18

Nebbie

Przegięłam. Wiedziałam o tym, ale nie żałowałam swojego zachowania.

Klęczałam przed moim panem, wpatrując się w jego niebieskie oczy, które obecnie wyglądały jak na ogarnięte burzą. Na początku Rafferty wyglądał przerażająco tak, jakby chciał mnie zabić. Po krótkiej chwili jednak się uśmiechnął. Wkrótce ten uśmiech przerodził się w szaleńczy śmiech.

- Och, Nebbie! Moja kochana dziewczynko! Jaka ty jesteś odważna!

Nie rozumiałam go. Kręciłam głową z niedowierzaniem patrząc na to, jak Rafferty zgina się ze śmiechu.

- Dostarczasz mi wszystkiego, czego potrzebuję! Jesteś moją ulubioną rozrywką, kwiatuszku!

Rafferty uklęknął przede mną na jednym kolanie. Objął dłonią mój policzek, wciąż się uśmiechając. Może powinnam czuć ulgę z powodu, że się uśmiechał, a nie był na mnie wściekły, ale podczas tego krótkiego czasu spędzonego z moim porywaczem zdążyłam zrozumieć, że jego humor był w stanie zmienić się diametralnie w jednej chwili. Poza tym, już wcześniej wielokrotnie zostałam ukarana za to, że podniosłam na niego głos lub powiedziałam coś, czego nie powinnam mówić. Istniała więc możliwość, że i tym razem zostanę ukarana.

- Jesteś bardzo odważna. Wiesz o tym, prawda?

Pokręciłam przecząco głową, gdyż wcale nie była to prawda.

- Nie jestem odważna, panie.

- Uważam inaczej. Odważyłaś się powiedzieć coś, czego nie powinnaś mówić.

Przytaknęłam, przełykając ślinę.

- Postanowiłem więc cię nagrodzić, skarbie. Spodobało mi się to, jak na mnie krzyczałaś. Może powinniśmy zamienić się rolami? Co ty na to, abym stał się twoim niewolnikiem, a ty będziesz moją panią? Może każesz mi lizać tobie stopy? Mogę być także twoją osobistą zabawką do masturbacji, kochanie. Mogłabyś przykuć mnie do łóżka i ujeżdżać mojego kutasa tak długo, jak miałabyś na to ochotę!

Pokręciłam przecząco głową. Jeśli taka miała być moja nagroda za odwagę, to wolałam jej nie odbierać.

- Mógłbym także chodzić przy twojej nodze jak smyczy. Kurwa, ta wizja nie jest wcale taka zła. Nigdy nie pomyślałbym o tym, aby chodzić na smyczy przy nodze Serafiny, ale ty nią nie jesteś, prawda? Jesteś o wiele lepsza od niej, maleńka.

Rafferty przycisnął swoje usta do moich warg tak gwałtownie, że nie byłam na to przygotowana. Całował mnie z pasją, wplatając palce we włosy znajdujące się z tyłu mojej głowy. Gdyby mnie nie podtrzymywał, pewnie upadłabym na plecy.

Całował mnie tak, jakby jutra miało nie być. Tak, jakby czuł do mnie coś więcej niż do niewolnicy. Zachowywał się tak, jakby był moim ukochanym, który nie widział mnie od dawna. Jego wargi zgniatały moje usta, a jego język wsuwał się między moje wargi. Zachowywał się jak dziki zwierzak, który złapał swoją ofiarę i postanowił to uczcić w jeden z najbardziej prymitywnych sposobów.

Wzięłam głęboki wdech, gdy Rafferty nagle oderwał się od moich ust. Mężczyzna za to nie tracił ani chwili. Przyciągnął mnie do siebie za kark i zaczął zasysać skórę na mojej szyi i dekolcie. Robił mi malinki, gdy ja niespostrzeżenie próbowałam się od niego odsunąć. Wiedziałam, że moje starania miały pozostać bezowocne, ale i tak dzielnie walczyłam.

Rafferty nagle złapał mnie zębami za dolną wargę i pociągnął w swoją stronę. Pisnęłam, co tylko bardziej go rozochociło. Obejmując mnie jedną ręką za plecy, drugą dłonią zaczął bawić się na zmianę moimi piersiami. Ściskał je i masował, aby następnie zająć się moimi sutkami. Gdy znudziło mu się pieszczenie ich palcami, zsunął na nie swoje mokre od pocałunków usta. Zasysał moje sutki i lekko je podgryzał.

Byłam na siebie wściekła, gdyż czułam, że robiłam się mokra. Próbowałam zacisnąć nogi, aby Rafferty nie poczuł zapachu mojej wilgoci. Był to dosyć charakterystyczny zapach i miałam wrażenie, że mój oprawca poznał mnie już na tyle, aby bez problemu go rozróżnić.

- Jesteś moja, Nebbie. Nigdy nikomu cię nie oddam.

Nagle Rafferty położył mnie na plecach. Związane ręce wbijały mi się w plecy, więc próbowałam sobie znaleźć wygodniejszą pozycję. Mój oprawca jednak szybko wybił mi tak przyziemne sprawy z głowy. Stało się to w momencie, w którym Rafferty rozłożył moje nogi i zaczął lizać moją cipkę.

- Nie chcę tego. Proszę, daj mi spokój, panie!

Przy ostatnim słowie krzyknęłam, gdyż Rafferty zassał moją łechtaczkę. Docisnął dłoń do mojego podbrzusza i zaczął wykonywać nią koliste ruchy. Nie miałam pojęcia, co się ze mną działo, skoro czułam podniecenie w takiej okropnej chwili. Może moje ciało po prostu chciało mi pomóc, a może mnie zdradzało. Nie wiedziałam, która opcja byłaby lepsza.

Jęczałam bezwstydnie, gdy uznałam, że dłużej nie będę w stanie walczyć. Wiłam się pod dotykiem Rafferty'ego, gdy wbijał paznokcie w moje uda i ssał mnie jak zawodowiec. W pewnej chwili wsunął we mnie dwa palce i zaczął robić mi palcówkę. Odchyliłam głowę do tyłu. Tej przyjemności było zbyt wiele. Może potrafiłabym się rozluźnić, gdyby zajmował się mną tak ktoś, kogo bym kochała i komu był ufała, ale nie mogłam ulec Donovanovi. Był moim porywaczem i gwałcicielem. Kimś, przy kim nigdy nie miałam poczuć się bezpieczna.

Krzyczałam, kiedy dochodziłam. Miałam wrażenie, że doszłam kilka razy. Moje ciało drżało z ekstazy, a ja jęczałam tak, jakby wokół nie było nikogo, kto mógłby słyszeć moje zawstydzające dźwięki.

Gdy było po wszystkim, Rafferty obrócił mnie na brzuch. Chwycił mnie za skute ręce i pociągnął w górę tak, abym wypięła tyłek w jego stronę i oparła się policzkiem o podłogę.

- Panie...

Rafferty zdawał się mnie nie słyszeć. Dyszał ciężko, zaciskając palce na moich udach i sunąc penisem po mojej mokrej cipce. Gdy zebrał wystarczająco dużo wilgoci, przycisnął czubek swojego kutasa do wejścia do mojego tyłka.

- Rozluźnij się. Nie chcę zrobić ci krzywdy - wyszeptał, gdy zauważył, jak się spinam.

- W takim razie tego nie rób, panie. Proszę.

- Och, dziecinko. Gdyby zrezygnowanie z ciebie było łatwe, na pewno bym to uczynił. Istnieje jednak pewien problem. Zakochałem się w tobie i każda chwila spędzona bez ciebie jest pieprzonym koszmarem.

- Moglibyśmy porozmawiać, panie - odparłam drżącym głosem, gdy jego fiut wsuwał się coraz głębiej w mój odbyt. - Jeśli mam oddać ci serce, muszę cię lepiej poznać.

Nie wierzyłam w to, co mówiłam. Chyba zachowywałam się tak dlatego, że byłam przerażona. To nie miał być mój pierwszy seks analny z tym człowiekiem, ale za każdym razem obawiałam się go tak samo mocno, jak poprzednio.

- Czyżbyś już się we mnie zakochiwała, kwiatuszku?

Nie odpowiedziałam. Nie mogłam powiedzieć mu prawdy, ani nie mogłam go okłamać.

- Nie martw się - odparł, wchodząc kolejny centymetr w mój tyłek. - Pewnego dnia zakochasz się we mnie do szaleństwa. Tak, że nie będziesz widziała poza mną świata.

- To się nigdy nie stanie!

Krzyknęłam, gdyż Rafferty nagle wszedł we mnie całym swoim penisem. Przycisnął pierś do moich pleców i trzymał mnie mocno tak, jakbym miała jakąkolwiek możliwość, aby od niego uciec.

- Nebbie...

Płakałam cichutko. Rafferty pulsował swoim kutasem w moim tyłku. Nie miał na sobie prezerwatywy. Mógł mnie czymś zarazić, ale miałam nadzieję, że nie był na nic chory. Jeśli dobrze go rozumiałam, od czasu, gdy był z Serafiną, nie uprawiał z żadną inną kobietą seksu.

- Nie pokochasz mnie tak, jak na to zasługuję, panie. Jak można kochać kogoś, skoro się go gwałci?

- Nie gwałcę cię - warknął, owijając sobie moje włosy wokół dłoni, aby móc odciągnąć mi głowę do tyłu. - Ja się z tobą kocham, kwiatuszku.

Trzymając mnie mocno za włosy, Rafferty zaczął pieprzyć mnie w tyłek. W tej chwili zrozumiałam, że wierzenie w jego słowa było bezsensowne. Wcześniej powiedział bowiem, że tego dnia już mnie nie zrani, ale może on po prostu nie uważał seksu za karę? Może dla niego była to nagroda? Coś, na co w jego oczach czekałam?

Uznałam, że muszę to przetrwać. Dlatego postanowiłam skupić się na czymś innym. Starałam się wyobrazić sobie łąkę pełną pięknych kwiatów, albo mój ukochany dom, do którego już nigdy miałam nie wrócić. Szybko okazało się jednak, że wyobrażanie sobie takich scenariuszy nie miało najmniejszego sensu. Rafferty bowiem skutecznie wyrzucał z mojej głowy wszelkie myśli.

- Moja. Kurwa, moja.

- Nie jestem twoja...

- Jesteś. Przyznaj to, bo inaczej nie pozwolę ci dojść.

Tak, jakby to było moim największym problemem.

Szybko okazało się jednak, że Rafferty doskonale wiedział, co robił.

Kiedy spuścił mi się w tyłku, wcale nie miał zamiaru stamtąd wyjść. Wciąż się we mnie poruszał, więc doskonale czułam jego kształt. Wydawało mi się, że po seksie adrenalina opadnie i Rafferty nie będzie w stanie znowu się podniecić, ale szybko okazało się, że się myliłam. Albo ten mężczyzna brał jakieś środki na erekcję, albo moja obecność tak na niego działała. Nie miałam o sobie dużego mniemania. Było wręcz przeciwnie. Czułam jednak, że dla Rafferty'ego w zupełności wystarczałam.

Nie wiedziałam, jak długo się już we mnie poruszał. Czułam się jednak coraz gorzej. W mojej głowie zaczęły pojawiać się przerażające obrazy. Musiałam coś zrobić. Po prostu musiałam.

Rafferty po pewnej chwili zaczął bawić się moją obolałą i zmęczoną kobiecością. Szczypał moją łechtaczkę, uderzał w nią otwartą dłonią i ciągnął. To wcale nie było przyjemne. Nie przy tak dużej liczbie bodźców.

Oparłam czoło o dywan. Jęczałam cicho. To było najgorsze, co mogło mnie spotkać w życiu. Nie miałam pojęcia, czym sobie na to zasłużyłam. Może nie byłam najlepszym człowiekiem bez grzechów na sumieniu, ale każdy popełniał błędy. Byliśmy przecież tylko ludźmi. Nie byłam w stanie jednak pogodzić się z tym, że na świecie istniało tyle kobiet, a musiało paść akurat na mnie. To bolało. Bardzo, bardzo bolało.

Byłam już zmęczona i odpływałam. Rafferty jednak nie miał zamiaru ze mnie wyjść i zostawić mojej biednej cipki w spokoju. Jęczałam coraz głośniej, kręcąc pośladkami.

- Mogę tak cały dzień, kochanie. Wszystko zależy od ciebie. Wystarczy, że wypowiesz trzy słowa, a przestanę.

- Nigdy nie przestaniesz mnie dręczyć, panie. Nienawidzisz mnie.

- To nieprawda i doskonale o tym wiesz - wyznał, mówiąc śmiertelnie poważnym tonem.

- Proszę...

- Przyznaj, że jesteś moja. Co ci szkodzi, kwiatuszku? Czy twoja duma może jeszcze bardziej ucierpieć?

- Jesteś potworem!

Warknął, zaciskając dłonie na moich pośladkach tak mocno, że zabolało.

- Wiem, że nim jestem, skarbie. Nie odkryłaś pieprzonej Ameryki. Jestem potworem, przez którego wszyscy moi koledzy zginęli na wojnie. Jestem potworem, który nie był w stanie obronić się przed Irańczykami, którzy sprawili, że moje ciało wygląda tak, jakby przeszło przez maszynkę do mielenia mięsa. Jestem potworem, który zabił swojego brata i swoją narzeczoną. Gdybym jednak miał zrobić to jeszcze raz, zrobiłbym to. Wszystko po to, aby poznać ciebie. Wiem, że jeszcze tego nie widzisz, ale jesteśmy sobie przeznaczeni, Nebbie. Ty jesteś moja, a ja jestem twój. Kiedy będziesz miała moje dziecko pod sercem...

- Nigdy nie będę go miała! Zrobię aborcję!

Zaśmiał się głośno tak, jakby moja wypowiedź niezwykle go rozbawiła.

- Powodzenia z tym, Nebbie. Nie będziesz miała takiej możliwości. Chyba o tym wiesz, prawda?

- Jesteś chory! Potrzebujesz leczenia! Proszę, zgłoś się do lekarza!

- Mam się do kogoś zgłosić? - spytał takim głosem, jakby mówił o czymś, co leżało daleko poza jego zasięgiem. - Kwiatuszku, gdybym do kogokolwiek się zgłosił, zgarnęłaby mnie policja. Nie mógłbym sobie na to pozwolić. Tutaj nikt nas nie znajdzie. Będziemy gnili tu tak długo, jak to możliwe. Mamy tyle czasu, ile oferuje nam świat. Nie bój się jednak, Nebbie. Mężczyźni statystycznie żyją krócej niż kobiety, więc pewnego dnia, gdy już mnie pochowasz, będziesz wolna. Nie będziesz jednak sama, gdyż będziesz miała wokół siebie nasze dzieci. Obiecuję, że nie opuszczę cię nawet wtedy, gdy umrę.

Nie mogłam tego znieść. W chwili, w której wiedziałam, że moje ciało nie wytrzyma więcej, poddałam się.

- J-jestem...

- Tak, kwiatuszku?

Przełknęłam wstyd i wypowiedziałam te słowa, które tak bardzo chciał usłyszeć.

- Jestem twoja, panie.

Rafferty momentalnie ze mnie wyszedł. Rozkuł mnie z łańcuchów i wziął mnie na ręce tak, że opierałam się policzkiem o jego twardą, pobliźnioną i spoconą pierś. Oddychałam płytko. W pewnym sensie miałam nadzieję, że stracę przytomność. Przynajmniej w ten sposób mogłabym uciec od mojej okrutnej rzeczywistości.

Mój porywacz wyniósł mnie z pokoju zabaw. Poszedł ze mną na górę, gdzie udał się ze mną w ramionach do salonu. Tam położył mnie na przygotowanym wcześniej legowisku przy kominku. Mężczyzna otulił moje zmęczone i zeszmacone ciało kocem. Usiadł obok mnie tak, aby moja głowa leżała na jego kolanach. Nie protestowałam. Nie miałam na to siły.

- W nagrodę za to, że byłaś taka posłuszna, pozwolę ci dzisiaj kogoś poznać.

Moje serce zadrżało. W mojej głowie pojawiła się bowiem nadzieja, że ktokolwiek miał to być, ta osoba uratuje mnie z niewoli.

- Nie myśl o ucieczce - poprosił tak, jakby mógł wniknąć w mój mózg. - Gwarantuję ci, że gdy zobaczysz tego człowieka, wcale nie będziesz myślała o wydostaniu się stąd.

Te słowa wcale nie sprawiły, że poczułam się spokojniejsza.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top