#12 Zrobiłeś kiedyś coś złego?
Obudziłam się z ostrym bólem głowy i suchością w gardle. Przetarłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Spojrzałam na szafkę i byłam bardzo wdzięczna osobie, która zostawiła mi tabletki i wodę. Od razu wzięłam pigułkę przeciwbólową zapijając ją dużą ilością wody. Po chwili opadłam ponownie na łóżko czekając aż poczuję się lepiej. Zaczęłam się zastanawiać co się wczoraj działo, a zaledwie po chwili zalała mnie fala wspomnień z wczorajszego dnia. Przecież ja wczoraj się całowałam, z Charliem! Co ja najlepszego narobiłam... Załapałam się za głowę. Ten pocałunek był cudowny i pragnę więcej, ale nie mogę... Tak będzie lepiej zarówno dla mnie jak i dla niego.
Po kilkudziesięciu minutach leżenia wreszcie wstałam z łóżka, na szczęście czułam się już o wiele lepiej. Wzięłam ze sobą świeże ubrania, gdyż cały czas byłam w sukience ze wczoraj, po czym poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic.
Gdy już się odświeżyłam zeszłam na dół coś zjeść. Zrobiłam sobie płatki z mlekiem. W domu byłam sama, gdyż moi dziadkowie zapewne poszli do kościoła. Po zjedzeniu chwyciłam za mój telefon i wyszukałam numer Charliego, który wczoraj od niego wzięłam. Napisałam do niego wiadomość, że chcę się z nim spotkać i porozmawiać o czymś. Chłopak od razu odpisał mówiąc, że może być za jakieś pół godziny, bo musi się trochę ogarnąć.
****
-Hej, wejdź - powiedziałam po otworzeniu drzwi Charliemu.
-Cześć - odpowiedział niepewnie i wszedł do mojego domu.
Chłopak zdjął buty, po czym poszliśmy do mojego pokoju. Usiedliśmy na moim łóżku.
-Pamiętasz coś z wczoraj? - zapytałam jako pierwsze.
-Wszystko - odpowiedział uśmiechając się nieśmiało.
-Zapomnijmy o tym co się wydarzyło - oznajmiłam pewnie.
-Co? - zmarszczył brwi.
-Tak będzie lepiej - wzruszyłam ramionami.
-Nie prawda - zaprzeczył od razu.
-Charlie, jesteśmy inni, obracamy się w różnym towarzystwie, a ja nie szukam związku i nawet jeśli nic do ciebie nie czuje - odpowiedziałam nie patrząc na niego.
-Wcale tak bardzo się nie różnimy - zmarszczył brwi -Jeżeli naprawdę nic nie poczułaś podczas tego pocałunku to odpuszczę.
-Nic - wzruszyłam ramionami wciąż na niego nie spoglądając.
-Ale powiedz to patrząc mi w oczy.
Westchnęłam głośno i spojrzałam w jego zielone tęczówki.
-Ja... - chciałam powiedzieć, że nic nie czułam, ale nie potrafiłam, nie mogłam tego wymówić, bo to by było ogromne kłamstwo. Nie wiem dlaczego, ale nie potrafiłam go okłamać patrząc wprost w jego oczy.
-Widzisz nie potrafisz zaprzeczyć - uśmiechnął się delikatnie.
-To nic nie zmienia - odpowiedziałam pewnie -Nie szukam chłopaka i nie chcę być w związku.
-Może zmienisz zdanie?
-Wątpię...
-Ale chyba nadal mogę być twoim kumplem? - zapytał z nadzieją.
-Nie - odpowiedziałam poważnie -Ty jesteś moją Divą - uśmiechnęłam się szeroko.
-Uff... Nie strasz mnie tak - złapał się teatralnie za serce.
-Dobra... To co oglądamy może jakiś film? - zaproponowałam z uśmiechem.
-Jasne - wyszczerzył się.
****
-Ten film był beznadziejny - skomentowałam.
-To dlaczego przez cały czas się śmiałaś? - zapytał Charlie z rozbawieniem.
-Bo... śmiech to zdrowie - wymyśliłam na poczekaniu.
-Taa... - zaśmiał się.
-Idę zajarać, idziesz ze mną? -zapytałam wyjmując paczkę fajek.
-Nie, nienawidzę tego gówna - skrzywił się.
-Spoko - wzruszyłam ramionami.
Wyszłam na balkon i odpaliłam fajkę. Oparłam się o barierki i zaciągnęłam się tytoniem, a po chwili wypuściłam z ust dym. Wpatrywałam się w już zachodzące słońce paląc papierosa. Po kilku minutach wróciłam do mojego pokoju.
-Co to jest? - zapytał Charlie trzymając w ręce jakąś kopertę.
-Nie wiem - wzruszyłam ramionami.
Wzięłam od niego kopertę i rzuciłam się na łóżko. Charlie położył się obok mnie, a ja otworzyłam kopertę. Wyjęłam z niej jakiś list. Zmarszczyłam brwi i zaczęłam czytać.
Moja malutka Beth,
Nie wiem ile jeszcze tak wytrzymamy. Piszę ten list, bo nie potrafię z tobą o tym rozmawiać. Wiem, że ty masz już czternaście lat i wszystko rozumiesz, wiesz co się dzieję i że tak nie powinno być, ale ja nie potrafię tego powstrzymać. Mam nadzieję, że pamiętasz swojego ojca jako dobrego człowieka, bo on nie zawsze był taki. Wiem, że wyrządził nam dużo krzywdy, ale ja mimo wszystko go kocham. Proszę cię nie popełnij w przyszłości takiego samego błędu jak ja. Nie skaż siebie i swojego dziecka na takie cierpienie. Alkohol niszczy ludzi, a ty zapamiętaj, że jeżeli mężczyzna chociaż raz podniesie na ciebie rękę nie zawaha się zrobić tego po raz kolejny. Uciekaj od takich facetów jak najprędzej.
Nie wiem czy pamiętasz to jak jeszcze kilka lat temu byliśmy razem na wakacjach, pojechaliśmy do dziadków na wieś. Byłaś taka szczęśliwa, biegałaś wszędzie za zwierzętami, zajmowałaś się nimi razem z tatą. To były nasze ostatnie chwile normalności i zawsze to wspominam. Wtedy jeszcze wszyscy byliśmy szczęśliwi.
Przepraszam cię, że nie jestem na tyle silna, żeby uwolnić nas od niego. Przepraszam za to, że nie jestem idealną matką, ale wiedz że kocham cię całym sercem. Bądź silna, skarbie! Nie daj sobą pomiatać. Nie podążaj moją drogą. Ja mimo wszystko zawsze będę z tobą.
Kocham Mama
Po moim policzku mimowolnie spłynęła łza, którą szybko otarłam wierzchem dłoni. Złożyłam kartkę papieru i z powrotem włożyłam do koperty. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do biurka, po czym, wrzuciłam list do jednej z szuflad. Stałam chwilę odwrócona tyłem do Charliego, który leżał na łóżku. Zacisnęłam mocno powieki, żeby powstrzymać się od płaczu. Gdy byłam pewna, że nie uronię ani jednej kropli odwróciłam się przodem do chłopaka, który jak się okazało także wstał z łóżka i teraz stał kilka kroków ode mnie.
-On się nad wami znęcał? - zapytał Charlie.
-Nie rozmawiajmy o tym - spuściłam głowę przygryzając wargę.
-Beth, proszę zwierz mi się, zaufaj - podszedł kilka kroków bliżej.
Charlie chwycił delikatnie za moją brodę i uniósł moją głowę do góry. Spojrzałam na niego moimi zaszklonymi oczami i pokiwałam jedynie twierdząco głową na jego wcześniejsze pytanie.
-Co się stało z twoją mamą?
-On... - zaczęłam drżącym głosem, ale się zacięłam. Wzięłam głęboki oddech i odpowiedziałam szeptem -On ją zabił.
Spod moich powiek wypłynęło kilka łez. Charlie podszedł do mnie i przytulił mnie mocno.
-Tak mi przykro - wyszeptał.
Wtuliłam się w chłopaka, ale nie płakałam, jedynie oddychałam szybciej, a moje całe ciało aż drżało.
-Nie dałam rady jej uratować. Wróciłam właśnie od Andrew i zobaczyłam ją leżącą całą zakrwawioną na płytkach w kuchni, a on stał nad nią. Kazała mi uciekać, a ja głupia zamiast zostać i jej pomóc zwiałam. Pobiegłam do Andrew i razem wezwaliśmy policję, ale było już za późno. On ją skatował na śmierć - szeptałam słabym głosem.
-To nie była twoja wina, zrobiłaś wszystko co było w twojej mocy - pomasował mnie delikatnie po plecach -Jak długo to trwało?
-Nie wiem, z jakieś osiem lat - odpowiedziałam niepewnie -Zaczęliśmy popadać w długi, on zaczął pić. Na początku mama sporadycznie dostała od niego, ale z czasem zdarzało się to coraz częściej. Jego nałóg się pogłębiał, rzadko kiedy był trzeźwy - prychnęłam -Później zaczął się na mnie także wyżywać. Z mamą kilka razy próbowałyśmy od niego uciec, ale za każdym razemm nie wiem jakim cudem, ale on nas złapał.
Zacisnęłam mocno pięści na jego koszulce starając się powstrzymać łzy.
-Dlatego taka jesteś? Dlatego nie pozwalasz nikomu się do ciebie zbliżyć? Ukrywasz to, że tańczysz? - zapytał po chwili.
-Tak - przytaknęłam cicho -Obiecałam sobie i jej, że nie pozwolę sobą pomiatać, nie pozwolę się tak skrzywdzić. Przez to stałam się taką wredną suką. A taniec jest moją słabą, wrażliwą stroną, o której nie chcę żeby się ktokolwiek dowiedział.
-Mimo, że o tym wiem obiecuję, że nikomu tego nie wyjawię.
-Dziękuję - uśmiechnęłam się pod nosem -Ona zawsze powtarzała, żebym nie popełniła takich błędów jak ona, bo we wszystkim byłyśmy identyczne i chciała, żebym chociaż w tym jednym się od niej różniła. Ona mnie zaprowadziła na pierwsze zajęcia baletu, bo chciałam tak samo jak ona tańczyć. To po niej odziedziczyłam mój pierwszy motor i to ona zaraziła mnie pasją do nich - wyznałam z delikatnym uśmiechem powracając do tych miłych wspomnień.
-Pewnie tak piękna też jesteś po niej? - powiedział Charlie na rozluźnienie atmosfery, a ja mimowolnie zachichotałam.
-Ona była piękną kobietą - uśmiechnęłam się smutno.
-Tak samo jak i ty.
-Dziękuje - uśmiechnęłam się delikatnie.
-A co z twoim ojcem? -zapytał chłopak powracając do wcześniejszego tematu.
-On nie zasługuję na miano ojca, jest dla mnie jest obcym człowiekiem, którego nie chce znać - powiedziałam z odrazą -Ten człowiek siedzi w więzieniu. Jest skazany na dożywocie.
****
-Chcę pojechać z tobą - powiedział stanowczo chłopak.
-Charlie, to nie tak, że nie chcę cię zabrać na wyścigi, ale to raczej nie twoje klimaty - odpowedziałam delikatnie.
-Niby dlaczego?
-Zrobiłeś kiedyś coś złego, nielegalnego?
-No... Kiedyś opuściłem dzień szkolny chociaż nie byłem chory - uśmiechnął się szeroko.
Spojrzałam na niego z miną "serio?".
-No dobra, nie zrobiłem nic złego - przyznał widząc mój wyraz twarzy.
-No właśnie. Ty należysz bardziej do tych grzecznych chłopców, a to są nielegalne wyścigi.
-Dobra, jak nie chcesz żebym tam był to niech tak będzie - fuknął i zaczął iść w stronę swojego domu.
-Charlie, to nie tak! - krzyknęłam za nim.
-Przecież rozumiem! - odkrzyknął, a w jego głosie słychać było poddenerwowanie.
Westchnęłam głośno i założyłam na głowę kask. Była już prawie północ, więc musiałam się pospieszyć, żeby zdążyć na wyścigi.
****
Jechałam jako pierwsza. Czułam, że tuż za mną jest Noah, ale wiedziałam, że wygraną mam już w kieszeni. Chłopak nagle przyspieszył i jechaliśmy prawie na równi. Ja także dodałam gazu, aż do samej mety cały czas wyprzedzaliśmy się o dosłownie milimetry. Po przekroczeniu mety zgasiłam motor i spojrzałam na Maxa, który miał ogłosić wyniki. Chłopak wyglądał na zdezorientowanego i zmieszanego.
-Chyba mamy remis! - krzyknął Max bez entuzjazmu.
Zdjęłam kask i rzuciłam go gdzieś na ziemie, po czym zeskoczyłam z motoru.
-Jak to remis?!
-Przejechaliście w tym samym czasie mete - Max wzruszył ramionami posyłając mi przepraszające spojrzenie.
-Chyba księżniczka nie będzie już królową - odezwał się Noah, który znalazł się tuż obok mnie.
-Możesz pomarzyć - prychnęłam -To, że jest remis nie oznacza, że mnie pokonałeś!
-Ale to chyba znaczy, że nie jesteś tu jedyną mistrzynią - uśmiechnął się głupkowato.
-O nie, idioto - pokręciłam głową na boki -Nie odbierzesz mi mojego tytułu i ja na pewno się nim nie podzielę z tobą.
-Chyba będziesz musiała - chłopak zbliżył się do mnie tak, że stykaliśmy się wręcz klatkami piersiowymi. Jako, że był wyższy ode mnie musiałam zadrzeć głowę do góry.
Już miałam mu coś odpowiedzieć, ale między nas wcisnął się Max.
-Proponuje rewanż! - krzyknął -Przyszły piątek o tej samej godzinie.
-Zgoda - powiedziałam patrząc gniewnie w oczy mojego rywala.
-Zgadzam się, ale nie myśl sobie, że ze mną wygrasz księżniczko - puścił do mnie oczko uśmiechając się cwaniacko.
Zacisnęłam pięści i już chciałam mu nawrzucać, gdy usłyszałam jakieś krzyki.
-Co taka ciota tu robi?!
-Pewnie kapuś! Zaraz gliny na nas naśle!
Zdezorientowana rozejrzałam się dookoła. Dostrzegłam grupę mężczyzn otaczającą kogoś. Coś kazało mi tam pójść i tak też zrobiłam.
-Co tu się dzieje? - zapytałam ostro.
Mężczyźni się odsunęli żebym mogła przejść. Zobaczyłam chłopaka przyciśniętego do asfaltu przez jednego z chłopaków. Przyjrzałam mu się dokładniej i zorientowałam się, że jest to Charlie. Mój poziom wkurzenia jeszcze bardziej wzrósł.
-Puść go TJ! - powiedziałam zbliżając się do nich.
-O! Queen przyszła się tobą zająć - zaśmiał się puszczając go.
-Odpieprzcie się od niego - warknęłam.
-Od kiedy chronisz takich ciot? - prychnął.
-Od momentu, w którym przestałam oceniać ludzi po tym jak wyglądają - odpowiedziałam ostro.
Mężczyźni się rozeszli, a ja spojrzałam groźnie na Charliego, który w tym czasie zdążył już się podnieść.
-Co ty tutaj robisz? - warknęłam.
-Chciałem zobaczyć jak jeździsz - odpowiedział wzruszając ramionami.
-Mówiłam ci, że byś tu nie przychodził, to nie jest miejsce dla ciebie - powiedziałam wściekle.
-Ale ja nie muszę się ciebie słuchać.
-A co by się stało jakby się nie pojawiła?
-Nie potrzebuje, żebyś była moim ochroniarzem - odpowiedział trochę wkurzony.
-Jakoś to tak nie wygląda.
Chłopak prychnął i pokiwał głową na boki, po czym odwrócił się na pięcie i zaczął podążać w jakimś kierunku.
-Gdzie ty się wybierasz?! - krzyknęłam za nim.
-Z dala od tego "niebezpiecznego" miejsca! - odkrzyknął nawet się nie odwracając.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top