem błąd, proponując ci pomoc, Rafferty. Nie powinienem był tego robić, ale stało się. Nigdy nie wybaczę sobie tego, że także z mojej winy niewinna dziewczyna trafiła do niewoli i jest...
- Gwałcona? To chciałeś powiedzieć?
Przełknął ślinę, lekko kiwając głową.
- Cenię sobie życie moje i mojej żony - kontynuował, a mój szacunek do niego rósł z każdym kolejnym wypowiedzianym przez niego słowem. - Jesteś głęboko skrzywdzonym człowiekiem. Uleczyłem twoje ciało, ale nie uleczę twojej duszy. Gdyby ktoś dowiedział się o tym, że brałem udział w porwaniu, trafiłbym za kratki, Rafferty. Moja żona by tego nie przeżyła. Każdego dnia mojego życia będę się bał, że powiesz komuś o tym, co zrobiłem, a wtedy moje życie szlag trafi i skończę ze sobą. Nie chcę tego, Rafferty. Ja... Moja żona... Kurwa, ona jest w ciąży! Nie mogę trafić do pieprzonego więzienia!
Byłem w szoku. Nie spodziewałem się tego, ale cieszyłem się szczęściem Davida. Bo chyba był szczęśliwy, prawda?
- Proszę cię - wydukał David, padając przede mną na kolana. Kurwa, tego to na pewno się nie spodziewałem. - Zniknę z twojego życia, ale pozwól mnie i mojej żonie normalnie, godnie żyć.
- Davidzie, ale ja wcale nie chcę, abyś zniknął z mojego życia. Jesteś moim jedynym przyjacielem.
Doskonale rozumiałem, co siedziało w jego głowie. Mój przyjaciel się mnie bał. Bał się mnie tak bardzo, że był gotów paść przede mną na kolana, aby błagać o litość.
Byłem wściekły i smutny zarazem. Czułem złość na to, że David pomyślał, iż mógłbym go skrzywdzić. Pewnie, gdyby poszedł do glin z informacją o tym, co zrobiłem z Nebbie, skrzywdziłbym go bardzo boleśnie. Wiedziałem jednak, że tego nie zrobi. Nie on. Był na to zbyt inteligentny i zdawał sobie sprawę z ewentualnych konsekwencji.
Ponadto, czułem smutek. Dlatego, że David najwyraźniej nie chciał dłużej być moim przyjacielem. Było mi, kurwa, żal. Nie chciałem go tracić, ale w przeciwieństwie do mojej słodkiej niewolnicy, jego nie mogłem trzymać przy sobie siłą.
- Dobrze, możesz odejść.
David podniósł na mnie wzrok. Był zaskoczony. Tak, ja również nie mogłem uwierzyć w to, co robiłem.
- Mogę odejść?
- Przecież tego, kurwa, chcesz, prawda?
David wstał. Na drżących nogach zaczął oddalać się w stronę drzwi. Szedł tyłem tak, jakby bał się, że strzelę mu w łeb.
- Bardzo mi przykro, że nie chcesz mnie w swoim życiu, Davidzie, ale rozumiem cię. Życzę ci, abyś był szczęśliwy. Bądź dobrym ojcem dla swojego dziecka. Nie zawal sprawy tak, jak ja zrobiłem to z moją córeczką. Pozdrów ode mnie Westona, albo wiesz co? Nie rób tego. Życzę ci wszystkiego dobrego, przyjacielu.
Uśmiechnąłem się do niego najszczerzej, jak potrafiłem. Wiedziałem, że wyglądałem jak karykatura, dlatego mój uśmiech nie był przekonujący, ale David zasługiwał na to, aby godnie go pożegnać.
Gdy mój były już przyjaciel uciekł z domu, wziąłem Nebbie na kolana. Przytuliłem się do niej i bez cienia wstydu zacząłem płakać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top