13

Uwaga! Rozdział dla dorosłych! Zawiera trudne treści, które dla niektórych osób mogą okazać się niekomfortowe!

Nebbie

Rafferty Donovan zaniósł mnie do swojej małej, ale przytulnej kuchni. Przynajmniej w tym pomieszczeniu nie dominował kolor czarny. Tego chyba bym nie zniosła. Za dużo było tutaj tej czerni. Zarówno w domu mojego pana, jak i w jego sercu i umyśle. 

Zdziwiłam się ogromnie, gdy w kuchni Raff pomógł mi uklęknąć na czerwonej poduszeczce, która była już naszykowana obok stołu. Po tym mężczyzna wziął do ręki czerwone kajdany, które były wykonane za skóry, i skuł mi nimi ręce za plecami. Zrezygnowana spuściłam wzrok i pozwoliłam, aby Rafferty skuł mi także nogi. Nie wiedziałam, czy starał się być zabawny, czy naprawdę był tak ogromnym dupkiem. Chyba zdawał się zapomnieć, że moje nogi znajdowały się w koszmarnym stanie i nie było mowy o tym, abym w ogóle na nich stanęła.

- Wyglądasz pięknie, kwiatuszku. Naga, bezbronna i zdana na mnie. Wiesz, nie powinienem mówić już o Stefanie, bo suka nie żyje, ale ona nigdy nie chciała bawić się ze mną w dominację i uległość. Uważała, że to poniżej jej godności. Nie potrafiłem zrozumieć jej sposobu myślenia, ale kochałem ją tak bardzo, że zapomniałem w tym związku o sobie. Stefanie zawiodła mnie w najgorszy możliwy sposób, a ja starałem się być dla niej najlepszym facetem, jakiego mogła sobie wymarzyć. Życie jest cholernie niesprawiedliwe, nie sądzisz? 

Nie odpowiedziałam. Miałam wrażenie, że wcale nie chciał mojej odpowiedzi.

- Zanim cię nakarmię, chciałbym ci coś podarować, skarbie. Będzie to coś, co ma dla mnie ogromne znaczenie. Dla ciebie też będzie to coś niezwykle ważnego. Pana i uległą łączy naprawdę piękna więź, Nebbie. Ty jednak nie jesteś jeszcze moją uległą, gdyż jesteś niewolnicą. Nic jednak nie szkodzi, maleńka. Powoli dojdziemy do tego, abyś w pełni mi zaufała i oddała mi pełną władzę nie tylko nad swoim ciałem, ale również nad umysłem. Aby jednak to zrobić, musimy wykonać ważny krok naprzód.

Rafferty usiadł na krzesełku znajdującym się przede mną. Rozłożył nogi tak, abym klęczała między nimi. Moje ciało drżało ze strachu. Nie miałam pojęcia, co dla mnie przygotował.

Nagle podniosłam głowę. Stało się to w momencie, w którym usłyszałam dziwny dźwięk. 

Moje oczy wyszły z orbit, gdy przed sobą zauważyłam pudełeczko z obrożą. Dokładnie tak. To była obroża. Taką, jaką zakładało się pieskom. Kochałam psy, ale nigdy nie pomyślałabym o tym, aby stać się jednym z nich. 

- Ta obroża będzie symbolem naszej relacji, Nebbie. Mam nadzieję, że będziesz nosić ją z dumą. Jest różowa, bo wiem, jak bardzo lubisz ten kolor. Założę ci ją, maleńka.

Rafferty wyciągnął obrożę z pudełka. Zaczął zbliżać ją do mojej szyi, ale wówczas moje ciało ogarnęła wola walki.

- Nie!

Zsunęłam się z poduszki. Na kolanach próbowałam odczołgać się z dala od mojego oprawcy, ale on tylko się ze mnie śmiał. Posuwałam się bowiem w żółwim tempie. Z boku na pewno musiało wyglądać to śmiesznie, ale skoro ten skurwysyn śmiał się ze mnie, gdy byłam w takim stanie, na pewno nie miał serca. 

W pewnym momencie zahaczyłam o szafkę i runęłam do przodu. Oparłam policzek na podłodze, gdyż nie byłam w stanie zrobić nic z rękami, które były skute za moimi plecami. Mogłam tylko płakać. Miałam tego dość. 

- Nebbie, nie bądź głupiutka. To bardzo ładna obroża i upewniłem się, że będzie dla ciebie wygodna. 

- Nie założysz mi tego!

Rafferty zaczął się do mnie zbliżać. Próbowałam czołgać się po podłodze, ale to nie miało prawa się udać. 

- Błagam, nie!

Raff nagle odwrócił mnie na plecy. Skute ręce wbijały mi się w kręgosłup. Mężczyzna usiadł okrakiem na moim brzuchu i zbliżył obrożę do mojej szyi. 

- Nie rób mi tego! Zrobię wszystko, ale nie zakładaj mi tego ustrojstwa! Błagam cię, panie!

- Zamilcz, niewolnico. Nie podoba mi się twoje zachowanie. 

Wyrywałam się. Krzyczałam i rzucałam głową na boki. Nagle Rafferty jednak mnie spoliczkował. Ta chwila zamroczenia sprawiła, że pozwoliłam sobie założyć obrożę. Mój oprawca zacisnął ją na mojej szyi. Nie zrobił tego mocno, ale również nie zapiął obroży lekko. Wyraźnie czułam na sobie jej obecność. 

Nie mogłam uwierzyć w to, że Rafferty Donovan mnie spoliczkował. Obiecywał, że nigdy nie uderzy mnie w twarz, ale kłamał. Zrobił coś, co uważałam za najgorsze, co mężczyzna mógł zrobić kobiecie. Czym innym były klapsy, a czym innym było uderzenie kobiety w twarz. To świadczyło o tym, że mężczyzna był nikim więcej jak śmieciem. Nigdy wcześniej żaden mężczyzna mnie nie spoliczkował i nie sądziłam, że kiedykolwiek to się wydarzy. To była chwila, która uzmysłowiła mi, że nie istniała żadna nadzieja dla tego człowieka. 

Płakałam ze wzrokiem wbitym w ścianę. Rafferty oddychał ciężko. Powinien się cieszyć, skoro założył mi obrożę i tym samym oznakował mnie jak psa. Teoretycznie mogłabym próbować zdjąć obrożę, ale z tyłu czułam maleńką kłódkę, którą Rafferty zamknął na kluczyk. Mimo, że ta obroża była upokarzająca, to najbardziej bolało mnie to, że ten facet mnie spoliczkował. 

- Przepraszam. Kurwa, przepraszam. 

Nie odpowiedziałam. Płakałam w ciszy, wlepiając wzrok w kremową ścianę kuchni. 

- Nebbie, nie chciałem. Naprawdę nie chciałem. Kurwa, nie masz pojęcia, jak się teraz czuję. 

Nadal nic nie mówiłam. Nie istniały żadne słowa, które mogłabym w tej chwili wypowiedzieć. 

- Przysięgam, że nie miałem zamiaru cię skrzywdzić. Bardzo cię boli?

Kiedy Raff chwycił mnie za podbródek i siłą odwrócił moją głowę w swoją stronę, spojrzałam w jego niebieskie ślepia z niedowierzaniem. Miał bowiem w oczach łzy. 

- Moja mama znienawidziłaby mnie za to. Kurwa, sam siebie nienawidzę. Nebbie, kwiatuszku, nie chciałem... 

- To nie ma znaczenia - wyszeptałam cichutko, kręcąc delikatnie głową. - Jestem przecież twoją zabawką, panie. Możesz się więc mną bawić tak, jak ci się żywnie podoba, prawda? 

- Nie mów tak, Nebbie! Nie mów tak, kurwa!

Rafferty wstał. Zaczął chodzić po kuchni dookoła, gdyż nie było tutaj dużo miejsca. Złość aż z niego buzowała. Widziałam, jak zdenerwowany był. Cały się trząsł. W tej chwili nie odpowiadał za siebie. Wcześniej miał nad sobą jakąś kontrolę, ale teraz w ogóle jej nie posiadał. Byłam zdana na łaskę szaleńca, który mógł zrobić ze mną wszystko. Gdyby w tej chwili postanowił mnie zaatakować, nie mogłabym się bronić. Byłam bowiem skuta kajdanami. Nie mogłabym nawet uciekać, gdyż moje stopy były poranione tak bardzo, że o chodzeniu nie było mowy. 

- Nie chciałem cię uderzyć! - krzyknął, uderzając pięścią w szafkę tak, że znajdujące się w niej talerze zadrżały. - Nebbie, przepraszam!

- Panie, uspokój się! Bardzo cię proszę!

- Nie mogę, kurwa! Uderzyłem cię! Jestem chujem!

Rafferty wziął do ręki talerz i uderzył nim z całej siły o podłogę. Talerz rozbił się na małe części. Jedna, ostra część, wylądowała tuż przy mojej twarzy. Odwróciłam głowę, mając nadzieję, że mężczyzna nie postanowi rozwalić czegoś więcej. Wówczas byłoby po mnie. 

- Panie, proszę! Nie obronię się, jeśli coś mi się stanie!

- Nic ci nie zrobię! Nic ci, kurwa, nie zrobię!

Rafferty znowu na mnie usiadł. Jego twardy kutas wbijał mi się w brzuch, ale na szczęście był schowany za materiałem spodni, które mój porywacz założył w łazience. 

Patrzyłam w jego oczy, które płakały. Nie mogłam uwierzyć w to, że doprowadziłam tego sadystycznego dupka do łez. Sądziłam bowiem, że Rafferty był jak robot, który nigdy nie płakał. Jego zadaniem było niszczyć i to właśnie najlepiej mu wychodziło. Może jednak miał w sobie resztki człowieczeństwa, o których posiadanie go nie posądzałam. Byłam szczerze zaskoczona, ale dzięki temu zrozumiałam, że może była dla niego jeszcze nadzieja. 

- Wybacz mi, Nebbie. Proszę, wybacz mi. 

Nie powinnam mu wybaczać. Nigdy nie zrobiłabym tego z własnej woli, ale bałam się jego szaleństwa. Na własne oczy widziałam, do czego był zdolny. Dlatego zrobiłam to, co należało. 

- Wybaczam ci, panie. 

Wyglądał tak, jakby nagle jego ciało ogarnęła ogromna ulga. Jego ramiona opadły w dół. Rafferty wtulił twarz w zagłębienie między moją szyją i ramieniem i szlochał jak małe dziecko. 

- Panie, czy mogę wstać? - spytałam, nie będąc w stanie dłużej wytrzymać w tej niewygodnej pozycji. - Ręce wbijają mi się w plecy. 

- Ależ oczywiście, moja piękna! Już ci pomagam!

Nastrój Rafferty'ego zmienił się tak nagle, że wydawało się to aż nierzeczywiste. Wolałam go jednak w takiej odsłonie. 

Mój porywacz pomógł mi wrócić na poduszkę przy stole kuchennym. Miałam nadzieję, że pozwoli mi usiąść na krześle jak człowiek. Nie zamierzałam jednak o nic prosić. Byłam w stanie zrobić wszystko, aby nie wyszedł z niego ponownie człowiek-demon. Wolałam oszczędzić sobie takich widoków. Po tej scenie wiedziałam jednak, że nigdy nie będę mogła spać przy tym mężczyźnie spokojnie. 

Rafferty szybko przygotował nam śniadanie. W brzuchu burczało mi z głodu, ale bałam się jeść cokolwiek, co wyszło spod ręki tego diabła. Nie mogłam jednak wybrzydzać. Musiałam jeść, jeśli nie chciałam umrzeć. Poza tym, gdyby Raff chciał mnie zabić, znalazłby inny sposób, aby to uczynić. 

Po jakimś czasie klęczenia poczułam zapach jajecznicy na boczku. Niemal pociekła mi ślinka. Byłam tak głodna, że zjadłabym wszystko. 

- Nie jestem mistrzem kuchni, kwiatuszku. Mam nadzieję, że jakoś to przełkniesz. 

Gdy Rafferty usiadł na krzesełku znajdującym się przede mną, nie zjadł śniadania jako pierwszy. Postanowił najpierw nakarmić mnie. Z uśmiechem na ustach zbliżył widelec z jajecznicą do moich ust. 

Jedzenie z ręki było żenujące, ale skoro miałam zniewolone za plecami nadgarstki, nie miałam innego wyboru. Musiałam pogodzić się z tym, że Rafferty mnie karmił. Pewnie potem miałam żałować swojego zachowania, ale nie mogłam postawić na strajk głodowy. Moje ciało było osłabione i choć z całego serca siebie nienawidziłam, to nie mogłam pozwolić sobie umrzeć. Może niepotrzebnie miałam nadzieję na to, że pewnego dnia zobaczę jeszcze rodziców, ale nie bez powodu mówiło się, że nadzieja umierała ostatnia. Moi rodzice stracili już jedno dziecko. Nie zasłużyli na to, aby stracić kolejne. 

Kiedy zjadłam śniadanie, poczułam się lepiej. Mój pan nawet napoił mnie herbatą. Nigdy nie sądziłam, że czując smak herbaty, poczuję bezbrzeżną radość. 

- Jesteś najedzona, kwiatuszku? 

- Tak, panie. Dziękuję. 

Uśmiechnął się rozczulająco, obejmując dłonią mój policzek. Przybliżył się do mnie i pocałował mnie w czubek nosa.

- To była dla mnie przyjemność, maleńka. Pozwolisz, że teraz sam zjem? 

Miałam ochotę życzyć mu, aby się udławił, ale tego nie zrobiłam. 

- Wpełznij pod stół, kochanie. 

Zmarszczyłam brwi. Rafferty posłał mi jednak takie spojrzenie, że nie oponowałam. 

Na kolanach weszłam pod stół. Początkowo nie rozumiałam, dlaczego Rafferty kazał mi to zrobić, ale wszystko stało się jasne w momencie, w którym zdjął spodnie. Zobaczyłam, jak wyskoczył spod nich duży, gruby i twardy fiut. Raff zerknął pod stół, uśmiechając się.

- Obciągnij mi, gdy będę jadł. 

Otworzyłam usta, nie będąc w stanie nic powiedzieć. Nie mogłam uwierzyć w to, że był aż takim dupkiem. Przecież jeszcze chwilę temu błagał mnie wręcz na kolanach o to, abym mu wybaczyła. Uderzył mnie w twarz choć obiecywał, że tego nie zrobi, a potem przepraszał mnie jak najęty. Myślałam, że zależało mu na poprawie naszej relacji, ale on najwyraźniej nie miał zamiaru zrezygnować z celu, jakim było uczynienie ze mnie najprawdziwszej niewolnicy zależnej od swojego właściciela. 

Kiedy w ręce Rafferty'ego zmaterializował się nóż, który przycisnął tępą częścią do mojego policzka, zamarłam. Chyba nawet przestałam oddychać. Nie wierzyłam bowiem w to, co się działo. Myślałam, że Raff do reszty oszalał i tak chyba zresztą było. Nie istniało bowiem żadne sensowne wytłumaczenie na to, że przyciskał mi nóż do twarzy. 

- Weź do ust mojego penisa, bo inaczej pokiereszuję twoją śliczną buźkę. Dla mnie zawsze będziesz piękna, Nebbie. Gdy uczynię cię na własne podobieństwo, nikt nawet nie pomyśli o tym, aby mi ciebie zabrać. Będziesz najpiękniejsza w bliznach. Jeśli jednak ich nie chcesz, weź do buzi mojego kutasa i pokaż mi, jak bardzo ci na mnie zależy. 

Gdy Raff nacisnął mocniej na mój policzek, otworzyłam usta. Nie było łatwo wziąć między wargi penisa, gdy miałam ręce skute za plecami. Jakoś jednak mi się udało. 

- Nie musisz wkładać go głęboko, skarbie. Wystarczy, że potrzymasz mnie w tym cieple i tej wilgoci. 

Ruszałam głową w przód i w tył, obciągając mojemu panu pod stołem jak jakaś dziwka. On jadł sobie śniadanie, a ja znajdowałam się pod stołem i robiłam coś, za co było mi ogromnie wstyd. Mimo, że rozpaczliwie chciałam wrócić do domu, to w takim samym stopniu nie chciałam tam wrócić. Nie wiedziałam bowiem, jak miałabym opowiedzieć komukolwiek o tym, co zrobił mi mój oprawca. Ten, którego bałam się najbardziej na świecie. 

Ten, który spuścił mi się w usta, gdy przełknął jajecznicę i popił ją czarną herbatą z cytryną.






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top